Głos w sprawie deregulacji zawodu bibliotekarza
Gowin otwieracz [„Przegląd” nr 11 (637) z 18 marca 2012] Andrzej Dryszel napisał, „iż jeśli kto chce dziś zostać bibliotekarzem musi mieć wyższe wykształcenie, dwa lata stażu w bibliotece naukowej, dwie publikacje z zakresu bibliotekoznawstwa w „wydawnictwach recenzowanych” (czyli bardzo poważnych), certyfikat znajomości języka obcego, a co najważniejsze, musi zdać egzamin – ogólny i specjalistyczny – przed komisją powołaną przez Ministerstwo Nauki. W przyszłości – zostanie sama konieczność ukończenia studiów. Pozostałe wymogi zostaną zniesione. Dziś też nie są zresztą potrzebne do niczego poza ograniczaniem dostępu do tego fachu. Wszystkie umiejętności potrzebne do pracy w bibliotece można bowiem uzyskać, podpatrując wcześniej zatrudnionych kolegów”.
Aż trudno oprzeć się wrażeniu, że autor artykułu też uczył się swego fachu jedynie poprzez „podglądanie”, bo wyuczone podstawy zawodu kazałyby mu sprawdzić, o czym pisze, a dopiero później fakt ten komentować.
Kogo dotyczy przepis?
Pracowników bibliotek naukowych, publicznych, szkolnych i pedagogicznych jest w Polsce przeszło 50 tysięcy. Opisane przez autora wymagania obejmują niecałe 0,8 proc. z nich, gdyż dotyczą tylko tych spośród bibliotekarzy bibliotek naukowych, którzy starają się o uprawnienia bibliotekarzy dyplomowanych. A bibliotekarz dyplomowany, to nie tylko najwyższe stanowisko w bibliotekarstwie, ale przede wszystkim przynależność do grupy nauczycieli akademickich, o czym stanowi art. 108 ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym , mówiący iż nauczycielami akademickimi są: 1) pracownicy naukowo−dydaktyczni, 2) pracownicy dydaktyczni, 3) pracownicy naukowi, 4) dyplomowani bibliotekarze oraz dyplomowani pracownicy dokumentacji i informacji naukowej.
Ustawa ta w art. 113 wymienia cztery stanowiska, na których zatrudnia się bibliotekarzy i dokumentalistów dyplomowanych, a w art. 117 stanowi, iż minister w drodze rozporządzenia określi warunki, jakie powinien spełniać kandydat na te stanowiska, formę i tryb postępowania kwalifikacyjnego, warunki awansowania i wzór zaświadczenia, co stało się faktem (Rozporządzenie Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego z dnia 21 sierpnia 2006 r., Dz.U. nr 155, poz. 1112). A więc tylko ta osoba, która chce uzyskać status nauczyciela akademickiego, musi zdać wspomniany egzamin poprzedzony spełnieniem określonych w rozporządzaniu warunków.
W projekcie ustawy o zmianie ustaw regulujących wykonywanie niektórych zawodów z 6 marca 2012 roku zapisano:
Art. 20. W ustawie z dnia 27 lipca 2005 r. – Prawo o szkolnictwie wyższym (Dz. U. Nr 164, poz. 1365, z późn. zm.) wprowadza się następujące zmiany:
1) w art. 114 dodaje się ust. 9 w brzmieniu: „9. Na stanowiskach, o których mowa w art. 113, mogą być zatrudnione osoby, które uzyskały dyplom ukończenia studiów wyższych drugiego stopnia lub jednolitych”;
2) art. 116 otrzymuje brzmienie: „Art. 116. Statut uczelni może określać dodatkowe wymagania i kwalifikacje zawodowe osób zatrudnionych na stanowiskach, o których mowa w art. 110 i art. 113”;
3) uchyla się art. 117.
Na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości znajdujemy natomiast wyjaśnienie, że po wprowadzeniu deregulacji, „zlikwidowany zostanie egzamin oraz staż pracy, pozostanie jedynie wymóg wykształcenia wyższego”. Nie jest w żaden sposób określone, jakiej grupy zapis ten dotyczy i postępując zgodnie ze stwierdzeniem cytowanego A. Dryszela czy wielu podobnych wypowiedzi możemy odnieść ponownie wrażenie, że chodzi o wszystkich bibliotekarzy.
Bibliotekarzem dziś, w bibliotekach publicznych, szkolnych i pedagogicznych oraz naukowych zostaje się co prawda według odmiennych zasad, ale już obecnie może nim być w każdej z tych grup osoba, która ukończyła studia wyższe. Co więcej, może być nim także osoba, która skończyła studia licencjackie, a nawet posiada tylko wykształcenie średnie, z tym że osoby te mogą zajmować tylko określone, niższe stanowiska służbowe. Jeśli więc tak byśmy odczytywali zapisy, to okaże się, iż projekt ustawy deregulacyjnej wprowadza obostrzenia, pozwalając na stanowiskach bibliotekarzy zatrudniać tylko osoby z tytułem magistra.
Jeśli „domyślimy się”, iż chodzi tylko o bibliotekarzy dyplomowanych, to dowiadujemy się, iż zostać bibliotekarzem dyplomowanym – nauczycielem akademickim ze wszystkimi konsekwencjami z tego wypływającymi – można z marszu, bez żadnego stażu w bibliotece naukowej.
Kelner książki
Dotychczasowa sytuacja prawna stanowi, iż w bibliotece naukowej bibliotekarzem może zostać bez żadnych ograniczeń osoba z wykształceniem średnim, wyższym zawodowym lub wyższym pełnym, a spośród ostatnich, po dwóch latach pracy, można wyłaniać kandydatów do awansu na stanowisko bibliotekarza dyplomowanego – nauczyciela akademickiego. Na stanowisku tym, powtórzmy, mogła zostać zatrudniona osoba, która w drodze postępowania przed komisją powołaną przez ministra resortowego uzyskała potwierdzenie wysokich kwalifikacji. Pokazuje to, że droga do zawodu bibliotekarza nie była w żaden sposób ograniczona, a jedynie – dla bardzo wąskiej grupy osób – określano warunki uzyskania stanowiska nauczyciela akademickiego. Wydaje się, iż było to porównywalne do dróg awansu innych grup pracowników naukowych. Asystentem może zostać każdy absolwent studiów wyższych, ale dla uzyskania stanowiska adiunkta potrzebny jest doktorat, a by zostać samodzielnym pracownikiem, należy uzyskać habilitację. Bibliotekarz dyplomowany to także najwyższe stanowisko w zawodzie w grupie bibliotekarzy naukowych, potwierdzające najwyższy poziom przygotowania zawodowego. Ktoś powie, że takie porównanie to nadużycie, ale bycie lekarzem o I czy II stopniu specjalizacji wymaga egzaminu i wówczas można prowadzić np. skomplikowane operacje, choć jako lekarz może praktykować każda osoba, która ukończyła studia medyczne. Podobnie bibliotekarz dyplomowany ma odpowiadać ze realizację najważniejszych zadań w bibliotekach naukowych.
Mam świadomość, iż w projekcie ustawy deregulacyjnej, znosząc art. 117, mówiący o drodze dochodzenia do tych stanowisk naukowego bibliotekarstwa, nie likwidując grupy bibliotekarzy dyplomowanych, dopisano ją jedynie do art. 116, stanowiąc, że odtąd dla osób mających być zatrudnionymi na tych stanowiskach, statut uczelni może (czyli nie musi!) określić dodatkowe wymagania i kwalifikacje zawodowe.
Dotąd więc kandydat na bibliotekarza dyplomowanego uzyskiwał wystawiany przez powołaną do tego celu komisję certyfikat stwierdzający, iż ma stosowne do tego kwalifikacje. Rektor uczelni mógł na tej podstawie stworzyć etat nauczyciela akademickiego lub na zwolniony np. przez pracownika odchodzącego na emeryturę zatrudnić osobę, która taki certyfikat posiadała. Zapewniało to nie tylko wysoki poziom kandydatów, ale również spełnianie przez nich równych w skali kraju wymogów kwalifikacyjnych. Zgodnie z projektem ustawy deregulacyjnej na stanowisko nauczyciela akademickiego – bibliotekarza dyplomowanego będzie można powoływać osoby bez stażu i bez określania dodatkowych wymogów. Jeśli senat danej uczelni będzie chciał je określić, to może je ustalić na poziomie niezbędnym dla noblisty lub przeciwnie – bardzo niskim, podstawowym. Oznacza to, że w różnych uczelniach pracownicy nauki będą zatrudniani według niejednorodnych wymagań stanowionych przez senaty. Czy o takie rozwiązania chodzi w nauce polskiej?
Czy bibliotekarzem dyplomowanym można zostać wyłącznie przez „podglądanie”? Przypomnijmy, że nadal obowiązuje uchwała Sejmu RP z 14.07.2000 r. w sprawie budowania podstaw społeczeństwa informacyjnego w Polsce (M.P.00 Nr 22, poz. 448) oraz uchwała Senatu RP z 16.01.2003 r. w sprawie niezbędnych działań mających na celu przygotowanie Polski do globalnego społeczeństwa informacyjnego (M.P.03 Nr 6, poz. 74). Jako dyrektor dużej biblioteki uniwersyteckiej, starający się realizować zadania stawiane w związku z nimi przed instytucjami wiedzy, a także przed „organizacjami uczącymi się”, którymi biblioteki naukowe mają być, stawiający wysokie w związku z tym wymagania przed pracownikami, wiem, że kształcenie przez „podglądanie” nie jest możliwe.
Chcę zatrudniać osoby o doświadczeniu, predyspozycjach do pracy naukowej, szkoleniowej, dydaktycznej, organizacyjnej (a takie wymagania stawiane są kandydatom na bibliotekarzy dyplomowanych), zweryfikowanych w postępowaniu kwalifikacyjnym. Te właśnie osoby mają odpowiadać za prowadzenie działań koncepcyjnych, budowanie strategii rozwoju usług, być partnerami dla pracowników nauki w budowaniu zasobów, kształcić studentów i doktorantów w zakresie wykorzystywania tak szybko rozwijających się zasobów informacyjnych. To ci pracownicy mogą być mistrzami dla młodych, mniej doświadczonych pracowników, którzy „podglądając” ich warsztat mogą uczyć się tajników zawodu. Jeśli za kilka lat tych mistrzów zabraknie, to kulawy prowadzić będzie chromego.
Mówimy o podnoszeniu jakości szkolnictwa wyższego, o gonieniu w tym względzie uczelni świata, o ważnej funkcji biblioteki akademickiej w realizacji procesów badawczych i dydaktycznych, a równocześnie obniżamy wymagania stawiane przed elitą zawodu. Każdy może zostać bibliotekarzem, ale nie każdy może i musi zostać bibliotekarzem dyplomowanym. Niech jednak przynależność do elity zawodu, wymagająca zdobycia doświadczenia i wiedzy oraz zweryfikowania jej przed specjalną komisją, motywująca grupy młodych adeptów zawodu do uczenia się, podnoszenia kwalifikacji, nie zostanie zastąpiona niejasnymi (być może określonymi!) przepisami wewnętrznymi. Proponowane rozwiązanie doprowadzi w konsekwencji do zlikwidowania grupy bibliotekarzy naukowych, zaniżenia progu wymogów, w wyniku czego nauczyciel akademicki – bibliotekarz dyplomowany będzie wyłącznie „kelnerem książki”, podając użytkownikowi niebieską lub czerwoną książkę, jeśli o takową dokładnie poprosi, a nie pełniąc żadnych funkcji i zadań przypisanych nowoczesnemu bibliotekarstwu.
Jak samodzielny uczony
Nie zgodzę się przy tym ze stwierdzeniem dr. Krzysztofa Makowskiego, dyrektora Biblioteki Narodowej („Rzeczpospolita” z 21.03.2012), że fakt, iż w ostatnich 20 latach zdały ten egzamin tylko 283 osoby świadczy o tym, że „bibliotekarze sami uznali, że nie warto być bibliotekarzem dyplomowanym”, i że to dyrektorzy bibliotek winni decydować, jakimi kwalifikacjami muszą wykazać się zatrudnieni przez nich pracownicy.
Po pierwsze – jako członek wspomnianej komisji – obserwuję, co potwierdzają statystyki, wzrost zainteresowania egzaminem w ostatnich latach. Po drugie, wiele zależy od dyrektorów, którzy planują także formalny rozwój kadry czy tworzą ku temu warunki, wspomagają pracowników. Od kilku lat rozmawiamy ze swoimi pracownikami na ten temat, dopingujemy ich, w wyniku czego w ostatnich 10 latach 12 przystąpiło do egzaminu, a na 161 pracowników merytorycznych (na koniec 2011 roku) 27 osób to bibliotekarze dyplomowani. Nie tylko kierują pracami organizacyjnymi, inicjują i prowadzą takie – wyróżniające naszą bibliotekę – działania, jak repozytorium instytucjonalne AMUR czy usługę Ask a Librarian, ale rozwijają się, biorą czynny udział w konferencjach, publikują decydując o wysokim poziomie merytorycznym prowadzonych prac i kulturze organizacyjnej biblioteki tworzącej atmosferę rozwoju, sprzyjania zmianom. W tym sensie bibliotekarz dyplomowany jest „odpowiednikiem” samodzielnego pracownika nauki, kimś kto może kształcić młodszych kolegów, uczyć studentów, prowadzić badania – szczególnie z zakresu bibliotekoznawstwa i informacji naukowej, komunikacji, dokumentacji.
Dodam także, iż bibliotekarze dyplomowani mogą być w uczelniach objęci pensum dydaktycznym, co oznacza prowadzenie w jego ramach zajęć np. z podstaw informacji naukowej, wykorzystywania źródeł elektronicznych itp., których znajomość jest wymagana od studentów. Szybki przyrost tych zasobów, zmieniające się narzędzia i technologie wymagają kształcenia umiejętności informacyjnych, które w swych codziennych pracach rozpoznają właśnie bibliotekarze. Brak tej grupy może spowodować, iż takie zajęcia wypadną z cyklu kształcenia albo będą prowadziły je osoby przypadkowe, lub ich prowadzenie będzie należało honorować finansowo, co zwiększy obciążenia uczelni.
Warto także zwrócić uwagę na to, iż nie znosi się równocześnie przepisu mówiącego o tym, że aby zostać dyrektorem biblioteki, należy być bibliotekarzem dyplomowanym (albo samodzielnym pracownikiem nauki), co zapobiega nepotyzmowi przy obsadzie tych stanowisk, a na czym powinno ministerstwu też zależeć. Według nowej regulacji będzie można uczynić kogoś dyplomowanym tylko po to, aby powołać go na wspomniane stanowisko, nie zaś z uwagi na jego kompetencje.
Na koniec dodam, iż realizacja przez bibliotekarza dyplomowanego obowiązku prowadzenia pracy naukowej, publikowania podlega co cztery lata, tak jak w przypadku innych pracowników nauki, ocenie. To bez wątpienia dopinguje dodatkowo do jej realizacji, szczególnie tych mniej aktywnych. Zniesienie tej grupy może spowodować spadek jakości bibliotekarstwa naukowego, bo liczba osób prowadzących badania czy chcących prowadzić dydaktykę – za niskie bibliotekarskie uposażenie – może być mniejsza.
Podsumowując, ustawa deregulacyjna w obecnym kształcie dotyczy – jak wskazałem – znikomej liczby bibliotekarzy i nie otwiera w żadnym stopniu zawodu bibliotekarza, który i dziś nie jest zamknięty. Będąc w tym zakresie, jak mniemam, wynikiem niezrozumienia i braku należytego rozpoznania sytuacji tej grupy zawodowej, przynieść może wiele skutków negatywnych, nieprzewidywanych i niezakładanych przez jej pomysłodawców.
Dr Artur Jazdon, starszy kustosz dyplomowany, dyrektor Biblioteki Uniwersyteckiej w Poznaniu.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.