Nauka jest dla ludzi
Ludzie boją się elektrowni jądrowej i nawet z tego strachu zapadają na śmiertelne choroby – stwierdza raport Komitetu Naukowego ONZ ds. Skutków Promieniowania Atomowego (UNSCEAR). Dlaczego nauka przegrywa z mitami?
– Powodów jest kilka, ale najważniejsze jest to, że środowisko naukowe na własne życzenie przegrało propagandowe zmagania z cynicznymi przeciwnikami postępu i cywilizacji, ukrywającymi się za ładnymi hasłami „obrońców naturalnego środowiska człowieka”. Jeszcze 40-50 lat temu wielu zasłużonych dla energetyki jądrowej naukowców, w Polsce i na świecie, mówiło po prostu nieprawdę o bezpieczeństwie energetyki jądrowej. Uważano, że „obywatele nie muszą wszystkiego wiedzieć, bo i tak nie zrozumieją”. I nie sądzę, że taką postawę można wytłumaczyć ogólnym trendem, który wówczas panował, czyli niemówieniem o bezpieczeństwie i zagrożeniach cywilizacyjnych, zwłaszcza u nas, nad Wisłą, bo i cywilizacji mieliśmy niewiele.
W gospodarce kapitalistycznej pieniądz słabszy zawsze wypiera z rynku pieniądz lepszy, mocniejszy. Tak samo jest z opinią społeczną, ale wydaje mi się, że naukowcy mają określoną misję do spełnienia…
– Pamięta Pani bajkę o Bazyliszku? Gdy pojawił się stwór, gdzie szukano ratunku? Nie w katedrze, nie w zamku królewskim, ale w wieży mędrca, który wymyślił, jak unicestwić Bazyliszka. Nauka jest dla ludzi. Ale ludzie muszą być przekonani, że jest ona tworzona, rozwijana właśnie dla nich. Bez tego aktu dobrej woli nie ma mowy o przyjęciu założeń nauki i jej zrozumieniu. Jako naukowcy mamy kontrakt ze społeczeństwem, nie z kościołami czy przedstawicielami władzy. Dawno temu William Clifford powiedział, że dostarczamy „bezpiecznej prawdy”. Obecnie nie jest z tym najlepiej, postmodernizm doprowadził do tolerowania w nauce kłamstwa i podróbek naukowych, co w efekcie negatywnie wpływa na zaufanie do nauki. A przecież wszechświat nie jest ani bezpieczny, ani przychylny człowiekowi i jedyną naszą bronią w tym wszechświecie jest nauka. Gdy zrzucimy ten pancerz, będzie bardzo niedobrze z naszą cywilizacją.
Ale przecież ten pancerz ochronny niszczą sami uczeni! Noblista Hermann Müller na początku lat 50. ubiegłego wieku głosił, że nawet bliska zeru dawka promieniowania jest groźna dla zdrowia. Swoisty terror tej hipotezy LNT (liniowo bezprogowej) trwa do dziś, a przecież wiadomo, że małe dawki promieniowania są nie tylko niegroźne, ale być może pozytywnie wpływają na naszą kondycję zdrowotną.
– Hermann Müller mylił się także wierząc w potęgę ustroju radzieckiego (dopóki Stalin go nie pogonił). Absurdalny strach przed „promieniowaniem” możemy przełamać tylko poprzez pokazywanie przykładów korzyści, jakie mamy z wykorzystania „promieniowania” i jego „powszechności” w tzw. naturalnym środowisku człowieka. Tylko tak jesteśmy w stanie oddzielić się od strefy mitów i kłamstwa. Pani minister Trojanowska, odpowiedzialna za nasz program energetyki jądrowej, powinna odpowiadać na pytania dziennikarzy i filmować się na tle terapeutycznych i diagnostycznych urządzeń ratujących życie chorym onkologicznie. Czy wie Pani, że gdyby nie wykrywacze dymu, w których znajdują się izotopy radioaktywne, spłonęłyby dziesiątki domów? Ale najważniejsze jest to, by o energetyce jądrowej i promieniowaniu zawsze mówić prawdę i niczego nie owijać w bawełnę. Bo w nauce jednej rzeczy nie wolno: kłamać. Można błądzić, stawiać fałszywe hipotezy, ale nie wolno kłamać.
Emerytowany pracownik naukowy Instytutu Badań Jądrowych w Świerku jeździ po Polsce i mówi o negatywnych skutkach promieniowania, inny doktor fizyki na terenie AGH w pogadance dla licealistów autorytatywnie stwierdza, że nie należy nikomu ufać, bo nie ma miarodajnych metod badania szkodliwości promieniowania.
– No cóż, wolność ma też swoje ciemne strony. Ale w końcu leczymy się masowo u prawdziwych lekarzy, a nie u sprzedawców maści tygrysiej i wężowego oleju czy speców od bicia w tybetańskie bębny spod Wałbrzycha. Ale dziś Kowalski, o ile chce, sam może uniezależnić się od sformatowanej papki medialnej i jakiejkolwiek propagandy. Jeśli chce być mądrym obywatelem, może wejść do… chmury informacyjnej.
To znaczy?
– Gdyby nie tragedia 11/9, to 23 października obchodzilibyśmy symboliczne dziesięciolecie wydarzenia zmieniającego naszą cywilizację. Na rynku pojawił się iPod, urządzenie symbolizujące nową, radykalnie inną formę uczestniczenia w konsumpcji kultury i informacji. To data symbolicznego włączenia nas w globalną chmurę informacyjną. Dziś, jeżeli tylko chcemy, możemy w każdym miejscu globu (to tylko kwestia kosztu korzystania z łącza satelitarnego) korzystać z globalnego dostępu do wiedzy, tradycji, kultury, zgromadzonej we wszystkich światowych muzeach, bibliotekach itp. Gdziekolwiek mam dostęp do globalnej sieci, mogę ze swojego tabletu uruchomić komputer stojący na moim biurku. Nawet część tego tekstu przeglądałem na tablecie w poczekalni u lekarza.
Przecież nie jestem tym, do czego mam dostęp. Mój mały partykularny świat nie zmienił się wcale w ciągu tej dekady.
– Zmieniła Pani spojrzenie na świat. Poprzez wykreowane przez rewolucję iPoda urządzenia i metodę pracy może się Pani zewsząd włączyć w ten świat. Zredefiniowano aktora i reżysera.
Po II wojnie światowej Tadeusz Różewicz szukał nauczyciela i mistrza, który nadałby nowe treści staremu światu. W świecie „chmury informacyjnej” każdy może być mistrzem i aktorem.
– Musimy zrozumieć, że świat przestał być lokalny. Teraz każdy musi znaleźć swoje własne miejsce, niekoniecznie odpowiadające jego geograficznej, narodowościowej, językowej czy kulturowej lokalizacji. Oczywiście ta transformacja nie zdarzy się w ciągu tygodnia czy roku, ale świat, który znamy, to już historia. Nie wiem, czy nowy świat będzie wspaniały, wiem, że będzie inny. Tak jak inny, zupełnie inny, był kod wyszukiwania informacji zastosowany przez Google, który zrewolucjonizował dostęp do informacji.
Dzięki byciu w chmurze informacyjnej mogę uniknąć kłamstw naukowców i nieprawdziwych relacji medialnych?
– Zglobalizowany dostęp do informacji, zmiana w sposobie partycypowania w świecie jest dopiero początkiem drogi. Aby nie zgubić się w szumie informacyjnym, trzeba mieć przede wszystkim podstawową wiedzę i nauczyć się wyciągać własne wnioski. W nowym świecie sami musimy brać za siebie odpowiedzialność. My, naukowcy, powinniśmy ludziom w tym pomóc, nawet kosztem spowolnienia własnej kariery naukowej.
Taka wizja społeczeństwa zbudowanego na wiedzy może burzyć istotę wspólnoty, bowiem każdy człowiek będzie sam ze swoim laptopem i ze swoją wiedzą. Ludzie zachowywać się będą jak kule bilardowe…
– Nauka jest tylko jednym z pól ludzkiej aktywności. Dzięki istnieniu sieci i różnych portali społecznościowych człowiek ma szansę poszukać, mówiąc kolokwialnie, podobnych do siebie kul, ale to przecież absolutnie nie oznacza, że dzięki temu będą bardziej szczęśliwi. O kondycji duchowej czy moralnej człowieka nie będę tu mówić, ale chcę mocno podkreślić, że od 10 lat społeczny świat ma już inną geometrię niż dawna; istnieje duża liczba różnych możliwości i tylko od wewnętrznych preferencji ludzi zależeć będzie, jaki własny mikro– i makroświat sobie zbudują.
Mówiąć obrazowo: jest Pan naukowcem zamieszkałym na drzewie informacyjnym, znajdującym się „pod chmurką informacyjną”. Jak Pan może rozmawiać o elektrowni jądrowej z ludźmi żyjącymi w M-2 i czytającymi gazety wydrukowane w sformatowanym systemie?
– Każdy powinien wejść do tej chmury. Powiem Pani szczerze, że już mam dość tego przyzwolenia na powszechne nieuctwo.
Jako liberał powinien Pan dać ludziom wolność wyboru. J.S. Mill powiedział, by pozwolić każdemu człowiekowi dążyć do szczęścia na jego własny sposób.
– Ależ oczywiście! Nie mam prawa nikomu narzucać żadnej wizji. Odmawiam mówienia komukolwiek, co jest lepsze dla niego samego, ale zawsze mam prawo wypowiadać opinię jako tzw. zainteresowany obywatel. Jako jednostka mam prawo powiedzieć, że gdyby pod Warszawą zbudowano elektrownię jądrową i producent tej elektrowni zafundował mi domek z basenem po drugiej stronie ulicy – natychmiast bym się tam przeprowadził. Ale nigdy nie powiem: obywatelu przeprowadzaj się pod elektrownię atomową. Znam przepisy i wiem, że promieniowanie na płocie elektrowni atomowej, monitorowane i ujawniane, jest mniejsze niż na hałdach wielu elektrowni węglowych. I to jest fakt naukowy, ale jaki wniosek z tego wyciągnie Kowalski, to jego sprawa. Mam też prawo głośno powiedzieć, że zwalczanie energetyki jądrowej przez ruchy radykalnie ekologiczne prowadzi do totalitaryzmu.
Myśli Pan o totalnym wykorzystaniu dotychczasowych źródeł energii przy zachowaniu dotychczasowego, konsumpcyjnego stylu życia?
– Nasza cywilizacja, jak nigdy w historii zdrowa, bezpieczna i bogata, jest związana z ilością zużywanej przez nas energii i gdy zabraknie tej energii, zniknie cywilizacja, którą znamy. Zaczniemy żyć w permanentnym niedoborze wszystkich dóbr. W Polsce świetnie pamiętamy, jak wygląda życie w kraju 15 stopnia zasilania i braku papieru toaletowego, nie mówiąc o braku aparatów rezonansu magnetycznego, respiratorów w szpitalach. Wówczas musi pojawić się ktoś, kto za nas, dla naszego dobra, zacznie decydować o ilości przysługujących nam dóbr, przede wszystkim energii. Już Orwell pisał, że wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre równiejsze. I myślę, że do tych najbardziej równych będą należeć zwolennicy nowej religii, głoszonej przez jej papieża Ala Gore’a.
Czyli ruchy Zielonych to ruchy totalitarne?
– Konsekwencją ich działania, gdyby wprowadzili swoje reguły, byłby ustrój totalitarny. Na sztandarach wszystkich tyranii zawsze wypisane były szczytne hasła. Konstytucja Stalina była wspaniała. Tylko przy recytacji jej wersetów marły miliony ludzi w czasie wielkiego głodu na Ukrainie (wprowadzenia postępowej metody produkcji rolniczej!) i zamarzali więźniowie Gułagu. Nie ma bardziej obłudnych i zakłamanych ruchów niż niektore radykalne ruchy ekologiczne. Ci, którzy wchodzą na wieżę, przykuwają się do krat, ubrani są w super nowoczesne kurtki z Gore-Texu (wielka chemia) i posługują się telefonem satelitarnym (baterie tych telefonów to tablica Mendelejewa niemiłych pierwiastków). Masowo korzystają z produktów cywilizacji, którą chcą zlikwidować. Uważam, że dyskusja o zakazie energetyki jądrowej jest dyskusją o wolności. Nie wiatrem jedynie żyje człowiek!
Oskarża Pan Zielonych, a przecież oni tylko wykorzystują pole pozostawione przez świat nauki; odwołują się do podstawowych potrzeb ludzi – bezpieczeństwa i spokoju.
– Problemem jest edukacja. Ludzie muszą wiedzieć, by oceniać. Powtarzam – w procesie publicznej edukacji my, naukowcy, kompletnie zawiedliśmy. Ale jeśli ktoś chce być mądry – może. Jest chmura informacyjna.
Po wybuchu w Fukuszimie znalazłam w chmurze informacyjnej mnóstwo sprzecznych informacji. Świat serwowany przez Greenpeace jest o wiele prostszy w konstrukcji i w odbiorze.
– Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że w Fukuszimie nikt nie zginął w wyniku napromieniowania. Jest to koszmarne wydarzenie, ale naturalne: piętnaście tysięcy ofiar sił przyrody. Takie katastrofy, a także uderzenia meteorytów, eksplozje wulkanów, powodzie, zdarzać się będą zawsze i co jakiś czas w skali, której nie przewidzimy i poniesiemy klęskę. Ale cywilizacja oparta na energii potrafi podnieść się z takich katastrof. Proszę obejrzeć dzisiejsze zdjęcia ze zrównanych wiosną z ziemią miasteczek japońskich. Dwa miesiące temu w Europie umarły 52 osoby z powodu zatruć kiełkami hodowanymi metodą biodynamiczną i prawie pięć tysięcy ludzi było hospitalizowanych. Czy słyszała Pani jakieś protesty „Zielonych”? Czy ktoś przykuł się do kontenerów z gnojowicą, która wywołała całe zamieszanie? Jakiś ruch zakazał produkcji kiełków, które bardzo lubię? Radykalne ruchy ekologiczne i Greenpeace nie chcą tylko energii jądrowej. Tymczasem, gdy ludzie zaakceptują elektrownie atomowe, nie będziemy musieli stawiać tyle wiatraków i cała ta idea baterii fotowoltaicznych przestanie być modna. A to będzie oznaczać cios dla imperium Chin
Czyli nie chodzi o szczęście Kowalskiego tylko kasę pokolenia Yao Mingów?
– Bez subsydiów rządowych, a więc pieniędzy podatników, energetyka wiatrowa, fotowoltaiczna i ta, dokładająca się do kłopotów żywnościowych świata, oparta na biopaliwach, są ekonomicznym trupem. Nie mamy technicznej alternatywy do energetyki jądrowej i przejściowo opartej na rozmaitego rodzaju gazie. Dlatego uważam, że rozmowa o energetyce jądrowej jest dyskusją o naszej cywilizacji; czy będziemy marionetkami zastraszanymi przez bogate lobby, strojące się w szaty obrońców ludzkości (przyjaciele ludu zawsze w końcu obcinają ludowi głowy), czy też świadomymi podmiotami, szukającymi swego miejsca w nowym świecie pod chmurą informacyjną. Patrząc na swoje wnuki, uczę się od nich, że ten nowy świat może być miejscem dobrym do życia i dostarczać radości. I nie chcę, aby ich dorosłe życie – tak jak moje – zmarnowali kolejni przyjaciele ludu, którzy w imię idei szczęścia powszechnego będą ścinać ludziom głowy. Jedyną naszą obroną przed tym kolejnym totalitarnym światem jest nauka. Dlatego nauka musi być dla ludzi. Musimy ją ludziom zwrócić.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.