O zdarzeniach minimalnych

Piotr Müldner-Nieckowski

W PRL-u najpopularniejsze były papierosy „Sport”. Tanie i o skandalicznie niskiej jakości. Zostały tak nazwane przez kogoś z Monopolu Tytoniowego chyba z głupoty, a podobno przyświecała mu intencja „wprowadzenia sportu między lud”. Istniały jeszcze w stanie wojennym, moje ostatnie prywatne notowania przypadają na luty 1982 r. Potem były „Popularne” i „Start”, równie niechlujnie produkowane, z tzw. kołkami, zdrewniałymi częściami tytoniu, ogromną zawartością substancji smolistych i potężną dawką nikotyny. Istotnie, tak jak chcieli władcy komuny, lud palił je masowo, ale wbrew marksizmowi lud nie był głupi. Nazwę „Sport” potraktował jako akronim zdania, które chodziło pocztą pantoflową: „Stalin Powiedział: Odebrać Robotnikom Tłuszcz”. Dowcip narodowy kazał to także rozwinąć do postaci wspak: „To Robotnicy Odpowiedzieli: Powiesić Stalina”. Tak obywatele połączyli oficjalną politykę z prywatną codziennością, kwitując nadludzkie wysiłki władzy w przekształcaniu społeczeństwa w tłumy robocze. Dyktatorom zaś zawsze myliły się i mylą kwestie siłowe z kwestiami umysłowymi. Można związać człowieka jak baleron, ale nie można zakazać mu myślenia. Tak zwana indoktrynacja, która ma zwalczać samodzielne rozumowanie, ma swoje granice, bo wystarczy, że indoktrynowany zetknie się z niezindoktrynowanym i efekty propagandy gwałtownie zbledną. Można to obserwować właśnie teraz, kiedy znaczna liczba lemingów, osób niemających własnego zdania, a podatnych na propagandę i pranie mózgu, zaczęła ostatnio topnieć w oczach.

Sport rozumiany jako dziedzina kultury niekoniecznie fizycznej chwilami okazuje się remedium na spory polityczne i ekonomiczne. Większości obywateli wydaje się umysłowo dostępny. Każdy, kto choćby przez jeden dzień grał w piłkę na podwórku, biegał po chodniku na setkę, skakał na deskorolce lub jeździł w wyścigach rowerowych naokoło bloków, uważa się za eksperta sportowego, i to bardziej niż za znawcę dyplomacji i kredytologii.

Dzisiaj, kiedy o siermiężnych papierosach z czasów realnego socjalizmu już zapomniało nawet starsze pokolenie, nadal mówi się, myśli i dyskutuje o „sporcie” i wie o tym każda logicznie prowadzona gazeta, zwłaszcza polityczna. Mądre redakcje popularnych czasopism nie zapominają o prowadzeniu działu sportowego. Likwidacja takiego działu byłaby strzałem we własną stopę, bo wiadomo, że wielu czytelników sięga po gazety i zagląda do portali wyłącznie dla wiadomości z tej dziedziny. Prym wiodą rzecz jasna periodyki specjalistyczne, takie jak „Przegląd Sportowy”, „Tenis” czy „Piłka Nożna”, ale i niektóre gazety mają redakcje sportowe na naprawdę wysokim poziomie, na przykład „Rzeczpospolita” czy „Gazeta Wyborcza”. Sport nie ma tam na szczęście istotnych konotacji politycznych.

Typowe reakcje czytelników są widoczne w Internecie w komentarzach pod artykułami sportowymi. Polacy muszą robić pewne rzeczy zawsze, na przykład wyrażać „własne niepowtarzalne zdanie”, na przekór. Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że najczęściej powtarzają zdanie innych i że polega to na sztucznym tworzeniu prymitywnej, bezargumentowej opozycji: „oni mówią, że Radwańska jest super, no to ja uważam, że jest beznadziejna”. Ludzie ci nie przyjmują do wiadomości faktów ani opinii fachowców. Nie znają się na tenisie, nigdy nie mieli rakiety w ręku, nie wiedzą, ile waży w ręku piłka i co to jest ustawianie się do niej, ale wypowiadają się tonem tak autorytatywnym, jakby nie robili niczego innego, tylko grali w tę trudną grę.

Przyczyn takiego zachowania trzeba szukać w analizie typów emocji i potrzeby ich publicznego wygłaszania. Jedni się cieszą z sukcesów sportowych Polaków, inni – co ciekawe – nimi martwią. Jedni doszukują się ciężkiej pracy i nadludzkiego wysiłku, inni przeciwnie – nieudolności, są sukcesami zniechęceni, nie wierzą w nie i głoszą, że zwycięskiemu sportowcowi po prostu „tym razem się udało”. Gwałtowne i bezceremonialne reakcje kibiców wynikają z naturalnej skłonności do poszukiwania sposobów na własną osobowość, na rozchwianie samooceny. Nie są zdolni się cieszyć, a swoje problemy rzutują na Bogu ducha winnych sportowców. Nie wiem, czy jest to typ zachowań czysto polski, choć takie opinie się słyszy. Podobne negatywne reakcje na sukces widziałem w krajach arabskich, Stanach Zjednoczonych, we Francji czy Finlandii.

Problemem rozgrywek sportowych jest bardzo znaczny udział przypadku i zdarzeń minimalnych, których wyeliminować się nie da, a które ani z wydajnością zawodników, ani z ich talentem i formą czy wyszkoleniem, wolą walki, taktyką i Bóg wie czym jeszcze, nie mają nic wspólnego. Wystarczy, że dmuchnie wiatr i piłka zmieni tor lotu o centymetr, aby uderzyła w słupek i nie wpadła do bramki. Wtedy z igły robią się widły: minimalny podmuch błyskawicznie zamienia się w tragedię narodową.

Ale bywa też odwrotnie: tragedia narodowa może zostać potraktowana jako zdarzenie minimalne, niczym skutek niewinnego podmuchu. Niejeden kibic jest gotów wikłać się i w takie interpretacje i żaden argument go z tego nie wyleczy.

e-mail: www.lpj.pl