Geneza uniwersyteckiej potęgi
Na fenomen amerykańskich uczelni można spojrzeć wielorako. Jakąkolwiek perspektywę obrać jednak za azymut rozważań – czy to będą metody nauczania, wyniki badań, czy ilość publikacji – bez uwzględnienia korzeni systemu spod znaku Stars and Stripes żadna nie będzie w pełni oddawała jego istoty. Jest w tym tyleż szacunku do tradycji, co przekonania o trwałości rozwiązań, które stanowią klucz do zrozumienia współczesnego ładu akademickiego za oceanem. Dość powiedzieć, że uczelnie powstałe jeszcze w czasach kolonialnych nadal działają i należą do najbardziej prestiżowych. To właśnie Harvard, College William and Mary, Yale, King’s College czy Dartmouth – zasadniczo różniące się stopniem zależności od władz kolonii, a tym samym poziomem kontroli, do tego odmiennie zorganizowane, wreszcie finansowane każda na swój sposób – były bazą doświadczeń, na której ów system zbudowano.
Kto wie, jak by on dziś wyglądał, gdyby żarliwe dysputy prowadzone w cieniu ostrej konfrontacji Północy z Południem potoczyły się w innym kierunku. Najpierw o to, na ile zdobywanie wiedzy jest dobrem prywatnym, a na ile publicznym i – co za tym idzie – jak duża, o ile w ogóle, ma być w tym procesie ingerencja państwa. Potem o niezrealizowanej w końcu idei Narodowego Uniwersytetu Stanów Zjednoczonych – uczelni federalnej, mającej w założeniach stanowić przeciwwagę dla szkół stanowych i lokalnych. W dalszej kolejności o praktyczności procesu kształcenia. Ta ostatnia kwestia całkowicie wywróciła porządek zastany przez Ojców Założycieli. Już nie edukacja zestawiona z religią i moralnością, lecz metody uprawy roli, hodowli zwierząt i mechaniki miały w pierwszym rzędzie prowadzić do rozwoju ekonomicznego. „O ile przed 1862 rokiem szkolnictwo wyższe było postrzegane jako etap edukacji dla elit intelektualnych i finansowych, o tyle utworzenie publicznych stanowych uczelni, mających kształcić dzieci farmerów oraz ludzi pracujących, nie miało precedensu” – pisze Radosław Rybkowski.
Jego publikacja jest pierwszą, która w tak obszernym zakresie traktuje o początkach szkolnictwa amerykańskiego. Autor nie tworzy własnej historii, daje po prostu „mówić dokumentom”: aktom prawnym, projektom ustaw, raportom, memoriałom przedstawianym w Kongresie. Przy okazji ich wnikliwej analizy pokazuje nieco od kulis mechanizmy rządzące ówczesną polityką, niełatwe okoliczności uchwalania wspomnianych aktów, burzliwe niekiedy spory wokół nich się toczące i ludzi – wizjonerów dalece wyprzedzających swoją epokę, jak choćby Justina Smitha Morrilla. Z tej palety wyłania się obraz szkolnictwa, które u progu nowej państwowości stało się budzącym żywe emocje składnikiem polityki, mimo że – w amerykańskim kontekście – wyjętym przecież z konstytucyjnych ram.
W zaprezentowanej przez Rybkowskiego przebogatej bibliografii kluczowe wydają się dwie ustawy, w niemałym stopniu konstytuujące tamtejszy system nauczania. Zarówno Land Grant Act, pozwalający zagospodarować ziemię pod budowę nowych uczelni, głównie agrotechnicznych, wraz z farmami eksperymentalnymi, jak i Hatch Act, umożliwiający z kolei ich coroczne wsparcie, uruchomiły federalne rezerwy – czy to gruntowe, czy finansowe – dla poprawienia dobrobytu stanów i ich obywateli. Dostrzeżono bowiem w kształceniu nie tylko wartość samą w sobie, ale i lekarstwo na słabą w tamtym czasie konkurencyjność USA w międzynarodowym środowisku. Właśnie wtedy, w drugiej połowie XIX wieku, poprawiła się radykalnie jakość szkolnictwa, zreformowano programy nauczania, a Stany Zjednoczone, patrzące dotąd z zazdrością na wyrosłe w dużej mierze z edukacyjnej podwaliny potęgi ekonomiczne, takie jak Francja, Rosja czy Niemcy, mogły zacząć poważnie myśleć o stawieniu im czoła.
Mariusz Karwowski
Radosław Rybkowski, Ziemią i pieniędzmi. Początki federalnej polityki wobec szkolnictwa wyższego w Stanach Zjednoczonych Ameryki 1787-1890 , Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2012, seria: Prace amerykanistyczne UJ.