Cena sukcesu
Niedawno w krótkim odstępie czasu przeczytałem dwie obszerne biografie wybitnych twórców kultury polskiej: Jerzego Nowosielskiego (pióra Krystyny Czerni) i Czesława Miłosza (Andrzeja Franaszka). Łącznie ok. 1300 stron. Zgodnie z panującymi w tym gatunku literackim trendami, których protoplastą w Polsce – w sensie postulatywnym – był Tadeusz Boy-Żeleński, a sukcesorem – w sensie realizacyjnym – Artur Domosławski (zob. Kapuściński non-fiction ) obydwie biografie, oprócz wnikliwej analizy twórczości, penetrują najbardziej intymne zakamarki prywatnego życia ich bohaterów.
Niezależnie od tego, że bezpośrednią przyczyną tej tendencji jest rosnące zapotrzebowanie rynku czytelniczego na pikantne szczegóły z życia ludzi sukcesu, jej wtórne skutki mają pewne zalety. Obniżają poziom zazdrości u odbiorców ich twórczości, nie umniejszając dla niej podziwu. Ujawnione słabości sławnych ludzi podnoszą naszą samoocenę i dlatego częściej wywołują pozytywne uczucia niż się potocznie wydaje. Przeciętny zjadacz chleba zawsze może sobie poprawić samopoczucie stwierdzając, że – co prawda – żadnymi dokonaniami twórczymi pochwalić się nie może, ale za to prowadzi bardziej unormowane życie rodzinne, erotyczne, nie ma problemów z alkoholem itp. Odchylenia od normy statystycznej w tych zakresach zdają się występować częściej wśród ludzi twórczych niż w populacji generalnej, co prawdopodobnie ma związek z charakteryzującą ich ponadprzeciętną wyobraźnią jako warunkiem wszelkiej twórczości.
Inną przypadłością ludzi twórczych są psychozy maniakalno-depresyjne, którym w fazie depresji towarzyszy zaniżony poziom samooceny. Miłosz, już jako laureat Nagrody Nobla, pytał przyjaciela – poetę w liście: „Czy sądzisz, że udało mi się napisać choć jeden dobry wiersz?”.
Psychologia twórczości nie udzieliła jeszcze jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy istnieje zależność przyczynowo-skutkowa między stopniem wewnętrznego skonfliktowania a predyspozycjami twórczymi. Jedną z przesłanek do formułowania hipotez na ten temat mogłaby być teoria dezintegracji pozytywnej Kazimierza Dąbrowskiego, według której – najogólniej – przechodzeniu na wyższy poziom duchowego rozwoju towarzyszy okresowe rozchwianie (dezintegracja) osobowości w postaci skłonności do popadania ze skrajności w skrajność, zaburzenie równowagi wewnętrznej i związane z tym cierpienie.
Tak czy inaczej, nie warto zazdrościć mistrzom słowa, kształtu lub dźwięku, bo za swoją twórczość płacą zwykle wysoką cenę. Przekonuje o tym coraz mniej dyskretna literatura biograficzna.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.