Kwestia przyzwoitości
Od dwudziestu lat mieliśmy już do czynienia z kilkoma komisjami, zespołami i komitetami, które pod różnymi nazwami i rozmaicie usytuowane zajmowały się kwestiami etyki w nauce. Debatowały, popierały, uchwalały, ganiły – w tym ostatnim wypadku jedynie ogólnie i bez nazwisk. Tak, tak, zwłaszcza: bez nazwisk. Przecież nie można nikogo bezpodstawnie oskarżać, a już szczególnie, gdy jest w trudnej sytuacji, bo na przykład nieopatrznie i niechcący popełnił plagiat, a inny złośliwy – oczywiście, przede wszystkim złośliwy, bo normalni, uczciwi ludzie nie czepiają się innych o byle co – poinformował... no, przecież nie poinformował, tylko doniósł odpowiednim instancjom. No więc, wówczas te instancje traktują go (czyli np. plagiatora) z pobłażaniem i wyrozumiałością, jakie przynależą w takiej trudnej okoliczności.
Zupełnie inaczej, nieludzko jest tuż za naszą zachodnią granicą, gdzie minister oskarżony o plagiat po pierwszej nieudanej próbie wyjaśnienia, że „przecież i w ogóle”, wkrótce „po głębokim namyśle” nie tylko zrzeka się niesłusznie uzyskanego stopnia doktora, ale i stanowiska publicznego, które piastował. Proszę Państwa, takie rzeczy to nie u nas. U nas po pierwsze, przypomnijmy – bez nazwisk! Po drugie, człowieka zdruzgotanego nie można do końca pogrążać. Ludzie, miejmy litość! Niech zatem, skoro już jest rektorem, będzie nim nadal. Nie piszę gdzie, bo przecież, Państwo rozumieją: „dobre imię uczelni”. A potem, gdy już skończy się kadencja rektorska, to może, według dobrego wzoru z tego samego miasta (czyżby nasza Mała Stolica Plagiatu i Nieuczciwości Akademickiej?) – senatorem? Też fajna fucha. A jakie zabezpieczenie!
No, ale nie narzekajmy. Właśnie powstają dwa nowe organy, które będą zajmowały się etyką w nauce. Jeden umocowany, drugi nie. Ale też z ambicjami. Jakie będą miały uprawnienia? Czy znów będą tylko wydawały niezobowiązujące opinie bez nazwisk i wskazówki, którymi nikt się nie przejmuje (jakie to wygodne: niby są, a jakoby ich nie było)? A może jednak wskażą winnych, zmuszą uczelnie do odpowiedniego ich traktowania, choćby po to, żeby utrącić niejakiemu redaktorowi Wrońskiemu ostatni argument w postaci: „odpowiednie władze zaniedbały”?
Dość żartów. Może wreszcie potraktujemy poważnie te powoływane, jakby nie patrzeć, z inicjatywy środowiska akademickiego organy? Czy CK nie mogłaby otrzymać uprawnień do zdecydowanego działania – odbierania stopni i tytułów i ogłaszania tego publicznie – w przypadku odkrycia plagiatów czy innych form nieuczciwości akademickiej? A może to nie jest kwestia liczby i umocowania organów i instancji, a po prostu dobrych obyczajów, zwykłej przyzwoitości i poczucia wstydu? Minister w Niemczech go jednak ma, a tu...
Piotr Kieraciński
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.