Prawo Strogonowa
N auczyciel fizyki w moim liceum, śp. Stanisław Szadkowski, zwany Stasiem, uczył nas myślenia o świecie materialnym między innymi w ten sposób, że zadawał do domu opisywanie problemów. Dopuszczalna była w zasadzie każda forma literacka, ale preferowana satyryczna, więc zabawa bywała przednia. Czasem taka nauka okazywała się jednak brutalna, obnażała bowiem wszystkie luki w wykształceniu i metodach myślenia.
Pewnego razu Stasio kazał wszystkim klasom przygotować się z prawa Strogonowa. Dodał, że będzie z tego kartkówka, więc na szkołę padł blady strach. Jak wszyscy wiemy, prawo to odnosi się do zjawisk stosunkowo mało znanych, opisywanych głównie w literaturze fantastycznej, a Internetu z podpowiedziami Wikipedii wówczas jeszcze nie było. Dlatego młodzież rzuciła się po pomoc do kolegów uważanych za fizyczne autorytety. Ci, zwykle nieskorzy do udzielania korepetycji, tym razem ochoczo się zgodzili. Złaknionym wiedzy podyktowali prawo Strogonowa i już następnego dnia przed rozpoczęciem zajęć cała szkoła z zapałem powielała ten tekst jako ściągawkę. Niektórzy dla niepoznaki trochę zmieniali język zapisu, inni dodawali ogólnikowe wstępy i zakończenia, które miały wskazywać na samodzielność, dość powiedzieć, że szkoła pracowała nad prawem Strogonowa rzetelnie. Jakież było zdumienie uczniów, kiedy po kartkówce wszyscy dostali dwóje! Pan Szadkowski oświadczył, że żadnego prawa Strogonowa nie ma i nigdy nie było, a to, co podyktowali uczniowscy specjaliści fizyki (oczywiście w zmowie ze Stasiem), jest stekiem bzdur, więc dwója się należy. Przyznam się, że jak przeważająca większość, ja także poległem. Oberwałem dwójkę za włączenie się do owczego pędu, za zaufanie tłumowi i fałszywym autorytetom, wreszcie za zwyczajny brak myślenia.
To tylko jeden przykład działań p. Szadkowskiego. Wszystkie w setkach ludzi zostawiły trwały ślad. Było tych „metod Stasia” – wedle obowiązującej legendy – mnóstwo, podobno pięćdziesiąt. Na przykład kazał nam opisać, co się dzieje, kiedy po wychyleniu się przez okno pędzącego pociągu plujemy w kierunku jazdy. Żądał rozstrzygnięcia, czy oczka pływające na powierzchni rosołu to zjawisko fizyczne, czy chemiczne. Chciał podania przyczyn zimowego generowania się dziur w jezdniach asfaltowych i dużej trwałości dróg brukowanych kocimi łbami. Życzył sobie wyszczególnienia istotnych błędów z zakresu fizyki i poniekąd astronomii, które popełnił Juliusz Żuławski w powieści Na Srebrnym Globie . To ostatnie zadanie było na półrocze, a ponieważ prawo Strogonowa skutecznie oduczyło nas korzystania z niepewnej pomocy, trzeba było tę książkę naprawdę, czyli osobiście, przeczytać. Jeśli ktoś chciał otrzymać na koniec roku lepszy stopień, musiał samodzielnie wykonać jakieś urządzenie, atrakcyjne, ale jak najprostsze. Pamiętam, że kierowany ambicją wykonałem grzałkę wody, włącznik czasowy, samodoświetlającą się komorę z luster według młodego Edisona i uniwersalny korek do butelki, co wymagało odmiennego spojrzenia na rzeczy, które w domu zwykle wyrzuca się na śmietnik.
Odżyły czasy szkolne, nie ma co, ale też często odżywają, bo ludzie prowokują i chciałoby się z nimi podyskutować. Oto oglądam mecz Rogera Federera z Novakiem Djokovićiem (turniej tenisowy Australian Open) w Eurosporcie i słyszę dyskusję sprawozdawców na temat tego, czy piłka posłana przez Federera może po odbiciu od kortu nabrać przyspieszenia, czy nie. Jeden, pan X, twierdził, że może (ale nie umiał tego uzasadnić), drugi, pan Y, uważał, że nie może, bo zapytał kiedyś o to inżyniera, który odpowiedział pytaniem: czy piłka może mieć po odbiciu większą energię? Nie może, przeciwnie, traci jej część na tarcie o nawierzchnię, więc lot nie może się przyspieszyć sam z siebie. Sprawozdawca X niestety dał się przekonać sprawozdawcy Y. Dziesiątki tysięcy telewidzów też zapewne uwierzyły panu Y, bo mówił sugestywnie, i przez długie lata będą powielały ten błąd, fałszywie utrzymując, że nawet fenomenalnemu Federerowi nie udaje się sztuka odbijania piłki z przyspieszeniem jako rzekomo niezgodna z prawami fizyki.
Tymczasem przyspieszenie po odbiciu jest możliwe! Federer, odbijając piłkę rakietą – mówiąc językiem obrazowym – przekazuje jej energię niejako podwójną. Tę, która pozwala wykonywać piłce ruch liniowy, i tę, która przez podkręcenie, czyli nadanie rotacji awansującej, pozwala jej obracać się wokół osi własnej, wirować. W momencie uderzenia w kort pod wpływem tarcia piłka przestaje się obracać, a siły dotychczas przeznaczone na wirowanie przenoszą się do sił ruchu liniowego (dodają się do nich) i piłka ma większą energię lotu, leci więc szybciej niż przed odbiciem od boiska. Mało tego, mogą tu działać różne czynniki dodatkowe, na przykład efekt Coriolisa, który na skutek obrotu Ziemi przejawia się bocznym zakrzywieniem lotu piłki, a w pewnych konfiguracjach także przyspieszeniem ruchu obiektów. Dlaczego? Ano pani fizyka się kłania, to takie proste.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.