To idzie starość!

Henryk Hollender

VI Forum Starych Bibliotekarzy, pod hasłem „Bibliotekarze Otwarci Kluczem do Konserw”, rusza we wrześniu w Poznaniu. Poprzednie odbyło się w Lublinie i bardzo się udało, tym bardziej, że do bibliotekarzy starych wiekiem przemówili tam bibliotekarze starzy stażem; witani i żegnani burzliwą owacją, zgarnęli dla siebie lwią część eleganckiego pokonferencyjnego wydawnictwa. Co prawda zgrzytem okazało się wystąpienie pewnej profesor bibliotekoznawstwa, ponieważ jej wiek, zdecydowanie niebelwederski, kwalifikowałby ją raczej do udziału w jakimś forum młodzieżowym. Nie zawiodła jednak pokładanych w niej nadziei i wygłosiła namiętną obronę starości jako głównego kryterium przyznawania kwalifikacji bibliotekarza dyplomowanego przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Została za to zresztą nagrodzona postarzającym wyfotoszopowaniem jej wizerunku we wspomnianej publikacji. Na tekst zabrakło już miejsca, i słusznie, bowiem został przyjęty jako oczywistość.

Starzy bibliotekarze zaplanowali tematy, które są im szczególnie bliskie. Gdzieś tam młodzi ulegają emocjom, ale do tego trzeba mieć lepsze oczy, niższy poziom cholesterolu, ciśnienia i cukru. Scalanie bibliotek w świetle ustawy o działalności kulturalnej…, nieobecność bibliotek w nowych przepisach reformujących naukę polską…, nowe budynki biblioteczne bez wolnego dostępu do zbiorów…, dwa języki haseł przedmiotowych, a teraz jeszcze dwie centrale bibliograficzne i przyszłość współkatalogowania z weryfikacją zapisów w Książnicy Kopernikańskiej… Przyszłość schematu Dublin Core, który się nie udał, i PLMET, który jest jeszcze bardziej przekombinowany, więc też udać się nie może… Przecież starzy bibliotekarze nie wyszliby żywi z sali, w której podjęto by takie tematy! Młodzież ochoczo bierze się za sprawy, o których jeszcze się do końca nie wie, a już się ma opinię, a starsi właśnie wiedzą, ale opinię zatrzymują dla siebie.

Poprzednio była dyskusja o księgozbiorach bibliotek publicznych i młokosy śmiały nawet proponować poradniki, dzięki którym starzy ludzie rozpoznają i zaspokoją swoje potrzeby seksualne. Teraz młodzi nauczyciele-bibliotekarze rzucili się jak stado wilczków na temat lektur szkolnych, przedstawiony w tak nowatorski sposób przez Janusza Rudnickiego w „Książkach”; jedni atakują pisarza, inni go bronią; młodzież jest wszak różnych opcji i orientacji. Młodzi bibliotekarze akademiccy – pod hasłem „wizerunek biblioteki” – przeciwstawiają się powszechnemu pomijaniu bibliotekarzy w przedsięwzięciach naukowych i organizacyjnych, które wymagają ich wiedzy, wycinaniu bibliotek z działalności marketingowej uczelni, niedopuszczaniu bibliotek do planowania dydaktyki, co w Europie stało się faktem już w latach 90. Protestują przeciwko niskim uposażeniom i dominującej kulturze organizacyjnej, sprzyjającej utrwalaniu w nieskończoność władzy bibliotecznych weteranów, zajmujących przez dekady stanowiska kierowników oddziałów. Biorą się za konkrety, nie naczytali się widać jeszcze książek z tą naszą bibliotekoznawczą scholastyką.

My nie mamy już na stare lata nerwów na to wszystko. Na początek – wykład inauguracyjny o prawnej ochronie twórców i wydawców, bo pamiętamy jeszcze warunki sowieckie, w których ich niezbyt chroniono. Jeśli młodzi mówią, że teraz trzeba raczej chronić odbiorcę i uczestnika kultury, to my odpowiedzmy: tak, przyjdzie i na to czas, alterglobaliści! Otwarta nauka też nie dla nas, my sami jesteśmy wystarczająco otwarci. Odmłodzi nas moda, powspominamy wycieczki, polecimy po marginesach: działalność kulturalna bibliotek naukowych (bo nauka nie jest kulturą w stopniu, który by nas zadowalał), trochę zarządzania i coachingu, trochę gier i magii, trochę popularnej pseudopsychologii, wszechobecna asertywność, no i taniec przede wszystkim. Zobaczcie, jak oni tańczą, jak my tańczymy w pulowerku! Książkom i katalogom wstęp wzbroniony, bibliografii też już było dość, pamiętamy! O Europie chętnie porozmawiamy, bo piękna to kraina i zawsze tak o niej rozmawialiśmy: mają i potrafią, a my nie mamy i nie potrafimy, i widocznie tak już musi być, mądrzeje się na stare lata. Ale tematy nie mogą być za trudne, bo już się w życiu napracowaliśmy; e-bibliotekarz ma wszystko na jedno kliknięcie i my także chcemy być takimi e-bibliotekarzami.

Co prawda i w tym roku będą zgrzyty, jedna koleżanka chce mówić o tym, „co nam dają studia bibliotekoznawcze”; no, nam już dały, temat nie na czasie. Druga wciąż o nowych środkach technicznych i modelach biznesowych: serwisy społecznościowe otwierają epokę usług mobilnych. Jasne, że kasa sama się wytwarza, bo młodzież lub gadżety, a co te społeczności zespala i jakimi one się wymieniają treściami, to już nikt nie powie. No i geolokalizować też się zbytnio nie chcemy, bo nie hasamy tak znowu po miastach, starość w Polsce ma swoje obyczaje i pilnuje, by bariery międzypokoleniowe nie były zbyt łatwo przekraczane. Inne zaś tematy młodzieżowe – na szczęście daleko. Już czas, już czas na odrobinę ciszy i spokoju. A nawet nudy.