Skarby za wodę ognistą
W „Forum Akademickim” ukazało się kilka ważnych artykułów dotyczących problemów najbardziej istotnych dla funkcjonowania polskiej nauki, w tym artykuł Zrozumieć metodę porównań parami (nr 7-8, 2012). Zastosowanie tej metody będzie miało zasadniczy wpływ na rozdział środków na badania statutowe jednostek naukowych w Polsce, co może doprowadzić do nieprzewidywalnych rezultatów. Moje uwagi nie są polemiką z autorami wspomnianego artykułu, z których jednego znam, cenię i lubię, a tylko z efektem działania wielkiej biurokratycznej machiny, która urodziła tego potworka.
Jaka jest stawka w tej grze?
Stawką są nakłady na badania statutowe jednostek naukowych. Wysokość tej dotacji w roku 2012 wynosi 2,1 mld zł („Rzeczpospolita”, 30.07.2012, s. C6). Nie można tego mylić z całkowitymi nakładami na badania naukowe, które są nieco większe. Kwota 2,1 mld zł odpowiada 640 mln USD, co jest równoważne ok. trzymiesięcznemu budżetowi wielu czołowych uczelni światowych z osobna. Na przykład roczny budżet takich uniwersytetów, jak Stanford, Yale czy Tokio, to ok. 3 mld USD.
Dotacja na badania statutowe jest podstawą funkcjonowania wielu jednostek naukowych, w tym instytutów PAN. Z tej dotacji wypłaca się podstawowe uposażenia (bardzo niskie) oraz utrzymuje podstawową infrastrukturę. W przypadku uczelni, których podstawowym źródłem utrzymania są dotacje na dydaktykę, pieniądze na badania statutowe są niewielkim dodatkiem, pozwalającym jedynie na zaspokojenie najskromniejszych potrzeb związanych z badaniami naukowymi. Krótko mówiąc, ten skromny budżet, równoważny zaledwie kwartalnemu budżetowi jednego dobrego uniwersytetu zachodniego, musi wystarczyć na sfinansowanie podstawowego potencjału naukowego w 38-milionowym kraju!
Dotacja na badania statutowe jest niezbędna w celu podtrzymania krwiobiegu nauki w Polsce na minimalnym poziomie. Ten minimalny poziom, to rozumienie tego, co się dzieje na świecie. Chociażby po to, aby nasi krajowcy nie sprzedawali swoich skarbów za byle perkal i paciorki. Przy odrobinie szczęścia może jednemu czy drugiemu Polakowi uda się uzyskać wynik o znaczącej wadze, który będzie można wymienić na prawdziwy towar. Lekkomyślne gospodarowanie żebraczym budżetem może doprowadzić do tego, że nasze skarby będziemy wyprzedawać za wodę ognistą. Prawdopodobieństwo takiego scenariusza wzrasta wraz ze stopniem komplikacji wprowadzanych algorytmów.
Kontrowersyjny algorytm
Metoda porównań parami jest obarczona poważnymi usterkami, z których część streszczę. Porównywać można tylko podobne z podobnym. Przykładem mogą być klasyfikacje w sporcie, gdzie nie porównuje się drużyny żużlowców z pływaczką. Połączenie w jednej grupie np. nauk ścisłych i inżynierskich przypomina porównywanie finezyjnej łyżwiarki figurowej i brutalnego boksera. Dotychczasowy podział był w miarę logiczny, gdyż opierał się na zdrowym rozsądku i pewnej tradycji. Porównywano lekarza z lekarzem, fizyka z fizykiem itd. Niedobrze się stało, że inżynierowie społeczni chcą teraz porównywać czystego matematyka z praktycznie zorientowanym inżynierem. Stanowczo protestuję przeciwko takim propozycjom.
Kryteria klasyfikacji powinny być proste i powszechnie zrozumiałe. Proponowany algorytm nie spełnia tego elementarnego warunku. Nieweryfikowalne pomysły decision scientists nie mogą być podstawą do stanowienia o życiu lub śmierci instytucji naukowych. Stosowane terminy, jak np. „relacja przewyższania” czy „cykl rozgrywek”, są dziwolągami, niemającymi wiele wspólnego z prostotą i zdrowym rozsądkiem. Sam zajmuję się modelowaniem materiałów, konstrukcji i procesów, więc metody matematyczne nie są mi obce. Niestety, mimo pewnej wiedzy i umiejętności nie zdołałem zapałać entuzjazmem do opisanej metody. Jest to twór sztuczny, nieweryfikowalny, brzydki i pretensjonalny, a ponadto nie będzie zrozumiały dla większości pracowników naukowych. Jest to natomiast doskonałe narzędzie do manipulowania, gdyż za jego pomocą będzie można udowodnić wszystko.
Subiektywna matematyka, zastosowana w metodzie porównań parami, jest chyba nowym wynalazkiem owych decision scientists, za co ktoś powinien ich przedstawić do Medalu Fieldsa. Wynalazek polega na tym, że obok mądrych wzorów matematycznych wprowadzono jeszcze elementy subiektywne. Takimi elementami są np. wagi, ale też „doświadczenie ekspertów”, a na końcu sam minister, który ostatecznie przydziela kategorie (FA 7-8/2012, s. 44). Za pomocą dziwacznych algorytmów i wag można wykazać prawie wszystko, np. że Ziemia jest płaska albo że znana aktorka jest mądrzejsza od Einsteina. Już pokazano jak to się robi podczas ostatniego rankingu. Przypominam, że na czołowych miejscach w świecie polskiej nauki umieszczono instytucje, które pracą naukową się raczej nie zajmują (A. Sawicki, FA 11/2010, s. 40-41), co już samo w sobie jest intrygujące. Dziwne tylko, że takie praktyki nie wzbudziły sprzeciwu środowiska naukowego.
Proponowany algorytm jest wystarczająco niezrozumiały, aby utrudnić wszelkie próby odwołania od decyzji ministra. Aby takie odwołanie uzasadnić merytorycznie, należałoby dysponować olbrzymim zbiorem danych, który jeszcze trzeba byłoby dokładnie przeanalizować. Jest to praktycznie niemożliwe, co już dyskwalifikuje sam algorytm. Dużą rolę odgrywają też elementy psychologiczne, gdyż nawet napisanie odwołania wymaga dużej odwagi cywilnej. Większość woli się nie narażać, gdyż administracyjne sankcje mogą być dotkliwe.
Zatracenie sensu badań naukowych
Autorzy tych różnych algorytmów chyba nie zadali sobie podstawowego pytania o cel badań naukowych, którym przecież nie jest gromadzenie jakichś wymyślonych punktów przemnożonych przez wydumane wagi. Ponadto wszystko to jest mało stabilne, gdyż punkty i wagi są ciągle zmieniane. Algorytmy, punkty i wagi mogą być wygodne tylko dla biurokratów, więc są patologią. Z drugiej strony, na naukę przeznacza się bardzo mało pieniędzy, więc trzeba je dzielić racjonalnie. Najpierw jednak warto się zastanowić nad celem badań naukowych w Polsce. Powyżej trochę to uprościłem, pisząc o perkalu i paciorkach, ale to żartobliwe sformułowanie dobrze oddaje istotę rzeczy. Przykro to pisać, ale Polska nie jest jeszcze wystarczająco ucywilizowanym krajem, gdyż panoszą się u nas patologie w postaci marnotrawstwa i korupcji, a ponadto poważnie osłabiono struktury państwowe. Jaka ma być rola badań naukowych w takim państwie? Niektórzy politycy, jak pewien były wicepremier, głosili wprost, że badania naukowe są w Polsce zbędne, a „potrzebne technologie możemy sobie kupić”. To złe ziarno niestety zakiełkowało. Nie będę się tutaj wdawał w politykę, a tylko krótko przedstawię, jaki powinien być, we współczesnej, biednej i zmęczonej Polsce, cel badań naukowych.
Utrzymywanie kontaktu z nauką światową. Oznacza to śledzenie tego, co się w świecie dzieje, i ewentualne współuczestnictwo w takich badaniach. Wartościowe są nawet naukowe przyczynki. Jest to program minimum, pozwalający polskiej „machinie naukowej” na funkcjonowanie na jałowych obrotach. Jest to ważne, gdyż przy sprzyjających okolicznościach ta machina może nabrać rozpędu i mogą pojawić się istotne wyniki naukowe. Korzyścią jest to, że wówczas przynajmniej będziemy rozumieć nowe odkrycia i technologie.
Podtrzymywanie dziedzictwa narodowego, które dotyczy niektórych nauk humanistycznych, jak polonistyka czy historia. Prace tych uczonych niekoniecznie muszą zainteresować tzw. czasopisma filadelfijskie, ale są bardzo ważne, gdyż dotyczą naszej kultury. Podobnie z pracami inżynierskimi, realizującymi specyficzne, polskie problemy, bez odniesienia do światowej wszechnauki.
Dydaktyka. Dobry nauczyciel akademicki powinien prowadzić badania naukowe, chociażby w skromnym zakresie, aby podtrzymać swoją kondycję intelektualną i coraz lepiej nauczać. Skromne publikacje, nawet w postaci jakichś ćwiczeń, są pozytywne. Nie można oczekiwać, aby każdy pracownik naukowy uwieńczył swój artykuł wzorem E=mc2. Zresztą zdecydowana większość publikacji to po prostu sprawozdania z badań, bez żadnej intelektualnej finezji. Dlatego też dofinansowanie statutowe uczelni jest konieczne. Niech nauczyciel akademicki ma możliwość zakupu nowego komputera czy oprogramowania, drobnych urządzeń laboratoryjnych czy wyjazdu na międzynarodową konferencję. Jest to przecież bardzo niewielka inwestycja, która może się zwrócić wielokrotnie.
Przedstawiłem, może minimalistycznie, realistyczny pomysł na finansowanie nauki w Polsce. Żebraczy budżet więcej nie wytrzyma. Wiadomo też kogo warto lepiej lub gorzej finansować, gdyż już od 20 lat prowadzi się różne rankingi. Tamte algorytmy były prostsze i pozwoliły na pewną, w miarę rozsądną, „inwentaryzację”. Czy to nie wystarczy? Natomiast ostatni algorytm doprowadził niestety do absurdów, a to, co się teraz proponuje, budzi jeszcze większe zaniepokojenie. Nie przypuszczam, aby to była jakaś wyrafinowana „polityka”, gdyż to już zrobiono, drastycznie redukując fundusze na badania naukowe. To raczej bezmyślność, ale jeszcze jest czas, aby naprawić błędy.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.