Co z nami będzie?
O polskim czytelniku w kontekście projektu ustawy o jednolitej cenie książki
Polski rynek książki osłabia nie tyle cena, ile malejąca potrzeba korzystania z tego od wieków i nadal wiarygodnego, sprawdzonego źródła wiedzy, inspiratora przemian, nośnika wartości duchowych i językowego piękna. Książka nie jest łatwym medium, wymaga czasu, zaangażowania, wiedzy, estetycznego wyrobienia; kształtuje poprzez wysiłek, prowadzi po stopniach nauki i kultury, wynagradzając trud poznania coraz szerszymi horyzontami świadomości. Jest dla ducha i umysłu tym, czym dobrze uprawiana dyscyplina sportu dla ciała. Jednak w świecie promującym szybkość, łatwość i przyjemność, epatującym rozemocjonowanym obrazem książka traci walor masowego przekaźnika treści, wypierana z ludzkich zasobów czasu i uwagi głównie przez internetowe media społecznościowe i portale informacyjne.
Ustawa o jednolitej cenie książek jest pierwszym i stosunkowo małym krokiem na drodze do podtrzymania poziomu wiedzy i kultury polskiego społeczeństwa. W zasadzie pilnie potrzebna jest poważna ustawa o książce, dająca nie tylko podstawy do uporządkowania systemu sprzedaży, ale zapewniająca trwałe, systemowe rozwiązania, obejmujące zarówno rynek książki, jak i szkolnictwo na wszystkich poziomach, biblioteki i sposoby upowszechniania wiedzy czy wreszcie dostęp książki do mediów publicznych na innych niż czysto komercyjne zasadach. Problemy z czytelnictwem i tzw. wtórnym analfabetyzmem rozpoczynają się już na poziomie szkoły podstawowej i są utrwalane w całym systemie oświaty poprzez np. preferencje dla elektronicznych źródeł wiedzy (często bezosobowych i nieweryfikowalnych) czy zastąpienie lektury tekstu chociażby na lekcjach języka polskiego adaptacją filmową. Brak kontaktu z książką na tym wczesnym etapie poznawania świata skutkuje późniejszą nieumiejętnością docierania do źródeł wiedzy czy zubożeniem środków językowej ekspresji, czyli obniżeniem zdolności do wyrażenia siebie i komunikacji. Osobnym zagadnieniem są biblioteki, które winny zostać objęte poważnym, nie doraźnym, lecz wieloletnim, stałym programem publicznego wsparcia. Dbałość o książkę, w różnych jej formach: tradycyjnej, papierowej i nowej, elektronicznej, jest dbałością o poziom życia całego społeczeństwa.
Oczywiście, jako wydawca solidaryzuję się ze środowiskiem księgarskim walczącym o przetrwanie w obliczu coraz bardziej agresywnej polityki sieci handlowych i dystrybutorów książek. Uważam jednak, że źródłem tak zwanej wojny cenowej, która przyczyniła się do upadku wielu księgarni stacjonarnych, były i są nadal drakońskie warunki współpracy narzucane wydawcom przez dominujące w Polsce hurtownie książek, a przede wszystkim kolosalny rabat sięgający 60% wydawniczej ceny zbytu książki. Tak mocno rozwarte widełki cenowe dają dystrybutorom możliwość wyceniania książki na poziomie nawet poniżej kosztów jej wydania, przez co stają się oni najważniejszymi rozgrywającymi podmiotami na rynku książki. Tak wysoki rabat i przesunięcie sprzedaży książek do Internetu dało sieciom dystrybucyjnym kolosalne możliwości bezkonkurencyjnego działania. Ustawa o jednolitej cenie książek ma tę sytuację zmienić, likwidując to narzędzie „wojny” – ale tylko przez rok; po roku „wojna” rozgorzeje na nowo, ponieważ zaczną znów działać „dobrodziejstwa” drakońskich rabatów. Dodatkowo sądzę, że niektórzy czytelnicy (a kto wie, czy nie będzie to większość) raczej wstrzymają swoje decyzje zakupowe przez ten rok, by po jego upływie kupić książkę znacznie taniej. A to przyniosłoby skutek odwrotny do zakładanego w ustawie.
Proponowaną przez PIK ustawę warto więc poszerzyć o zapis ustalający górny pułap rabatów narzucanych przez hurtownie na poziomie np. 40%, co utrzymałoby preferencyjne warunki zbytu przez hurtownie, ale jednocześnie zmniejszyłoby dystans dzielący je od rabatów udzielanych księgarniom stacjonarnym i wzmocniłoby pozycję tych ostatnich. Zapewniłoby też realny spadek cen książek, ponieważ wydawcy, przewidując większe zyski ze sprzedaży, mogliby ustalać ceny zbytu na niższym poziomie.
Z dotychczasowych analiz polskiego rynku książki wynika, że nic tak nie zachwiało tym rynkiem, jak obciążenie sprzedaży książek podatkiem VAT. Czy wpływy do Skarbu Państwa z tego tytułu warte są strat w społecznej mentalności spowodowanych nieuniknionym wzrostem cen książek? Myślę, że w projektach ustaw regulujących rynek książki sprawę VAT-u należy jeszcze raz gruntownie i odpowiedzialnie przemyśleć.
Jak widać, problemów do podjęcia w zakresie rynku książki i poziomu czytelnictwa, i to od zaraz, jest dużo. Nie wystarczy tylko narzucić rynkowi jednolitej ceny przez rok. To nie rozwiąże trudności na poziomie rynkowym, nie wpłynie też na poziom czytelnictwa, który, jak wspomniałem na wstępie, jest bardziej kwestią życiowych priorytetów, a w dalszej kolejności (również ważnej) finansowych możliwości w dostępie do książki. Oczywiście, w sytuacji tak dramatycznej i niepokojącej dla rozwoju naszego społeczeństwa, każde działanie porządkujące i antymonopolowe ma sens. Potrzeba jednak znacznie odważniejszych kroków, wzmacniających cały system, nie tylko doraźnych, chwilowych rozwiązań, działających wybiórczo i raczej bez poważniejszych skutków społecznych.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.