Mycielscy
Muszę się czytelnikom wytłumaczyć z powracania po raz kolejny (przedostatni) do dziejów rodu Mycielskich. Powód najoczywistszy to mnogość linii tej rodziny – dużej, szeroko rozgałęzionej od paru stuleci do dzisiaj, z których to linii każdą trzeba przybliżyć, bo w każdej były i są postaci wybijające się z tła społecznego zasługami dla kultury, nauki, życia publicznego. Powód drugi to bardzo rozległe koligacje Mycielskich z polską warstwą ziemiańską i arystokracją. Najważniejszy wszakże powód, zarazem wciąż mało doceniana zasługa licznych przedstawicieli i tej warstwy, i tego rodu, to przeniesienie w nowe czasy, długo w Polsce nieprzychylne „bezetom” (byłym ziemianom), ważnych cech tradycyjnego etosu, przede wszystkim poczucia powinności wobec ojczyzny, co w warunkach niepełnej suwerenności urzeczywistniało się służbą społeczną, pełnioną w rozmaitych zawodach i na różnych polach działania. Przenikliwie oceniający wady i przywary własnych środowisk potrafili się od nich uwalniać – bez usprawiedliwień, zachowując sentyment do niegdysiejszych rytuałów i konwenansów – bez krępowania nimi aktualnych poczynań. Tacy ludzie przechowali zdolność podstawowych rozróżnień, rozpoznawania tego, co przyzwoite i tego, co niegodne, choć nie wszyscy i nie zawsze byli im wierni w praktyce.
Ze Szlaku do Ujlaku
Węgierska linia zaczyna się pod koniec XIX stulecia i to nie od Mycielskich, ale małżeństwem Jánosa Esterházego z Elżbietą Tarnowską, starszą córką wielkiego historyka literatury i kultury, przywódcy krakowskich konserwatystów, profesora UJ, wybranego na rektora – co zdarzyło się pierwszy raz w dziejach najstarszej uczelni – na drugą kadencję, prezesa Polskiej Akademii Umiejętności Stanisława Tarnowskiego. Dziedzic wielkiego nazwiska i znacznej fortuny mieszkał w Krakowie w pałacu Szlak (dzisiaj ulica o tej nazwie), położonym na dawnej drodze, którą przewożono zmarłych poza stolicą królów polskich na Wawel.
Znany ze zdecydowanych poglądów i surowych obyczajów, będących tematem satyryków, hrabia-profesor nie chciał się zgodzić na małżeństwo córki z oficerem armii austriackiej – zaborczej – jakim był węgierski arystokrata János Esterházy. Dopiero przeciągająca się ciężka depresja Elżbiety sprawiła, że pojechał do Wiednia, odszukał wybranka córki i odwołał swój sprzeciw.
Trójka dzieci przyszła na świat w rodowym majątku Esterházych na Górnych Węgrzech – Ujlaku. Tam też ma metrykę węgierska linia Mycielskich, jako że młodsza córka Maria poślubiła Franciszka Mycielskiego z Wiśniowej. Sama nie miała szans zapisać się w historii inaczej niż jako niezmordowana wojowniczka o życie, dobre imię, potem pamięć ukochanego brata Jánosa. Autorka zapisów swoich starań, które trzydzieści lat po jej śmierci odnalazły dzieci. Opublikowane po węgiersku i po polsku stanowią bardzo cenne świadectwo czasów terroru stalinowskiego w Europie Środkowowschodniej, gdyż Górne Węgry zmieniały przynależność państwową, czemu towarzyszyła zawsze dyskryminacja rodowitych mieszkańców. Maria Esterházy-Mycielska pisała też wspomnienia dla wnuków, ale przedwczesna śmierć nie pozwoliła ich dokończyć. Pod datą 25 listopada 1971 czytamy: „Dom nasz nie był jakimś wspaniałym zabytkiem, ale był ładnie urządzony i mimo wielkości przytulny i kochany. Różne koleje losu przechodził. Po «osłobodzeniu» został dokumentnie ograbiony przez ludność i wojsko. Następnie była w nim szkoła partyjna, później szkoła gospodarcza, a w końcu szpital dla przewlekle chorych psychicznie”.
Węgier – Polak
János Esterházy junior, urodzony w r. 1900, skończył studia ekonomiczne w Budapeszcie. Nie dane mu było nowocześnie gospodarować w rodzinnych posiadłościach. Czas między dwiema wojnami światowymi był w tej części Europy naznaczony napięciami politycznymi i waśniami narodowymi. W grudniu 1932 r. węgierski patriota został przewodniczącym Krajowej Partii Chrześcijańsko-Społecznej, odwołującej się do nauki społecznej Kościoła, ale przede wszystkim zabiegającej o równe prawa dla wszystkich narodów zamieszkujących Czechosłowację, do której wtedy należały Górne Węgry.
W publicystyce, jaka towarzyszyła działalności politycznej, János Esterházy poświęcał uwagę prawom narodów jako realizacji praw człowieka do wolności i stanowienia o własnym losie. A w działalności politycznej, będąc od r. 1935 posłem do Zgromadzenia Narodowego Republiki Czechosłowackiej, angażował się na rzecz jedności narodów sąsiedzkich, lansując nawet utopijną raczej ideę Słowiańszczyzny – krainy, gdzie zrealizowałyby się te dążenia.
W r. 1938 uczestniczył w projekcie (niezrealizowanym) stworzenia osi polsko-węgiersko-jugosłowiańsko-włoskiej, która przeciwstawiłaby się polityce hitlerowskich Niemiec i ZSRR. Przynależność do warstwy stanowiącej „rodzinną Europę” ośmielała w planach mediacji Polski w sprawie rewizji granic Czechosłowacji. János Esterházy rozmawiałby ze swoim wujem, Janem Szembekiem, wiceministrem spraw zagranicznych II Rzeczypospolitej. Nie doszło do tego, ale w roku 1939 Esterházy zainicjował program Dom Węgierski, wzywając do zbiórki pieniędzy na tworzenie w Bratysławie i innych miastach ośrodków skupiających działalność na rzecz mniejszości węgierskiej i promujących węgierską kulturę. Nie przyjął składanej mu parokrotnie propozycji udziału w rządzie prezydenta Beneša.
Podczas wojny pomagał prześladowanym Żydom, a przeciwko prześladowaniom protestował publicznie. Pomagał też uchodźcom z Polski zarówno wojskowym, jak cywilnym. Po odkryciu masowych grobów w Katyniu János Esterházy upowszechniał na Węgrzech i w Słowacji wiadomość o zbrodni sowieckiej. Wszystko to ściągnęło nań nagonkę władz i spowodowało pozbawienie mandatu oraz immunitetu poselskiego.
Szóstego kwietnia 1945 r. został aresztowany w Bratysławie, dokąd wkroczyły wojska sowieckie. Uwolniono go oczekując, a właściwie polecając, by nowym władzom czechosłowackim zgłosił gotowość współpracy. Wychowany w świecie, gdzie obowiązywał honor i gdzie dotrzymywano słowa, polityk i dyplomata udał się do Pragi na spotkanie z pełnomocnikiem ministra spraw wewnętrznych Gustávem Husákiem. W jego gabinecie został aresztowany i 27 czerwca 1945 oddany Sowietom.
Oskarżony w krótkim procesie o kierowanie partią faszystowską (!), rozpowszechnianie fałszywych wiadomości o zbrodni katyńskiej i działalność przeciwko ZSRR, został skazany na 10 lat łagrów.
Dwa lata później Słowacki Trybunał Narodowy wydał na Jánosa Esterházego zaocznie wyrok śmierci, który Klement Gottwald, m.in. dzięki wstawiennictwu Żydów i Czechów, wdzięcznych za pomoc w czasie wojny, zmienił na dożywocie.
Przewieziony do Czechosłowacji, chory na gruźlicę, tułał się po coraz cięższych więzieniach, odwiedzany przez siostrę Marię Mycielską, która z pięciorgiem dzieci, wygnana z rodzinnego majątku, cierpiała biedę, dzieląc czas między długie, męczące podróże do brata, a równie męczące, zwykle upokarzające i bezskuteczne, do urzędów i do polityków, od których zależał jego los.
János Esterházy zmarł w marcu 1957 r. w więzieniu w Mírovie na Morawach. Został skremowany, prochów nie oddano rodzinie.
Po przemianach ustrojowych upamiętniono jego patriotyczne zasługi i niezłomną wierność ideałom pielęgnowanym w świecie zachodniej chrześcijańskiej cywilizacji, do którego należał. W Rosji został zrehabilitowany, o rehabilitację w Czechach zabiega córka Alice Esterházy-Malfatti, mieszkająca w Rzymie. Piętnastego czerwca tego roku na warszawskim Ursynowie odsłonięto uroczyście popiersie tego Węgra-Polaka, który stał się wymownym współczesnym symbolem braterstwa obu narodów.
Rodzina Mycielskich wróciła do Polski. W kolejnym pokoleniu znów pojawił się „uczony” wątek, a tradycje linii węgierskiej są pielęgnowane i stanowią zobowiązujące doświadczenie.
Horyzont
„Ziemię widziałem dzisiaj na fotografii zrobionej z Księżyca. Wisiała – na pierwszej stronie «Życia Warszawy» – w półpełni, dwoma końcami rogala w dół”. Zapisał to w sierpniu 1966 r. Zygmunt Mycielski, szwagier Marii z Esterházych-Mycielskiej – kompozytor, muzyk, krytyk muzyczny, pisarz i eseista, jedna z czołowych postaci polskiego życia kulturalnego po wojnie, niezwykle bystry obserwator i kontestator poczynań władz wobec kultury i sztuki.
Tego samego dnia: „Powrót z Kisielewskim przez Krakowskie: Te panienki, które w jednym sklepie sprzedają śrubki, a w drugim muterki do nich – czy też odwrotnie – one naprawdę nie wiedzą, że to można sprzedawać w jednym sklepie. Na to trzeba trzech pokoleń”.
Zygmunt Mycielski, urodzony w r. 1907, studia muzyczne odbywał w Krakowie, następnie zaś w paryskiej École Normale de Musique, pod kierunkiem Nadii Boulanger i Paula Ducasa. Z pierwszą przyjaźnił się przez całe życie. Pozostając za granicą do r. 1936, był współzałożycielem Stowarzyszenia Młodych Muzyków Polaków w Paryżu i przez pewien czas jego prezesem.
W 1939 r. walczył w kampanii wrześniowej, po czym przedostał się do oddziałów polskich we Francji. Wzięty do niewoli, do 1945 r. był więźniem obozu jenieckiego.
Po powrocie do kraju włączył się w organizację życia muzycznego, uznając sztukę za sferę, do której narzucona ideologia dotrze później i słabiej. Nie mógł – ze względu na pochodzenie – uczestniczyć w kształceniu młodych, został prezesem Związku Kompozytorów Polskich, naczelnym redaktorem „Ruchu Muzycznego”.
Jak jego liczni krewni i koligaci, jak środowisko, w którym się wychował, Zygmunt Mycielski bezbłędnie rozróżniał, co można zaakceptować, czemu trzeba się przeciwstawić. W r. 1968 zaprotestował publicznie przeciwko zdjęciu Dziadów z afisza, a po interwencji wojsk sowieckich w Czechosłowacji wystosował list ze słowami solidarności i współczucia do muzyków czeskich i słowackich, płacąc za to zapisem cenzury, co oznaczało, że nie wolno wykonywać jego kompozycji, publikować tekstów itp. Zmarł w r. 1987 i został pochowany w rodzinnym majątku tej linii Mycielskich – Wiśniowej.
Zygmunt Mycielski i János Esterházy – przy wszystkich różnicach ich zainteresowań, typu aktywności i obszarów refleksji – byli wyposażeni w podobne cechy, które nazwałabym „walorami kosmopolityzmu”. Czuli się, także w więzieniu, łagrze czy oflagu, obywatelami cywilizowanego świata, którego wspólnych wartości bronili, jednoznacznie je definiując. Takie poczucie daje śmiałość w podejmowaniu zadań, uwalnia od kompleksów, pozwala także bystro widzieć ułomności i przywary własnej warstwy, a przede wszystkim umożliwia i ułatwia aktywne zaangażowanie w życie publiczne, w warunkach kiedy przedstawiciele tej warstwy nie mają danych z urodzeniem przywilejów i oceniani będą wedle prawdziwych zasług.
Następne pokolenia Mycielskich, świadome rodzinnej tradycji i przywiązane do niej, przysparzają nowych albo przerwanych przez historię wątków. Zapiszę ich losy w następnym numerze. ☐
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.