Czy książki popularnonaukowe są dziś potrzebne?

Marcin Lutomierski

Odpowiedź na pytanie o sens wydawania książek popularnonaukowych wbrew pozorom jest złożona i nieoczywista.

Popularyzacja

Książka popularnonaukowa stanowi jeden z elementów procesu popularyzacji nauki i wyników badań naukowych. Popularyzacja jest masowym przekazywaniem wiedzy teoretycznej i umiejętności praktycznych do celów poznawczych, nie zaś badawczych. To może być jedną z przyczyn dystansu części środowiska naukowego do rzeczonego zjawiska. Niektórzy uczeni wolą bowiem upowszechniać wyniki swoich badań tylko w wypowiedziach naukowych, nie uwzględniając odbiorcy nieprofesjonalnego.

Dziś wiedza ze świata nauki może przenikać (jak często przenika – to już inna sprawa) do szerokiej publiczności za pośrednictwem różnych mediów oraz wydarzeń typu festiwale nauki, podczas których prym wiodą pokazy i warsztaty. Książka jako medium dawne przegrywa w tej konkurencji o uwagę odbiorcy. Z ustaleń m.in. Katarzyny Pietruszewskiej wynika, że wiedzę naukową Polacy najczęściej (63%) czerpią z programów edukacyjnych, rzadziej zaś z wykładów otwartych, festiwali czy pikników naukowych oraz innych form (Upowszechnianie nauki – czego Polacy oczekują od naukowców i popularyzatorów , „Nauka” 2006, nr 4). Znikoma popularność książki w tym obszarze wpisuje się – niestety – w trwałą tendencję niskiego poziomu czytelnictwa książek. Czy odbiorców książek popularnonaukowych nie jest zbyt mało, żeby tego typu piśmiennictwo mogło się rozwijać?

Rynek wydawniczy

Spójrzmy teraz na produkcję wydawniczą publikacji książkowych w ostatnich latach i spróbujmy wskazać miejsce tych o charakterze popularnonaukowym. Otóż z danych Biblioteki Narodowej w Warszawie (Ruch wydawniczy w liczbach ) oraz Biblioteki Analiz (Rynek książki w Polsce ) wynika, że w ostatnich latach każdego roku ukazuje się w Polsce trzydzieści kilka tysięcy tytułów książkowych i liczba ta wciąż wzrasta. Znaczną część rynku stanowią publikacje stricte naukowe (monografie i rozprawy), których ukazuje się obecnie prawie 12 tysięcy (w 2012 r. było ich aż ok. 15 tys.). W ubiegłym roku Biblioteka Narodowa odnotowała blisko 2200 książek popularnonaukowych (od lat jest raczej podobnie). Jak czytamy w najnowszym raporcie: „największy dział tematyczny piśmiennictwa popularnonaukowego to od lat historia i biografie, a przewaga książek o tej tematyce nad dziełami dotyczącymi innych dziedzin wiedzy stale rośnie” (Ruch… 2016 , s. 15). Warto zaznaczyć, że tylko 3,5% takich tytułów publikują wydawnictwa uczelniane.

Przy okazji rodzi się pytanie o autorstwo książek popularnonaukowych. Można by kiedyś zbadać, jaki procent autorów stanowią np. badacze akademiccy, regionaliści, dziennikarze czy publicyści.

Nadmiar

Z różnych przyczyn w Polsce i na świecie wydaje się tak wiele publikacji naukowych, że tylko zainteresowani wąskim zakresem wiedzy badacze są w stanie śledzić nowości, zdobywać je i czytać. Oprócz tego za sprawą Internetu, a także publikacji drukowanych upowszechnia się ogromną liczbę informacji (różnej jakości) niemal na każdy temat. I to często za darmo lub za niewielką opłatą.

Czy wobec tego jest jeszcze sens wydawania pieniędzy na książki popularnonaukowe? Czym taka publikacja miałaby się wyróżniać na tle innych o tej samej tematyce? Myślę, że w relacji do tytułów popularnych, których autorami na ogół nie są znawcy, książki popularnonaukowe powinny się charakteryzować merytorycznością, a w zestawieniu z pracami naukowymi – syntetycznością treści i przystępnością stylu.

„Język giętki”

Przypomnijmy, że istota popularyzacji to nie tylko udostępnianie, ale i uprzystępnianie wiedzy, a przy okazji również swoista promocja nauki jako idei mającej bezpośrednie przełożenie na praktykę. „Pracując w PAN – mówi prof. Lena Kolarska-Bobińska – zawsze uważałam, że kiedy napiszę jeden artykuł do ważnego czasopisma naukowego – takiego z najwyższej półki – to potem powinnam krótko i treściwie przekazać to samo w popularnych magazynach. Opowiadanie zawsze było moją pasją. To mnie zresztą nauczyło mówienia prostym językiem” (http://naukawpolsce.pap.pl; 24.10.2014).

Uprzystępnianie wiedzy naukowej i rozbudzenie zainteresowania nauką często łatwiej przychodzi tym autorom, którzy nie są badaczami, choć specjalizują się w określonej tematyce. Mowa tu o dziennikarzach naukowych, którzy nie są u nas doceniani, i których nie bardzo ma kto kształcić. Jak zauważa red. Szymon Zdziebłowski, „braki warsztatowe są na tym polu spore. Gdy w zachodniej Europie i USA normalne są studia z zakresu Science Communication, czyli metod stosowanych do propagowania wyników prac naukowców, u nas, mimo kilku prób, takich kursów po prostu brak. Wynika to zapewne również z tego, że jak wszędzie, tak również w mediach, są spore cięcia. Więc na odstrzał idą działy naukowe (uważane za prestiżowe, ale ponoć nie generują przychodu). Dlatego „komunikatorzy wiedzy” w gazetach czy TV nie znajdą zatrudnienia” (http://www.naukawpolsce.pap.pl; 25.11.2011).

Misja?

Czy książki popularnonaukowe są dziś w Polsce potrzebne? Sądzę, że mimo niskiego poziomu czytelnictwa wśród młodzieży i dorosłych oraz mimo braku punktacji za te tytuły w ocenie dorobku naukowego pracownika dobra książka popularnonaukowa wciąż ma rację bytu. Jest tylko niedoceniana i za słabo promowana. Mogłaby – a nawet powinna – ukazywać się częściej, żeby przeciwstawiać się książce brykowej – niekompetentnej, upowszechniającej wiedzę potoczną i nieaktualną – oraz tej książce publicystycznej, która udaje publikację o charakterze edukacyjnym czy naukowym, ignorując zarazem wyniki naukowych dociekań.

Książka popularnonaukowa jest więc zadaniem i jednocześnie nie lada wyzwaniem zarówno dla badaczy, jak i dziennikarzy, a także – wydawców. Wszyscy oni ponoszą bowiem ryzyko niewielkiego zainteresowania tą cenną przecież publikacją.

 

 

 

Dr Marcin Lutomierski, filolog polski, pracownik wydawnictwa, dydaktyk akademicki