Nowa wiedza i umiejętności, także te osiągnięte w nietypowy sposób, czynią pracownika atrakcyjniejszym dla jego potencjalnych pracodawców. Żeby jednak te przewagi wykorzystać, należałoby zamienić je w kwalifikacje, tzn. formalnie potwierdzić. Dlatego dziś w Europie bardzo wiele mówi się o potwierdzaniu (tzw. walidacji) kompetencji zdobytych poza formalnymi systemami kształcenia. Na pierwszy rzut oka wygląda to na utopijny projekt poświadczania dyplomami wszystkiego. Praktyka nadaje jednak temu procesowi rozsądne ramy. Żeby wydanie dyplomu lub certyfikatu miało sens, muszą być spełnione co najmniej dwa warunki: po pierwsze, powinni być chętni, by taki dyplom zdobyć, a po drugie, muszą istnieć pracodawcy, zainteresowani uznaniem jego wartości.
Z prof. Zbigniewem Marciniakiem, podsekretarzem stanu w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego, rozmawia Marcin Zbyszewski – str. 30-32
czytaj »Chciałbym powiedzieć parę zdań o tych profesorach, którzy albo w ogóle nie mają takich wakacji, jakie miewają tzw. zwykli ludzie, albo też starają się ich unikać jak tylko można; a gdy już im się to nie uda, z zegarkiem w ręku odmierzają czas, który pozostał do ich zakończenia. Nie jest to zabawne – zwłaszcza dla ich bliskich, którzy przecież mają prawo do normalnego życia, w tym normalnych wakacji. Niewiele jednak można na to poradzić w sytuacji, gdy ma się w rodzinie profesora - bez żadnego cudzysłowu, ale z ambitnymi planami badawczymi i znaczącymi dokonaniami naukowymi – pisze prof. Zbigniew Drozdowicz w artykule Profesorskie „wakacje”.
Uczeni różnych specjalności, pełniący w środowisku akademickim najrozmaitsze funkcje, odpowiedzieli na naszą ankietę dotyczącą ich letniego wypoczynku – str. 40-48
czytaj »Habilitację obroniłem w 1969 r. (...). Natomiast moje starania o tytuł profesora trwały ponad 12 lat, wszystko rozbijało się o brak wykształcenia w Polsce chociażby jednego doktora. Wiadomo, że w uczelniach na studiach doktoranckich „produkuje” się doktorów „taśmowo”, takich możliwości w instytutach nie ma. Muszę przyznać, że miałem pecha, ponieważ moi potencjalni studenci, wbrew mojej woli, byli zawłaszczani przez innych. Dopiero w 1979 r., jako jedyny specjalista w Polsce od małży rodzaju Pisidium , miałem okazję być promotorem rozprawy doktorskiej (...). I dzięki temu w roku 1981 otrzymałem tytuł naukowy profesora nadzwyczajnego. Tytuł profesora zwyczajnego otrzymałem dopiero w 1990 r. po ukończeniu 65. roku życia, na co wpłynęły stosunki panujące w naszym instytucie.
Prof. Leszek Berger opisuje meandry kariery w dziedzinie, w której brak krajowych specjalistów – str. 56-58
czytaj »Wiele autorytetów zwraca uwagę na erozję zaufania społecznego do nauki i jej wiarygodności, co powoduje konflikty interesów z tym związane. Jest to szczególnie istotne w naszym kraju, gdzie, moim zdaniem, problematyka konfliktów interesów w nauce nie została należycie uregulowana. Ciągle zajmujemy się problemem wieloetatowości, a z niezrozumiałych dla mnie powodów pomija się sprawę pełnej swobody wobec nieujętych formami etatowymi dodatkowych zaangażowań finansowych, często lukratywnych i nieproporcjonalnych do uposażenia etatowego. Prowadzi to do takich absurdów, że np. dodatkowe zatrudnienie etatowe za 1500 zł /mies. może być uznane za niezgodne z przepisami, zaś na przykład praca w radach nadzorczych instytucji o charakterze for profit jest dozwolona...
Z prof. Andrzejem Górskim, lekarzem zajmującym się zagadnieniami etyki w nauce, wiceprezesem PAN, rozmawia Magdalena Bajer – str. 70-72
czytaj »„Forum Akademickie” jest finansowane w ramach umowy 933/P-DUN/2017 ze środków Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego na działalność upowszechniającą naukę.
ARCHIWUM