Być pomiędzy…

Agnieszka Nęcka

Krytyka (nie tylko ta akademicka) jeszcze do niedawna bywała traktowana jako swego rodzaju dopełnienie teorii literatury i historii literatury. Wielu się bowiem wydawało, że to łatwa, niemal bezwysiłkowa praktyka tekstotwórcza, opierająca się przede wszystkim na zbieraniu informacji, dokonywaniu selekcji w obrębie bieżącej produkcji wydawniczej i proponowaniu interpretacyjnych pomysłów. Wielokrotnie też dyskutowano na temat miejsca i roli krytyki literackiej czy zachodzących po 1989 roku przekształceń polityczno-społeczno-gospodarczych, które miały wpływ na zmiany w ramach tej dyscypliny. Utyskiwano nie tylko na „detronizację” i „abdykację” literatury, na jej komercjalizację i spadek czytelnictwa, ale także na „sprzedajność” ideologicznie uwikłanych recenzentów, którzy porzucili misję projektowania, godząc się na rynkowo-marketingową dominację.

Nie oznacza to jednak, że współcześnie – mimo, iż zmieniona – krytyka przestała być słyszalna. Wszak, jak niegdyś przekonywał Andrzej Kijowski, „krytyka czyta się po to, aby wciągnąć w nos współczesne powietrze”. Nic zatem dziwnego, że spora liczba krytyków pracuje dziś na uniwersytetach, bez większego problemu, niejako w sposób naturalny łącząc badania naukowe i prowadzenie zajęć ze studentami z aktywnością krytycznoliteracką. Dzieje się tak przede wszystkim wówczas, gdy mowa o badaczach zajmujących się literaturą XX i XXI wieku. Wszak na aktualności nie straciły słowa Jana Błońskiego, który w Ofiarnym koźle i koniu trojańskim konstatował: „Przede wszystkim jednak krytyk reprezentuje racje literatury. Występuje w imieniu wszystkich dzieł, które powstały i mogą powstać, występuje – szerzej – w imieniu całokształtu kultury. Dlatego jest jednocześnie niedouczony i przeuczony. Łączy i miesza wszystko ze wszystkim, osobiste wyznania z teorią gier, etymologię z poetyką i psychologię z semiologią… ale w najwyższym stopniu kapryśnie, przypadkowo i nieporządnie”. Ową chaotyczność da się dość prosto wytłumaczyć. Chodzić by mogło mianowicie o to, że krytyk, nie porzucając powinności względem literatury, z pasją (p)oddaje się „przyjemności tekstu” (Barthes). Innymi słowy, swego rodzaju akademicka profesjonalizacja krytyki może się wiązać – choć zapewne w mniejszym niż niegdyś stopniu – z namiętnością, z potrzebą przygody, która oferuje możliwość (nie zawsze dającego dostatecznie satysfakcjonujące odpowiedzi) badania zmieniającego się na naszych oczach nieznanego. Krytyk akademicki, bazując na różnorodnych teoriach, klasyfikacjach, syntezach, ideologiach i językach, potrafi nadal starać się (z)rozumieć otaczającą go rzeczywistość, z pasją walcząc o odpowiednie układanie hierarchii (także literackich) wartości.

Krytyk akademicki – wbrew temu, co niektórzy sądzą – potrafi prowadzić swoisty dialog z pisarzem i jego dziełem, odsłaniając tajniki sztuki interpretacji. Nie boi się wyrażać indywidualnych opinii, podejmując nierzadko ryzyko. Takie obstawanie przy przeciwnościach jest jednakże naturalną właściwością krytyki, która opierać się powinna przede wszystkim na wielogłosowości, niepewności, niestabilności sądów i sprzecznościach. Wiedza uniwersytecka może być jedynie (lub aż) „bazą”. Uprawianie krytyki to – w moim odczuciu – dodanie do tej „bazy” swojego „ja”, pozwalającego na mówienie o literaturze głównie przez pryzmat własnych oczekiwań i preferencji. Krytyka akademicka może być zatem wypadkową tego, co przeszłe z tym, co teraźniejsze, zaś mając na uwadze procesy historycznoliterackie, umożliwia pełniejsze diagnozowanie naszego „tu i teraz”. Pozwala sytuować się pomiędzy literaturą a życiem, teorią a praktyką, subiektywizmem a obiektywizmem, zaangażowaniem a zdystansowaniem, zasadami a dezynwolturą, osobnością a zakorzenieniem.

Uniwersytet pomaga znaleźć właściwy język, a krytyka pozwala nieustannie otwierać się na to, co nowe. Krytyka mobilizuje do bycia na bieżąco z produkcją wydawniczą, śledzenia pojawiających się mód i trendów, aktywnego brania udziału w krytycznoliterackich panelach dyskusyjnych, festiwalach i spotkaniach autorskich, dzięki czemu daje możliwość ciągłego (samo) rozwoju i uatrakcyjniania zajęć ze studentami. Nie wydaje mi się jednak, byśmy mieli do czynienia z uzawodowieniem, „dyktatem akademickości” i hermetyzacją dyskursu w krytyce. Dzieje się tak między innymi dlatego, że współczesne życie krytycznoliterackie toczy się w dużej mierze w Internecie, zaś każdy z krytyków (zwłaszcza tych akademickich) kieruje się własnym kompasem. Ponadto licznie pojawiające się blogi, pisane przez niezwiązanych z uniwersytetami fascynatów, przekonują, że recenzenctwo (które jest przecież częścią krytyki) kwitnie, a młodzi ludzie (nie tylko ci związani z uniwersytetem), „wciągając w nos współczesne powietrze”, przejmą kolejną „zmianę warty”.

Dr hab. Agnieszka Nęcka, adiunkt w Zakładzie Literatury Współczesnej, Instytut Nauk o Literaturze Polskiej im. I. Opackiego Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Krytyk literacki współpracujący m.in. z „artPAPIEREM”, „Nowymi Książkami”, „Frazą”. Ostatnio opublikowała: „Emigracje intymne. O współczesnych polskich narracjach autobiograficznych” (2013); „Polifonia. Literatura polska początku XXI wieku” (2015). Redaktor działu krytyki literackiej w „Postscriptum Polonistycznym”.
 

Pozostałe artykuły z działu:

Pokusy są silniejsze
Krytyce potrzeba krytyki
Krytyka akademicka czy akademizacja krytyki?