Sposób na wulgaryzmy

Piotr Müldner-Nieckowski

Nie warto o tym wspominać. Nie trzeba sobie tego wyobrażać. Wszystko jasne: pewnego wieczoru światło po prostu gaśnie. Gdzieś wyłączyli linię lub transformator. Może drzewo spadło na przewody. Dość, że zawyły UPS-y, urządzenia do krótkiego podtrzymywania prądu. Przez trzy minuty gorączkowo zapisujemy teksty i zdjęcia na dysku. Po tym czasie komputery domowe milkną, nie ma Internetu.

Takie rzeczy dzieją się zwykle w piątki po osiemnastej, żeby nie można było poprosić znajomego elektryka i z jego pomocą sprawdzić, co się stało. Może to tylko bezpieczniki albo rozwarcie przewodów w puszce? Nasze zasilanie padło tajemniczo. O tej porze tygodnia niewygodni ludzie w Polsce popełniają samobójstwa. Kot wszedł do skrzynki rozdzielczej i wywołał spięcie? Czarny charakter z Dzikiego Zachodu powystrzelał z biodra porcelanki linii wysokiego napięcia? Słup elektryczny ze zmęczenia upadł w poprzek drogi? Niekoniecznie. To mogą być złodzieje, którzy ukradli przewody jak w zeszłym roku, gdy zabrali dwieście metrów miedzianej sieci po sześć złotych za kilogram.

Jakaś latarka zawsze jest w domu i zanim wyczerpią się resztki prądu jej baterii, można znaleźć świeczkę i zapałki. To pozwoli dojść do telefonu i się przekonać, że wraz z elektrycznością padła w miasteczku centrala stacjonarna. Pół biedy, wszak mamy jeszcze telefon komórkowy. Tyle że jest piątek i wieczór, a akumulatorek po tygodniu pracy rozładował się niemal do końca. Przez pół godziny dzwonimy do elektrowni, a gdy wreszcie odezwie się ospały głos, to tylko po to, by nas odesłać pod numer awarii i napraw, który jest zawsze zajęty. Wszyscy mieszkańcy dzwonią z interwencją. Komórka piszczy, że jest wyczerpana. I oto jak silne jest przyzwyczajenie – zaczynamy ze świecą szukać zasilacza. Kręcimy się niczym w przeręblu, co jednak ma jakiś sens, bo zaczyna chłód dokuczać. Telewizji nie ma, ale my wiemy z licznych jej przekazów, że na dni bez prądu najlepszy byłby rutinoskorbin. Nie działa piec, co prawda gazowy, lecz sterowany elektrycznie, który kupiliśmy w zeszłym roku, bo ekolodzy wymusili wyłączenie ciepłowni. W salonie da się jednak zrobić ognisko z gazet, co to jeszcze wczoraj obiecywały tyle dóbr od rządu.

Jak każe tradycja, kładziemy się spać z kurami, obok męża lub żony, zostawiając załatwienie mejli i opłat bankowych na przyszłość (o ile zaistnieje).

Gdy nadchodzi poranek, omija nas mycie o świcie. Ale to jedyna radość, więc pociecha żadna. Po wodę do spłuczki trzeba skoczyć na ulicę, gdzie w hydrancie jest jeszcze trochę ciśnienia, byle szybko, żeby sąsiedzi nie wybrali wszystkiego do zera.

Tymczasem kłębią się dalsze kłopoty. Nie napiszemy na poniedziałek obiecanej pracy naukowej, którą przez pół roku odkładaliśmy na później. Straci na tym czasopismo, a ludzkość na pewno. Wszystkie dane są w bazie, dostęp za hasłem, a hasło zaszyfrowane. Z powodu braku komunikacji nie da się odwołać naszej wizyty u cioci Hani i pojedziemy taksówką, bo w aucie wysiadł akumulator, który latem mieliśmy wymienić na nowy. W dzisiejszej dobie samochodu na pych już nie da się uruchomić. Z lodówki cieknie, lecz dobrze, że się zachowała para czystych skarpet. Jakoś uda się przeżyć do środy. Przychodzi listonosz z listami za potwierdzeniem i mówi, że najpewniejszy jest czwartek, tylko nie wiadomo który. Padły terminale w sklepach i wysiadły bankomaty, plastik przestał mieć wartość i żeby kupić masło, trzeba płacić starymi pieniędzmi. Jazda na rowerze do banku podobno – mówi sąsiad – nie ma sensu, bo drzwi tam mają automatyczne, bez elektryczności nie otworzą.

Nie możemy zakląć do Internetu! Koniec z wulgaryzmami! Nikt się nie dowie, co czujemy, czego chcemy, a do wyborów daleko. Na nic tablety, ajpody i gadżety. Raj dla rabusiów. W okolicy nie działa żaden alarm. Policja nie reaguje, bo na odległość nie słyszy. Trzeba zacząć kopać rowy, mieć broń gotową do użycia. Jeśli ktoś nie ma pistoletu, to przynajmniej jakiś tasak, nóż kuchenny, duży widelec. Tak, w przyszłości należałoby zadbać o sztućce obronne. Przydałby się gwizdek do ostrzegania, ale nie każdy jest piłkarskim sędzią, może coś się znajdzie wśród zabawek naszych dzieci. Dopóki zza okna dochodzi naturalne światło i jeszcze pełni sił trzymamy w ręku ołówek, spiszmy do końca wszystko, co należy zrobić, kiedy zasilanie wróci.

Założyć akumulatornię, kupić agregat prądotwórczy. Wszystkie baterie w urządzeniach i akumulator w samochodzie ładować dwa razy częściej niż wskazuje instrukcja. Mieć zapasowy plik banknotów i rulon bilonu. Do kuchni i łazienki wstawić beczki na wodę. Systematycznie napełniać. Trzymać butle z gazem do gotowania zupy i włączania promienników. Nigdy nie odkładać prania na ostatnią chwilę, żeby nie zostać z górą brudnych koszul. Załatwić bezprzewodowe połączenie z siecią, o ile wierzymy, że Internet nie zostanie wyłączony globalnie. Dzięki temu rzucanie mięsem w wirtualną przestrzeń pozostanie bez ograniczeń nawet w wypadku długotrwałego odłączenia prądu.

e-mail: www.lpj.pl