Quo vadit system finansowania badań?
Na wstępie oświadczam, iż zgadzam się z poglądem, że w nauce nie ma demokracji. Przed laty wypowiadali się o tym, także na łamach „FA”, m.in. prof. Maciej W. Grabski (ówczesny prezes FNP) i prof. Krzysztof J. Kurzydłowski jako wiceminister ds. nauki. Jednak w systemie organizacji finansowania nauki pewne zasady natury demokratycznej powinny być realizowane. Niestety, zamiast tego mamy kolejny dowód, że „historia kołem się toczy”. W tym przypadku od niechętnie wspominanej epoki centralizmu, przez fazy istnienia KBN oraz Rady Nauki (to był z kolei dowód na to, że „lepsze jest wrogiem dobrego”), przeszliśmy ponownie do stadium, w którym „centrala” wie lepiej. Druga kadencja Rady Nauki była okresem rosnącego braku zaufania do rodzimego środowiska naukowego, choćby poprzez coraz słabsze dostrzeganie roli tych, których to środowisko wybrało.
Poważny niepokój
Z pełnym szacunkiem odnoszę się indywidualnie do każdej osoby powołanej przez ministra do rad NCBiR i NCN oraz do KEJN. Ale już niektóre uchwały mianowanych ciał kolegialnych, a na tej podstawie decyzje ministra, napawają mnie, i nie tylko mnie, dużym niepokojem. W szczególności dotyczy to działalności NCN. W składzie jego rady, wśród 24 członków, nauki ścisłe i techniczne reprezentuje 8 osób, nauki o życiu 7 osób, zaś nauki humanistyczne, społeczne i artystyczne – 9 osób. Te proporcje można by uznać za rozsądne, ale jeśli sprawie przyjrzeć się bliżej, to okazuje się, że nauki techniczne reprezentuje tylko jedna osoba, specjalizująca się w zastosowaniu teorii chaosu. Nie został więc spełniony ustawowy wymóg „zapewnienia zrównoważonej reprezentacji różnych dziedzin naukowych” (art.14, ust.1, pkt.2 ustawy o NCN).
Warto dodać, że w składzie powołanego przez ministra 5-osobowego zespołu identyfikacyjnego – którego zadaniem było „sporządzenie i przekazanie ministrowi listy co najmniej 24 kandydatów na członków Rady NCN” spośród ponad 500 zgłoszonych – nie było żadnego przedstawiciela nauk technicznych. Z jakiego to powodu reprezentanci tej dziedziny wiedzy popadli w niełaskę, i to w dobie, gdy deklaracje o dążeniu do stworzenia innowacyjnej gospodarki nie schodzą z ust decydentów?
Wspomniane wcześniej poważne zaniepokojenie ogarnęło mnie (i nie tylko mnie), w kontekście poczynań NCN, także z dwóch, kolejnych powodów. Po pierwsze, z powodu braku dyskusji w środowisku naukowym przed i nieskomentowania po opublikowaniu Paneli Narodowego Centrum Nauki, czyli klasyfikacji dziedzin wiedzy i dyscyplin naukowych wraz z podziałem na 25 grup zwanych panelami. Swoje wątpliwości ograniczę do niektórych tylko spostrzeżeń: mało sensowna forma (podział na specjalności) i lokalizacja w dwóch panelach „mojej” dyscypliny – inżynierii materiałowej, zanik szeregu dyscyplin technicznych (np. górnictwa, budowy maszyn, mechaniki), przy równoczesnym pojawieniu się dość „egzotycznych”, jak np. Droga Mleczna (czyżby w miejsce nawigacji i transportu?), czy też aż 7 dyscyplin dotyczących religii i teologii. Dobrze się też ma panel HS3 Wiedza o przeszłości, a jeszcze lepiej (co już łatwiej uzasadnić) m.in. chemia, która zajęła półtora panelu (ST 4 +1/2 ST 5).
Szereg pytań
Drugie źródło niepokoju wynika z opublikowania takich, a nie innych warunków przebiegu konkursu na finansowanie projektów badawczych. NCN dotychczas skąpo dzieliło się ze społecznością naukową swoimi zamiarami. Lukę tę wprawdzie częściowo wypełnił opublikowany w poprzednim numerze „FA”, po blisko półrocznej już działalności NCN, wywiad z prof. Michałem Karońskim, przewodniczącym rady tegoż Centrum, ale niestety nie rozwiał on większości wyrażanych przeze mnie obaw i wątpliwości.
Na przykład, ujawniony w tym wywiadzie system selekcji kilku tysięcy wniosków będzie dwuetapowy. Założono, że w pierwszym etapie każdy ekspert oceni od kilkunastu do kilkudziesięciu wniosków. Jestem przekonany, a mam wieloletnie doświadczenie z pracy w kilku sekcjach KBN i w dwóch komisjach Rady Nauki, a obecnie w zespole ds. bazy ekspertów NCBiR, że w związku z tym wartość merytoryczna wniosku stanie się mniej ważnym kryterium selekcji niż postanowiono (40 proc. oceny, co jest mocno dyskusyjne). W naukach technicznych, a pewnie i w innych obszarach wiedzy, jest tak ogromna różnorodność tematyki projektów, że niekiedy „ze świecą” trzeba szukać kompetentnych recenzentów. A jeśli przy tym eliminuje się możliwość złożenia odwołania od końcowej decyzji, to rzeczywiście w polskiej nauce nie będzie demokracji, ale z pewnością nie z tych powodów, jakie były podstawą stwierdzenia przytoczonego w pierwszym zdaniu tego tekstu.
Prof. Karoński potwierdził krążące w środowisku naukowym nieoficjalne informacje, że będą powoływani – obligatoryjnie w przypadku wniosków w obszarze Nauk Technicznych i Ścisłych (ST) oraz Nauk o Życiu (NZ) – także recenzenci zagraniczni.
To założenie słusznie bulwersuje wiele osób. Wprawdzie minister Barbara Kudrycka, zwracając się 15 grudnia ub.r. do nowo powołanych członków Rady NCN stwierdziła: „Wierzę, że nowy organ reprezentowany przez Państwa będzie się kierował najbardziej szlachetnymi i merytorycznymi intencjami, sprzyjającymi rozwojowi nauki w Polsce na nowych zasadach”, ale dobrze byłoby, by te nowe zasady zaczęto szerzej, publicznie uzasadniać. Nasuwa się bowiem w związku z tym szereg pytań. Czego wyrazem jest zamiar (systemowy) recenzowania wniosków polskich badaczy przez obcokrajowców? Czy wspomnianego już, wykazywanego od kilku lat, choćby przez stosunek decydentów do wielu wniosków i opinii obu komisji Rady Nauki, malejącego zaufania do własnego środowiska naukowego, do jego kompetencji i uczciwości? A może to skutek jakiś kompleksów wobec ośrodków zagranicznych? Czy taka jest, i ewentualnie w jakich krajach, praktyka za granicą? Czy przemyślane zostały wszelkie konsekwencje tak planowanego działania? Czy nie naruszy to prestiżu naszego środowiska na forum międzynarodowym? Czy proces oceny będzie bardziej obiektywny (także nacechowany „szlachetnymi i merytorycznymi intencjami…”), tańszy i szybszy? Czy nasi eksperci są w stanie wskazać w krótkim czasie kompetentnych zagranicznych recenzentów do kilku tysięcy wniosków, skoro jest z tym pewien problem we własnym kraju? I czy – niestety ciśnie się to pytanie na usta – nie będzie to forma nieodpłatnego „przekazywania” oryginalnych pomysłów?
Wywołuję ten temat, bowiem opisane problemy wskazują, jak istotne jest, by decyzje dotyczące pewnych aspektów systemu finansowania badań były – przez osoby do tego zobowiązane – publicznie uzasadniane najpóźniej w momencie ogłaszania, skoro już szerszą dyskusję przed faktem zaczęto uważać za zbędną.
Lawinę złożonych w czerwcu do NCN wniosków (ok. 8 tys.) uznano za „duży sukces” NCN, a minister nauki ogłosiła, że „pierwsze miesiące działalności Narodowego Centrum Nauki potwierdzają słuszność wprowadzonych nowych mechanizmów finansowania badań” („FA” nr 7-8/2011, s.24). Obym to ja się mylił.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.
Czy ktoś ma informacje na temat nieprawidłowości działania NCN w sprawie procedur konkursowych, które podobno zostały wytknięte po kontroli NCN'u przez NIK?
Najkrócej: NCN zajmuje się finansowaniem badań podstawowych. Nie ma żadnego uzasadnienia teza, że polskich wniosków w zakresie badań podstawowych nie powinni recenzować recenzenci zagraniczni. Więcej: jest to jedyna metoda walki z kumoterstwem i zaściankowością. Czyżby nauki techniczne bały się umiędzynarodowienia? Czyżby król był nagi? Po drugie, nauki techniczne mają potężny bonus w postaci NCBiR więc płacz odnośnie pozycji nauk technicznych w NCN jest nie na miejscu.
Szanowny Panie Profesorze:
Jak widać, dyskusji Pan nie spowodował swoimi uwagami, przynajmniej nie ma śladów na tych łamach.
Również ja nie podejmę dyskusji z Panem, ponieważ w znacznej mierze podzielam Pana opinie tu wyrażone.
Łączę pozdrowienia,
AMB