Czytelnictwo jest wartością

Rozmowa z Dariuszem Jaworskim, dyrektorem Instytutu Książki

Jakimi projektami może się pochwalić Instytut Książki w roku jubileuszu stulecia niepodległości? Wszyscy słyszeli o Narodowym Czytaniu…

Zarządzając programami ministra kultury, m.in. Literatura, Promocja czytelnictwa, Partnerstwo dla książki, Instytut Książki „wyłapuje” najciekawsze spośród składanych propozycji. Oprócz tego sami bierzemy udział w działaniach organizowanych w związku z rocznicą niepodległości. W tym roku bardziej intensywnie niż przedtem uczestniczyliśmy w Narodowym Czytaniu. Na Targi Książki we Frankfurcie, oprócz normalnego katalogu nowości, przygotowujemy katalog książek, które przedstawiają skomplikowany obraz naszej historii w sposób czytelny dla odbiorcy z zagranicy. Patronujemy różnym wydarzeniom, gdy ktoś się o to do nas zwraca, chociażby podczas targów staramy się pod szyldem „Niepodległa” organizować spotkania. Parę dni temu wróciłem z targów we Lwowie, gdzie zapraszaliśmy autorów nawiązujących do tematu niepodległości w bardzo różnych ujęciach. W tej chwili dobieramy pod tym kątem autorów na targi w Moskwie. Inny przykład: w metrze londyńskim pojawią się na jesieni przełożone na angielski cytaty z Mickiewicza, Herberta i Rymkiewicza w odpowiednim układzie graficznym. Cytaty z Herberta pojawią się też w metrze budapeszteńskim.

Cieszymy się z Bookera dla polskiej pisarki. Jak działa program translatorski IK, dzięki któremu powstał przekład Biegunów?

Coraz lepiej, co widać po statystykach. W ciągu ostatnich dwóch lat dużo się zmieniło w Instytucie: ludzie, filozofia działania, metodologia. Statystyki pokazują, że składanych wniosków o tłumaczenia literatury polskiej na obce języki jest więcej o pięćdziesiąt procent. Napływa ich znacznie ponad trzysta. Nieco wzrosła też kwota przeznaczona na sam program – teraz to ok. 3 mln złotych rocznie. Wydawnictwa zagraniczne składające wnioski w programie translatorskim mogły dotychczas otrzymać dotację na tłumaczenie, zakup licencji bądź praw autorskich oraz ilustracje, jeśli dotyczyło to literatury dziecięcej. Przed rokiem udało mi się przekonać ministerstwo, żebyśmy mogli dotować również druk. Zależy nam na tym, żeby polskie książki były tłumaczone na wiele języków, choć oczywiście szczególną uwagę kładziemy na cztery języki wiodące. Program translatorski obudowujemy innymi działaniami: finansowaniem tzw. sampli – próbek tłumaczeń poszczególnych książek. Na etapie pilotażowym znajduje się program Ambasadorów polskiej literatury. W wiodących obszarach językowych mamy „skautów” – to są nasi agenci, który otrzymują drobne wynagrodzenie, a następnie większe, jeżeli załatwią podpisanie umów na wydanie polskich książek w przekładach. Bowiem większość naszych autorów nie ma swoich agentów literackich. Do tego mamy jeszcze trzeci program – Kolegium Tłumaczy. Dysponujemy kilkoma dobrze wyposażonymi pokojami w Krakowie, gdzie zapraszamy na nasz koszt tłumaczy, którzy pracują tam nad przekładami. Zakupione przez nas mieszkanie po Tadeuszu Konwickim w Warszawie też będzie mogło pełnić taką funkcję.

Co roku organizujemy również seminaria dla wydawców, chcemy je mocno zintensyfikować. W tym roku było to seminarium dla około dwudziestu wydawców literatury dziecięcej z całego świata. Przekonujemy ich o tym, że literaturę polską warto wydawać i kojarzymy ich z polskimi wydawnictwami i tłumaczami. Co cztery lata są organizowane kongresy tłumaczy. To wszystko zespół naczyń połączonych, powiązany z naszą obecnością na targach książki.

Powiem o jeszcze jednej rzeczy, programie Półka polska realizowanym we współpracy z Ambasadą Polską w Londynie oraz Instytutem Polskim. Rzecz polega na tym, że te podmioty zakupiły polskie książki i książki autorów brytyjskich o Polsce, a brytyjskie biblioteki włączają te pozycje do swoich księgozbiorów, informując jednocześnie o tym swoją publiczność i zapraszając polskich autorów na spotkania.

Jaki jest związek Instytutu Książki z siecią bibliotek wojewódzkich w kraju?

Zapraszamy je do uczestnictwa w naszych projektach związanych z bibliotekami. Na przykład prowadziliśmy cykl seminariów Biblioteka nova – o nowych trendach w architekturze, urządzeniu przestrzeni bibliotecznej. Biblioteki wojewódzkie podlegają jurysdykcji samorządowej i Bibliotece Narodowej. My nie możemy tu za głęboko wchodzić, żeby się nie dublować z zadaniami innej narodowej instytucji kultury, jaką jest Biblioteka Narodowa.

Prowadzimy program rządowy związany z infrastrukturą bibliotek, którego wartość przez pięć lat wynosiła co roku 30 mln złotych. To są środki na budowę, przebudowę albo rozbudowę bibliotek w małych gminach i miejscowościach.

Przy bibliotekach publicznych działają Dyskusyjne Kluby Książki. Za czasów poprzedniego rządu miały one centralnie narzuconą listę autorów do zapraszania na spotkania, do której biblioteka wojewódzka mogła dopisać lokalnych autorów. Jak jest teraz?

Jeżeli tak było, to sam jestem zdumiony. Zrezygnowaliśmy z sugestii, jakie książki się czytać powinno. Natomiast ciekawe są wnioski osoby prowadzącej u nas DKK na temat płci czy wieku uczestników klubów. Zrobiliśmy też ranking autorów zapraszanych na spotkania. W pierwszej piętnastce pojawiają się nazwiska, które – może wstyd przyznać – niewiele nam mówiły, i które w większości nie należą do „polskiego Parnasu”.

No właśnie. Jako autor kilku powieści interesowałem się parę lat temu takim problemem: jak sprawić, żeby czytelnicy dowiedzieli się o istnieniu moich książek? To problem autorów wydających w małych oficynach, które są wypierane z rynku przez koncerny wydawniczo-medialne, a mimo to starają się ryzykować wydaniem mało znanego autora. Co może dla nich zrobić IK?

Instytut Książki im pomaga, program Literatura jest przewidziany właśnie dla książek niekomercyjnych, które mają kłopot z ukazaniem się. Mniejszy nacisk kładziemy na literaturę, która jest w stanie sama dobrze się sprzedać. Dlatego też czasem bolą nas zarzuty, że przestaliśmy kogoś promować. Jeśli ta osoba była przez wiele lat promowana przez Instytut i zdobyła swoją pozycję, to jest w stanie sama sobie poradzić. A wydawca, trudno, musi ponieść pewne koszty związane z promocją kolejnych książek tego autora.

Oferta małych wydawnictw to dziś swoisty „drugi obieg”. Żeby się dostać na targi książki, wydawcy organizują się w grupy. Chodzi mi tu o ambitne oficyny, nie wydawców na zlecenie, którzy nawet nie redagują tekstów. Jak IK wspomaga te ambitne firmy?

Wraz z Polską Izbą Książki przeznaczyliśmy środki na zorganizowanie wspólnego stoiska dla małych wydawnictw, których nie stać na to, żeby się samodzielnie pojawić na targach książki. Po raz pierwszy zaistniało to na targach warszawskich, teraz będzie na krakowskich. Mamy świadomość, że tych działań jest trochę za mało. Pomoc można uzyskać także poprzez dofinansowanie do danej książki w programie Literatura. Działania wspomagające mają też inne programy, np. program Promocja literatury. A z kolei w programie Partnerstwo dla książki nacisk jest położony na wsparcie rynku księgarskiego.

Na czym to polega?

Jeśli księgarze organizują np. Weekend Księgarń Kameralnych i, żeby przyciągnąć czytelników, zapraszają autorów książek, wspieramy to.

Czy są jakieś nowe pomysły po upadku projektu ustawy o stałej cenie książki?

Z ostatnich głosów, które dotarły do mnie z ministerstwa, wynika, że cały czas ta kwestia jest analizowana. Nic więcej na tym etapie nie mogę teraz powiedzieć.

Czy IK nie myśli o powołaniu krajowej nagrody literackiej z prawdziwego zdarzenia, promującej dokonania artystyczne, a nie lansującej autorów jednej czy drugiej stajni, jak to jest obecnie? Nagrody przełamującej bariery pozamykanych środowisk?

Zgadzam się z tym, że nagrody mają w dużej mierze charakter środowiskowy, choć pewnie każdy podmiot, który zarządza daną nagrodą, oburzy się na takie stwierdzenie. Ale fakty raczej to pokazują. Myśmy mieli podobne spojrzenie, nawet złożyliśmy do ministerstwa wstępny projekt wciągnięcia różnych podmiotów jako mecenasów krajowej nagrody literackiej. Byłoby to obudowane działaniami przygotowującymi do tej nagrody, a potem promocją nagrodzonego autora w kraju i za granicą. Nagroda miałaby oczywiście charakter pieniężny. Te propozycje nie spotkały się z akceptacją. Argumenty można uznać za sensowne, co wcale nie oznacza, że nie powrócimy do tego pomysłu.

Czy IK dostrzega upadek krytyki literackiej? A może by tak zaproponować i sfinansować jakiś program prowadzący do połączenia sił ambitnych, niezależnych krytyków? Może w ten sposób udałoby się zarysować rzetelne hierarchie, powracając do uczciwych kryteriów porzuconych przez recenzentów z koncernów medialno-wydawniczych?

Jeszcze całkiem niedawno myśleliśmy o tym, choć zrobienie programu wiąże się nie tylko z pomysłem, również z pieniędzmi. Pieniądze potrzebne są na zatrudnienie osób, bo naszymi siłami tego nie zrealizujemy, na wypracowanie sensownej formuły i regulaminu, wreszcie na realizację. Z tego, co wiem, to ma być jeden z przedmiotów działań zapowiadanej przez premiera Glińskiego nowej instytucji, Instytutu Literatury.

Może nośnikiem dla nowej krytyki stać by się mogły czasopisma patronackie w na nowo pojętej roli?

Czasopisma te mają charakter autonomiczny, my jesteśmy wydawcą, natomiast nie ingerujemy w ich treść.

Ile osób zatrudnia IK?

Mamy łącznie około sto dwadzieścia etatów, przy czym ponad siedemdziesiąt z nich to etaty w czasopismach patronackich – „Nowych Książkach”, „Twórczości”, „Odrze”, „Akcencie” i innych. Pozostaje około 50 pracowników, w tym cała administracja, dwa sekretariaty – w Warszawie i Krakowie, pracownicy, którzy zajmują się przyjmowaniem i rozliczaniem wniosków w programach: rządowym, ministra kultury i kilku własnych. Do tego dochodzi dział informatyczny, zawiadujący programem Mak+. Merytorycznych pracowników działów krajowego i zagranicznego mam kilkunastu. To naprawdę wąska grupa osób.

Jaki wpływ ma Instytut Książki na sytuację książki w Polsce?

Gdybym miał algorytm, według którego umiałbym to wyliczyć, byłbym najszczęśliwszym człowiekiem. Wierzę w to, że ten wpływ jest, problem w tym, jak go mierzyć. Czy dzięki działaniom IK poprawia się sytuacja książki w Polsce, przez książkę rozumiejąc coś więcej niż przedmiot, jakim jest książka? Czy nasze działania opóźniają postępującą erozję? Nie umiem tego do końca określić. Jestem mocno zdystansowany do metodologii badań czytelnictwa, nad zmianą których pracuje od pewnego czasu zespół powołany przez Ministerstwo Kultury. Ale, jeśli trzymać się wyników badań realizowanych przez Bibliotekę Narodową, to trzeba powiedzieć, że przez ostatnie dwa lata trend spadkowy się zatrzymał. Jeden procent to oczywiście poziom błędu statystycznego, więc nie jestem hurraoptymistą, natomiast lepiej, gdy wskaźnik rośnie niż gdy maleje. Zobaczymy, co pokaże przyszły rok. Wierzę w to, że wszystkie nasze prace mają sens. Cały czas próbujemy nowych działań, wprowadzamy nowe obszary. Oczywiście przydałoby się więcej pieniędzy, ale to nie tylko kwestia pieniędzy. To kwestia przekonania tych grup społecznych, które nie uważają książki i czytelnictwa za wartość, do tego, że to jest wartość.

Rozmawiał Grzegorz Filip