O intencjach i stereotypach
Oczekiwałem reakcji na artykuł Uniwersytet (tanio) kupię (FA 5/2012). Nadeszła ona z zupełnie nieoczekiwanej strony – odpisał na moje rozważania oburzony prof. Andrzej Eliasz, rektor SWPS, zarzucając mi nieprawdę, brak przykładów oraz nierozumienie systemu szkolnictwa wyższego.
Celem aktualnej wypowiedzi jest chęć odniesienia się do meritum, czyli krytyki moich pesymistycznych analiz potencjalnych motywacji związanych z roszadami w strefie „założycielskiej”.
Odpowiedzialność założyciela
Ustawa definiuje, kto może zostać założycielem (art.2.3 i 2.4): „uczelnia niepubliczna – uczelnię utworzoną przez osobę fizyczną albo osobę prawną niebędącą państwową ani samorządową osobą prawną; założyciel uczelni niepublicznej – osobę, o której mowa w pkt. 3, która utworzyła uczelnię lub prowadzi uczelnię na podstawie art. 26 ust. 3”. To, o czym pisałem, objęte jest właśnie art. 26.3.: „Minister właściwy do spraw szkolnictwa wyższego, na wniosek osoby, której udzielono pozwolenia na utworzenie uczelni niepublicznej, przenosi to pozwolenie w drodze decyzji na rzecz innej osoby fizycznej lub prawnej, jeżeli przyjmuje ona wszystkie warunki zawarte w pozwoleniu oraz nie zachodzą przesłanki określone w art. 20 ust. 5 lub 6”.
I to w słowie „przenosi” kryje się nie tylko prosty system wymiany założycieli, ale i możliwej celowej koncentracji owych praw do kilku/kilkunastu uczelni w jednych rękach. Ponieważ założyciel zakłada uczelnię dla realizacji konkretnych celów i formuje on wszystkie najważniejsze jej systemy, trudno przyjąć, iż pozbawi samego siebie możliwości współdecydowania o losach swego tworu oraz wpływania na różne kwestie, nawet te niepodlegające mu formalnie. Nowo mianowany założyciel przejmuje te uprawnienia. Rektor pełni funkcję zagwarantowaną mu przez ustawę, niemniej nie spotkałem się jeszcze z przypadkiem, by założyciel pozostawał całkowicie bierny: nie współpracował, nie współtworzył lub czasami nawet nie forsował konkretnych rozwiązań. Nowy lub stary, ma on więc realny wpływ na istnienie, bieżące działania i rozwój uczelni.
W przypadku zmiany założyciela można mówić o zmianie z jednej osoby fizycznej na drugą, z fundacji na stowarzyszenie, z fundacji na spółkę z o.o., ze spółki na osobę itp. Za tą zmianą idą możliwości wpływania przez nową osobę lub instytucję na działania uczelni. Mój artykuł w FA 5/2012 koncentrował się raczej na negatywnych motywacjach związanych z uczelniami średniej lub niższej jakości, często będących w tarapatach finansowych, oraz poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie: po co komu właśnie takie uczelnie. Sam fakt chęci posiadania nie jest wystarczającym wytłumaczeniem, ponieważ nowi założyciele biorą na swoje barki ogrom zobowiązań i muszą stawić czoło wielkim wyzwaniom akademickim, organizacyjnym, finansowym i marketingowym. Logiczne jest, że ktoś mający raczej ambicje akademickie (lub prestiżowe), niż reformatorsko-menedżerskie, powinien preferować pojedynczą uczelnię o wysokiej marce, silnej pozycji rynkowej i zdrowych finansach, a nie kolekcjonować „te inne”. Oczywiście, a muszę to zastrzec dla uczciwości analizy, ów nowy założyciel uczelni słabszych może okazać się mistrzem zarządzania lub finansów i nabywa owych kilka uczelni, ponieważ dostrzegł w nich jakąś przewagę lub zasób, którego nie dostrzegł nikt inny, a które można wykorzystać do radykalnej odmiany losów pozyskanych instytucji. Wtedy wszelkie moje podejrzenia, które tak zdenerwowały prof. Eliasza, okażą się bezpodstawne, zaś rankingi uczelni przewrócą się do góry nogami.
Zmiana założyciela będzie się najczęściej wiązała ze zmianami w funkcjonowaniu uczelni. Świat biznesu pokazuje nam, że bardzo często pojedyncza zmiana na najwyższych stanowiskach przekłada się na zmiany w funkcjonowaniu firmy (przychodzący przynosi inną kulturę, wiedzę, kontakty, plany, ambicje). Ulokowane na kluczowych stanowiskach osoby zawsze mają i wywierają wpływ, realizują jakieś cele lub interesy, nawet nie będąc wyłącznymi właścicielami spółek (lub instytucji). W przypadku uczelni zmieniających założyciela, społeczeństwo i szersi interesariusze nie znają do końca powodów roszady założycielskiej, ale zdają sobie sprawę z istnienia wyżej opisanych możliwości. I tutaj może pojawiać się pole do nieporozumień, wyjaśnienie których oczyściłoby atmosferę. Jeżeli założyciel, będący osobą prywatną, starzeje się, myśli o emeryturze lub stracił zainteresowanie swoim tworem, to zmiana na kogoś młodszego, utalentowanego, z nowymi pomysłami ma sens. Jeżeli fundacja lub stowarzyszenie zmieniają kierunek swoich działań lub sens ich istnienia zanikł, rozsądne jest, by przekazały prawa założycielskie innej instytucji, co do której można mieć nadzieję, iż poprowadzi przejmowaną uczelnię ku dalszej chwale. W tym kontekście zmiana na poziomie założycielskim jest nie tylko konieczna, ale i korzystna. Nowa krew, świeże kontakty, inne/nowe know-how akademickie, menedżerskie, finansowe, marketingowe - to wszystko zapewni uczelni zastrzyk energii oraz dalsze sukcesy.
Wartość uczelni
Jednym z bardziej popularnych stereotypów jest twierdzenie, iż uczelnie są instytucjami non-profit i, jak zaznacza profesor, założyciele nie mają prawa do podziału zysku. Pomocna w tej kwestii może się okazać opinia jednego z polskich autorytetów:
„W świetle obowiązującego ustawodawstwa i statutów uczelni, świadczą one usługi społeczne i mają charakter organizacji nienastawionych na zysk (non-profit organisation ), czyli niekomercyjnych. Co więcej, przyjmuje się na ogół, iż szkoły wyższe są organizacjami publicznymi, a więc dostępnymi dla ogółu społeczeństwa, działającymi na jego korzyść i powoływanymi przez organizacje lub osoby fizyczne, które kierowały się tymi względami. Niestety, rzeczywistość jest zgoła inna. Znaczna bowiem część uczelni niepaństwowych realizuje w istocie cele komercyjne i jest ukierunkowana na zysk krótkookresowy. Naturalne formy tego ukierunkowania gwarantują ukrycie tych intencji” (J. Dietl, Czy potrzebne jest zarządzanie marketingowe w szkolnictwie wyższym , w: Marketing szkół wyższych , pod red. G. Nowaczyk, M. Kolasińskiego, 2004, Wyd. Wyższej Szkoły Bankowej).
Formalnie więc uczelnie niepubliczne są niekomercyjne. Jak rozumiem system, uczelnie zwolnione są z podatków w przypadku pieniędzy wydawanych na działalność statutową. Przekłada się to na motywowanie decydentów do wydawania całości pojawiającej się nadwyżki właśnie na działalność akademicką poprzez niekończący się cykl inwestycyjny, czyli nieprzerwane inwestowanie nadwyżki w materiały dydaktyczne, sprzęt, budynki, ludzi. Niemniej w sytuacji, kiedy na koncie jest więcej, niż się wydało, a zanim ta suma stanie się „nadwyżką rozdysponowywaną na cele statutowe”, przykłady z biznesu pokazują nam, jak wiele alternatyw mają decydenci – nasza „nadwyżka” może być przetransferowana w tworzonych kosztach: wysokich zarobkach niektórych pracowników, sutych dodatkach funkcyjnych, samochodach służbowych, wyjazdach (konferencyjnych, badawczych, zapoznawczych, szkoleniowych). Czasami można spotkać wysokie wypłaty dla szerszej grupy pracowników, a nawet wewnętrzne stypendia lub dofinansowania. Pieniądze można również wyprowadzić do zewnętrznych firm, podpisując z nimi korzystne umowy na mniej lub bardziej potrzebne działania (doradztwo, usługi, wynajem powierzchni itp.).
Z tekstu prof. Eliasza przebija się stwierdzenie, że nie można prawidłowo oszacować wartości uczelni. Jeżeli połączymy to z twierdzeniem o non-profit , rozumiem, że również uzasadnione jest wtedy niezwerbalizowane założenie, iż przez to nie znajdziemy motywacji biznesowo-finansowej w zmianach założycielskich. Zgodzę się, że bardzo trudno wyliczyć wartość zgromadzonego kapitału intelektualnego uczelni, szczególnie jeżeli jest to instytucja nie mająca wymiernych patentów, wdrożeń itp., praw autorskich. Łatwiej więc wyliczyć wartość uczelni technicznych lub medycznych niż społecznych. Stąd „wartość” uczelni może się różnić w zależności od opinii odchodzących założycieli (widzących swój twór jako dzieło warte setki milionów), wyceny specjalistów (możemy spodziewać się drastycznych różnic w wyliczonej wartości w zależności od stosowanej metodologii) oraz opinii/wyceny nowo przybyłych decydentów (subiektywnie wysokiej, np. dzięki uznanej marce lub celowo zaniżonej dzięki wiedzy o długach instytucji). Niemniej każda uczelnia ma wiele aspektów swojej działalności mierzalnych finansowo: przychody z dydaktyki, badań, grantów, wartość budynków, nadwyżki gotówki na koncie, umowy ze światem zewnętrznym, a nawet darowizny. Prawda jest taka, że „wartość” uczelni jest średnią oczekiwań odchodzącego i krytycznej oceny przychodzącego.
Kij w szprychach
Chciałbym wrócić do najważniejszej (wg mnie) kwestii: motywacji nowego założyciela (a o tym był krytykowany artykuł o konsorcjach w FA 5/2012). Nowy założyciel może mieć poczucie misji i chcieć wspomóc rozwój szkolnictwa wyższego poprzez przekazanie swojego biznesowego know-how, zapewniając uczelni dostęp do najnowszych i najlepszych praktyk menedżerskich. Może mieć poczucie misji lub czuć silny związek z konkretną instytucją (być jej absolwentem lub mieć dzieci, które ją ukończyły). Może też podjąć wyzwanie organizacyjne i spróbować zintegrować kilka lub kilkanaście uczelni, zoptymalizować ich operacje i zapewnić im długofalowy sukces. Może też chcieć rozwinąć jakiś aspekt uczelni, dając na ten cel kilka, kilkanaście milionów (ale czy nie prościej byłoby nazwać jego nazwiskiem jakiś budynek?). Lub, co opisałem w swoim pesymistycznym artykule (FA 5/2012), mieć inne ambicje.
Bez względu na cele nowego założyciela, a pamiętając o hasłach non-profit , nieposiadaniu praw własnościowych (wraz z niemożnością wyciągania zysków), kijem w szprychach jest jedno pytanie: czy ustawodawca nie powinien jasno i wyraźnie uniemożliwić przekazania pieniędzy odchodzącym/oddającym w zamian za przerejestrowanie praw założycielskich? Skoro wszystko jest non-profit i najwyższe władze mają na celu wyłącznie dobro uczelni i środowiska akademickiego oraz by całość systemu miała sens, jakiekolwiek pieniądze powinny lądować na koncie uczelni, będąc niejako wkładem nowego „założyciela” w jej dalszy rozwój, zaś odchodzący (prawdziwi?) założyciele powinni pławić się w blasku osiągnięć i świadomości o zapewnionej bezpiecznej przyszłości swego tworu. Ustawodawca powinien wyraźnie zabronić takich działań – tak jak Owsiak nie sprzeda Orkiestry, tak inne instytucje non-profit powinny być przekazywane za uścisk dłoni. Ci, co chcą zarobić, powinni budować firmy i od początku płacić podatki. Powiem więcej, w stylu non-profit : ustawodawca powinien umożliwić organom kontroli skarbowej surowe karanie za jakiekolwiek niespodziewane wzbogacenie się po niedawnym opuszczeniu funkcji założycielskiej w instytucji non-profit . Wtedy znikną wszelkie podejrzenia i niepewność co do intencji nowego i starego założyciela, a ja przestanę denerwować Szanownych Czytelników.
Odpowiadając wprost prof. Eliaszowi: nie sugerowałem, że zmiany założycielskie służą wyłącznie celom nieuczciwym, chciałem jedynie pokazać możliwe kierunki działań w sytuacji niejasnych motywacji niektórych nowo powoływanych „założycieli”, szczególnie w kontekście tworzenia unii lub konsorcjów. Pan Profesor źle odebrał moje intencje, zapewne poprzez emocjonalną reakcję na pojawienie się w moim artykule przykładu SWPS, o której honor postanowił zadbać. Ja zaś podałem SWPS wyłącznie jako początkowy przykład zjawiska zmiany założyciela. Co do moich przemyśleń (bardzo pesymistycznych) – jesteśmy dopiero na początku pierwszej fali M&A (fuzji i przejęć) w polskim szkolnictwie wyższym, a ja próbowałem przewidzieć nadchodzące wydarzenia i opisać niektóre możliwe mechanizmy za nimi stojące.
Uznanym i utalentowanym pracownikom szanowanej SWPS życzę udanego roku akademickiego 2012-2013. Pracownikom uczelni nie przejmowanych, a jedynie „zmieniających założycieli”, życzę spokoju, stałości zarobków, bezpieczeństwa zatrudnienia i szans na rozwój.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.