Albo zlikwidujemy, albo się nauczymy!
O tym, że postępowanie dyscyplinarne w systemie szkolnictwa wyższego jest niezwykle istotne zarówno z punktu widzenia samej uczelni, jak i uczestników tego postępowania, pisano na łamach FA wiele razy. Powstało masę tekstów poruszających to zagadnienie. Mało tego, od pewnego czasu odbywają się również konferencje naukowe z udziałem ekspertów tej dziedziny. Powagę owej materii rozumie także Rada Główna Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Jej przewodniczący, prof. Józef Lubacz, powiedział, iż „obecne zapisy ustawy dotyczące odpowiedzialności dyscyplinarnej nauczycieli akademickich, a także związane z nimi rozporządzenia wymagają zmian” (FA 7-8/2012). Niedoróbek prawnych w przepisach regulujących postępowanie dyscyplinarne w stosunku do nauczycieli akademickich i studentów jest bardzo wiele. Dobrze, że zacne grono mędrców nauki widzi potrzebę zmian, niestety na tym się kończy, ponieważ próby ich dokonania, jak dotąd, spełzły na niczym. A szkoda!
Zabójcze ciosy
Dalsze rozpisywanie się o tym, jak jest źle w materii, którą nazywamy odpowiedzialnością dyscyplinarną, nie ma najmniejszego sensu. Jeśli ustawodawcy zależałoby na zmianie fatalnego stanu faktycznego, to zostałby on zmieniony. Należy więc przyjąć zupełnie inną taktykę. Trzeba sprawić, aby same uczelnie wyszły z inicjatywą zmian. Niby proste, tylko jak to zrobić? I skąd pomysł, że uczelnie będą chciały zabierać głos w dyskusji, która jest dla nich drugorzędna, a może nawet w ogóle nie mieści się w żadnych ramach?
Sprawa wydaje się być łatwiejsza niż się wszystkim zdaje. Otóż nie trzeba długo udowadniać, że sprawnie i rzetelnie przeprowadzone postępowanie dyscyplinarne leży w interesie samej uczelni. Dlaczego? Ano dlatego, że sprawa przegrana w sądzie administracyjnym może nieść za sobą niebywale szkodliwe skutki, które uczelnia może odczuć na trzech płaszczyznach. Przede wszystkim w kwestii wizerunku, z którym jest jak z lasem: Płonie szybko, ale rośnie powoli. Po drugie na polu finansowym i po trzecie na płaszczyźnie prawa karnego. Dla uczelni to naprawdę dużo. Dla niektórych, zwłaszcza tych mniejszych, mogą to być ciosy zabójcze. Aby nie pozostawać gołosłownym, najlepiej przedstawić konkretny przykład.
Pod rządami obecnej ustawy z 2005 r. sprawy dyscyplinarne, trafiające pod obrady sądownictwa powszechnego albo trybunałów, były raczej rzadkim wydarzeniem. Jeśli się już zdarzały, wynikało to z niejasnego stanu prawnego związanego z przepisami przejściowymi. Zdarzały się również zapytania do Trybunału Konstytucyjnego składane przez związki zawodowe, jednak w zupełnie odosobnionych przypadkach. Dlatego też najnowszy wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego ze Szczecina jest niezwykle istotny zwłaszcza dlatego, że rozpatrywana przez sąd sprawa znalazła się przed obliczem Temidy ze skargi studenta. Wyrok z 31 maja 2012 r. Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Szczecinie o sygn. akt. II SA/Sz 304/12 dotyczy niesłusznego wydalenia ze studiów przez jedną z uczelni na skutek orzeczenia przez obie instancje kary dyscyplinarnej w tej właśnie formie. WSA na rozprawie ze skargi studenta stwierdził, iż zaskarżone orzeczenie jest nieważne, a w związku z tym nie podlega wykonaniu. Wobec powyższego uczelnia zobowiązana została do rozpatrzenia ponownie całej sprawy przez odwoławczą komisję dyscyplinarną ds. studentów, zgodnie z dyspozycjami zawartymi w uzasadnieniu do wyroku z 31 maja br. Uzasadnienie jest dla uczelni druzgocące. Wskazuje na podstawowe błędy popełniane od samego początku prowadzenia sprawy aż do samego końca, tj. orzeczenia odwoławczej komisji dyscyplinarnej. Sprawa w pierwszej fazie wydawała się prosta i do rozpatrzenia bez żadnych problemów. Dotyczyła rzekomego sfałszowania podpisu przez studenta na karcie egzaminacyjnej i indeksie. Niestety jednak okazała się dramatem w trzech aktach. Ostatni akt trwa, bowiem sprawa zostanie ponownie rozpoznana przez odwoławczą komisją dyscyplinarną. Ze wszystkich znaków na niebie i ziemi wynika, że student będzie musiał zostać uniewinniony. Potwierdzają to opinie biegłego grafologa, znajdujące się w prokuraturze. Niemniej jednak dla uczelni to na pewno nie będzie koniec perypetii związanych z tą sprawą.
Możliwe konsekwencje
Na tej podstawie najlepiej omówić wyliczone na początku tego artykułu trzy płaszczyzny, na których uczelnie po przegranych sprawach dyscyplinarnych w sądach powszechnych mogą ponosić dalsze konsekwencje. Jak już wcześniej wspomniano, pierwszą i najważniejszą przyczyną w tego typu sytuacji jest nieprawdopodobny uszczerbek na wizerunku uczelni. Źle, fatalnie, błędnie, niekompetentnie, w zacietrzewieniu prowadzone postępowanie dyscyplinarne sprawiło, iż musiało ono mieć swój finał w WSA w Szczecinie. W związku z tym, że tego typu rozpraw w Polsce jest niezwykle mało, uczelnia przegrywająca w sądzie zyskuje niechlubne miano jedynej w ciągu ostatnich kilku lat przegrywającej ze studentem sprawę w sądzie. To raz. Po drugie – ze studentem w sprawie dyscyplinarnej. Taka sytuacja jest niebywałym newsem dla lokalnych, ale wydaje się, że również i ogólnopolskich mediów informacyjnych. Zwłaszcza jeśli całość ujawniona zostaje w sezonie ogórkowym. Dla uczelni jest to wszak okres rekrutacyjny. Jaki byłby w tym niezwykle ważnym czasie efekt publikacji, donoszącej, że dana uczelnia przegrała proces ze studentem! Można się domyślać, do jakiego stopnia rozgrzane byłby fora internetowe od komentarzy studentów i kandydatów na studia. Mogłoby to pociągnąć za sobą falę plotek. A doskonale wiemy, jaką skuteczność ma poczta pantoflowa w przypadku rekrutacji. Efekt burzy medialnej wokół przegranego procesu mógłby niezwykle negatywnie wpłynąć na proces rekrutacji. Skutkiem tego byłby niższa dotacja.
To jednak nie koniec możliwych konsekwencji popełnionego przez uczelnię błędu. Jeśli wydajemy decyzję administracyjną o wydaleniu studenta na skutek orzeczenia organu dyscyplinarnego, musimy mieć pewność, że mamy całkowitą rację, ponieważ podważanie takiej decyzji niesie za sobą powstanie szeregu praw podmiotowych takiego studenta. Przede wszystkim roszczeń o charakterze pieniężnym, wynikających chociażby z naruszenia dóbr osobistych, czy roszczeń z tytułu błędnie wydanej decyzji na podstawie art. 417 k.c. Do tego pokrzywdzony student ma absolutne prawo, natomiast wszystko zależy od tego, czy będzie zdeterminowany dochodzić swoich praw i żądać odszkodowania za poniesione straty moralne, finansowe, a także zadośćuczynienia za poniesione krzywdy. To oczywiście generuje kolejne postępowanie sądowe, które będzie kosztowne z punktu widzenia wizerunkowego, ale może się także okazać kosztowne z punktu widzenia finansów uczelni.
Wreszcie jest jeszcze trzecia płaszczyzna, która może dostarczyć uczelniom wielu problemów. Okazuje się bowiem, że art. 234 kodeksu karnego dopuszcza możliwość ukarania osoby, która fałszywie rzuciła oskarżenie pod adresem studenta. Jednak fałszywe oskarżenie jest przestępstwem umyślnym, a zatem należałoby udowodnić, iż osoba, która oskarżyła studenta, zrobiła to z zamiarem bezpośrednim, tj. wiedziała i dopuszczała możliwość posłużenia się nieprawdą, co miało skutkować uruchomieniem procedury dyscyplinarnej. Niemniej jednak, gdyby doszło do takiego postępowania przeciwko konkretnej osobie, albo przynajmniej jeśli prokurator prowadziłby postępowanie ad rem (w sprawie), a nie przeciwko komuś, to nie byłoby to zbyt komfortowe dla funkcjonowania i wizerunku uczelni.
Dwie drogi
Jak widać wszystkie trzy płaszczyzny bezpośrednio wiążą się ze sobą i jedna wynika z drugiej. Gdy uczelnia popełni błąd, może to doprowadzić do fatalnych skutków. Trzeba pamiętać, że problemy w postępowaniu dyscyplinarnym wynikają z dwóch przesłanek. Pierwsza to luki w regulacjach prawnych, druga – brak przygotowania i lekceważenie przez uczelnie postępowań dyscyplinarnych. W obu przypadkach sprawy mogą się skończyć tak, jak w powyższym opisie. Czas, aby uczelnie poczuły się odpowiedzialne za regulacje prawne dotyczące postępowania dyscyplinarnego, ponieważ leży to w ich interesie. W ich interesie leży również to, aby każde postępowanie, nawet w najbardziej błahej sprawie, rozpatrywane było lege artis !
Są dwie drogi, które rozwiążą raz na zawsze problem postępowania dyscyplinarnego. Pierwsza: prowadzimy postępowania dyscyplinarne rzetelnie, opierając się na dobrych regulacjach. Druga: zlikwidujmy postępowanie dyscyplinarne na uczelniach! Kto, poza nielicznymi wyjątkami, wystąpiłby w obronie postępowania dyscyplinarnego? Dzięki temu pozbylibyśmy się problemu przegranych spraw sądowych, nie byłoby rubryki nierzetelności naukowej. Wszystkimi sprawami zajęłaby się prokuratura. Co Państwo o tym sądzą? ☐
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.