Jak sprostać wyzwaniom?

Andrzej Kolasa

Rozpoczęty rok akademicki 2010/2011 może stać się rokiem wielkich zmian w systemie szkolnictwa wyższego Polsce. Będą one następstwem prowadzonych już i zapowiadanych prac legislacyjnych. Polskie uczelnie staną wobec wielu wyzwań, o których dyskutowano podczas zorganizowanej przez ministra nauki i szkolnictwa wyższego spotkania w warszawskim Och-teatrze 15 października 2010. Proponowane zmiany dotyczą wszystkich polskich uczelni i odnoszą się zarówno do sfery kształcenia, jak i badań naukowych, ścieżek karier pracowników naukowo-dydaktycznych. Inne zmiany – jak zapowiadane odejście od tradycyjnych kierunków kształcenia zawartych na liście Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego, wdrożenie Krajowych Ram Kwalifikacji czy rezygnacja z minimów programowych na rzecz opisu efektów kształcenia – były omawiane przy okazji różnych spotkań i opisywane szeroko również na łamach FA.

Mówiąc jednak o wyzwaniach czekających krajowe uczelnie w tym roku akademickim, ale również i w kolejnych latach, trzeba poświęcić uwagę pewnym zapisom w projektowanych reformach i nowych uregulowaniach prawnych dotyczących tych zmian w systemie szkolnictwa wyższego planowanych do wdrożenia w najbliższym czasie, o których mówiło się mniej albo wcale. Wynika to nie tyle z małego zainteresowania planowanymi zmianami, co z tego, że dotyczą tylko niektórych typów uczelni, w tym np. PWSZ. Do konkretnych reform należy pakiet ustaw o nauce, już przyjęty do realizacji. Do bliskiego skonkretyzowania zmierza projekt nowelizacji ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym . No i w trzeciej kolejności wymienić należy planowaną Narodową Strategię Rozwoju Szkolnictwa Wyższego, która ma wkrótce powstać na bazie dwóch już opracowanych strategii, tzw. środowiskowej i zamówionej przez MNiSW. Dokumenty te były szeroko dyskutowane na zgromadzeniach plenarnych konferencji rektorów różnych typów uczelni, a uzgodnione stanowiska przekazane odpowiednim gremiom i instytucjom. Stosowne stanowiska ich dotyczące w imieniu konferencji rektorów publicznych wyższych szkół zawodowych KRePSZ również zostały przekazane do ministra, Rady Głównej, KRASP itd. Proszę pozwolić mi jednak na kilka słów komentarza do projektu zmian ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym . I chciałbym ograniczyć się tylko do tych, które bezpośrednio dotyczą publicznych uczelni zawodowych.

Problemy kadrowe

Otóż projekt nowych rozwiązań ustawowych przewiduje m.in. ograniczenie biernego i czynnego prawa wyborczego nauczycielom akademickim zatrudnionym w uczelni jako dodatkowym miejscu pracy, wprowadzenie kadencyjności organów kolegialnych: senatu i konwentu oraz ograniczenie wieku kandydatów do organów jednoosobowych i kolegialnych.

Propozycje te są wynikiem wracającej przy każdej okazji tzw. dwuetatowości kadry naukowo-dydaktycznej, sprawy, która nabrzmiała do stanu konfliktu pomiędzy uczelniami akademickimi i zawodowymi. Nie sposób się nie zgodzić, że najlepszym rozwiązaniem dla wszystkich zainteresowanych stron byłaby dobrze wynagradzana praca nauczyciela akademickiego w jednej uczelni, gdzie ma dobre warunki zarówno do pracy dydaktycznej, jak i naukowej. Do tych dwóch obszarów aktywności zawodowej jest zresztą zobowiązany nie tylko zakresem swoich obowiązków służbowych, ale też powinnością wobec społeczeństwa, które ponosi określony wysiłek, kształcąc swoje elity naukowe. I myślę, że właśnie w tych warunkach pracy, głównie naukowej, oraz w zabiegach uczelni wszystkich rodzajów o zwiększanie liczby studentów są ukryte szczegóły, w których tkwi przysłowiowy diabeł.

Utworzenie pierwszych dziewięciu PWSZ dwanaście lat temu (obecnie jest ich 36) miało na celu ułatwienie dostępu do wyższego wykształcenia młodzieży niezamożnej, pochodzącej z małych miast i wsi, oddalonych od ośrodków akademickich kraju. Ten szczególny rodzaj uczelni powstał na mocy ustawy z 1997 roku jako instytucji dydaktycznych nieprowadzących badań naukowych. Intencją ustawodawcy musiało być wtedy założenie, że wymagane spełnienie tzw. minimów kadrowych odbędzie się przy wsparciu i we współpracy z uczelniami akademickimi, do umów z którymi przepisy ustawy zachęcały. Ten sposób myślenia towarzyszył również twórcom obowiązującej do dziś ustawy z 2005 roku, w której pozwolono na wliczenie drugoetatowców z grona doktorów i profesorów do minimów kadrowych uczelni zawodowych, ale utrzymując jednocześnie warunek nieprowadzenia w tych uczelniach badań naukowych nawet na potrzeby rozwoju własnej kadry naukowo-dydaktycznej.

Niezależnie jednak od tego warunku, uczelnie zawodowe zdawały sobie sprawę z konieczności kształcenia własnej kadry – co czyniły i czynią nadal z dobrymi wynikami – nawet kosztem naginania przepisów prawa, wykorzystując do tego celu dotację budżetową, w której takiej pozycji jak koszt kształcenia kadry nie przewidziano. Dotyczy to głównie opłat, jakie uczelnie te wnoszą za przeprowadzenie przewodów doktorskich i habilitacyjnych w uczelniach akademickich mających stosowne uprawnienia. Same koszty prowadzenia badań i przygotowania rozprawy doktorskiej czy habilitacyjnej to już problem zainteresowanych, bo ich uczelnie zawodowe nie mają na to środków w swoich budżetach. Pomimo tych niełatwych przecież uwarunkowań pracownicy dydaktyczni publicznych uczelni zawodowych obronili dotychczas wiele doktoratów, pozyskano grono profesury, głównie z grupy „młodych emerytów”, którzy w uczelniach zawodowych jeszcze dziś mają pełne uprawnienia do wliczenia ich do minimów kadrowych.

Można obecnie stwierdzić, że w PWSZ pracuje już ponad połowa kadry na podstawowych miejscach pracy. Trudno jednak oczekiwać, że w okresie ośmiu czy dziewięciu lat, czyli średniego wieku typowej PWSZ, będzie możliwe dysponowanie pełną, wymaganą stosownymi minimami kadrą, zatrudnioną w uczelni na podstawowych miejscach pracy. Taki wymóg pociągałby za sobą konieczność przejścia profesorów czy doktorów z dotychczasowego miejsca pracy w uczelni akademickiej do uczelni zawodowej, a więc musiałby się wiązać z odcięciem ich od utworzonych, często przez wiele lat, swoich warsztatów naukowych w macierzystych uczelniach wraz z całym zapleczem aparaturowym, kształceniem doktorantów itp. Wliczając w to tylko rektorów i prorektorów istniejących dziś 36 PWSZ takie wyłączenie z aktywności naukowej oraz zawieszenie swoich uprawnień do obecności w gremiach mających prawa do nadawania stopni i tytułów naukowych dotyczyłoby grupy ponad stu profesorów i doktorów habilitowanych, zobowiązując ich tylko do pracy dydaktycznej w uczelni zawodowej. Jeśli dodamy do nich członków organów kolegialnych, od których też wymagane jest podstawowe miejsce pracy, czyni to znaczącą część całości krajowej kadry uczonych, już dziś dzielącej swój czas na pracę naukowo-dydaktyczną w macierzystej uczelni akademickiej i dydaktyczną w uczelni zawodowej.

Czy stać nas na takie wyłączenie sporej grupy samodzielnych pracowników z aktywności naukowej i skierowanie ich tylko do pracy dydaktycznej? Nie chcę namawiać do rezygnacji z dążenia do tej idealnej sytuacji jednoetatowości i rezygnacji uczelni zawodowych z rozwoju własnej kadry, ale aby stan ten osiągnąć, należy stworzyć niezbędne ku temu warunki, czyli przewidzieć na ten proces odpowiedni czas i odpowiednie środki.

Rodzi się zatem kolejne pytanie: czy naprawdę taka jest intencja ustawodawcy, aby albo wyłączyć tę grupę nauczycieli akademickich z aktywnej pracy naukowej i skierować ich tylko do pracy dydaktycznej, albo pozbawić uczelnie zawodowe wymaganych minimów kadrowych, czyli – mówiąc wprost – doprowadzić do ich likwidacji? Od rozwiązania tego dylematu będzie zależeć kształt systemu szkolnictwa wyższego w Polsce.

Instytucje masowego kształcenia

Utworzenie pierwszych PWSZ, oprócz wcześniej wymienionych uwarunkowań, wynikało też z niskiego wówczas stopnia skolaryzacji i niedostatecznej dostępności wyższej edukacji dla młodzieży pochodzącej z ubogich rodzin i zamieszkałej z dala od ośrodków akademickich. W tym samym czasie dokonywał się gwałtowny rozwój uczelni niepublicznych, których wówczas było ok. 150, a obecnie jest ich ponad 300. Inicjatywy tworzenia uczelni wszystkich rodzajów były chętnie wspierane przez lokalne władze samorządowe, upatrujące w posiadaniu „swojej” uczelni ważnego składnika procesu miasto– i kulturotwórczego. Znaczenie miał też wzrost prestiżu i statusu miasta.

Szybko rosnąca liczba uczelni i postępujący proces upowszechnienia studiów I stopnia, głównie licencjackich, oraz pojawienie się równie szybko narastającego z roku na rok niżu demograficznego zaostrzyły konflikt między uczelniami wszystkich rodzajów, tym bardziej że liczba studentów była istotnym czynnikiem wysokości otrzymywanego budżetu przez uczelnie publiczne i dochodu uczelni niepublicznych. Spowodowało to przekształcenie się dotychczas elitarnych uczelni akademickich w instytucje masowego kształcenia oraz rozbudowanie w nich niestacjonarnych form studiów czy mnożenie tzw. dydaktycznych ośrodków zamiejscowych. Uczelnie akademickie zatracały swoje funkcje wytwarzania, przekazu i stosowania wiedzy na rzecz masowego kształcenia studentów. Zwiększony wysiłek dydaktyczny uczelni akademickich przyjmujących coraz większe rzesze studentów pociągnął za sobą, niestety, spadek ich aktywności naukowej i jakości badań. Konsekwencją były i nadal są niskie notowania polskich uczelni w światowych rankingach, gdzie oceniany i wysoko punktowany jest przede wszystkim dorobek naukowy, a nie liczba studentów.

Dlatego też uważam, że główny ciężar kształcenia na pierwszym stopniu powinien być ponoszony przez uczelnie zawodowe, natomiast na wyższych stopniach przez uczelnie akademickie, które też powinny stać się najważniejszymi ośrodkami badań naukowych i kształcenia kadr na najwyższym poziomie. Otworzyłoby to większe pole do współpracy pomiędzy uczelniami, korzystnie wpłynęłoby na mobilność kadr i znacznie powinno poprawić notowania naszych czołowych uczelni w światowych rankingach. To ważne wyzwanie stojące przed polskimi uczelniami. Myślę, że ma ono pewne szanse realizacji dzięki zapowiadanym regulacjom, zapewniającym lepsze finansowanie najmocniejszych uczelni i to lepsze finansowania działalności naukowej.

Wzmocnić zawodowe

Kolejnym problemem, związanym po części z tym ostatnim, jest racjonalizacja kierunków studiów i konieczność limitowania naborów na te kierunki studiów, których absolwenci mają ogromne problemy ze znalezieniem pracy. Nie powinno być tak, że państwo, które finansuje studia, nie ma wpływu na zaspokajanie zapotrzebowania gospodarki narodowej i instytucji kultury na kadry o określonym wykształceniu. Nie jest to popularne w środowisku uczelnianym wyzwanie, z którym powinniśmy się zmierzyć, ale racje państwa, od którego oczekujemy harmonijnego rozwoju we wszystkich dziedzinach nauki, gospodarki, kultury i sztuki, powinny być respektowane. I nie mam tu na myśli ogłaszania konkursów, wzorem przetargów ograniczonych lub nie, w których prawie zawsze wygrywa ten, który wygrać ma, chociaż pozornie wszystkie procedury konkursowe zostają zachowane.

Innym problemem, też ściśle związanym z wcześniej poruszonymi, jest konieczność wzmocnienia i dalszego rozwoju kształcenia na poziomie zawodowym. Zwraca na to uwagę opublikowany w Brukseli w sierpniu tego roku komunikat Komisji do Parlamentu Europejskiego, Rady Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego i Komitetu Regionów Nowy bodziec do europejskiej współpracy w dziedzinie kształcenia i szkolenia zawodowego służący wspieraniu strategii Europa 2020 , dokument, który stać się ma przyczynkiem do przeglądu współpracy europejskiej w tej dziedzinie, zaplanowanego na grudzień br. w trakcie prezydencji belgijskiej. Jest on wynikiem art. 166 traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej: „Unia urzeczywistnia politykę kształcenia zawodowego, która wspiera i uzupełnia działanie państw członkowskich”. Realizacji tego zapisu służyć ma tzw. deklaracja kopenhaska z roku 2002, która zapoczątkowała proces kopenhaski wzmacniający europejską współpracę w dziedzinie kształcenia i szkolenia zawodowego. Według prognoz dotyczących przyszłych potrzeb w zakresie kwalifikacji pracowników do 2020 roku, przeprowadzonych przez instytucje unijne w lutym 2010 roku, w UE powstanie 15,6 mln nowych miejsc pracy dla osób z wyższym wykształceniem zawodowym i 3,7 mln dla absolwentów zawodowych szkół średnich. W tym czasie liczba miejsc pracy dla osób niewykwalifikowanych zmniejszy się o 12 mln. Te dane stanowią konkretne wyzwanie dla polskich uczelni, głównie zawodowych, które powinny włączyć się w proces kształcenia kadr również na potrzeby europejskiego rynku pracy. Wymaga to przeglądu treści i programów kształcenia, organizacji procesu dydaktycznego, większej mobilności studentów i kadry w krajach UE, lepszego wykorzystania programów unijnych dotyczących kształcenia i szkolenia zawodowego. Na problem zbyt małego „uzawodowienia” studiów zwraca też uwagę raport ekspertów OECD o systemie szkolnictwa wyższego w Polsce (OECD Reviews of Tertiary Education Poland, 2007 ).

Poruszone tu problemy, dotyczące głównie PWSZ, wymagają pilnego rozwiązania i korekt w projekcie nowelizacji ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym . Bez takich korekt nie tylko rozwój, ale dalsze funkcjonowanie publicznych uczelni zawodowych będzie bardzo trudne lub wręcz niemożliwe.

Inne problemy i wyzwania stojące przed publicznymi uczelniami zawodowymi są podobne do tych, jakim sprostać powinny też pozostałe kategorie uczelni, a wynikające ze zmieniających się warunków funkcjonowania systemu szkolnictwa wyższego i zmieniającej się rzeczywistości. Ograniczę się do ich wyliczenia, gdyż nie wymagają one szczególnego komentarza. Należą do nich odpowiedzi na następujące pytania:

Jak zachować lub podwyższać poziom kształcenia wobec powszechnego dostępu do edukacji? Jak optymalnie wykorzystać szeroki dostęp do wiedzy? Jak pogodzić dwie sprzeczności: wysokie wymagania stawiane absolwentom i zróżnicowaną zdolność młodzieży do studiowania? Jak zdefiniować odpowiedzialność uczelni za jakość i kwalifikacje absolwentów? Jak przygotować absolwentów do wyzwań współczesności, takich jak: ochrona środowiska naturalnego, wyczerpujące się źródła energii, konieczność ograniczenia odpadów, konieczności innowacyjności gospodarki, ogromny postęp w rozwoju techniki i technologii, czy szans i zagrożeń wynikających z globalizacji gospodarki? I w końcu, czy możliwe jest prowadzenie dydaktyki na najwyższym poziomie w uczelniach zawodowych bez prowadzenia badań naukowych stosowanych i potrzeb rozwoju kadry naukowo-dydaktycznej?

Jeżeli uda nam się znaleźć dobre odpowiedzi na te kwestie i wdrożyć je do praktyki, sądzę, że sprostamy wyzwaniom oczekującym system szkolnictwa wyższego w Polsce nie tylko w bieżącym roku, ale i w kolejnych latach akademickich.

 

Dr hab. inż. Andrzej Kolasa, prof. PW, specjalista w dziedzinie budowy i eksploatacji maszyn oraz mechaniki, rektor PWSZ w Ciechanowie, członek Prezydium KRASP.