W lodówce
Nie chodzi jednak o to, ile studenci jedzą, ale co i jak jedzą oraz co wiedzą na temat odżywiania się. Nie mówimy tu już o „zdrowym żywieniu” w znaczeniu żywności ekologicznej, ale o takim żywieniu się, które nie prowadzi do rujnowania sobie zdrowia. Badań na temat nawyków żywieniowych polskich studentów przeprowadzono na tyle dużo, że dają w miarę pełny obraz zjawiska.
Wiedza i praktyka
W numerze 7-8/2008 miesięcznika „Dlaczego” opublikowano badania dr. Wincentego Śliwy ze Studium Wychowania Fizycznego i Sportu Politechniki Wrocławskiej. Z badań wynika, że ponad 20 procent studentów cierpi na nadwagę, a 13 proc. studentek na niedowagę grożącą anoreksją. Według jego obserwacji, w ciągu ostatnich 20 lat liczba otyłych studentów wzrosła o ponad połowę. Z kolei członkowie koła naukowego, działającego przy Zakładzie Dietetyki Klinicznej przy Uniwersytetu Medycznego w Lublinie, przeprowadzili w styczniu 2009 badania nad nawykami żywieniowymi studentów tej uczelni. Żywią się oni głównie suchym prowiantem: chrupkami, fast foodami, chińskimi zupkami i słodyczami. Popijają to gazowanymi i słodzonymi napojami. 26 proc. studentów w ogóle nie jada śniadań. Pozostali ankietowani zaś przyznali, że jedzą je zaledwie kilka razy w tygodniu. Średnia liczba posiłków w studenckim menu waha się od jednego do dwóch. Skutkuje to wzrastającą liczbą schorzeń – anemiami, zaburzeniami trawienia, osłabieniem, a także zwiększoną kruchością kości i zwyrodnieniami stawów.
Praca A. Drohomireckiej i K. Wilka z Instytutu Kultury Fizycznej Uniwersytetu Szczecińskiego Nadwaga i otyłość u studentów Pomorskiej Akademii Medycznej („Annales Universitatis Mariae Curie-Skłodowska”, vol. LIX, 2004) zawiera następujące dane: 2,9 proc. studentów tej uczelni ma niedowagę, 23,6 proc. nadwagę, 17,6 proc. jest otyłych. Spośród kobiet 14,7 proc. ma niedowagę. Jednak tylko 29 proc. mężczyzn i aż 21 proc. kobiet uważa, że ma nadwagę. Badanie ujawniło również błędne stereotypy na temat zjawiska otyłości wśród studentów: uważają oni, że wynika ona przede wszystkim z braku ruchu (w rzeczywistości raczej z nieprawidłowego żywienia) i że jest problemem kobiet i osób z dużych miast (jest odwrotnie).
W badaniach przeprowadzonych na studentach Akademii Medycznej we Wrocławiu w 2007 przez M. Porębę (publikacja w „Medycynie Praktycznej” w 2008 roku) uzyskano następujące wyniki: 63,6 proc. badanych nie umiało prawidłowo obliczyć wskaźnika BMI.
B. Malara, K. Góra-Kupilas i J. Jośko przeprowadziły w 2005 roku badania nad nadwagą i otyłością wśród studentów Politechniki Śląskiej. U 22,6 proc. badanych stwierdzono nadwagę, przy czym 50 proc. osób z tej grupy uważało swoją wagę za nieodbiegającą od normy. 73,8 proc. badanych uznało swój stan odżywienia za prawidłowy, podczas gdy u 4 proc. osób z tej grupy stwierdzono niedowagę, a u 14,4 proc. nadwagę. 15 proc. badanych deklarowało, że ma nadwagę (rzeczywiście miało ją 59 proc. osób z tej grupy). Mimo, iż 92 proc. ankietowanych zdawało sobie sprawę ze znaczenia regularnego spożywania posiłków, tylko 45,6 proc. rzeczywiście tak robiło. 40 proc. badanych nie je śniadania, 14 proc. zaś posila się bezpośrednio przed zaśnięciem. 76,3 proc. przyznało się do niezdrowego nawyku jadania między posiłkami. 90 proc. wiedziało, że posiłki typu fast-food są niezdrowe, ale 46,5 proc. spożywało je regularnie. 30 proc. ankietowanych zadeklarowało, że spożywa warzywa i owoce najwyżej kilka razy w tygodniu. 50 proc. ankietowanych co najmniej raz w tygodniu je słodycze, tylko 22 proc. zdawało sobie sprawę, że to za często. Autorki badań stwierdziły, że sposób odżywiania się większości badanych nie jest prawidłowy – może prowadzić do nadwagi lub otyłości. 20 proc. uczestników badania ma nadwagę, z czego połowa nie umie tego dostrzec ani ocenić swojego sposobu odżywiania. Również w grupie osób, które uważają, że odżywiają się prawidłowo, są osoby z nadwagą, niedowagą lub otyłe. Zdaniem badaczek poziom wiedzy studentów na temat prawidłowego odżywiania się jest dobry, ale poziom przełożenia tej wiedzy na praktykę żywieniową – bardzo niski. Wynika to zapewne z nieświadomości zagrożeń wynikających z nieprawidłowego odżywiania się.
W biegu
Najważniejsze złe nawyki żywieniowe polskich studentów to zatem: częste stołowanie się w fast foodach, niejedzenie śniadań, dojadanie między posiłkami, spożywanie zbyt dużej ilości słodyczy, zbyt mała ilość warzyw, owoców i produktów zbożowych w diecie oraz nieregularna liczba i pory posiłków. Ponadto wielu żaków-mężczyzn ma zbyt mało krytyczny stosunek do swojej wagi, a studentki – zbyt krytyczny. To nie mit – otyli studenci naprawdę istnieją, i co gorsza wielu z nich (zwłaszcza mężczyzn) w ogóle nie jest tego świadomych. Nawet jeśli coś podejrzewają, nie są w stanie tych podejrzeń potwierdzić, bo nie umieją obliczać wskaźnika BMI.
Styl odżywiania się polskich studentów jest pochodną stylu życia panującego nie tylko w tej grupie społecznej, ale wśród większości ludzi w tym wieku, nie tylko w Polsce. Jest to życie w ciągłym biegu, w pośpiechu – i nie wynika to często z chęci, ale jest wymuszone przez okoliczności życiowe (np. łączenie studiów z pracą, dokształcanie się już na studiach itd.). Wszystkie czynności, których czas można skrócić, skraca się, aby było choć kilka minut więcej na naukę, na dojazd. Jedzenie pada tego ofiarą jako pierwsze. Je się to, co można przygotować szybko albo kupić w bufecie. Spożywa się to idąc gdzieś, a w najlepszym razie w pośpiechu, aby jak najszybciej oddać się innemu zajęciu. Wiele osób całkowicie rezygnuje z normalnych posiłków, dojadając kanapkami, a przede wszystkim słodyczami i chrupkami, kiedy poczują się głodne.
Rzuca się w oczy brak świadomości związku między własnym sposobem odżywiania się a stanem zdrowia. Do pewnego momentu sam uważałem, że muszę się po prostu najeść, nasycić, żeby nie czuć głodu, a wartość odżywcza spożytego posiłku przecież zawsze jakaś jest, organizm sobie poradzi. Ponieważ byłem i jestem daleki od osiągnięcia kształtu doskonałego (tj. kuli), uważałem, że wszystko jest w porządku. Tymczasem otyłość to tylko jedna z konsekwencji złego odżywiania się – można być cały czas szczupłym, ale organizm w sytuacji ciągłego niedoboru wielu składników odżywczych funkcjonuje coraz gorzej.
Porady i zalecenia lekarzy i dietetyków, słyszane podczas różnego rodzaju akcji promujących zdrowe żywienie, studenci zbywają często machnięciem ręki. Niestety – nie bez powodu. Można odnieść wrażenie, że zalecenia te formułują ludzie, którzy zawsze żyli w rytmie praca – dom, wracali z pracy najpóźniej o 1600, gotowali obiad i spożywali go zawsze o tej samej porze. Przy zajęciach odbywających się o różnych porach dnia i trwających nierzadko wiele godzin bez przerwy (laboratoria, praktyki), naprawdę regularne odżywianie się jest po prostu niemożliwe, a niestety to zalecenie jest podczas takich kampanii najczęstsze. Akcje tego rodzaju trzeba po prostu dostosowywać do możliwości ich odbiorców.
Zmiana nawyków
Należy zatem podkreślać przede wszystkim szkodliwość jedzenia typu fast food, ponieważ zmiana tego nawyku jest stosunkowo najprostsza. W większości uczelni istnieje kilka bufetów, oferujących również tradycyjne posiłki, które (w przeliczeniu) nie są wcale droższe niż hamburgery czy hot dogi, a nierzadko bardziej sycące. Z punktu widzenia zdrowego żywienia się studentów likwidacja mnóstwa uczelnianych stołówek była fatalnym posunięciem. Wiele serwowanych tam posiłków, choć też niebędących wzorem dobrej diety, z pewnością miało więcej wartości odżywczych niż hot dog z budki pod uczelnią.
Warto również wskazywać na szkodliwość niejedzenia śniadań. Świadomość złych skutków tego nawyku jest wśród studentów szczególnie niska, a jego wykorzenienie – łatwe, gdyż u większości żaków niespożywanie śniadań wynika po prostu z lenistwa. Jakimś cudem całe mnóstwo znanych mi osób wychodzących do pracy lub na zajęcia o szóstej rano przekąsza coś przed wyjściem, więc da się i warto przekonywać do tego studentów (w trosce o ich zdrowie).
Wzbogacenie diety i zminimalizowanie dojadania między posiłkami wymaga już większego wysiłku. Zawartość studenckiego garnka jest często wypadkową tego, na co studenta stać i co jest w stanie samodzielnie szybko ugotować. Zabiegany żak nie będzie miał czasu na studiowanie książek kucharskich czy zaleceń dietetycznych w poszukiwaniu potraw zawierających określone składniki (warzywa, owoce, kasze). Zobaczy plakat akcji uświadamiającej, pokiwa głową: „tak, trzeba jeść warzywa”, po czym zje kolejnego batonika. Akcje promujące zdrowe żywienie wśród studentów powinny zatem – na ulotkach, w broszurach lub na stronach WWW – proponować przepisy na konkretne potrawy, tanie i stosunkowo proste w przygotowaniu, a zdrowe. Nie bez powodu w sieci funkcjonuje już kilka witryn, na których jedni studenci dzielą się z innymi przepisami na dania dające się łatwo przygotować w akademikowej kuchni. Kolejna taka strona – mająca dodatkowo na celu propagowanie zdrowego żywienia – odpowiednio rozreklamowana, może również zdobyć popularność.
I znów prośba do władz uczelni o popieranie takich akcji. To ma znaczenie. Jeżeli celem uczelni jest przygotowywanie wykształconych kadr dla polskiej gospodarki (a przez to – nie bójmy się tych słów – służba Polsce), warto zadbać o to, by kadry te były nie tylko dobrze wykształcone, ale również zdrowe. Żeby kadry te połowy czasu przeznaczonego na pracę nie spędzały w dorosłym życiu na leczeniu chorób wynikających z niewłaściwego odżywiania się w młodości.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.