Kto zawalił
To, że nieudane dla Polski Letnie Igrzyska XXX Olimpiady mamy za sobą, można przyjąć z ulgą. Ze sportem jest coraz gorzej. Idea Pierre’a de Coubertina leży na łopatkach. Dziś jest to impreza, która ze sportem amatorskim nie ma nic wspólnego. Chodzi o gigantyczne pieniądze i robienie ludziom wody z mózgu. Wyrazem tego jest kicz antyartystycznych spektakli na początku i końcu igrzysk.
Najlepszym przykładem biznesowego charakteru tych zawodów może być stawiany sportowcom wymóg niereklamowania firm innych niż te, które zostały oficjalnie uznane przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Niestosujący się do tego sportowiec traci medale, które zdobył, i płaci grzywnę. Zagrożony jest pływak wszech czasów Michael Phelps, na XXX igrzyskach zdobywca sześciu medali. W serwisie Twitter ukazały się dwa zdjęcia z wizerunkiem tego sportowca reklamujące francuską firmę odzieżową i MKOl wszczął przeciwko niemu postępowanie.
Nagrody za zdobycie wartościowych miejsc w zawodach są stosunkowo niewielkie, ale już pozostałe korzyści z tego płynące mają duże znaczenie. Sportowiec może liczyć na sponsorów, którzy opłacą koszty uprawiania sportu, ale i uzyskuje możliwość bogacenia się przez długie lata. Medaliści olimpijscy stają się gwiazdami, są więc dla firm bezcennym materiałem reklamowym.
Jest o co walczyć. I nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie fakt, że Pierre de Coubertin marzył o czystości sportu, o oddzieleniu go od brudnego biznesu, tymczasem do sportu dołączyła jeszcze równie brudna polityka. Sport ma znaczenie propagandowe, co dostrzegł Hitler, zaraz po nim Stalin. Dzisiaj w parciu do przodowania na świecie przodują Chiny, inne państwa azjatyckie i afrykańskie. Dlatego przeciętnie uzdolnionych młodych ludzi szpikuje się anabolikami, erytropoetyną czy choćby (jak swego czasu w NRD) przed zawodami pompuje im (pływakom) powietrze do jelit albo stosuje inne dowcipne, a jeszcze ogółowi nieznane sztuczki. Osiągnięcia sportowe tak zmodyfikowanych sportowców są bowiem propagandowo bezcenne. Nie stoi tu na przeszkodzie fakt, że prędzej czy później przestępcze uszkadzanie organizmów wyczynowców wychodzi na jaw, zwłaszcza kiedy jakiś sportowiec nagle w wieku trzydziestu lat umiera. Ważna jest chwila, to, co się dzieje dzisiaj. Sens ma tylko napędzany emocjami przypływ pieniędzy.
W system sterowania publicznością już dawno włączyły się media, które jednak zawiadują nie tylko zachowaniami kibiców. Media mają także znaczny wpływ na wyniki. Sport to nie tylko wysiłek mięśniowy. To także umiejętność myślenia i panowania nad sobą, która podlega zakłóceniom z zewnątrz, na przykład za pomocą odpowiednio dobranych słów i obrazów.
Sprawozdawcy często zachęcają widzów do odbioru transmisji metodą „na fakt dokonany”. Redaktor Maciej Kurzajewski z TVP nagminnie zapowiada kolejne zawody według schematu: „Zapraszamy do oglądania, Polak zdobędzie medal”. Sportowiec o tym wie, i to go mocno angażuje psychicznie, osłabia go. Dwukrotny mistrz olimpijski w pchnięciu kulą, Tomasz Majewski, wyznał, że jego walka o medal polegała na uporczywym niwelowaniu tkwiącej w nim presji mediów.
Jeśli jest tylko okazja, media ubijają także interesiki polityczno-ideologiczne. Tak było z Agnieszką Radwańską, której postawę życiową niektórzy, nie do końca trafnie, kojarzą z opozycją polityczną i religijnością. Przez kilka tygodni dziennikarze na różne sposoby zapowiadali złoty medal tej tenisistki, wywołując ogromne oczekiwania kibiców. No i przegrała już pierwszy mecz, odpadła. Nie grała najlepiej, to fakt, ale meczu nie zlekceważyła, chciała zwyciężyć. Tego dnia jednak się nie dało, była słabsza niż zwykle, a jej przeciwniczka Julia Görges akurat wzniosła się na szczyty umiejętności – nigdy przedtem ani potem tak dobrze nie grała. Polka była wściekła, po meczu ze złością tłukła rakietą, co można zobaczyć na filmie w YouTube. Usiłowała niezręcznie ukryć stres wywołany porażką i sztucznie się uśmiechając powiedziała na pocieszenie, że oprócz igrzysk olimpijskich są równie ważne inne turnieje tenisowe; dodała jeszcze parę podobnych zdań. Media natychmiast to przekręciły i wytoczyły argument przeciwko niej, głosząc, że „zlekceważyła olimpiadę”. W dodatku menedżer zapomniał przyszyć do jej sukienki polski znaczek, a to miało znaczyć, że „Radwańska lekceważy też Polskę”. Szybko to w takiej postaci nagłośniono i wśród kibiców momentalnie pojawiły się rzesze wrogów tenisistki. W deblu już nie mogła grać normalnie, była psychicznie zniszczona, a w mikście, w którym odzyskała moc, zawiódł ją partner, Marcin Matkowski.
W podobny sposób zlikwidowano szanse sztangisty Marcina Dołęgi, Anny Rogowskiej, Piotra Małachowskiego, siatkarzy, kajakarzy, o których publicyści sportowi wcześniej z zachwytem mówili, że medale mają murowane, i to złote. Właściwie nie było ani jednej akcji dziennikarzy, którą można pochwalić. Oni nie sprawozdają, oni ustalają, co ma być, po czym wydają wyroki przed zebraniem dowodów winy. Nie tylko polscy sportowcy zawiedli. Na całej linii zawiodły polskie media, które im w tym pomogły.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.