Tożsamość dwoista
Przez ostatnie lata zajmowałem się przedmiotem określonym w programie mianem kultury pogranicza. Czym jest pogranicze, to kwestia wbrew pozorom skomplikowana, choćby ze względu na fakt, iż dotyczy wielu sfer jednocześnie: państwowej, narodowej, a nawet religijnej. Tym, co zwraca uwagę – przynajmniej w tej perspektywie, która mnie interesuje – jest asymetryczny na ogół charakter pogranicza: czym innym jest pogranicze polsko-niemieckie, czym innym zaś niemiecko-polskie. Wystarczy porównanie szkolnych podręczników historii.
Samo pojęcie tożsamości wydaje się nie do końca jednoznaczne i historycznie zmienne. Dziś najczęściej wiąże się je, przynajmniej w Europie, z przynależnością etniczną czy narodową, co jest efektem wykształcenia się w wieku XVIII i późniejszego umocnienia kategorii państwa narodowego – w tej perspektywie pogranicze jest obszarem na styku granic owych państw. Nie zawsze jednak tak być musi, a w przeszłości zapewne było zupełnie inaczej.
Dziś, w dobie nowej wędrówki ludów, którą uważam za jedno ze zjawisk, jakie określą naszą najbliższą przyszłość, coraz sensowniej można mówić o kształtowaniu się – by przywołać pojęcie historycznej prozy Teodora Parnickiego – „republik mieszańców”. Świadectwa tego nietrudno odnaleźć w literaturze. Gdy czytam wiersz urodzonej w Turcji niemieckojęzycznej poetki Zehry Çirak, w którym jest mowa o „słodkim czasie oczekiwania między ramadanem a świętami Bożego Narodzenia”, muszę postawić pytanie o tożsamość kogoś, kto te słowa wypowiada. Gdy zaś obserwuję życie społeczne współczesnych Niemiec, nie mogę nie zauważyć, że w ich obszarze mamy do czynienia z rozproszonym pograniczem niemiecko-tureckim (lub turecko-niemieckim), co jest efektem napływu ściąganych do dawnej RFN gastarbeiterów. Gdy zaś docierają do mnie informacje o tym, że Szwajcarzy zadecydowali w referendum o swej niezgodzie na budowanie w ich kraju meczetów, zdaję sobie sprawę, że w tym kraju – ale także w innych – powstaje coraz bardziej widoczne pogranicze chrześcijańsko-islamskie.
Dla Polaków nie jest to doświadczenie nowe. Z podobnie rozproszonymi pograniczami mieliśmy w swych dziejach – mamy też współcześnie – do czynienia. Jednym z najbardziej znanych jest pogranicze polsko-żydowskie (żydowsko-polskie). O jego charakterze i wpływie na postawy poszczególnych osób może świadczyć choćby artykuł ogłoszony w czasie wojny przez młodziutkiego Tadeusza Gajcego, który pisał o tym, że większość poezji okresu międzywojennego jest „obca tej ziemi”. Nie padają żadne nazwiska, ale przecież o ilustrację nietrudno: Leśmian, Wat, Tuwim, Słonimski. Nie ulega wątpliwości, że pisarze o żydowskich korzeniach wpływali, często niezwykle silnie, na kształtowanie polskiej literatury; wystarczy przywołać choćby Brunona Schulza. Co interesujące, rzecz ma swe przedłużenie w Izraelu, gdzie istnieje Związek Pisarzy Izraelskich Piszących po Polsku i wydający świetny rocznik „Kontury”. Z drugiej strony nie sposób nie zauważyć wpływu polskiej literatury, szczególnie romantycznej, na żydowską poezję grupy Jung Wilne, działającej w czasie, gdy w Wilnie funkcjonowała polska grupa Żagary.
Kwestia podwójnej tożsamości stała się treścią pięknego szkicu Jana Józefa Lipskiego Dwie ojczyzny, dwa patriotyzmy , napisanego po wydarzeniach roku 1968. Przed kilku laty wyszedł tom esejów Henryka Grynberga Monolog polsko-żydowski – monolog, nie dialog. Dziś jestem w trakcie lektury znakomitego zbioru Piotra Matywieckiego Dwa oddechy. Szkice o tożsamości żydowskiej i chrześcijańskiej (Biblioteka „Więzi”, Warszawa 2010). Czytam w otwierającym tom szkicu Kim jestem? : „Jestem Żydem. Jestem Polakiem. Jestem żydem, jestem chrześcijaninem. Częściowo te moje przynależności pokrywają się co do rodzaju treści – inna rzecz, czy konfliktowo, czy harmonijnie – a w jakiejś części „obsługują” we mnie osobne dziedziny życia duchowego. Sprawa komplikuje się dodatkowo, kiedy muszę wyznać sobie i bliźnim, że Żydem jestem dziwacznym, Polakiem szczególnym, że mój dostęp do judaizmu nie jest oczywisty, że moje chrześcijaństwo ma cechy osobne”.
Matywiecki jest wybitnym poetą i eseistą. Jego doświadczenie – podobnie jak u Michała Głowińskiego – współżycia/konfliktu odmiennych czy tylko różnych źródeł osobistego odczuwania tożsamości, to wyzwanie dla badaczy problemu, który w praktyce udało się rozwiązać Krzysztofowi Czyżewskiemu – kierowana przez niego Fundacja Pogranicze w Sejnach co dwa lata przyznaje honorowy tytuł „Człowieka pogranicza”. Definicja tego pojęcia wciąż jest sprawą otwartą.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.