Krytyce potrzeba krytyki
Kryzys – to słowo, które od jakiegoś czasu nie przestaje towarzyszyć narracjom o szkolnictwie wyższym. Sposobem na kryzys jest krytyka, przy czym nie chodzi tu o wytykanie błędów i ich naprawianie za pomocą przygotowanych w pośpiechu projektów dobrych zmian, ale o rozpoznanie źródeł kryzysu, o nazwanie przemian, jakim ulega system edukacji w powiązaniu z globalną ekonomiczną i polityczną koniunkturą oraz kulturowymi zwrotami i zmianami naukowych paradygmatów. To powiązanie to przedmiot tak zwanych krytycznych studiów nad szkolnictwem wyższym. Pierwsza polska publikacja należąca do tego nurtu badań ukazała się niedawno (K. Szadkowski, Uniwersytet jako dobro wspólne. Podstawy krytycznych badań nad szkolnictwem wyższym , Warszawa 2015). Krytyka uniwersytetu jako instytucji nie jest oczywiście niczym nowym, ale obecnie ma ona bardziej radykalny i bardziej systematyczny charakter.
Narracja o kryzysie szkolnictwa wyższego opiera się w dużej mierze na negatywnej ocenie zjawiska profesjonalizacji wśród ludzi kształcących się na uniwersytetach. Jestem studentką, studiuję polonistkę o bardzo zawężonym profilu – tak zwaną krytykę literacką. Z moich doświadczeń wynika, że w przypadku kierunków humanistycznych ta profesjonalizacja prowadzi bardzo często do pewnego rodzaju gettoizacji, to znaczy integracji studentów tylko w obrębie określonej specjalności. Gettoizacja wynika między innymi z różnych programów zajęć i konieczności zaliczania tak zwanych przedmiotów kierunkowych, które mają – taka przynajmniej jest idea – pogłębić wiedzę studenta na temat określonej subdyscypliny humanistyki. Kiedy czytam sylabus danego przedmiotu, a potem zaczynam uczestniczyć w zajęciach, przeżywam poznawczy szok. Wiedza, jaką zdobywam, jest bardzo sprofilowana i przez to niepełna. W obrębie swojej specjalności mam zajęcia z tymi samymi wykładowcami, nie poznaję innych badaczy, innych spojrzeń na dyscyplinę, którą zdecydowałam się poznawać. Profesjonalizacja to zmora współczesnej humanistyki. Mimo różnych naukowych inicjatyw syntetyzujących wiedzę oraz interdyscyplinarnych projektów łączących badaczy poszczególnych subdyscyplin, nie istnieje wspólne pole wiedzy, którego student po ukończeniu studiów czułby się częścią.
Na studiach nie miałam zajęć z ludźmi, którzy uprawiają krytykę literacką „na serio”, którzy piszą o tym, co dzieje się na rynku książki, którzy uczestniczą w tym, co aktualne. Krytyka na uniwersytecie jest ariergardą literackiego mainstreamu, czyli aktualności – życia literackiego poza murami uniwersytetu. Nie towarzyszy nowo powstającej literaturze, nie rozpoznaje i nie nazywa nowych zjawisk, pomija ciekawe literackie projekty, skupia się na rejestrowaniu kolejnych publikacji – jest więc historią literatury współczesnej, a nie jej krytyką.
Krytyka uniwersytecka jest też ariergardą literaturoznawczego mainstreamu. Wszystkie nowe nurty badania literatury przyćmiewa tradycja. Dyscyplina, którą studiuję, to archeologia postaw krytycznych, idei i pojęć, nieustanny wykład z metodyki przepisywania historii polskiej literatury. Wydaje mi się, że instytucjonalizacja krytyki czyni jej ogromną szkodę. Instytucjonalizacja pociąga za sobą standaryzację dyskursu krytycznoliterackiego. Uczy się nas schematów myślenia o tekstach. Uczy się też uległości wobec krytyki uprawianej na zamówienie, głośnej, dobrze opłacanej, moderowanej przez duże wydawnictwa. Krytyka uniwersytecka utraciła niezależność, uwikłała się w różnego rodzaju zależności, na przykład organizuje spotkania pisarzy, których wydawcy są w stanie pokryć część kosztów organizacyjnych (przypadek znany z autopsji). A co z literaturą wydawaną przez mniejsze wydawnictwa? A co z młodą literaturą, z debiutantami? Dlaczego krytyka uniwersytecka pomija to, co aktualne i to, co jest bliskie doświadczeniu tych, których ma za zadanie kształcić? Efektem tego typu kształcenia jest niedosyt. Niedosytowi towarzyszy poczucie, że zdobyta wiedza to tylko ułamek wiedzy, jaka jest do zdobycia.
Uniwersytet nie jest miejscem dla krytyki literackiej. Ulegamy złudzeniu, że krytykę da się podporządkować kryteriom, które musi spełniać dyscyplina wiedzy, by stać się dyscypliną akademicką. Upadek prestiżu krytyki wiąże się właśnie z jej instytucjonalizacją. Mniejszą szkodę wyrządza literaturze „recenzenctwo” blogowe czy gazetowe niż krytyka zza katedry, odwrócona tyłem do tego, co aktualne. Krytyka na uniwersytecie wymaga dwóch wymienionych na początku tego tekstu rodzajów krytyki: po pierwsze, wytknięcia błędów, po drugie, rozpoznania i nazwania źródeł jej marnego stanu. Jednym z takich źródeł jest sen o dyscyplinarności. Z tego snu trzeba się jak najszybciej obudzić.
na Uniwersytecie Jagiellońskim. Sekretarz redakcji pisma kulturalnego „Fragile”. Pisze o literaturze i – od czasu do czasu – o teatrze i sztuce.
Pozostałe artykuły z działu:
Pokusy są silniejsze
Być pomiędzy...
Krytyka akademicka czy akademizacja krytyki?
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.