Kapelusz pana Mustafy
Spróbujcie powiedzieć szeptem gürültülü. Czujecie łaskotanie w kącikach ust? A może dacie radę z tym wyrazem: muvafakatlandiriveremeyeceklerimizdenmişcesine? Mam nadzieję, że nie poddaliście się bez walki. To dobra wprawka lingwistyczna, aby rozpocząć podróż po Stambule, w którą zabiera nas Kai Strittmatter, autor książki Stambuł. Gdzie Europa spotyka Azję.
Dzięki poetyckiej narracji twórcy, w której prym wiodą wizje kolorysty zachwyconego odcieniami lazuru, jasnoniebieskiego, turkusowego, srebrnego, ultramaryny, a także błękitu księżyca, ołowianego, nefrytowego, purpurowego czy wreszcie granatowego, Stambuł zamiesza czytelnikom w głowach, otwierając ich zmysły na całkiem nowe i nieoczekiwane doznania.
Ogłoszenie przez berlińskie czasopismo kulturalne „Kulturaustausch”, że konkurs na najpiękniejsze słowo świata wygrało tureckie yakamoz, oznaczające „fenomen połyskiwania morza, kiedy nagle w nocy morze zaczyna świecić, raz mlecznie biało, raz zielono, raz niebiesko”, wywołało niemałe zdziwienie. Bo jak połączyć stereotyp typowego Turka, czyli faceta w skórzanej kurtce z solidnym wąsem zachwalającego świeżo wyprodukowany kebab, z tak wyrafinowanym klimatem panującym w tym kraju?
Strittmatter, proponując rodzaj przewodnika po mieście, ale nie klasycznego, z podziałem na rzeczy warte obejrzenia i znaczące zabytki, lecz na wrażenia, emocje i odczucia towarzyszące przebywaniu i wchłanianiu atmosfery dawnego Konstantynopola, znacząco przyczynia się do obalania krzywdzących Turcję schematów.
Przechadzając się z autorem po mieście, nie tylko dotykamy starych murów i wspominamy czasy początku Bizancjum, lecz również poznajemy Turcję współczesną, której Stambuł jest emanacją, z jej wszystkimi zaletami i wadami, choć te ostatnie są traktowane przez pisarza jako niezbyt istotny dodatek. Cóż bowiem znaczą ogromne korki, ofiary strzelania na wiwat ostrą amunicją czy wszechobecna biurokracja przy tureckim zamiłowaniu do liryczności, nie tylko w wykonaniu najsłynniejszego ich wieszcza Mevlany, ale choćby w restauracyjnym menu, w którym faszerowane bakłażany przybierają szaty poetyckiej potrawy pod nazwą „Imam popadł w omdlenie”.
Wszyscy znają turecką namiętność do kawy. Obecnie w niektórych kawiarniach można zamówić za niewielką dopłatą usługę parzenia tego napoju z jednoczesnym wróżeniem z pozostałych w filiżance fusów. Ale kto wie, że równą atencją cieszy się w stambulskich restauracjach herbata, z którą prawdopodobnie zaznajomili Anatolijczyków Rosjanie. Dziś ten gorący napar Turcy najbardziej lubią pić w kolorze czerwonym, podawany w szklankach w formie kwiatu tulipana (przy okazji Strittmatter zdradza czytelnikom sekret, że świat zawdzięcza Lale, czyli tulipana, właśnie Osmanom, a nie, jak się powszechnie sądzi, Holendrom), dostarczany przez fachowo wyposażonego çayci, a tenże „nie tylko gotuje herbatę – to także służący i posłaniec szczęścia w jednym, alchemik, który z wody i liści herbacianych przyrządza płynne złoto”.
Rewolucja w Turcji nie zaczęła się jednak ani od poezji, ani od jedzenia czy picia, lecz objawiła się pod postacią kapelusza. Ustawa o noszeniu kapeluszy została uchwalona przez parlament w 1925 roku i pozostaje w mocy do dzisiaj. Prezydent Mustafa Kemal zwany Atatürkiem, czyli ojcem Turków, w ten sposób wprowadził nowoczesność do Turcji, zastępując staromodny według niego fez i turban postępowym nakryciem głowy, dając tym samym świadectwo nadchodzącej laicyzacji kraju.
Plotki głoszą, że właśnie w Stambule w hotelu Pera Palace Agata Christie napisała słynne Morderstwo w Orient Expressie , a znana kobieta szpieg Mata Hari tutaj sprzedawała swoje tajemnice. Po tym, jak Kai Strittmatter opisuje Stambuł, uwierzyć można we wszystko.
Aneta Zawadzka
Kai STRITTMATTER, Stambuł. Gdzie Europa spotyka Azję , tłum. Viktor Grotowicz, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2014.