Poprawki do komentarza
że – być może – ich dzieło jest nietrafnie odczytane lub promowane.
Na podstronie (http://www.nauka.gov.pl/szkolnictwo-wyzsze/karta-praw-studenta) serwisu internetowego MNiSW pojawił się swoisty „komentarz” czy „rozwinięcie” do Karty Praw Studenta. Nie wiem, kto ów „komentarz” napisał, bo żadne autoryzujące go nazwisko nie pada – w przeciwieństwie do treści samej Karty, którą sygnowali minister Barbara Kudrycka oraz prof. Wiesław Banyś, szef KRASP. Zakładam więc, że ów „komentarz” nie jest ich autorstwa, ale to, co w nim wyczytałem, skłania mnie do zaalarmowania, także autorów Karty, że – być może – ich dzieło jest nietrafnie odczytane lub promowane. Momentami może też dezinformować studentów czy kadry uczelni, zaś z pewnością mogłoby informować lepiej. Dlatego chciałbym zwrócić uwagę na te „słabsze” elementy komentarza, doceniając z pewnością prostudenckie intencje.
Ambitny wstęp
Już pierwsze słowa, poprzedzające komentowanie poszczególnych punktów Karty, prowokują do polemiki. „Dzięki reformie szkolnictwa wyższego stajesz się równorzędnym partnerem dla uczelni” – napisał Komentator-Anonim (zwany dalej: KA). Dlaczego – moim zdaniem – student nie jest dla uczelni „równorzędnym partnerem”, wskazałem w esejach Student i uczelnia – skazani na konflikt oraz Student – między młotem korporacjonizmu a kowadłem etatyzmu – znieczulony „bezpłatnością”, pisanych w ramach zadania zleconego przez MNiSW „Konfrontacje 2010” – Strategia rozwoju szkolnictwa wyższego. Od dwóch lat każdy chętny ma do tego dostęp. Następnie w poszczególnych punktach KA, zwracając się do studenta, rozwija poszczególne punkty Karty, jego słowa wskazuję niżej kursywą.
Dostęp i opłaty
1. Jesteś najważniejszym podmiotem uczelni – brzmi pierwszy punkt Karty. „Reforma szkolnictwa wyższego dała uczelniom nowe możliwości współpracy z pracodawcami. Wybitni przedstawiciele przemysłu mogą prowadzić wykłady i ćwiczenia, a nawet razem z nauczycielami akademickimi opracowywać programy studiów, odpowiadające na potrzeby rynku pracy” – dodaje KA. Tymczasem i przed nowelizacją z 18 marca 2011 r. „wybitni przedstawiciele przemysłu mogli prowadzić wykłady i ćwiczenia, a nawet razem z nauczycielami akademickimi opracowywać programy studiów, odpowiadające na potrzeby rynku pracy”. Tak jednak przed jak i po nowelizacji decyzja w sprawie programu kształcenia (przed nowelizacją były to programy nauczania) należy jedynie do członków tych organów uczelni, do których nowelizacja „wybitnych przedstawicieli” nie włączyła. Co prawda przed nowelizacją nie można było magistra zaliczyć do minimum kadrowego zamiast doktora, czy doktora zamiast doktora habilitowanego, ale reforma pozwoliła na to w stopniu relatywnie nikłym i obwarowanym poważnymi obostrzeniami. A przecież, jeśli to tak trafny kierunek, to dlaczego wdrożono go w tak mizernej skali? Dalej KA wywodzi: „Z myślą o studentach zmieniliśmy system pomocy materialnej. Trafia na nią coraz więcej pieniędzy z budżetu państwa – ponad 1,6 mld zł każdego roku – w szczególności do tych, którzy jej potrzebują”. W „szczególności”? Czyli także do tych, którzy jej nie potrzebują? Być może, skoro w Ocenie funkcjonowania systemu pomocy materialnej dla studentów, upublicznionej przez Parlament Studentów RP 26 września 2012 r., czytam, że do „najpilniejszych działań związanych z finansowaniem pomocy materialnej dla studentów i doktorantów należy zmiana modelu przyznawania świadczeń z Funduszu Pomocy Materialnej, poprzedzona fachową analizą i uwzględniająca możliwie głębokie ujednolicenie kryteriów, warunków oraz trybu przyznawania świadczeń”.
2. Każdy maturzysta ma równe szanse w dostępie do studiów bezpłatnych – to kolejny punkt Karty. „Studiowanie nadal jest bezpłatne. Za naukę na studiach stacjonarnych w uczelni publicznej nie trzeba płacić przez cały czas trwania studiów” – dodaje KA. Tak jest, ale pod warunkiem, iż nie będzie trzeba powtarzać zajęć, bo egzaminator uznał, że student „nie umiał”, nie trzeba kupować zalecanych lub wymaganych podręczników czy pomocy naukowych. Myślę też, że bezpłatna „nauka” (z Konstytucji) to jednak co innego niż bezpłatne „studiowanie”.
3. Każdy student ma równe szanse w dostępie do studiów na drugim kierunku. Ten punkt Karty KA tłumaczy: „Każdy może też podjąć równoległe studia na drugim kierunku i przez pierwszy rok są one bezpłatne. Jeśli będziesz dobry i znajdziesz się wśród 10 proc. najlepszych studentów, nie zapłacisz za kolejny rok nauki”. Pomiędzy tymi oboma zdaniami warto byłoby dodać, że mocą art. 170a ust. 5 Prawa o szkolnictwie wyższym (dalej: PSW): „Student, który na pierwszym roku studiów, o których mowa w ust. 3, nie spełnił kryteriów, o których mowa w art. 181 ust. 1, obowiązany jest wnieść opłaty za pierwszy rok studiów, zgodnie z umową, o której mowa w art. 160 ust. 3, i na zasadach określonych przez senat, o których mowa w art. 99 ust. 3”.
4. Uczelnia nie może pobierać opłat za egzaminy i podstawowe usługi edukacyjne – ten punkt Karty i zawarte w nim hasło „podstawowych usług edukacyjnych” już wywołał spore reperkusje w mediach. KA tu wyjaśnia: „Stworzyliśmy katalog bezpłatnych usług edukacyjnych. Uczelnia nie może żądać od studentów dodatkowych opłat za egzaminy, egzaminy dyplomowe, poprawkowe i komisyjne, wpis na kolejny semestr i rok studiów ani za złożenie i ocenę pracy dyplomowej czy wydanie suplementu do dyplomu”. Analogiczne stwierdzenie – jak rozumiem dotyczące art. 99a – znajdujemy na http://www.nauka.gov.pl/szkolnictwo-wyzsze/karta-praw-studenta/wyjasnienie-dotyczace-katalogu-uslug-edukacyjnych/. Jednocześnie właśnie tam inny lub ten sam KA tłumaczy zawartość art. 99 ust. 1 PSW: „Katalog tych usług ma charakter zamknięty i bezwzględnie nie może podlegać żadnym modyfikacjom, a przede wszystkim rozszerzeniu. Oznacza to, że uczelnia publiczna może pobierać opłaty jedynie za te usługi wymienione w art. 99 ust. 1 omawianej ustawy”. Skoro więc jeden zamknięty katalog usług, za jakie można pobierać opłaty, już w ustawie był, to po co dodano drugi – „bezpłatnych usług edukacyjnych”, w art. 99a PSW? (Możliwą genezę i egzegezę tego ciekawego przepisu przedstawiłem w FA 2/2012.) Jednocześnie (na ostatnio wskazanej podstronie) KA o zawartości art. 99a PSW napisał: „Ustawodawca w art. 99a ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym określił jednocześnie katalog czynności, za które uczelnia bezwzględnie nie może pobierać opłat tj.:…” i wymienia to samo (nazywając wpis na kolejny semestr „rejestracją” i dorzucając „wydanie dziennika praktyk zawodowych”), co wyżej nazywał katalogiem bezpłatnych usług edukacyjnych [podkreślenie – MCh]. Czy więc w art. 99a PSW mamy usługi wyłączone z zamkniętego już wcześniej katalogu widniejącego w art. 99 ust. 1 PSW, czy może np. czynności (administracyjne?), które nigdy się w art. 99a (ani w żadnym pojęciu „usług”) nie mieściły?
Umowa z uczelnią
5. Prawa studenta chroni umowa cywilnoprawna z uczelnią publiczną i niepubliczną – głosi następny punkt Karty. KA wyjaśnia, że: „Wszystkie uczelnie muszą podpisywać takie umowy z każdym studentem. Dzięki temu rozpoczynając studia wiesz, jakie są dokładne warunki Twojego studiowania. Jeśli studiujesz na uczelni publicznej, zapisy umowy powinny określić m.in., do czego masz prawo, jakie są obowiązki i co gwarantuje Ci uczelnia, na jakich zasadach możesz zmienić kierunek, a także jakie są koszty powtórzenia roku lub nieukończenia studiów w najkrótszym możliwym terminie”. Daleki jestem od optymizmu prof. J. Woźnickiego, którego zdaniem „prawa studentów są chronione przez ich reprezentacje w organach kolegialnych, a także regulaminy studiów” (dla „Rzeczpospolitej” 10.10.2011), ale jednak art. 160 ust. 1 PSW stanowi: „Organizację i tok studiów oraz związane z nimi prawa i obowiązki studenta określa regulamin studiów”. Czy więc umowa ma dublować regulamin? A jeśli dubla nie zawiera, to student ma nie podpisywać? A jeśli dubluje, to czy narzucona studentowi władztwem uczelni zmiana regulaminu pozwala wypowiedzieć umowę, a o tym każdego studenta uczelnia powinna zawiadomić? Co wtedy z kontynuacją studiów? KA może nie dostrzegł tych kwestii, jak i tego, że PSW dopuszcza opłaty za powtarzanie zajęć, a nie za powtarzanie roku, zaś „warunki zmiany kierunku” określać ma – wedle rozporządzenia MNiSW z 19 lipca 2011 – regulamin studiów. Przede wszystkim zaś warto byłoby studentom wyjaśnić i dodać, że – w braku umowy pisemnej – umowa niepisemna („niepodpisywana”) nie musi być nieistniejąca lub nieważna. W art. 160 ust. 3 PSW ostatnią nowelizacją bowiem nadal nie wprowadzono form(uł)y „pod rygorem nieważności”. Tym samym brak umowy podpisanej nie musi oznaczać, że uczelnia nie ma podstawy do roszczeń wobec studenta i odwrotnie. Tym samym – analogicznie – nie musi być prawdą stwierdzenie z punktu kolejnego anonimowego komentarza, iż: „Obowiązkowa umowa z uczelnią daje Ci ochronę również wobec niewłaściwie i niespodziewanie wprowadzanych zobowiązań finansowych”. Ale nawet, jeśli umowa pisemna będzie, to czy samym swym istnieniem nie gwarantuje, że studenta nie spotkają przykre niespodzianki, jak np. zmiana programu studiów w trakcie ich trwania? Zaś o tym, co powinno się w umowie znaleźć, by takie ryzyko minimalizować lub jak sobie z takim zdarzeniem radzić, już KA nie wspomniał. Dodał zaś, że: „Umowy ze studentami uczelni prywatnych, studiów zaocznych i wieczorowych muszą określać także wielkość i sposób płacenia czesnego”, choć od 2006 r. nie ma w Polsce uczelni prywatnych, są niepubliczne, nie ma studiów wieczorowych i zaocznych, są niestacjonarne.
6. Uczelnia nie może pobierać od studenta żadnych dodatkowych opłat nieprzewidzianych w umowie ze studentem – czytamy w Karcie. Rozumiem, że opłaty wynikające z rozporządzeń (np. za legitymację), a określone tam górnym limitem, też (w zakresie kwoty ostatecznej) powinny być „umawiane”. Dalej już KA: „Jednak jeżeli uczelnia stosuje nieuczciwe praktyki i nielegalnie pobiera od Ciebie opłaty za usługi inne niż zapisane w umowie, możesz walczyć o swoje prawa”. I tu koniec. Ani wskazówki jak walczyć, czym i z kim. Widocznie to oczywiste, proste i zawsze skuteczne, więc nie ma co psuć tak pięknej narracji.
Prawa studenta?
7. Każdy student ocenia pracę nauczyciela akademickiego – czytamy w Karcie. KA nie znalazł miejsca lub potrzeby, żeby wyjaśnić studentom, że mocą art. 124 ust. 2 PSW, aby doszło do „utraty pracy” przez nauczyciela akademickiego, negatywne muszą być dwie oceny po kolei, a wtedy i tak rozwiązanie stosunku pracy nastąpi dopiero na koniec semestru, czyli może po egzaminach u takiego nauczyciela. Nie wiem, czy KA wyobrażał sobie zaskoczenie, z jakim wystawiający opinie negatywne studenci – konsekwentnie, nie bacząc na ryzyko „dydaktyczno-egzaminacyjnych represaliów” – mogą się spotkać, gdy nauczyciel, z którym rozwiązano stosunek pracy, nadal pracuje, bo stosunek pracy nawiązano ponownie, gdyż nauczyciel ów… był niezbędny do minimum kadrowego.
8. Każdy student ma prawo do jawnej obrony pracy dyplomowej – głosi Karta. KA zaś dodaje, iż: „Na wniosek promotora lub studenta [obrona] może być jawna”. Tymczasem PSW w art. 162 przewiduje „otwarty egzamin dyplomowy”, zaś uznanie „jawności” za synonim „otwartości” to tylko jedna z interpretacji. Dalej KA zachęca: „Możesz zaprosić na nią [obronę] przyjaciół, czy przyszłego pracodawcę, przed którym chcesz się pochwalić swoją pracą dyplomową”. Oby tylko nie było rozczarowania, gdy w regulaminie studiów uczelni, uwzględniającym wytyczną z rozporządzenia MNiSW z 19 lipca 2011 r. w sprawie (…) regulaminu studiów, dotyczącą określenia „trybu przeprowadzania (…) otwartego egzaminu dyplomowego”, student przeczyta, że może zaprosić tylko 2 osoby z najbliżej rodziny, bo dla większej liczby trzeba by dodatkowo zapłacić za wynajem większej sali, a o to zaś trzeba pisać podanie np. na 2 miesiące przed terminem obrony.
Programy i rynek
9. Uczelnia prowadzi obowiązkowy monitoring losów zawodowych studentów w celu dostosowania programów do potrzeb rynku pracy – czytamy w Karcie. Szkoda, że przy tym punkcie KA nie wskazuje, jak student czy maturzysta ma się do wyników „monitoringu” (ustawa mówi o monitorowaniu, więc zwrot „wyniki monitorowania” byłby może trafniejszy) dostać, czy kto, kiedy, w jakim trybie i formie (w materiale źródłowym czy tylko po „uczelnianej obróbce”?) mu je ujawni. Tym bardziej, że „Wyniki ankiet absolwentów powinny być publicznie dostępne i stanowić pomoc przy podejmowaniu jednej z ważniejszych życiowych decyzji”, a „Mimo że w wielu krajach europejskich monitoring jest normą, pewnie długo będziemy czekać na to, aż publikowanie jego wyników będzie u nas oczywistością” (twierdzi Rzecznik Praw Absolwenta na http://www.konfrontacje.edu.pl/pub/po-co-nam-autonomia.pdf).
10. Rzecznik praw absolwenta działa na rzecz szybkiego wejścia absolwentów na rynek pracy – głosi mój ulubiony punkt Karty. Zdaniem KA, zadanie rzecznika to „monitorowanie losów absolwentów i rekomendowanie takich rozwiązań prawnych, które pozwolą im lepiej odnaleźć się na rynku pracy”. Czy chodzi więc o „szybkie” wejście na rynek pracy, czy o „lepsze” się na nim „odnalezienie”? Pierwszemu celowi najlepiej służyłoby może niepodejmowanie w ogóle studiów, drugiemu zaś może sprzyjać to, czego uczelnie chyba jeszcze formalnie nie kształcą, a co ładnie zwać można „sztuką networkingu”, a w zwulgaryzowanej polszczyźnie np. „sitwopleceniem”. Pocieszające, że „z prośbą o pomoc” do rzecznika – jak przekonuje KA – „może zwrócić się każdy absolwent”. Może rzecznik doradzi, jak odzyskać pieniądze wydane np. na studia, które ani „szybkiemu” wejściu, ani „lepszemu” odnalezieniu się na rynku pracy nie pomogły, a można by za nie opłacić bilet za granicę lub nająć mieszkanie w odległym mieście. A może rzecznik aktywuje – jak to nazwał prof. K. Rybiński – „kapitał relacji”, bez którego „nawet bardzo mądry człowiek, świetnie wykształcony (...) niewiele osiągnie” (http://rybinski.nowyekran.pl/post/75845,edunes-i-czas-na-internet-zamiast-afaltu). Chyba jednak nie, bo choć wedle KA, rzecznik „sprawdza np., czy programy studiów dobrze przygotowują do wykonywania konkretnych zawodów”, to wedle art. 46 PSW rzecznik jedynie „współdziała (…) w zakresie ograniczenia barier do wykonywania zawodu zgodnego z kierunkiem studiów” i to poprzez „analizowanie sytuacji absolwentów (…) i stopień ich dostępu do określonych zawodów”. Wydaje się więc, że w świetle PSW rzecznik powinien raczej skupić się na ograniczaniu barier pozauczelnianych czy ponaduczelnianych, niż wpisywaniu w programy studiów sposobów na ich pokonanie. Jednak w sprawie barier pozauczelnianych rzecznik być może realnie niewiele może, w zakresie „sprawdzania” programów studiów „sygnały, które napływają do rzecznika praw absolwenta, niestety nie napawają optymizmem. Wielu akademików paradoksalnie wciąż postrzega większą swobodę w tworzeniu kierunków studiów i wprowadzenie KRK jako dodatkowe i pozbawione sensu obciążenie administracyjne. Częściowo sprawdzają się obawy (…) iż wielu przedstawicieli kadry akademickiej będzie poświęcało swoje siły intelektualne na karkołomne lingwistyczne zabiegi mające na celu to, by w rzeczywistości nic się nie zmieniło”.
Karta anonimowo „opakowana”
Może mój problem polega na niezrozumieniu, po co się takie „karty” tworzy i „komentuje”? „Karta Praw Studenta to zbiór podstawowych zasad, które chronią interesy studentów” – czytamy na www MNiSW. Na czym polega „zasadotwórcza” ich moc, jeśli ani minister, ani szef KRASP nie mogą w takim trybie władczo ingerować w cywilnoprawne ani administracyjnoprawne relacje student-uczelnia? Może polega ona na perswazji? W jaki sposób „chronią”, skoro przecież ani minister, ani szef KRASP prawa kartą nie tworzą? Choć podobno „Studenci (…) otrzymali Kartę Praw Studenta, która ma ustawowe umocowanie” (Poseł PO Ewa Wolak 11.10.2012 w Sejmie RP, stenogram s. 142). Jeśli sygnatariusze Karty zamierzali w ten sposób obowiązujące przepisy wyjaśnić czy zinterpretować, to czy uwzględnili ryzyko, że ani uczelnie, ani tym bardziej polskie sądy mogą ich nie posłuchać? A może chciano Kartą jedynie istniejące przepisy promować, upowszechniać wiedzę o ich treści i możliwościach stosowania? Ale jak ma się do takiego zamysłu omawiany „komentarz”? Jak napisał KA: „Karta Praw Studenta to tylko jeden z efektów reformy szkolnictwa wyższego”. Jeśli pozostałe „efekty” student otrzyma w równie „precyzyjnych” opakowaniach, to ich otwarcie może przypominać smerfny prezent niejakiego Zgrywusa.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.