Chopin „pisany” przed ponad wiekiem

Zbigniew Chojnowski

Sposób snucia narracji o wielkich postaciach muzyki, sztuki czy literatury więcej odpowiada o ich autorach i czasach niż o genialnych twórcach. Tę oczywistą prawdę potwierdzają liczne zapisy związane z Fryderykiem Chopinem. Od ponad półtora wieku w polskim piśmiennictwie kompozytor jest tematem rozmaitych wypowiedzi, które, chcąc nie chcąc, odzwierciedlają moment dziejowy, w jakim powstały. Przed rokiem 1918 Chopin ucieleśniał wartości narodowe, był lekarstwem na utracone poczucie dumy płynącej z przynależności do narodu polskiego, choć nie tylko. W setną rocznicę jego urodzin Stanisław Przybyszewski w referacie Szopen a Naród z rozpaczą i nadzieją twierdził: „Wobec Europy tylko Szopenem pochlubić się możem”. Młodopolski pisarz z całą mocą swego jestestwa, za pomocą posępnych i ekspresjonistycznych krajobrazów unaoczniał, jak bardzo polski jest Chopin: „Szopen jest nasz, i tylko nasz, a śmieszną fanfaronadę francuską, jak zresztą cały pomnik Szopena w paryskim parku Monceau, wydaje się na nim napis: urodzony z ojca Francuza i matki Polki. A jeżeli już który naród nie jest w stanie Szopena odczuć, to właśnie Francuzi”.

Narodowa melancholia

Obecne u Przybyszewskiego kojarzenie Chopina z wielką historią Polski, np. z Grunwaldem, z wiedeńską odsieczą Jana III Sobieskiego czy rodzimą przyrodą, zaczęło się już w drugiej połowie XIX stulecia. Teofil Lenartowicz w wierszu Przygrywka Szopena , adresowanym do panny Marii Radolińskiej, wyjaśniał: „Kujawianka przyśpiewuje raz głośniej, raz cieniej, / Szemrzą liście potracone w ponurej jesieni, / Polonezy zapraszają na te sławne tańce, / Którym takty wybijają Sobieskiego szańce, / Ach! i tak bym pragnął słuchać i wciąż słuchać jeszcze / Tej muzyki, co grzmi chmurą, liściami szeleszcze”.

Znane nam plakaty chopinowskie, przedstawiające symboliczny wizerunek kompozytora wpleciony w krajobraz, mają swój początek właśnie w poezji dziewiętnastowiecznej. W tamtym czasie nie tylko wierzba była „jego” emblematem, także brzoza i inne drzewa. Maria Konopnicka w liryku W rocznicę śmierci Szopena ubolewała nad tym, że genialny muzyk zmarł na obczyźnie i spoczywa w miejscu bez polskich drzew: „Ani twej mogiły / Nasza brzoza strzeże, / Ani świerk pochyły / Szepce tam pacierze, / Ani wierzby nasze / Żałosnymi szumy / Budzą ciebie nocą / Z śmiertelnej zadumy...”. Jan Kasprowicz wskazywał na szum wierzb, topól, łanów zbóż, „zielonej dąbrowy”, „sosnowego boru”, „trzcin nad jeziorem” jako podstawową inspirację muzycznych dzieł Chopina.

Jego duchowy związek z drzewami, tak uporczywie kreowany w polskiej literaturze, znalazł odbicie w znanej powszechnie rzeźbie romantycznego artysty dłuta Wacława Szymanowskiego z lat trzydziestych ubiegłego wieku (pomnik ustawiony w Parku Łazienkowskim zniszczyli hitlerowcy, po wojnie został odbudowany).

Chopina wpisywano w narodową żałobę po utracie niepodległości, a w samym artyście dostrzegano „ducha”, „rycerza”, który swoją sztuką walczy o przywrócenie niepodległości i bytu państwowego. Chętnie więc stawiano obok kompozytora innych polskich twórców: Adama Mickiewicza, Stanisława Moniuszkę, Jana Matejkę, Artura Grottgera i innych. Teofil Lenartowicz w swej „piosnce” przywołał, zgodnie z konwencją epoki, cmentarną przestrzeń, w której spotykają się trzej „hetmani w złocistych zbrojach i w stali”, prowadzący „święte wojny” – Julian Ursyn Niemcewicz, Juliusz Słowacki i Szopen: „Zazule kują po ciemnym lesie żałośnie, / Bo na mogiłach gęślarzy lasów mech rośnie. / Gwiazdy na wodzie srebro siejące pobladły, / Oj, bo trzy gwiazdy w cienie wieczności zapadły. / Powiały brzozy rozgłośnym jękiem boleści, / Bo im zachodni wietrzyk podmuchnął złe wieści. / Ojczyzna łzami wybladłe lica zrosiła, / Bo trzech śpiewaków, trzech wiernych synów straciła. / Pierwszy z pierwszymi synami Polski wędrował / I śpiewał pieśni, i za morzami wojował. / Drugi z drugimi szukał u ludów ludzkości, / Śpiewał boleśnie, umarł daleko z tęskności. / Trzeciemu, kiedy nieszczęście ludu zadźwiękło, / Porzucił struny, westchnął i serce mu pękło”.

Ta wywiedziona z Chopina narodowa (lecz również chorobliwa) melancholia uzyskała czystą postać w późniejszej liryce Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, który uwielbiał przywoływać w swych jakby somnambulicznych wizjach także Bacha, Scarlattiego, Mozarta (ale tych już na oznaczenie innych stanów emocjonalnych). Legenda głosi, że autor Zaczarowanej dorożki miał zobaczyć ducha polskiego kompozytora w Puszczy Piskiej.

W panteonie kultury

Teresa Jadwiga Papi, autorka opowiadań i powieści dla dzieci i młodzieży, w edukacyjnej książeczce Obrazki z życia znakomitych Polaków i Polek (Piotrogród 1916) postawiła Chopina w rzędzie obok: Kazimierza Wielkiego, królowej Jadwigi, Grzegorza z Sanoka, Jana Długosza, Mikołaja Kopernika, Klemensa Janickiego, Jana Kochanowskiego, Jana Zamojskiego, Piotra Skargi, Szymona Szymonowicza, Karola Chodkiewicza, Reginy Herburtówny Żółkiewskiej, Stefana Czarnieckiego, Ignacego Krasickiego, Stanisława Konarskiego, Stanisława Staszica, Hugona Kołłątaja, Tadeusza Czackiego, braci Śniadeckich, Klementyny z Tańskich Hoffmanowej, Joachima Lelewela, Adama Mickiewicza, Zygmunta Krasińskiego, Juliusza Słowackiego, Stanisława Moniuszki, Józefa I. Kraszewskiego i Jana Matejki. Wymieniam ten panteon narodowej kultury nie bez kozery. Pisarce, mającej na uwadze dobro polskiej młodzieży, nie przeszkadzało przypomnieć fakty z biografii młodziutkiego Fryderyka, które nie mieszczą się w wyobrażeniach o patriotyzmie sprzed ponad stu lat. Z niejaką dumą przypomniała, że Chopin jako chłopiec swoim talentem zdobył uznanie wśród przedstawicieli władzy rosyjskiego zaborcy: „Talent Chopina rozwijał się szybko, wkrótce stał się ulubieńcem Warszawy, gościem najznakomitszych jej salonów. Książę Adam Czartoryski, Zajączek, namiestnik Królestwa Polskiego, księżna Łowicka, żona Wielkiego Księcia Konstantego Pawłowicza, głównego wodza ówczesnego wojska polskiego zapraszali kolejno do siebie małego artystę, w którym poczęła się budzić zdolność do kompozycyi muzycznych; nie tylko grał cudownie cudne obce arcydzieła, ale tworzyć poczynał własne. Roku 1825 cesarz Rosyi, Aleksander I, król polski nawiedził Warszawę. Chopin został zaproszony, aby wziął udział w koncercie amatorskim, urządzonym na cześć króla, i zdobył sobie jego pochwałę”. W „obrazku” nie ma nawet słówka o powstaniu listopadowym ani rosyjskich represjach wobec Polaków.

Europejczyk XIX stulecia

Powyższe zestawienia mają charakter „wsobny”. Poetom, pisarzom, autorom książek sprzed stu i więcej lat zależało, aby Chopin pozostawał w kręgu narodowych person. Apogeum snutych powiązań było nazwanie Chopina „Kopernikiem muzyki”. Ale nie była to reguła bez odstępstw. Jeden z najbardziej opiniotwórczych historyków i krytyków literatury drugiej połowy XIX w., Stanisław hr. Tarnowski, widział genialnego kompozytora obok Artura Grottgera, lecz również w kontekście dawnej i współczesnej mu kultury europejskiej. Marsz żałobny Chopina, chętnie utożsamiony przez jego polskich chwalców z żalem po utracie państwowości, w mniemaniu Tarnowskiego jest „pieśnią żałoby”, która „rozeszła się w uniwersalnym języku muzyki”. To jest aluzja do jednej z pierwszych książek o polskim artyście, pióra Ferenca Liszta, który kompozycje Fryderyka postrzegał jako formę uczestnictwa we własnym pogrzebie. Przez Chopinowski „rys tęsknoty i smutku” miał się wypowiedzieć Europejczyk XIX stulecia. Ciekawe, że Tarnowski (znany np. z pompatycznych mów pogrzebowych), kreśląc psychologiczny i moralny wizerunek kompozytora, wynosi jego dobroć i autentyzm w postępowaniu na co dzień. Uzmysławia nam go jako człowieka, który nic nie robił dla popisu. Wreszcie: przeciwstawił się modnemu w tamtym (i nie tylko tamtym) stuleciu opiewaniu przez poetów rozpaczy (Czesław Miłosz w autokomentarzu do swojej twórczości sformułował podobną ideę swojej poezji). Tarnowski, rekonstruując biografię Chopina, uległ skłonności do hagiografii. Umieranie kompozytora wystylizował (stosunkowo subtelnie) na wzór męki i konania Jezusa Chrystusa.

Jednakże śmierć Chopina, jak również istotę i głębię/przesłanie jego muzyki wypowiedział Cyprian Norwid w znanym poemacie Fortepian Szopena . Tutaj poeta stawia dzieło swego rodaka wśród arcydzieł i najwyższych wzlotów ducha w dziejach ludzkości, aby unaocznić, że realne jest podnoszenie tego, co polskie, do tego, co ludzkie i ogólnoludzkie.

Z tych myśli powstał wcześniej Promethidion , wywiedziony w jakimś sensie z muzyki Chopina. Norwid twierdził: „Podnoszenie ludowych natchnień do potęgi przenikającej, ogarniającej ludzkość całą, podnoszenie ludowego do ludzkości, nie przez stosowanie zewnętrzne ikon, nie przez koncepcje formalne, ale przez wewnętrzny rozwój dojrzałości, oto jest, co wysłuchać daje się z muzy Fryderyka, jako zaśpiew na sztukę narodową”. Nazwane przez Norwida wydźwiganie tego, co jest wartością pominiętą, zmarginalizowaną, nienagłośnioną, stanowi tę ideę artystyczno−moralną, która leży u podstaw duchowo−artystycznej osobowości Chopina. Jego mazurki, nokturny, polonezy dawały asumpt do myśli, że sztuka i literatura powinna hołubić „ludzi cichych, nieznanych”, lecz zdolnych do przekształcania świata.

W kontekście Chopina

Zauważmy jeszcze jedno: konstruowanie losów, biografii, wizerunków wewnętrznych wielu wybitnych polskich twórców od XIX w. niejako nie może się obyć bez odniesienia do Chopina, czasami wprost. W książce biograficznej Młodość Bohdana Zaleskiego (1802−1830) Hugon Zathey (Kraków 1886) spotkanie romantycznego poety m.in. z Fryderykiem u zarania życia ocenia jako szczęśliwy traf rzutujący na dalszą drogę twórczą właśnie Zaleskiego (znakomitego przedstawiciela „szkoły ukraińskiej” w poezji polskiej). Zathey pisał: »Do tych czterech niepospolitych towarzyszów [Zaleskiego, Stefana Witwickiego, Maurycego Mochanckiego i Joachima Lelewela] przylgnął wkrótce piąty, młodszy wiekiem Chopin, czyli jak go zazwyczaj nazywali, Szopenek. „Wesoły, genialnego rozmysłu, bystry, dowcipny a czuły, igrał ze sztuką, panował nad nią, oczarowywał słuchaczów samorodną bujnością polskiego rytmu swego i melodyi«”.

Jak zauważył Zathey: „Prześliczny, rzewny wiersz poświecił Zaleski tym czasom i tym przyjaciołom w kilkadziesiąt lat później, gdy już żadnego z nich nie było na świecie: »Księżyc tam wciąż na jaśni, / A w duszy mojej chmurno, / Gęśl się z uczuciem waśni, / Odbrzmiewa doń w nokturno. // Patrz! cień się tam rozściela / Brodziński duma z bliska... / Patrz w oknie Lelewela / Lampka wieczyście błyska. / / Wskróś czyste niebios tonie / Gwiazdy migocą tłumnie, / A jedna kraśniej płonie, / Jaśniej wymruga ku mnie. // Ku górnej konstellacyi / Gęśl rzewniej czemuś kwili... / Przeczuwam wieszczych braci… Stefanie i nasi mili! // Tyże to z chorowodu, / W mej duszy rozśpiewanie, / Jak ongi – jak za młodu / Wsłuchujesz się Stefanie! // Stefanie serce mdleje, / Warszawscy dwaj muzycy, / Tych nocy czarodzieje / Szopenek i Maurycy. // Wspominasz bodaj noce, / Gdy na Powiślu sami, / Bywało – tam w omroce / Polujem za pieśniami. // Byłyć to sławne gody! / Muzycy i wieszczowie / Od zdroju żywej wody / Ku Polsce wiali zdrowie«”.