Co nas nie zabije, to nas wzmocni
Nowe zasady postępowania w przewodach doktorskich i postępowaniach habilitacyjnych, które obowiązują od 1 października 2011 r. (patrz znowelizowana ustawa o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki) wprowadziły trochę przejrzystości w kwestiach recenzyjnych. Mianowicie nowelizacja ustawy wprowadziła obowiązek publicznego udostępniania recenzji na stronie internetowej jednostki, a także na stronie internetowej Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów. Szczególnie dużym zainteresowaniem młodych pracowników nauki cieszy się dokumentacja postępowań habilitacyjnych, są tam bowiem „z życia wzięte” opisy dokonań naukowych kandydatów na doktora habilitowanego. Dlatego od czasu do czasu otrzymuję emailowe informacje o wyczytanych naruszeniach zasad etycznych, które uważni czytelnicy przesyłają do mojej informacji.
Negatywna recenzja
I tak skierowano moją uwagę na negatywnie zakończone już postępowanie habilitacyjne dr. inż. Macieja Zdanowskiego, 34-letniego adiunkta Instytutu Elektroenergetyki Politechniki Opolskiej. Jest on wychowankiem prof. dr. hab. inż. Józefa Kędzi, doktorat zaś uzyskał 3 lata po skończeniu studiów. Wart szczególnego podkreślenia jest fakt, że dr Zdanowski został w 2011 laureatem Stypendium Ministra Nauki dla wybitnych, młodych naukowców (3830 zł miesięcznie przez 3 lata). Z kolei wcześniej, w roku 2009, zdobył roczne stypendium START Fundacji Nauki Polskiej (24 tys. zł), jak również został laureatem prestiżowej nagrody IV Wydziału Nauk Technicznych PAN (2010 r.). Został także wyróżniony kilkoma nagrodami rektorskimi.
Jako podstawę swojej habilitacji dr Zdanowski wskazał 10 jednotematycznych publikacji pod wspólnym tytułem Badania zjawiska elektryzacji statycznej w ciekłych dielektrykach . Postępowanie przeprowadzone zostało na Wydziale Elektrycznym Politechniki Warszawskiej, zaś recenzentami byli: prof. dr hab. Franciszek Mosiński z Instytutu Elektroenergetyki Politechniki Łódzkiej, prof. dr hab. Jacek Starzyński z Instytutu Elektrotechniki Teoretycznej i Systemów Informacji Pomiarowych Politechniki Warszawskiej oraz prof. dr hab. inż. Janusz Fleszyński z Instytutu Podstaw Elektrotechniki i Elektrotechnologii Politechniki Wrocławskiej. Dwaj pierwsi recenzenci pozytywnie ocenili cykl prac składających się na habilitację i dorobek naukowy dr. Macieja Zdanowskiego. Ogółem weszło do niego 8 publikacji wydrukowanych przed doktoratem i 36 publikacji po doktoracie. 1/3 dorobku jest po angielsku, w tym aż 13 prac wydrukowanych w czasopismach Listy Filadelfijskiej, 9 prac wydrukowano w czasopismach krajowych-punktowanych oraz 22 inne publikacje wyszły w zeszytach naukowych różnych uczelni oraz w zbiorach prac pokonferencyjnych. Wydrukowane artykuły miały łącznie 258 pkt. KBN, zaś ich łączna punktacja Impact Factor wynosiła 5,78. Wskaźnik Hirscha – 2, przy łącznej liczbie cytowań – 16.
Trzecia recenzja – autorstwa prof. J. Fleszyńskiego – była negatywna. Wrocławski uczony podkreślił, że podstawowym zadaniem recenzenta w postępowaniu habilitacyjnym prowadzonym wwdług znowelizowanej ustawy o stopniach i tytułach naukowych jest ocena zgłoszonego osiągnięcia habilitacyjnego. W tym przypadku habilitant zgłosił 10 jednotematycznych publikacji. Tak się składa, że prof. Fleszyński w ciągu ostatnich 12 lat był recenzentem w przewodach doktorskich oraz habilitacyjnych większości samodzielnych pracowników, którzy tworzą „trzon naukowy” obecnego Instytutu, dlatego ich dorobek był mu dobrze znany. Z tego względu ocenił, że w jednej z prac w cyklu habilitacyjnym (publikacja nr 1 z 2007 r.), która zawiera wyniki badań przedstawione w doktoracie Stefana Wolnego (obecnego kierownika Zakładu), gdzie pierwszym autorem jest habilitant, nierzetelnie przedstawił on swój indywidualny wkład. Doktorat ten obroniono w 2000 r. kiedy Zdanowski jeszcze był studentem pierwszych lat studiów, stąd problemami naukowymi elektryzacji olejów nie mógł się zajmować. „Nie widzę w tej publikacji merytorycznego wkładu Macieja Zdanowskiego i Dariusza Zmarzłego” – napisał recenzent. Z kolei publikacji nr 7 zarzucił, że habilitant jako pierwszy autor nie odniósł się do wcześniejszych prac autorów, którzy wprowadzili do nauki badane przez niego modele. Chodziło o prace prof. Józefa Kędzi i dr. Bernarda Willnera.
Co więcej, prof. Fleszyński zwrócił uwagę, że publikacje nr 2, 3, 4 i 5 są oparte na wynikach pracy doktorskiej habilitanta. Mimo to, że „stanowią istotny wkład w dorobek publikacyjny dr. Zdanowskiego, to nie wnoszą jednak nowych – ilościowo i jakościowo – elementów naukowych w stosunku do pracy doktorskiej”. Ponieważ, zdaniem recenzenta, wkład naukowy pozostałych czterech publikacji jest wyraźnie niewystarczający do uznania ich za osiągnięcie habilitacyjne, to ocena habilitacji jest zdecydowanie negatywna, co z kolei zwalnia go z obowiązku dalszego recenzowania dorobku naukowego, dydaktycznego i organizacyjnego habilitanta.
Komisja Habilitacyjna, po rozmowie z wyraźnie zaskoczonym habilitantem, w jawnym głosowaniu (5:2) odmówiła nadania mu stopnia doktora habilitowanego. W połowie maja br. Rada Wydziału Elektrycznego Politechniki Warszawskiej zatwierdziła tę decyzję swoją uchwałą.
Błąd taktyczny
Przygotowując niniejszy tekst rozmawiałem dość długo i kilkakrotnie z dr. Maciejem Zdanowskim. W pierwszym momencie nie był skłonny rozmawiać o tej, tak przykrej dla niego sprawie, ale po krótkim zastanowieniu zmienił zdanie, motywując, że chociaż jest to ciągle „duża psychiczna trauma” dla niego, to jednak chciałby, aby na jego doświadczeniach uczyli się inni.
Zapytany, czy zgadza się z treścią recenzji prof. Fleszyńskiego, stwierdził że w dużej części tak. Otwarcie przyznał, że to był błąd taktyczny, popełniony z nieświadomości i niewiedzy, jak ocenia się dorobek i osiągnięcia habilitanta, kiedy do swojego osiągnięcia habilitacyjnego wybrał aż 10 prac spomiędzy licznych swoich publikacji, w tym cztery artykuły oparte na poszerzonych badaniach z doktoratu. Stwierdził, że bardzo zależało mu, aby wybrane prace były w czasopismach z Impact Factor i sądził, że ten właśnie czynnik odgrywa największą rolę w ocenie dokonań naukowych. Potwierdził też, iż dzisiaj jest świadomy tego, że popełnił błąd w publikacji nr 1, gdzie figurował jako pierwszy autor (napisał ten maszynopis i na nowo po kilku latach od pierwotnego doktoratu wykonał część badań) w sytuacji, gdy praca oparta była na doktoracie drugiego współautora. „Ale żaden ze starszych kolegów czy też przełożonych nie zwrócił mi na to uwagi, a mnie nikt nigdy nie uczył, co trzeba robić, a czego nie można i nie powinno się robić w publikacjach naukowych. Z moich obserwacji wynikało, że taka jest powszechna praktyka. Wiele nowych rzeczy dopiero posłyszałem i zrozumiałem na II Konferencji Patologie w nauce polskiej , którą Pan Doktor zorganizował w Opolu w listopadzie 2011 r., ale to było trochę za późno i trochę za mało”. Natomiast podkreślił, że nie zgadza się z opinią prof. Fleszyńskiego na temat publikacji nr 7, iż pominął cytowania i naruszył dobre praktyki naukowe. „Powołałem się odpowiednio na prace prof. Kędzi pięć razy i zacytowałem podstawową pracę Abediana. To łatwo przecież sprawdzić...”.
Pytany, czy odwoływał się od uchwały RW, odpowiedział że nie. Odmowę nadania stopnia zniósł ciężko, ale „już się podniósł” i przystąpił do nowych badań, które być może w przyszłym roku opublikuje w postaci regularnej monografii habilitacyjnej. I ponownie podda się krytyce prof. Janusza Fleszyńskiego... Jednocześnie stwierdził, iż na podstawie swoich doświadczeń chciałby zauważyć, że dużym minusem nowego postępowania habilitacyjnego jest fakt, że habilitant nie otrzymuje nawet na tydzień przed spotkaniem z Komisją Habilitacyjną kserokopii recenzji habilitacyjnych. Z ich treścią zapoznaje się dopiero na miejscu, co – biorąc pod uwagę olbrzymi poziom stresu i brak możliwości wcześniejszego wzięcia ewentualnych dokumentów czy też oświadczeń pomocnych przy odparciu zarzutów – od razu stawia go po przegranej stronie, mimo ewentualnej sytuacji, w której recenzent rzeczywiście nie miał racji. To jest jaskrawe naruszenie praw strony i jego zdaniem powinno być naprawione zgodnie z kpa.
W życiu zdarzają się porażki i bywają sukcesy. W końcu maja br. nagrodę badawczą Siemensa w wysokości 40 tys. zł „za szczególne wyniki badań naukowych dające się zastosować w praktyce” otrzymał opolski zespół naukowców w składzie: prof. Józef Kędzia, dr hab. Stefan Wolny, dr hab. Dariusz Zmarzły i dr inż. Maciej Zdanowski. Uhonorowano ich za pracę Metody oceny stanu technicznego izolacji stałej i ciekłej w transformatorach elektroenergetycznych . Uroczysta ceremonia miała miejsce na Politechnice Warszawskiej, kilka dni po tym, jak dr Zdanowski dowiedział się, że jego habilitacja nie przeszła. Podejrzewam, że uśmiechał się przez łzy – cały wyróżniony tą prestiżową nagrodą zespół, to współautorzy prac, które nie znalazły uznania w postępowaniu habilitacyjnym.
Od siebie chciałbym dodać, że dobrze się stało, iż w swej świetnie udokumentowanej recenzji prof. Janusz Fleszyński bez wahania wytknął młodemu i zdolnemu przecież habilitantowi (był recenzentem jego pracy doktorskiej), że ten przekroczył granicę między dobrymi a złymi praktykami naukowymi. W Opolu wszyscy zapomnieli o niepodważalnej zasadzie, że pierwszym autorem publikacji opartej na badaniach będących podstawą pracy doktorskiej może być tylko doktorant. W każdym innym przypadku jest to naruszenie tzw. dobrych praktyk naukowych, co wchodzi już w obręb definicji „nierzetelność naukowa”.
Marekwro@gmail.com