Rozczochrany kometa

Henryk Hollender

Zadanie polegało na wyszukaniu prostych informacji, pozornie fakto-, a tak właściwie – bibliograficzych, niezbędnych, powiedzmy, do jakiejś pracy na poziomie studenckim czy licealnym, a może do zaspokojenia własnej ciekawości. Poddani testowi studenci, zresztą bibliotekoznawstwa podyplomowego, mieli je rozwiązać w ciągu pół godziny, przy komputerze. Podobnie ćwiczyliśmy wcześniej na zajęciach. Założenie: jeśli nie potraktujemy takich sprawności jako absolutnego minimum, to wychowamy bibliotekarzy, którzy pozostaną w tyle za własnymi klientami. I wtedy faktycznie pozostanie im już tylko kontuar, czyli lada, i książki, które przez ten mebel wydaje się czytelnikom.

Znajdź bazę BazTech – prosimy panią Grażynę. Na podstawie jej zawartości podaj dwie nazwy pierwiastków będących tzw. metalami ziem rzadkich. Pani Grażyna, z wykształcenia pedagożka, długo namyśla się nad frazą „na podstawie jej zawartości”. Znajduje nieprzerabianego na ćwiczeniach BazTecha, wpatruje się w tytuły artykułów poświęconych metalom ziem rzadkich, po czym jednak otwiera Wikipedię i po chwili ma dla mnie te pierwiastki.

Pan Michał dostaje zadanie następującej treści: Jakie były zapowiedzi – poza pojawieniem się komety – nieszczęść oczekujących Rzeczpospolitą w 1648 roku? Odpowiedz tekstem z epoki. Miałem szczęście – oświadcza Michał – bo z wykształcenia jestem polonistą. I czyta nam z ekranu Sienkiewicza. Na uwagę, że to nie jest tekst z epoki, niczym niestropiony szybko znajduje Samuela ze Skrzypny Twardowskiego i słynny fragment o „rozczochranym komecie” – zjawisku, które ostatnio przywróciła popkulturze przejmująca piosenka Martyny Jakubowicz. Prosimy jednak o więcej, bo „ten” Twardowski (z ekranu widać, że jeden z wielu dostępnych w sieci), to tylko urywek uczniowskiego wypracowania, opartego na jednej książce. Uczyliśmy się na zajęciach, żeby nie ufać takim źródłom. Pan Michał się poddaje.

I teraz jeszcze pani Agata. Naświetl w sposób maksymalnie zróżnicowany sprawę mordu na niemieckich cywilach w Nieszawie w 1945 r. Agata nie słyszała o wydarzeniu i nie rozumie, dlaczego w ogóle szukać czegoś takiego; jedyny punkt dostępu, jaki przychodzi jej tu do głowy, to nazwa miejscowości. Z niepewną miną proponuje kilka książek z Nieszawą w tytule lub haśle przedmiotowym, nie wyłączając jednej, względnie nowej, o martyrologii nieszawskich nauczycieli w czasie drugiej wojny światowej. Są jeszcze jakieś portale, a w portalach nawiązania do artykułu w „Tygodniku Powszechnym”, który powinna w pierwszej kolejności wskazać w odpowiedzi. Nie wie, co jest czym, na ekranie widzi sieczkę. Utykamy.

Zadanie pani Agaty jest właściwie najtrudniejsze. Skończyła studia jak z Masłowskiej – finanse, administracja i tak dalej, i rozprawianie na temat wojny światowej pierwszej, drugiej czy czternastej to dla niej tureckie kazanie. Wiedza o ważnych kwestiach dyskutowanych publicznie – no nie, także odpada. Ale wraz z tym odpada również świadomość, że ludzie dyskutują ze sobą na łamach czasopism. Agata szuka wiedzy w książkach; jak ma książkę o Nieszawie, to uważa, że tam musi być to, co trzeba. W dodatku kurs bibliografii, jaki już zaliczyła, to była faktografia czcza jak otręby, tyleż historyczna co anachroniczna, i na pewno nie chodziło w nim o to, żeby słuchacze cokolwiek wyszukali, a już zwłaszcza w Internecie. Tymczasem zaś w Internecie dostępne są bibliografie zawartości gazet i czasopism Biblioteki Narodowej, scalone pożytecznym serwisem Fidkar, ale widocznie ćwiczyliśmy je za mało albo nieudolnie, albo pani Agacie nie wydawało się to do czegokolwiek przydatne. A zapewne wszystko naraz.

Z panią Grażyną jest nieco inaczej. Jeśli przeczyta te kilkanaście tytułów w BazTechu, to okaże się, że żaden nie podaje jednoznacznie nazw poszczególnych metali. Ściślej, jeden podaje symbole, które nie muszą nic mówić laikowi, drugi zaś nazwy w języku angielskim, których zapewne Grażyna nie rozpoznała jako odpowiadających metalom ziem rzadkich. A otworzyć któregoś z takich nieprzyjemnych, niezrozumiałych opisów – nie próbowała. Gdyby to uczyniła, to okazałoby się, że każdy artykuł, angielski czy nie, ma abstrakt w języku polskim i tam właśnie znajdują się odpowiednie nazwy: lantan (Ln), itr (Y) i dysproz (Dy).

No i wreszcie Michał. Odpowiedni oryginał łatwo znaleźć w Internecie, ale Michałowi udało się dokonać trudnej sztuki: manipulując wyrażeniami „kometa” i „1648 r.” nie trafił ani na pełnotekstową, poważną edycję Wojny domowej... Twardowskiego, ani na Pamiętniki do panowania Zygmunta III, Władysława IV i Jana Kazimierza Kazimierza Władysława Wójcickiego. Zapewne dlatego, że skrót „r.” nie występował w XVII w., a także dlatego, że na drugiego z tych autorów trafimy tylko wtedy, gdy „kometę” zadamy systemowi w dopełniaczu. Wyników wyszukiwania jest zresztą zawsze co najmniej kilkadziesiąt i ciągle trzeba je filtrować, pamiętając, że chodzi nam tylko o utwory zdigitalizowane od deski do deski, z wiarygodnym zestawem metadanych. Pan Michał nie pamiętał; ukończył już jedne studia, które spływają z człowieka jak woda z kaczki, i teraz przymierza się do ukończenia drugich.