Nie świętowanie umysłu
S połeczność akademicka dawnych uniwersytetów stanowiła, ideowo i realnie, universitas magistrorum et scholarium. Razem mieszkali w bursach i kolegiach, mieli podobne ubiory. Uczestniczyli w tych samych zajęciach (choć z różnej strony katedry) i uroczystościach. Łączyła ich wiara chrześcijańska, artykułowana przez Kościół rzymskokatolicki oraz uniwersalny język – łacina. Nie było wyraźnej granicy między scholarami a bakałarzami – szli po tej samej drodze, do tego część bakałarzy wypełniając funkcje nauczycielskie nadal studiowała. System wartości też był wspólny. Szymon Marcius z Pilzna w rozprawie O szkołach, czyli akademiach ksiąg dwoje (1551, tłumaczył z języka łacińskiego Antoni Danysz) radził: „poznawszy swój cel, który cię czeka, znowu ze sobą się rozlicz, rozważając w umyśle, jak trudną i mozolną, zwłaszcza w samym początku, jest droga, którą zamierzasz pójść i którą się dochodzi do szczytu nauki. Nie czeka cię tu rozkosz i wysypianie się, nie czekają cię biesiady i hulanki, nie gwar uczt i wesołe śpiewy, nie świętowanie umysłu, nie ponęty rozkoszy, lecz ciężka praca i czuwanie, siedzenie długo w nocy i bezsenność, umiarkowane użycie pokarmu i wina, głębokie myślenie i częsta samotność, troska i frasunek zaraz na pierwszym progu cię powitają. Albowiem nie bieży się do Muz szerokim gościńcem”. Mimo to zalecał Marcius tę wędrówkę, przytaczając starożytny apoftegmat: „Korzenie bowiem wiedzy są gorzkie, a owoce słodkie”. Szansę dojścia do celu mają „ci, którzy rozkoszują się samem zajmowaniem się naukami i nie mają prócz nauki innego celu w życiu”.
Ten klasztorny wzorzec życia powiązany był ze stanem akademickim także realnie – wielu scholarów miało niższe święcenia kapłańskie, inni byli zakonnikami, a ci, którzy zdążali po drodze akademickich awansów, trafiali w końcu na fakultet teologii i byli uposażani w beneficja kościelne.
Inicjacja uniwersytecka była odległa od tego sacrum. Aby być uznanym za scholara, należało nie tylko wpisać się do matrykuły, ale i przejść otrzęsiny. Kandydatów zwano „żółtodziobami” (bean). Otrzęsiny były parodią egzaminu, przeprowadzanego we własnym gronie, zbiorowo – dla wszystkich nowicjuszy. Często jednak skupiano uwagę na wybranym nowicjuszu (arcybean). Był to „egzamin z cierpliwości”, ujawniający zdolność do znoszenia upokorzeń. Wywodził się z czasów Sokratesa. Beana posądzano o grubiaństwo i złe obyczaje. Ociosywano go jak kloc drzewa i golono, choć jeszcze nie miał zarostu. Smarowano nieczystościami, wsadzano na drewnianego kozła, przypinano rogi – symbol tępego umysłu. Po otrzęsinach określenie bean występowało w roli obelgi. Gdy udręczenia narosły (i koszty „wkupiania się” beanów), wynoszono otrzęsionych z uniwersytetu do szynku, a nawet za miasto. Rektor krakowskiego Studium Generale, Adam z Bochni, starał się zakazać beanii (1511). Obyczaj ten stopniowo zanikał, zastępowano go opłatą wykupną (propinae ), wnoszoną na rzecz bursy przez nowicjusza, tradycyjnie przeznaczaną na zakup zapasu piwa.
Scholarzom przypisano określony strój – „zupełnie duchowny” i przez to skromny. Na głowach noszono kapuzę – „zupełnie złączoną z suknią”, bądź myckę. Scholar był odziany w koszulę (interula ), obcisłe spodnie, kaftan z rękawami, a na wierzchu – w tunikę czarną albo szarą, przewiązaną w pasie. Na nogach nosił trepy. Od XVI wieku władze rektorskie godziły się na noszenie tuniki krótszej, zwanej germakiem. Bakałarzy i magistrów wyróżniał tylko biret oraz wdziewana na egzaminy toga, zwana tabardem. Sięgała kostek u nogi, była udrapowana w fałdy. Świeccy scholarze starali się dodawać ozdoby – obszycia lub dodatki. Rektor mógł na to zareagować nawet relegowaniem scholara. Podobnie tępił noszenie broni, nawet noża.
Od świeckich scholarzy wymagano dostosowania się do kleryków – w systemie wartości i trybie życia. Mówiły o tym Konstytucje Towarzystwa Jezusowego (1550, tłumaczył z języka łacińskiego ks. Jan Ożóg S.J.): „Tacy studenci powinni się dostosować do scholastyków Towarzystwa w chodzeniu do spowiedzi, w studiach i w sposobie życia, chociaż sposób ubierania się byłby różny i oddzielne miejsce zamieszkania w tym samym kolegium”. Przy tym jednak izolowano scholastyków S.J.: „Ze studentami spoza Towarzystwa niech rozmawiają tylko o rzeczach dotyczących nauki lub postępu duchownego”. Po nowicjacie, „kiedy się oddają studiom, należy się wystrzegać, żeby z jednej strony, wskutek zapału do nauki, nie ostygło zamiłowanie do rzetelnych cnót życia zakonnego, z drugiej zaś, żeby zbyt dużo miejsca nie zajmowały umartwienia, modlitwy i długie rozmyślania.
Wzory wychowawcze w Akademii Jezuickiej w Wilnie artykułowała Sodalicja Mariańska (1571). Congregatio B. Maria Virgina była organizacją elitarną. Należała do niej jedna piąta studentów – najbardziej karnych, pilnych i usposobionych moralnie. Sodalisi nie tylko oddziaływali na kolegów, ale wspierali też chorych, ubogich i więźniów. W roku 1664 powstały dwie sodalicje: Zwiastowania oraz Nawiedzenia, a po roku trzy – stosownie do wieku uczniów (minima, media, maxima ). Opiekun sodalicji nazywany był prefektem, następnie ojcem, a w końcu – prezesem (prefekt pozostał jako wybierany reprezentant sodalisów). Sodalisi po studiach najczęściej zostawali zakonnikami S.J. Wychowawcze wzory kształtował w Wilnie także teatr szkolny oraz publiczne deklamacje, którymi witano dostojnych gości. Znaczenie wychowawcze miały wyróżnienia najzdolniejszych, nagradzanych książkami. Najwięcej w wychowaniu znaczyła w Akademiach Jezuickich nauka oraz sacrum Kościoła. Jezuicki wzorzec studiowania zbudowany był na dyscyplinie – zewnętrznej oraz wewnętrznej, duchowej. W Ratio studiorum (1599, tłumaczył z języka łacińskiego Tadeusz Bieńkowski) zobowiązywano rektora: „Niech pod żadnym pozorem nie pozwala, by ktoś ze słuchaczy był nieobecny na dyskusjach lub repetycjach, aby wszyscy zrozumieli, że do tych zajęć przywiązuje wielką wagę (…) niech zabroni uczniom wszystkich tych zajęć, które mogą być przeszkodą w studiach”. Wykładających zobowiązywano, aby dbali „przede wszystkim o zachowanie ciszy i posłuszeństwa, aby nikt nie błąkał się po szkole, nikt nie zmieniał miejsca, nikt tu i tam nie rozrzucał swoich rzeczy, nie opuszczał szkoły, zwłaszcza po dwie lub więcej osób naraz”. Scholarzom nie mającym święceń nakazywano – nie bez powodu – „mają się całkowicie powstrzymać od przysięgania, klątw, złorzeczeń, kłamstw, od zabronionych zabaw, od miejsc niebezpiecznych albo zabronionych przez prefekta i od wszystkiego, co jest sprzeczne z dobrymi obyczajami”. ☐
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.