Kariera naukowa w niepopularnej dziedzinie

Leszek Berger

Powszechnie wiadomo, że życie młodszych pracowników nauki nie jest usłane różami. Zdobywanie stopni i tytułów naukowych nie zawsze jest łatwe. Dużo zależy od układów w danym Instytucie, przy czym wyniki badań są niekiedy niedoceniane lub zawłaszczane przez kierowników. Na ogół sądzi się, że młodszym pracownikom nauki łatwiej się pracuje w różnego typu Instytutach, zwłaszcza w Instytutach Polskiej Akademii Nauk, niż w uczelniach, gdzie oprócz własnych badań asystenci prowadzą zajęcia ze studentami.

Można powiedzieć, że miałem szczęście rozpoczynając w 1950 r., jako student, pracę na etacie asystenta w Muzeum Przyrodniczym w Poznaniu. Kierownikiem był prof. Aleksander Wróblewski, który w muzeum organizował placówkę naukowo-badawczą. Był hydrobiologiem, wybitnym specjalistą od pluskwiaków wodnych i dlatego starał się stworzyć w Poznaniu silną placówkę hydrobiologiczną, która wkrótce została włączona do Instytutu Zoologii i otrzymała nazwę Instytut Zoologii PAN Oddział w Poznaniu. W Muzeum było 10 etatów naukowych, na które prof. Wróblewski przyjmował najlepszych studentów kończących studia biologiczne w uniwersytecie poznańskim. Każdy asystent miał obowiązek stać się specjalistą od wyznaczonej grupy zwierząt wodnych. Uwieńczeniem tego zespołu był opasły tom (367 stron) Bottom Fauna of the Heated Konin Lakes (Monografie fauny Polski , tom 7, PWN Kraków, 1977).

W 1975 r., z połączenia Oddziału Instytutu Zoologii w Poznaniu i Zakładu Agroekologii w Turwi, powstał Zakład Biologii Rolnej Instytutu Ekologii PAN w Poznaniu. Kierownikiem został doc. Lech Ryszkowski. Od tego czasu nastąpił powolny rozpad zakładu. Główną przyczyną takiej sytuacji były napięcia pomiędzy kierownikiem i pracownikami, które opisał w swojej książce prof. Józef Banaszak. Pierwszym, który nie wytrzymał takiej atmosfery, był wybitny zoolog doc. Tadeusz Sowula. Wkrótce za nim odeszli dr Eugeniusz Biesiadka i dr Jerzy Kolasa, a następnie dr Krzysztof Kasprzak, dr Beata Ryl i doc. Józef Banaszak oraz asystenci T. Cierzniak, S. Kaczmarek i H. Ratyńska. Prawie wszystkie wymienione osoby są dzisiaj profesorami wyższych uczelni. Pozostały niedobitki i z tego powodu zakład nie mógł zostać instytutem. Nastąpiło to dopiero po zmianie kierownika i napływie „obcych”, samodzielnych pracowników nauki. Od 2009 r. zakład ma nazwę – Instytut Środowiska Rolniczego i Leśnego Polskiej Akademii Nauk w Poznaniu.

W tym Instytucie przeżyłem wiele smutnych i radosnych chwil, jednak pomimo różnych propozycji zmiany miejsca pracy, pozostałem, ponieważ tutaj zorganizowałem prymitywny, jednak własny, niepowtarzalny w skali europejskiej warsztat pracy badawczej (hodowlę żab do badań nad ich systematyką), którego nie mogły mi zapewnić uczelnie. Przy warsztacie tym przepracowałem całe życie naukowe, a z instytutem, mimo przejścia na emeryturę w 1995 roku, nadal jestem związany i naukowo, i emocjonalnie. Tak więc poznałem życie młodszych pracowników nauki od podszewki i dlatego, głównie na podstawie własnych doświadczeń, chciałbym zwrócić uwagę na niektóre problemy przyszłym adeptom nauki, aby mogli się zastanowić, co ich może, ale nie musi spotkać.

Zdziwienie herpetologów

Z wykształcenia jestem malakologiem, a herpetologiem stałem się przez przypadek. Pracę magisterską (Mięczaki Pojezierza Mazurskiego ) pod kierunkiem prof. Jarosława Urbańskiego napisałem w 1951 r., a rozprawę doktorską (Mięczaki pogranicza Wielkopolski, Śląska i Jury Krakowsko-Wieluńskiej ) obroniłem w 1961 r. Po przyjściu do muzeum prof. Wróblewski dał mi temat, który miałem skończyć w okresie dwóch lat: Płazy i gady Wielkopolskiego Parku Narodowego . Obok tych badań zbierałem równocześnie materiały do wspomnianej rozprawy doktorskiej. W tym czasie nawiązałem współpracę z Alojzym Kowalkowskim, gleboznawcą z Akademii Rolniczej w Poznaniu. Obaj pełni entuzjazmu, po doktoratach na podstawie analizy mięczaków i właściwości gleby, przygotowaliśmy do druku kilka prac na temat pochodzenia i wartości gleb aluwialnych do potrzeb rolnictwa. Badaniami tymi planowaliśmy objąć całą Polskę. Niestety, prof. Urbański, z trudnych do opisania pobudek, o których tu nie mogę pisać, zabronił mi publikować prace o mięczakach, a to oznaczało koniec naszych zaawansowanych badań. Kowalkowski odszedł do Instytutu Leśnictwa, a ja rozpocząłem badania żab zielonych, o których wiedziałem bardzo mało.

Badania żab były dla mnie wyzwaniem, ponieważ są i były poszukiwanym towarem na rynku (Polska eksportowała wtedy do Francji dziesiątki ton rocznie, o ich hodowli i ochronie napisałem ostatnio książkę). Karol Linneusz nadał im w 1758 r. nazwę żaba wodna – Rana esculenta , która przetrwała ponad dwieście lat. Prowadząc badania w Wielkopolsce stwierdziłem, że nasze żaby zielone tworzą trzy odrębne formy morfologiczne: żaba śmieszka (Rana ridibunda) , żaba wodna (R. esculenta) i żaba jeziorkowa (R. lessonae), które w roku 1963 podniosłem do rangi gatunków, co wywołało wśród herpetologów zdziwienie. Prowadząc obserwacje w mojej hodowli stwierdziłem, że żaby te charakteryzują się różnymi, nieznanymi dotąd właściwościami biologicznymi. Na podstawie tych badań zacząłem pisać pracę, która miała być moją rozprawą habilitacyjną. Kulisy tych badań i kulisy rozprawy habilitacyjnej dla początkującego adepta nauki, który zaczął pracę w zupełnie nowej dziedzinie, były szokujące.

U żab zielonych najbardziej niezrozumiałym zjawiskiem było dziedziczenie cech u potomstwa, które w latach 1963-1965 otrzymałem ze skrzyżowania 185 par żab w dziewięciu odwrotnych krzyżówkach. Okazało się, że tylko potomstwo żaby jeziorkowej i żaby śmieszki dziedziczyło cechy rodziców, natomiast potomstwo pozostałych siedmiu krzyżówek miało fenotypy nieoczekiwane, należało albo do żaby wodnej, albo do żaby śmieszki. Najbardziej zaskakujące było jednak to, że potomstwo 35 krzyżówek żaby wodnej było nieżywotne (letalne), a jeśli kijanki osiągnęły przeobrażenie, należały do żaby śmieszki, a nie do żaby wodnej. Dane te sugerowały, że żaba wodna jest jakimś dziwnym mieszańcem. Prof. J. Nast, ówczesny dyrektor Instytutu Zoologii, zabronił mi jednak tak pisać, ponieważ uważał, że najpospolitsza żaba europejska, którą była żaba wodna, nie może być mieszańcem. W 1964 r. byłem w Petersburgu i problem żab zielonych omawiałem z prof. P. Terentievem, który prowadził badania nad nimi ponad 40 lat. Prof. Terentiev nie traktował poważnie moich wyników, jednak pod koniec mojego pobytu powiedział: „Być może to jest prawda, ale trudno w to uwierzyć”. Podobne problemy miałem z innymi zoologami Europy.

Wyniki moich badań wywołały ferment wśród europejskich herpetologów. Prof. Hans Kauri z Uniwersytetu w Uppsali przysłał swoje prace i książki, w których dowodził, że wszystkie żaby zielone Europy tworzą jeden gatunek. Dyrektor Instytutu Zoologii w Zurychu powiedział do swoich asystentów: „Być może Berger ma rację, ponieważ w Polsce wszystkie trzy żaby występują sympatrycznie i żaba wodna może być mieszańcem, ale u nas występuje tylko żaba wodna i żaba jeziorkowa, więc w jaki sposób żaba wodna może być mieszańcem?”. Jesienią 1971 r. ukazała się praca trzech asystentów Uniwersytetu w Zurychu, którzy potwierdzili fakt, że żaba wodna jest mieszańcem (jej potomstwo było letalne, a osobniki żaby wodnej powstawały na drodze krzyżówek z żabą jeziorową). Jesienią 1971 r. przyjechał do mnie na konsultacje Heinz Tunner z Uniwersytetu w Wiedniu, ponieważ pisał rozprawę doktorską o żabach zielonych. Tunner na drodze elektroforezy białek moich żab potwierdził, że żaba wodna jest mieszańcem. Na podobną konsultację przyjechał do Poznania Hansjurg Hotz z Zurychu. Od tego czasu byłem zapraszany przez różne uczelnie w Europie i USA z wykładami na temat żab zielonych.

Zawał serca

Natomiast w rodzinnym kraju miałem same kłopoty. W 1969 r. napisałem pracę Systematyka żab zielonych , którą chciałem obronić jako rozprawę habilitacyjną. Ponieważ nie byłem genetykiem, próbowałem znaleźć w Polsce osobę, która pomogłaby mi wyjaśnić dziwne wyniki moich krzyżówek. Niestety, nie udało się. W 1965 r. przedstawiłem wyniki moich badań prof. Henrykowi Szarskiemu, rektorowi uniwersytetu w Toruniu, który pracował nad ewolucją kręgowców i prowadził badania nad oddychaniem płazów, również żab zielonych. Prof. Szarski był wtedy przekonany, że żaby zielone tworzą jeden gatunek i już na pierwszym spotkaniu powiedział mi otwarcie: „Na temat żab zielonych napisano setki publikacji i nie sądzę, aby można napisać na ich temat coś nowego. O ile mi wiadomo, nikt w Polsce nie krzyżował dotąd żab i nikt nie zna problemu, o którym pan pisze i dlatego muszę pana ostrzec, że będą trudności z habilitacją”.

Najpierw chciałem obronić rozprawę habilitacyjną w uniwersytecie w Poznaniu, a następnie, za radą prof. Szarskiego, w Uniwersytecie Jagiellońskim. Obydwie uczelnie odrzuciły moją habilitację, ponieważ wyniki badań nie były zgodne z ówczesną wiedzą. Prof. Halina Krzanowska, kierownik Katedry Genetyki UJ, powiedziała mi wprost, że „praca jest interesująca, jednak trudno uwierzyć, aby ze skrzyżowania osobników mieszańca można otrzymać osobniki gatunku macierzystego, co jest niezgodne z prawami dziedziczności, dotąd nikt takich wyników nie otrzymał. Jeśli pan poprawi swoje wyniki, to przyjmę pracę do recenzji”. Wyników nie poprawiłem, bo byłem ich pewny. W tym trudnym okresie koledzy z Poznania radzili mi, abym porzucił badania żab, co było dla mnie sygnałem, że w środowisku naukowym, nie tylko Poznania, jestem „spalony”.

Za radą prof. Wróblewskiego poszedłem do prof. Władysława Węgorka, dyrektora Instytutu Biologii Stosowanej w Akademii Rolniczej w Poznaniu. Prof. Węgorek był niezwykle zdziwiony, że z tak typowym uniwersyteckim tematem przychodzę do Akademii Rolniczej. Po pewnym wahaniu powiedziałem, dlaczego to robię, bałem się, że profesor wyprosi mnie z gabinetu. Jednak stało się inaczej. Prof. Węgorek był entomologiem i trudno mu było ocenić moją pracę. Dlatego skierował mnie do prof. W. Folejewskiego, kierownika Katedry Genetyki Stosowanej Akademii Rolniczej. Prof. Folejewski powtórzył słowa prof. Krzanowskiej i dodał: „Wyniki pańskiej pracy są niezwykle interesujące, jednak bardzo dziwne, mimo to przyjmuję ją do recenzji, a dlaczego są niezgodne z prawami Mendla, postaramy się wyjaśnić później”. Niestety, prof. Folejewski zmarł nagle. Rozprawę habilitacyjną obroniłem w Akademii Rolniczej w 1969 r., oceniło ją pozytywnie czterech profesorów zoologii (H. Szarski, A. Wróblewski, K. Sembrat i M. Młynarski). Kłopoty z habilitacją, a następnie trudności w „zdobywaniu” tytułów naukowych w zakładzie kierowanym przez prof. Lecha Ryszkowskiego, którego moje badania w ogóle nie interesowały, oraz usunięcie ich przez prof. Wacława Gajewskiego z tematu węzłowego jako bezwartościowych, wywołały u mnie w lipcu 1986 r. rozległy zawał serca.

W roku 1973 za sprawą prof. Szarskiego Wydział Nauk Biologicznych PAN przyznał mi nagrodę pierwszego stopnia za wyniki badań żab zielonych, co było zachętą do dalszych badań. Wiele lat później, 13 stycznia 1997 r., prof. H. Szarski i prof. H. Krzanowska wystąpili do Komisji do spraw Nagród Prezesa Rady Ministrów o przyznanie mi nagrody za szczególne osiągnięcia naukowe. Nagrody nie przyznano.

Rozwój badań

Publikację wydrukowaną w USA w 1973 r. przeczytał prof. Jack Schultz z Connecticut University, odkrywca zjawiska hybrydogenezy u meksykańskich ryb. I od razu poinformował mnie, że według niego dziedziczenie cech u żab zielonych jest niezgodne z prawami Mendla, ponieważ w gametogenezie samic i samców żaby wodnej, tak jak u ryb, zachodzi proces hybrydogenezy. Od roku 1973 nastąpił wszechstronnych rozwój badań żab zielonych.

Badania ich populacji doprowadziły do nadzwyczajnych wyników. W 1977 r. Graf, Karch i Moreillon wykryli nowego mieszańca hybrydogenetycznego we Francji, nazwanego Rana grafi . Uzzell i Hotz wykryli nowy gatunek i drugiego mieszańca hybrydogenetycznego na Sycylii w 1979 r., które nazwano R. bergeriR. hispanica . Wiele innych wyników prezentowano na Pierwszym Międzynarodowym Sympozjum w Berlinie w 1978 roku, w którym brali udział liczni herpetolodzy z Europy, Japonii i USA. Dalsze badania wokół Morza Śródziemnego i zachodniej Azji doprowadziły do wykrycia kolejnych ośmiu gatunków. Wyniki tego okresu zreferowano na II Międzynarodowym Sympozjum we Wrocławiu w 1994 r. Ostatnie, III Międzynarodowe Sympozjum, odbyło się w Berlinie w 2000 r.

W roku 1972 prof. Thomas Uzzell z Filadelfii był u prof. I.S. Darewskiego z Instytutu Zoologii w Petersburgu i po przeczytaniu u niego moich prac zwrócił się do mnie z prośbą o spotkanie, które nastąpiło 12 lipca 1972 u dr. Rainera Günthera w Muzeum Przyrodniczym w Berlinie. W lipcu 1973 prof. Uzzell przyjechał do Poznania z asystentem i materiałami do badań żab. W tym czasie do Poznania przyjechał Hansjurg Hotz i Rainer Günther i w ten sposób odbyło się pierwsze „prywatne sympozjum” na temat żab zielonych, w czasie którego wiele problemów zostało rozwiązanych. Podobne małe sympozjum w Poznaniu zorganizowałem w 1975 z udziałem siedmiu osób z USA, Kanady, Austrii, Niemiec i Polski.

Od roku 1979 profesorowie Hotz i Uzzell zaczęli przywozić do Poznania żaby zielone z różnych regionów zachodniej Palearktyki. Na ich podstawie do 2005 r. skrzyżowałem ponad 1500 par żab 16 taksonów. Ich kijanki hodowałem w domu, ponieważ w instytucie nie było odpowiednich warunków. Wyniki badań były imponujące i niezwykle owocne (napisaliśmy kilkadziesiąt publikacji). Obecnie wiemy, że żaby zielone zachodniej Palearktyki obejmują 17 taksonów: 12 gatunków biologicznych, 3 gatunki hybrydogenetyczne i 2 typy mieszańców międzygatunkowych.

W 1977 r. otrzymałem grant – 49 950 dolarów ze Smithsonian Foreign Currency Program na badania populacji żab zielonych w Polsce (za dolara bank płacił 18,92 zł, a rynek 180-200 zł). Niestety, nie znalazłem poparcia dla tych badań ani we własnym zakładzie, ani w Polskiej Akademii Nauk, ani we władzach Poznania. Do badań potrzebny był samochód, na którego talon mogłem dostać od wojewody lub prezydenta Poznania, jednak talonu nie dostałem, a obaj urzędnicy zostali usunięci w 1981 r. z PZPR za handel talonami na samochody. Dolary z banku powróciły do USA. To niezrozumiałe postępowanie różnych ludzi i instytucji spowodowało, że w Poznaniu nie powstał ośrodek badań żab zielonych.

Z powyższych danych wynika jednoznacznie, że moje badania otworzyły nowe, niezwykle interesujące kierunki badawcze, co spowodowało, że żaby zielone stały się obecnie jedną z najbardziej interesujących grup świata zwierzęcego, natomiast mój awans zawodowy przeciwnie, szedł gorzej niż powoli. Czy tak być powinno?

Dobra atmosfera

Habilitację obroniłem w 1969 r., jednak docentem zostałem dopiero w 1974 r. i tylko dlatego, że mój student, Piotr Masiakowski (obecnie profesor w Kalifornii), którego artykuł Po co dotykać żabę , zgłoszony na konkurs tygodnika „Kultura” (1974, nr 557) pod hasłem „Nowe Pióra”, zdobył czołową lokatę. Natomiast moje starania o tytuł profesora trwały ponad 12 lat, wszystko rozbijało się o brak wykształcenia w Polsce chociażby jednego doktora. Wiadomo, że w uczelniach na studiach doktoranckich „produkuje” się doktorów „taśmowo”, takich możliwości w instytutach nie ma. Muszę przyznać, że miałem pecha, ponieważ moi potencjalni studenci, wbrew mojej woli, byli zawłaszczani przez innych. Dopiero w 1979 r., jako jedyny specjalista w Polsce od małży rodzaju Pisidium , miałem okazję być promotorem rozprawy doktorskiej Systematyka małży z rodziny Shpaeriidae na podstawie mikrostruktury muszli , którą napisała Anna Dyduch z Krakowa. I dzięki temu w roku 1981 otrzymałem tytuł naukowy profesora nadzwyczajnego. Tytuł profesora zwyczajnego otrzymałem dopiero w 1990 r. po ukończeniu 65. roku życia, na co wpłynęły stosunki panujące w naszym instytucie.

Podobne historie zdarzają się w innych placówkach naukowych, nie tylko Polskiej Akademii Nauk, o czym doskonale wiedzą młodsi pracownicy nauki. Wszystko zależy od kierownika, ponieważ tylko on może tworzyć dobrą atmosferę. Z mojego doświadczenia wynika również, że nie każdy uznany specjalista (uczony) umie pomóc lub zachęcić swoich młodszych kolegów do rozwiązywania trudnych, nowych problemów. Robią to jedynie ci, którzy nie uważają zastanej wiedzy za fakt ostateczny i tylko tacy są gwarantem rozwoju kadry każdej instytucji, nie tylko naukowej.

Prof. dr hab. Leszek Berger, malakolog i herpetolog, światowy autorytet w dziedzinie żab zielonych.