Kobieta jest doprawdy człowiekiem…

Czytać książkę w zapamiętaniu, zaniechać dla niej teraźniejszości, żyć atmosferą niegdysiejszych dni i zakochiwać się coraz mocniej w bohaterkach, które pragnęłoby się znać – oto czego można się spodziewać po lekturze książki Sławomira Kopra. Jej tematem jest życie prywatne wpływowych kobiet okresu międzywojennego. Ich działalności zawodowej autor poświęca niewiele miejsca, i tylko wówczas, gdy jest to konieczne, aby zrozumieć prywatną biografię.

Opisuje m.in. życie Zofii Nałkowskiej, która dowodziła – wygłaszając na zjeździe kobiet prowokacyjny, jak na ówczesne standardy, referat – „że kobieta jest doprawdy człowiekiem”. Nie marzyła o małżeństwie, nie wierzyła też, że prawdziwa miłość przychodzi dopiero po ślubie. Nie chciała się wiązać; przysięga kościelna była dla niej kłamstwem, oczekiwała wyłącznie uczucia. Zazdrościła mężczyznom zwierzęcej miłości, szalonych orgii, które dla kobiety są przejściem Rubikonu, a dla mężczyzn – fragmentem życia. Śledziła z zainteresowaniem losy Marii Komornickiej. Uznała za doskonały jej pomysł, by poślubić mężczyznę i porzucić go, aby w ten sposób odzyskać wolność. Nie naruszało to konwenansów epoki, w której stara panna traktowana była jak coś gorszego.

Losy Komornickiej Koper ukazuje z kolei jako film grozy, a co gorsza bez happy endu. Maria Komornicka – młodsza o pokolenie od Orzeszkowej i Konopnickiej – już jako szesnastolatka debiutowała na łamach „Gazety Warszawskiej”. Od wczesnej młodości głosiła odważne poglądy na temat roli kobiet w społeczeństwie. Z czasem pojawiły się też problemy z określeniem własnej seksualności. Komornicka ścięła krótko włosy, spaliła damskie stroje i poleciła wyrwać sobie wszystkie zęby, aby uzyskać szczupły, męski kształt twarzy. Zupełnie nie potrafiła odnaleźć się w kulturze, w której tylko z powodu płci była właściwie podczłowiekiem. Od tej pory miała żyć jako Piotr Odmieniec Włast.

Koper doskonale odmalowuje również portret muzy Boya. Związek Ireny Krzywickiej i Żeleńskiego nie był zwykłym romansem – stanowił wzajemną inspirację i więź intelektualną. Krzywicka była pierwszą w Polsce publikującą feministką nowego typu. Odkrywała np. przed „samcami” tajemnice związane z fizjologią kobiety. Przyznawała, że każdego miesiąca „kobieta naprawdę choruje” i to tak poważnie, że „bliższa jest pacjentowi Tworek niż normalnemu człowiekowi”. Publicystyka Krzywickiej była spojrzeniem kobiety, ale kobiety walczącej o swoje prawa. A trzeba przyznać, że miała z kim i czym walczyć. Została uznana przez tradycjonalistów za czołową przedstawicielkę „boyszewizmu”, propagującego model „życia ułatwionego”. I rzeczywiście Krzywicka w kwestiach małżeńskich głosiła poglądy zbliżone do Boya. Oboje popierali model małżeństwa koleżeńskiego, i oboje w takich związkach funkcjonowali. Żeleńscy żyli pod wspólnym dachem, ale prowadzili całkowicie niezależne życie erotyczne i uczuciowe. Mimo to Zofia Żeleńska była zawsze pierwszą recenzentką przekładów, artykułów i esejów męża.

Według podobnego wzoru żyli również Witkiewiczowie. Małżeństwo Jadwigi Ungung z artystą-geniuszem należało do ekstremalnych wyzwań. Witkacy nigdy nie był wierny Jadwidze, mieszkali oddzielnie, a decydując się na samobójstwo, uczynił to w towarzystwie innej kobiety. Jednak w listach do żony zapewniał, że „żyje dla niej, bo ona jedyna naprawdę go rozumie”.

Niepowtarzalne czasy, intrygujące kobiety, fascynująca książka…

Małgorzata Pawełczyk

Sławomir Koper, Wpływowe kobiety drugiej Rzeczypospolitej , WYDAWNICTWO BELLONA, Warszawa 2011.