Rozpoznawalni za granicą
Jednym z głównych problemów polskiej nauki i szkolnictwa wyższego jest niski poziom umiędzynarodowienia oraz słaba mobilność studentów, doktorantów, a przede wszystkim pracowników akademickich. Słabe umiędzynarodowienie polskich uczelni jest jednym z najbardziej istotnych zapóźnień kulturowych wynikających poniekąd z komunistycznej przeszłości, ale z powodów kulturowych nadal silnie spowalniających rozwój polskiej nauki.
Umiędzynarodowienie badań
Istota nauki wykracza poza granice narodowych państw czy nawet kontynentów. Istnieje w transnarodowej przestrzeni, która egzystuje niejako ponad granicami administracyjnymi, wpływami kulturowymi czy religijnymi. Współcześnie – bardziej niż kiedykolwiek wcześniej – nauka jest tworzona w przestrzeni międzynarodowej, dlatego stopień umiędzynarodowienia jest miarą uczestnictwa w rozwoju badań naukowych na świecie.
Niestety, polska nauka, to znaczy polskie uczelnie, badacze, ich zespoły i projekty badawcze – poza kilkoma wyjątkami - są praktycznie za granicami naszego kraju niewidoczni. A bez międzynarodowych doświadczeń młodzi uczeni nie osiągną naukowej dojrzałości, nie zetkną się z najwybitniejszymi specjalistami w swojej dziedzinie, nie będą mieli możliwości pracy w innym ośrodkach, niż te, w których zostali naukowo ukształtowani. Będą po prostu naukowo ubodzy.
Mobilność uczonych ma jeszcze jedną ważną zaletę - to szansa na wyrwanie się z lokalnego marazmu. Zagraniczne doświadczenia dodają młodym badaczom pewności siebie, zwiększają krytyczność wobec lokalnych, często samozwańczych „autorytetów” i niszczą tak szkodliwy w nauce konformizm. W najlepszych polskich uczelniach i instytutach badawczych – wzorem najlepszych instytucji na świecie – już od lat stawia się młodym pracownikom wymóg odbycia stażu w zagranicznym ośrodku. Bez obawy, że wrócą bogatsi o nową wiedzę i umiejętności, ale bardziej krytyczni wobec swoich mistrzów czy kolegów.
Są to jednak cały czas wyjątki, podczas gdy wymóg mobilności winien być wprowadzony w sposób systemowy, tak by stał się regułą i warunkiem koniecznym uzyskania stopnia doktora habilitowanego, a przede wszystkim tytułu naukowego profesora.
Umiędzynarodowienie kształcenia
Umiędzynarodowienie to nie tylko kwestia badań naukowych, ale również wyzwanie dla podnoszenia jakości kształcenia na poziomie wyższym. Na świecie w ciągu ostatnich 20 lat liczba studentów kształcących się poza miejscem swojego urodzenia gwałtownie wzrasta i przekroczyła już 3 miliony. Niestety, Polska ma jeden z najniższych w Europie wskaźników umiędzynarodowienia. W Polsce liczba studentów z zagranicy wynosi 13,7 tys., co oznacza, że jeden obcokrajowiec przypada na 200 polskich studentów; na Węgrzech 7, a w Czechach 18. To najlepiej ilustruje naszą sytuację.
Główną przyczyną takiego stanu rzeczy jest brak oferty kierunków i kursów akademickich oferowanych w języku angielskim, który jest współczesną łaciną w nauce. Jednocześnie, duża część uczelni nie jest w stanie administracyjnie obsługiwać zagranicznych studentów, co powoduje, że bez znajomości polskiego obcokrajowcy nie mają czego u nas szukać.
Tymczasem wartość studentów zagranicznych – i kulturową, i komercyjną – znają zapewne Holendrzy, którzy na informację o trzykrotnym podniesieniu czesnego w UK natychmiast rozpoczęli ofensywę edukacyjną, otwierając anglojęzyczne kierunki w holenderskich uniwersytetach.
Umiędzynarodowienie polskich uczelni powinno wpływać na poprawę jakości kształcenia, bowiem przybywający do nas studenci zapewne będą mniej bezkrytyczni, mniej chętni do przymykania oka na bylejakość prowadzonych zajęć i do akceptowania zjawiska wieloetatowości. Otwarcie się polskich uczelni na świat spowoduje również, że w ich murach znajdą się młodzi ludzie z całego świata, którzy w przyszłości staną się najlepszymi ambasadorami naszego kraju, naszej kultury narodowej i polskiego systemu szkolnictwa wyższego.
Prawo i mentalność
Priorytetem dla polskiego rządu i Prezydenta RP powinna być dbałość o to, żeby polska nauka i polskie uczelnie znalazły się w centrum międzynarodowego obszaru badań naukowych i kształcenia na poziomie wyższym. Polski rząd w ostatnim okresie przeznaczył miliardy złotych, zastrzyk bez precedensu, na poprawę infrastruktury badawczej, ale wysiłek ten pójdzie na marne, jeśli w nowoczesnych laboratoriach, multimedialnych salach wykładowych będzie tkwił duch zamkniętego na świat PRL-u.
W mojej ocenie potrzebne są następujące zmiany w prawie:
poziom umiędzynarodowienia uczelni (wydziału), dostosowania jej do kształcenia studentów z innych krajów powinien być jednym z najbardziej istotnych kryteriów uzyskania pozytywnej akredytacji instytucjonalnej w instytucjach akademickich udzielanej przez Państwową Komisję Akredytacyjną; najwyższa kategoria (A) nie może być przyznawana przez KEJN jednostkom nieobecnym w międzynarodowej przestrzeni badawczej. To właśnie jednostki posiadające kategorię (A), a co za tym idzie najwyższe finansowanie, winny być wizytówką polskiej nauki na świecie; obecność w międzynarodowej przestrzeni badawczej musi być warunkiem koniecznym uzyskania uprawnień do nadawania stopni doktora nauk czy doktora habilitowanego. Wydziały, które nie są obecne w przestrzeni międzynarodowej, nie powinny kształcić młodych adeptów nauki; wymogiem koniecznym uzyskania stopnia doktora habilitowanego powinno być odbycie przynajmniej półrocznego stażu w renomowanym zagranicznym ośrodku naukowym. Przy czym państwo powinno wspierać finansowo naukowców, którzy na takie podoktorskie staże się udają; tytuł naukowy – wręczany przez Prezydenta RP – powinien być przyznawany wyłącznie uczonym, których w terminologii angielskiej określa się mianem internationally recognized.Reforma polskiej nauki wymaga nie tylko zmiany polskiego prawa, ale zmiany kultury uprawiania nauki, a nade wszystko przemiany mentalności ludzi w nią zaangażowanych.
Otwarcie się polskiej nauki wymaga pokonania barier o charakterze kulturowym, lingwistycznym, a nawet psychologicznym. Jednakże bez radykalnego zwiększenia obecności polskich uczonych, polskich zespołów badawczych i polskich uczelni na arenie międzynarodowej skażemy się na naukowy niebyt i cywilizacyjne peryferie.
Forum Debaty Publicznej.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.
"Otwarcie" czynia ludzie/zespoly o wielkiej wiedzy i umiejetnosciach oraz ich faktyczne osiagniecia (np http://www.biogeo.uw.edu.pl/people/jacekj.html oraz http://zdrowie.dziennik.pl/nowotwory/artykuly/326853,polsko-amerykanska-szczepionka-na-raka-bedzie-sukces.html ). Nalezy ich silnie wspierac i stwarzac im jak najlepsze warunki pracy. Tych, co swietnie ksztalca, i tych co skutecznie badaja-a tacy przeciez tworza srodowisko akademickie- nalezy w koncu zaczac wlasciwie wynagradzac! Powodow ku temu jest znacznie wiecej, niz te, podane ostatnio w zarysie tutaj:http://www.rp.pl/artykul/627811_Malec--Prawo-zlej-uczelni.html.
Uważam,że przechodzenie do konkretnych szczegółów zawsze czyni dyskusję bardziej konkretną i rzeczowa. Tak więc:
1. Od przedstawiciela firmy Thomson Reuters osobiście usłyszałem, że baza czasopism i analizy cytowań w ISI Web of Knowledge, JCR i Index H nie uwzględniają cytowań w książkach oraz w czasopismach gdy stosowane są przypisy dolne (znacznie wygodniejsze dla czytelnika) zamiast amerykańskich. Poza tym obecność konkretnego czasopisma w tym "towarzystwie" uwarunkowana jest nie tylko jego wartością naukową, lecz także językiem. Polski i wiele innych języków są z zasady pomijane, bez analizy wartości naukowej konkretnego czasopisma. Tak więc twierdzenie, że wspomniane indeksy obiektywnie świadczą o wartości naukowej konkretnego badacza jest ewidentnym nadużyciem. Dla mnie takie "mierzenie" jest przejawem bardziej bylejakości badawczej opartej na dyskryminacji części dyscyplin naukowych i języków narodowych niż obiektywizmu naukowego.
2. Stan polskiej nauki i szkolnictwa wyższego, ściśle powiązany ze stanem edukacji, jest efektem nie tylko ostatnich lat, lecz historycznego rozwoju od 1918 roku (którego najbardziej charakterystyczną cechą jest kiepski poziom finansowania, dlatego też oczekiwanie, że nauka polska w minionych latach powinna mieć dużo więcej Nobli i patentów jest bezzasadne). Min. Kudrycka usiłując reformować, mniej czy bardziej prawidłowo zdiagnozowane patologie, tworzy rozwiązania, które będą źródłem kolejnych patologii. Uparcie będę powtarzał, że - zanim orzekniemy o jakimś stanie rzeczy, musimy go zbadać obiektywnymi narzędziami, a zachodnie rankingi uczelni i indeksy cytowań takimi nie są (z tym, że badania powinni prowadzić fachowcy a nie firma E&Y); - nie można wszystkich dyscyplin naukowych wrzucać do jednego worka, bo to co dobre np. dla fizyki może być złe dla historii; - przyjęcie zasady, że to co sprawdziło się w Ameryce sprawdzi się u nas jest błędne.
@ Profesor Zbigniew Osinski. Pana komentarze,nie tylko te zamieszczone tutaj, maja jedna specyficzna zalete. Wskazuja,ze cos jest nie tak? W jedna, albo druga strone! Zmuszaja wiec Czytelnikow do sprawdzenia stanu wiedzy i faktow.
Za punkt wyjsciowy mozna przyjac pelne znaczenie slynnego zdania A. Lincolna, ktore jest wyryte na pewnym murze w USA :http://www.flickr.com/photos/particlem/4060373887/
Idac tym tropem, dziennikarze Polityki sprawili nam spora niespodzianke: http://archiwum.polityka.pl/art/mitologia-wyzsza,430456.html
Opisany tam stan/kondycja szkolnictwa wyzszego w Polsce , nie sa konsekwencja obecnie rozpoczatej reformy Pani Minister Kudryckiej,a tylko ~ 20-letniego dziedzictwa klajstrowania rzeczywistosci wskaznikami ilosciowymi, ukrywania innych danych i zaniechania koniecznych zmian/korekty systemu?! Paradoksy i odstepstwa od zasad/standardow nie biora sie z powietrza. Ktos to pracowicie stworzyl w Polsce? Co Pan na to? Czyz ten kolejny link (http://www.box.net/shared/static/zgtrxv3iu9.pdf ) nie prowadzi nas do prawdziwego oblicza stanu osiagniec/rozpoznawalnosci na swiecie/nauk technicznych w dzisiejszej Polsce? Przeciez,w oparciu o to, jaka jest reprezentacja srodowiska (tu sklad Komisji IV CK), to mozna tak tez szacowac poziom doktoratow i habilitacji,a takze ambicje oraz poziom integralnosci akademickiej i naukowej w calym srodowisku? krytycyzm? Widzimy tam...same zera?
Dla wszystkich twierdzących, że polska nauka i szkolnictwo wyższe reprezentują bardzo niski poziom i popierających pomysły min. Kudryckiej na westernizację, mam artykuł prof. Walickiego - http://dziennikarze.nowyekran.pl/post/5080,andrzej-walicki-niebezpieczne-nieporozumienia-w-sprawach-nauki
Skala jego doświadczeń ze światową nauką i szkolnictwem wyższym skłania do poważnego potraktowania głoszonych tez. A linkowany artykuł dla np. Pani malgorzaty.academicus i Pana Antonowicza będzie niezłym szokiem. Bowiem podważone są tam podstawy ich poglądów na temat polskiej (jakoby zacofanej) i amerykańskiej (jakoby przodującej) nauki i szkolnictwa wyższego.
@malgorzata.academicus
Odpowiedź na pytanie pierwsze (mimo, że jakoby retoryczne)- szerszą perspektywę należy mieć, ale współcześnie w tym celu nie trzeba jeździć po świecie, wystarczy odrobina sprawności w posługiwaniu się Internetem (i nie chodzi mi o Google).
Odpowiedź na pytanie drugie - o jakie wyniki chodzi, proszę sprecyzować. A jeżeli chodzi o współczesne reformy edukacji w Polsce, to śmiem wątpić czy opierają się na jakichkolwiek badaniach.
Odpowiedź na pytanie trzecie - rozumiem, że czytałam Pani moją książkę, to miło. Chociaż cudzysłów przy określeniu "naukowa" powinien spowodować, że poczuję się nie tyle miło ile kopnięty w pewną część ciała. Ale to chyba jakiś nowy zwyczaj w zakresie dyskusji naukowej, wprowadzany do Polski przez zwolenników westernizacji. Wyjaśniam, że badając losy jednego piłsudczyka, nie ma sensu otwierać otwartych drzwi i badać faktów z dziejów piłsudczyków i Polski już zbadanych. Wśród historyków nie ma takiego zwyczaju.
A teraz ja mam pytanie - jaki ma związek Pani ostatnie pytanie z problemem o którym dyskutujemy w tym wątku?
I drugie - dlaczego Pani wypowiada się anonimowo?
Retoryczne pytanie do Zbigniewa Osińskiego.
Czy mozna profesjonalnie badac historie polskiej oswiaty nie majac szerszej perspektywy/wiedzy jak funkcjonuje/owala oswiata w innych krajach? Czyw wyniki takich prac moga byc w jakikolwiek sposob wykorzystane wposlczesnie w czasie reformy polskiego systemu edukacji?
Drugie retoryczne pytanie:
Czemu sluzy praca "naukowa", ktorej "Autor nie ustalał podstawowych faktów z najnowszej historii Polski, ani z dziejów obozu piisudczykowskiego, bowiem te są już znane."
Autor zapomina o tym, że poszczególne dyscypliny nauki różnią się od siebie w wielu aspektach. Jakie korzyści ze stażu w zagranicznym ośrodku naukowym odniesie n.p. badacz dziejów polskiej oświaty? Przecież w każdym z tych ośrodków nikt nie zna się na problematyce jego badań. Ktoś powie - pozna tamtejsze metody badania dziejów oświaty, pozna historię tamtejszej edukacji. Ale to wszystko jest opisane w licznych publikacjach, które można poznać bez wychodzenia z domu - przecież mamy XXI wiek i Internet. Dostęp do wiedzy przestał być problemem wymagającym podróży do siedziby mistrza. Nawet naukowe dysputy można prowadzić na licznych forach dyskusyjnych przeznaczonych dla naukowców. Zagraniczne staże tak - ale tylko wtedy gdy przyniosą one ewidentną korzyść w postaci możliwość prowadzenia badań w laboratoriach, lub w oparciu o źródła danych, których nie ma w Polsce.
Kolejny błąd autora polega na abstrahowaniu od realiów. Słusznie dostrzegł, że barierą dla masowego przyjazdu obcokrajowców na polskie uczelnie jest problem słabej znajomości angielskiego u wykładowców i administracji. To jest fakt, z którym należy się liczyć i który należy rozwiązać, a nie nawoływać do zawodowego represjonowania "odstających". Autor najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy, że znakomita większość spośród tych osób kończyła szkoły zapewniające nauczanie języków na bardzo kiepskim poziomie. Nie wszyscy mieli rodziców na tyle bogatych, by korzystać z korepetycji. Zresztą, większość pracowników wyższych uczelni obecnie nie zarabia na tyle, by móc intensywnie korzystać z korepetycji kosztujących 50-70 zł. za godzinę. Ale to nic, można ich przecież zwolnić, albo represjami zmusić do odejścia i zrobienia miejsca młodym - angielskojęzycznym. Problem polega na tym, że tych młodych, jednocześnie znających dobrze angielski, potrafiących podjąć pracę naukową i prowadzić zajęcia ze studentami jakoś trudno znaleźć, zwłaszcza oferując polskie wynagrodzenia. Wolą biznes i korporacje, bo tam obok wymagań są także satysfakcjonujące zarobki.
W rozumowaniu autora można dostrzec groźniejsze zjawisko. Dobrze oddaje je cytat:"Słabe umiędzynarodowienie polskich uczelni jest jednym z najbardziej istotnych zapóźnień kulturowych wynikających poniekąd z komunistycznej przeszłości, ale z powodów kulturowych nadal silnie spowalniających rozwój polskiej nauki. " Mamy tutaj wyraźną sugestię, jakoby Polacy byli zapóźnieni kulturowo. Taką jest pogarda dla polskości. Czy autor wierzy, iż obrażając Polaków można zachęcić ich do jakichkolwiek zmian? Groźny jest także, wykazany przez autor, brak umiejętności diagnozowania. To nie nasze zapóźnienie kulturowe spowalnia rozwój nauki i szkolnictwa wyższego, lecz prozaiczna kasa - dla niedowiarków zbiór danych - http://reforma.viviti.com/. Diabeł tkwi niestety w szczegółach.
A co z dostrzeżeniem i formalnym zaakceptowaniem tego ( http://fedcba.ning.com/ ), jakże efektywnego rodzaju mobilności? :-)
Proponuje ten artykuł wszystkim członkom rad naukowych, komitetów i zespołow majacych bezpośredni wpływ na ocenę wewnetrzną i zewnetrzną pracownikow i jednostek. Rzeczywście spójrzmy na "miedzynarodowy" kontekst częśći spośród naszych profesorów. Dlaczego jednak zostali oni pozytywnie zaopiniowani przez CK.