Studiuj w Polsce

Henryk Hollender

„Oferta edukacyjna prezentowana w tej broszurze dotyczy uczelni uczestniczących w programie Study in Poland , konstytuując tym samym tylko część całej listy programów studiów i możliwości badawczych dostępnych w naszym kraju”. To zastrzeżenie z przedmowy, w przekładzie z angielskiego, bo taka wersja leży oto przed nami, jest jak najbardziej na miejscu, ponieważ Study in Poland , broszura z podtytułem Guide for International Students , a także witryna stworzona przez Fundację Edukacyjną „Perspektywy”, najwyraźniej nie obejmuje wielu zacnych uniwersytetów. Nie ma tu na przykład żadnych uczelni z Rzeszowa, Białegostoku, Olsztyna i Torunia. Czy chodzi zatem o to, że znaczna liczba instytucji po prostu nie wykupiła przestrzeni reklamowej, czy też raczej o to, że Study in Poland jest faktycznie jakiegoś rodzaju przedsięwzięciem, w którym się uczestniczy lub nie?

Kandydaci na studentów zagranicznych zasługują na taką wiedzę, bowiem sama nazwa programu, szata graficzna i retoryka broszury, wyliczenie instytucji państwowych i mapa Polski mogą łatwo wywołać wrażenie, że jest to oficjalny przewodnik, dający zestawienie polskich uczelni, których rektorzy należą do KRASP, i które przygotowane są do przyjmowania studentów zagranicznych. Ot, krajowa inicjatywa wizerunkowa. Tymczasem „kraj” jest pozbawiony kilku istotnych regionów, ponadto brak w nim na przykład uniwersytetów: Opolskiego, Technologiczno-Przyrodniczego im. braci Śniadeckich, Jana Kochanowskiego, Stefana Kardynała Wyszyńskiego oraz Wrocławskiego, dalej – uczelni lubelskich poza UMCS, uczelni kieleckich poza Politechniką Świętokrzyską, uczelni szczecińskich poza Uniwersytetem, uczelni artystycznych poza Akademią Teatralną im. Aleksandra Zelwerowicza... Przecież wszystkie te szkoły mają swoich przedstawicieli w KRASP, która wyraziście firmuje broszurę swoim logotypem i przedmową przewodniczącego. Nie są rozczarowani? Nie chcieli? Nie wiedzieli?

Wśród uczelni obecnych w broszurze znajdują się takie, które prowadzą regularne zajęcia w języku angielskim, a od strony organizacyjnej są przygotowane do prowadzenia cudzoziemców, jak i takie, które być może działają na tej niwie, ale jakoś nie zechciały o tym mówić. Jedyna w tym gronie akademia wychowania fizycznego, University School of Physical Education in Wrocław, nie podaje żadnych informacji o programach w języku angielskim, ale jednak notuje na swoim kampusie obecność 50 studentów zagranicznych. Tak, tysiące Białorusinów i Ukraińców studiują w Polsce po polsku, podobnie jak młodzi Niemcy, którzy szybko uczą się holenderskiego i jest ich pełno na uczelniach Amsterdamu czy Delft. Dlaczego o tym nie napisać otwarcie? Nie można też ukończyć studiów po angielsku w The Police Academy in Szczytno, jedynej uczelni, która chwali się swoimi czasopismami, nazywając je jednak niefortunnie vocational zamiast professional . W ogóle każda uczelnia prezentuje się inaczej, nieliczne zaś wspominają o swojej historii, sławnych absolwentach, sylwetce, atmosferze czy kulturze organizacyjnej, nie mówiąc już o osiągnięciach naukowych lub przynajmniej – wyjątkowej infrastrukturze.

Co w ogóle w takiej broszurze może być przydatne i wnosić jakąś wartość marketingową? Powołanie się na ranking TopCoder nie tchnie należytą powagą. Ale biorąc pod uwagę nasze „masy kandydackie”, informacja, czy to już jest poziom Oxfordu, czy jeszcze nie, nie będzie miała większego znaczenia. Informacje wymagające zrozumienia, jak działa w Polsce szkolnictwo wyższe („our study programmes are accredited by the Polish Ministry of Science and Higher Education”) też mijają się z celem, podobnie jak nadmienianie, że pobliskie Góry Świętokrzyskie są jednymi z najstarszych w Europie. Najważniejsze wydawałoby się to, że kandydat zagraniczny znajduje łatwo w Polsce niższe czesne za lepsze warunki studiowania – na przykład trafia do prywatnej uczelni, która go nie rujnuje, i jeszcze ma w bibliotece podręczniki wymagane tokiem studiów; to się ma prawo nie zdarzyć w takiej np. Turcji! Redakcja nie znalazła jednak sposobu, by zaatakować problem czesnego.

A zalety uczelni? Oferują programy, uczestniczą, są odpowiedzialne za boom edukacyjny, dają możliwości... Zgoda. „Kontynuują chwalebne tradycje poprzedników”... Hm, jakich? Nie ma tu przecież Bronisława Malinowskiego, Ignacego Mościckiego, Ludwika Hirszfelda, Ludwika Flecka czy Alfreda Tarskiego. Nasz kandydat nie wie, czy 1364 r., w którym powstał późniejszy Uniwersytet Jagielloński, to dawno, czy niedawno, a jakakolwiek próba przekonania go, dlaczego w świecie akademickim liczy się tradycja, choćby poprzez wspomnienie, że wymieniony chwilę później Kopernik także w Krakowie studiował, nie została w broszurze podjęta (jeśli nie liczyć akrobatycznej prezentacji Politechniki Wrocławskiej jako następczyni jednej uczelni lwowskiej i jednej niemieckiej – kto zrozumie, w czym rzecz?). O oświeceniu (Uniwersytet Warszawski) ani uniwersytetach dziewiętnastowiecznych się tu nie mówi, o wzorcu Lehr- und Lernfreiheit (wolności nauczania i uczenia się) czy o autonomii uczelni – także nie. Bezpieczniej napisać, że Polska to naród ocalonych (naprawdę tak), że most między Wschodem i Zachodem, że nastawienie kosmopolityczne połączone z bogatą spuścizną historyczną. A na okładce wycieczka szkolna opuszcza kampus Uniwersytetu Warszawskiego. Bez wątpienia przywitano ją tam chlebem, solą i tradycyjną polską gościnnością, toteż w całości podejmie decyzję, by studiować w Polsce.