Czyżby nastał koniec na samym początku?
Strategie rozwoju szkolnictwa wyższego, ogłoszone przez Fundację Rektorów Polskich (zwana dalej strategią FRP) oraz konsorcjum Ernst&Young i Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową (zwana dalej „strategią EI”), wywołały dyskusję na łamach „Forum Akademickiego”. Wśród kilku tekstów ogłoszonych w numerach 3, 4 i 5/2010 na szczególną uwagę, ze względu na pozycję autora, zasługuje artykuł prof. Jerzego Woźnickiego. Rozpoczyna się on tezą, że dyskusja nad strategią w zasadzie się odbyła i doprowadziła do udzielenia gremialnego poparcia projektowi FRP. Szkoda, że niewiele się dowiadujemy o jej merytorycznych wynikach. Kolejne części artykułu prof. Woźnickiego nie świadczą niestety o chęci do merytorycznej debaty, która w moim przekonaniu dopiero kiełkuje w niektórych tekstach. Po komentarzach dyskredytujących krytyków strategii FRP, prof. Woźnicki komunikuje na ogół bez uzasadnienia „brak zgody” ekspertów FRP na szereg propozycji EI. Poniżej przedstawiam kilka wybranych propozycji ze strategii EI, których „brak zgody” dotyczy, a które w moim przekonaniu zasługują na większą uwagę.
Studia przedłużone zamiast niestacjonarnych
Jedna z najwyrazistszych linii sporu między strategiami EI a FRP dotyczy studiów niestacjonarnych. Rektorzy chcą je zachować w niezmienionej postaci, o czym zapewniono nawet w ogłoszeniu prasowym. Strategia EI proponuje głębokie zmiany – zastąpienie studiów niestacjonarnych studiami w trybie przedłużonym. Na to „brak zgody” FRP.
Wątek studiów niestacjonarnych był dotąd nieobecny w debacie. Poruszył go dopiero dr Krzysztof Pawłowski, prezydent WSB-NLU w Nowym Sączu, zwracając uwagę, że „w ogóle niedotknięty w strategii środowiskowej jest postulat zlikwidowania największej patologii, jaka przez całe 20 lat istniała i wciąż istnieje w szkolnictwie wyższym, tzn. realizacji studiów niestacjonarnych w tym samym czasie, co studiów stacjonarnych przy obligatoryjnej równoważności dyplomów i powszechnej świadomości różnej jakości (poza nielicznymi wyjątkami) absolwentów”. Z tą oceną zgadzają się nauczyciele akademiccy, świetnie z nią współbrzmią relacje studentów i ich rodziców. Ojciec studentki filologii romańskiej w liście do „Gazety Wyborczej” wskazuje na rażącą dysproporcję pracochłonności dziennych studiów na tym kierunku z obciążeniem sobotnio-niedzielnym na tym samym kierunku, dającym taki sam dyplom. Kończy tak: „To gdzie jest sprawiedliwość w tym przyznawaniu tytułów magistrów, znalezieniu pracy po studiach... Wiem, wiem, że forsa, sprawiedliwości nie ma i nie będzie. Forsa rządzi światem, ale chciałem to napisać”.
W zespole EI wszyscy byli przekonani o konieczności wprowadzenia radykalnych rozwiązań dotyczących studiów niestacjonarnych. Prowadzenie ich w obecnej postaci jest działalnością dochodową, ale na ogół głęboko sprzeczną z etosem nauczyciela akademickiego tak jak rozumieli go członkowie zespołu EI.
Eksperci EI uznali kwestie organizacji studiów za fundamentalne dla działania szkolnictwa wyższego. Zostały poddane analizie definicje rodzajów studiów wg Prawa o szkolnictwie wyższym i przedstawione propozycje ich modyfikacji. Według strategii EI „Studia w trybie standardowym (dotąd stacjonarne) to takie, których program i organizacja wymagają pracy studenta — na zajęciach i samodzielnej — w pełnym wymiarze czasu pracy w ciągu dwóch semestrów w roku akademickim. Na studiach w trybie standardowym zajęcia dydaktyczne odbywają się wyłącznie od poniedziałku do piątku”. Natomiast „studia w trybie przedłużonym (zamiast niestacjonarnych) będą przeznaczone dla studentów, którzy z powodu zatrudnienia, obowiązków rodzinnych lub warunków zdrowotnych nie mogą podjąć studiów w trybie standardowym. Na studiach w trybie przedłużonym ten sam program, co na studiach w trybie standardowym (wymiar przedmiotów mierzony liczbą godzin zajęć z wykładowcą i liczbą punktów ECTS), będzie realizowany przez studenta przez większą liczbę semestrów, a więc tygodniowy czas pracy będzie odpowiednio mniejszy. Normatywny czas trwania studiów w trybie przedłużonym (liczony w semestrach) nie będzie mógł przekroczyć czasu studiów w trybie standardowym na tym samym programie dyplomowym o więcej niż 2/3. Student będzie miał możliwość wyboru tempa studiowania w poszczególnych semestrach, przy czym, dla utrzymania ciągłości studiów, w jednym semestrze powinien uzyskać co najmniej 1/3 liczby punktów zaliczeniowych ECTS wymaganych na jednym semestrze studiów w trybie standardowym”. Przytoczone definicje studiów w trybie standardowym i przedłużonym odpowiadają przyjętemu w wielu krajach rozróżnieniu studiów full- -time i part-time. Zaproponowano także wprowadzenie semestru wakacyjnego po to, aby łączny okres realizacji programu studiów w trybie przedłużonym mógł być przez studenta skrócony poprzez udział w zajęciach przez trzy, zamiast dwóch semestrów w roku.
Przekształcenie studiów niestacjonarnych w studia przedłużone oznacza oczywiście, przy ustalonej liczbie studentów, znacznie zwiększone zapotrzebowanie na kadrę dydaktyczną. Wobec prognoz demograficznych, przewidujących spadek łącznej liczby studentów o blisko 40 procent do roku 2020, nie jest to wcale niekorzystne. Wprowadzenie studiów przedłużonych pozwoli bowiem uniknąć znacznego ograniczenia zatrudnienia w szkolnictwie wyższym.
Diagnoza EI akcentuje także ogromną dysproporcję liczby studentów różnych kierunków oraz ogromną liczbę studentów przypadających na jednego nauczyciela akademickiego, co wyklucza wysoką jakość nauczania (patrz: Wykres 1). Na kierunkach pedagogicznych oraz społecznych (przede wszystkim zarządzanie i marketing, kierunki ekonomiczne oraz prawne) studiuje przeszło połowa studentów, większość z nich niestacjonarnie. W celu zrównoważenia proporcji i otwarcia szerszych możliwości dalszego kształcenia zaproponowano tworzenie, obok licencjackich szkół zawodowych, kolegiów akademickich, czyli ogólnokształcących uczelni licencjackich.
Pomysł utworzenia kolegiów akademickich jako odrębnych uczelni prof. Woźnicki także kwituje krótkim – „brak zgody”. Niestety, znów bez wyjaśnienia, dlaczego. Kolegia byłyby uczelniami licencjackimi, odznaczałyby się szerokim spektrum kształcenia, według multidyscyplinarnych programów, pozwalających zdobyć wiedzę i umiejętności niezbędne na wielu stanowiskach pracy umysłowej. Uczelnie takie powinny stanowić alternatywę dla studentów studiujących obecnie na wąskich kierunkach, szczególnie w obrębie nauk społecznych oraz pedagogicznych. Programy multidyscyplinarne pozwoliłyby na znacznie bardziej racjonalne wykorzystanie zasobów kadrowych nauczycieli akademickich w różnych dyscyplinach.
Kolegia akademickie mogą stanowić narzędzie wyrównywania szans edukacyjnych, zapobiegając błędnym decyzjom edukacyjnym polegającym na – często wymuszonym przez system – wczesnym wyborze dziedziny studiów. W małych miejscowościach kolegia powinny zająć miejsce niewielkich, jednokierunkowych uczelni, otwierając w ten sposób przed młodzieżą, której nie stać na studia w większym ośrodku akademickim, szersze możliwości na kolejnych stopniach kształcenia.
Koncentracja programów nauczania na kształceniu uniwersalnych umiejętności intelektualnych, opartym na szerokim wykształceniu ogólnym i wybieranej specjalizacji, stanowi odpowiedź na wyzwania współczesnego rynku pracy, zarówno na aktualne oczekiwania pracodawców, jak i na konieczność elastycznego przekwalifikowania się w toku kariery zawodowej. Także współczesne trendy edukacyjne postulują zacieranie granic pomiędzy kształceniem ogólnym a zawodowym, poprzez nacisk na kształcenie umiejętności. Kolegia akademickie spotkały się z życzliwym przyjęciem specjalistów od rynku pracy. „Gazeta-Praca” z 15 lutego 2010 zatytułowała informację o strategii i wywiad z dyrektorką Advisory Group TEST Human Resources Kolegia akademickie to potrzebna rewolucja. Dyrektor Marta Donhefner-Wojtkiewicz zdecydowanie popiera rozwój studiów licencjackich, jako wystarczającego przygotowania na wiele stanowisk pracy, co jest także jednym z postulatów strategii EI.
Warto na koniec przypomnieć, że kolegia akademickie są inspirowane przez wzory amerykańskie, nawiązując do modelu liberal arts education. College może być fragmentem dużego uniwersytetu badawczego albo stanowić odrębną uczelnię, niekiedy bardzo prestiżową, koncentrującą się na doskonałej dydaktyce, lecz nieprowadzącą działalności badawczej. W ostatnich latach takie uczelnie powstają także w zachodniej Europie, m.in. z myślą o studentach z Azji, gdzie ten model studiów rozpowszechnia się. Ideę kolegiów akademickich wyróżnił jako godną poparcia, sprzyjający strategii FRP prof. Ireneusz Białecki: „W strategii Ernst & Young jest jednak także kilka dobrych pomysłów – np. koledże typu liberal arts czy semestr wakacyjny”. Trudno zrozumieć dlaczego stratedzy FRP godzą się na istnienie dziwolągów w postaci szkół ekologii i zarządzania, a brak ich zgody na kolegia akademickie?
Potrzebny nowy ład akademicki
Zdaniem ekspertów EI nie jest realna perspektywa poprawy międzynarodowej pozycji polskich uczelni bez dokonania zmian w ładzie akademickim, w szczególności w sposobie powoływania i odpowiedzialności władz akademickich. Dotychczasowa koncepcja senatu akademickiego jako organu nadzoru jest nie do przyjęcia w dzisiejszej kulturze zarządzania. Nadzoru nie może sprawować ciało składające się z osób bezpośrednio zależnych służbowo od nadzorowanego, w dodatku obradujące pod jego przewodnictwem! Istotnym novum jest wprowadzenie w strategii EI rad powierniczych uczelni, których zadaniem jest powoływanie w trybie konkursowym władz uczelni, akceptowanie strategii i rozliczanie władz uczelni z realizacji tej strategii.
Członkowie rad powierniczych uczelni publicznych mieliby być powoływani na kadencję przez ministra spośród kandydatów zaproponowanych przez uczelnię, pracodawców i samorząd terytorialny, po zasięgnięciu opinii Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego. Zdaniem prof. Woźnickiego takie rozwiązania świadczą o „apriorycznym przyjęciu uproszczonej wizji świata akademickiego” oraz „zignorowaniu utrwalonych wartości i tożsamości uniwersytetu”. Trudno się doprawdy zgodzić z tymi zarzutami, bowiem większość znakomitych uniwersytetów funkcjonuje na zbliżonych zasadach. Nie przeszkadza to ani rozwojowi samorządności studenckiej, ani tworzeniu się społeczności akademickiej. Nie jest prawdą, że to „minister za pośrednictwem swoich rad nadzorczych powoływałby i odwoływał rektorów”, bowiem członkowie rady mają działać niezależnie. Zabezpieczeniem niezależności mogą być dostatecznie długie kadencje oraz obwarowany odpowiednimi zastrzeżeniami tryb odwoływania członków rad. Rady stanowiłyby integralny element uczelni, choć złożony z osób niepozostających w żadnej relacji zależności w stosunku do tej uczelni.
Warto przypomnieć, że w strategii EI zaakcentowano, iż ustawowej regulacji będzie podlegać wyłącznie ład zewnętrzny oraz organy leżące na styku ładu wewnętrznego i zewnętrznego. W odróżnieniu od obecnych regulacji ustalenie ładu wewnętrznego zostało pozostawione uczelni. Może być ona zorganizowana w postaci luźnej federacji jednostek lub struktury zintegrowanej funkcjonalnie. Zniknąć ma ustawowe wyróżnienie podstawowych jednostek organizacyjnych, które obecnie stanowią sprzęgło między prawem o szkolnictwie wyższym a ustawą o finansowaniu nauki. Uczelnie mają samodzielnie decydować o sposobie organizacji dydaktyki i badań naukowych. Akredytowane mają być programy dyplomowe, za które odpowiadać ma uczelnia jako całość, a ewaluacji badań mają podlegać badania prowadzone w uczelni w danej dyscyplinie, a nie jednostki organizacyjne uczelni.
Należy wspomnieć, że strategia FRP proponuje wprowadzenie możliwości ustanowienia rad powierniczych uczelni. Według FRP kompetencje rad byłyby jednak ograniczone do nadzoru nad zarządzaniem zasobami uczelni, przy pozostawieniu senatowi nadzoru nad realizacją jej misji. Ten bardzo ogólny opis kompetencji rady i senatu nie pozwala na ocenę propozycji. Należy jednak zwrócić uwagę na przecinanie się kompetencji: dwa równorzędne organy sprawują nadzór nad jedną osobą, czyli rektorem! Strategia FRP przewiduje także, że „w uczelniach, w których działałaby rada powiernicza, organ ten wyłaniałby rektora wspólnie z senatem, w trybie i na zasadach określonych w statucie”, skąd można wnosić, że autorzy strategii FRP sami widzą potrzebę poważnych zmian w powoływaniu władz akademickich i nie uważają ich za sprzeczne z etosem akademickim.
Krajowe Ramy Kwalifikacji to nie panaceum
Przedstawiając strategię EI na różnych forach staram się podkreślać punkty wspólne z propozycjami FRP, wierząc, że dobrze to służy procesowi reform. Prof. Woźnicki daje odpór takiemu podejściu twierdząc, że jedyne zbieżności wynikają z akceptacji przez obie strategie elementów status quo lub zobowiązań bolońskich. Pisze, że: „dotyczy to np. rozwiązań w ramach KRK, przedstawianych szczegółowo w projekcie jako własne osiągnięcie (patrz np. propozycje odnoszące się do tzw. programów dyplomowych)”. Zarzut przedstawiania cudzego utworu jako własnego osiągnięcia jest jednym z najcięższych. Dlatego wymaga szczegółowej odpowiedzi na łamach, na których został postawiony.
W strategii EI studia są zorganizowane wokół programów dyplomowych. Programy te są tworzone na poziomie uczelni, a nie poszczególnych wydziałów. Stwarza to szanse na powstanie tak cenionych przez studentów ścieżek kształcenia, łączących kilka dyscyplin. Akredytacja programów jest powiązana z ewaluacją badań naukowych w odpowiednich dyscyplinach, dokonywaną przez Komitet Ewaluacji Jednostek Naukowych, niezależny od organu akredytacyjnego. Dobrze przemyślany zestaw programów dyplomowych pozwala na lepsze wykorzystanie tak kadrowych, jak i lokalowych zasobów uczelni. Jest bodźcem do badań interdyscyplinarnych. Powinien się przyczyniać do wyeliminowania patologii obecnego systemu, jakim jest dość częste studiowanie równoległe na kilku kierunkach – kosztem jakości studiów, zdrowia i wreszcie tych, którym „równolegli” zabierają miejsce na studiach bezpłatnych.
Wbrew temu, co pisze prof. Wożnicki, idea programów dyplomowych nie została zapożyczona z KRK przez autorów strategii EI. Po pierwsze pomysł jest dużo starszy – pojęcie „programu dyplomowego” pojawiło się już w opinii Komisji Specjalnej Senatu Uniwersytetu Warszawskiego jesienią 2004 r. Tymczasem propozycja utworzenia Europejskich Ram Kwalifikacji została wysunięta przez Komisję Europejską we wrześniu 2006 roku i w jej wyniku rozpoczęto prace nad KRK. Opinia Senatu UW została przekazana przewodniczącemu RGSW 19 października 2004 r., a kilka miesięcy później zespołowi projektu Nowe podejście do standardów kształcenia, realizowanego w 2005 r. w Instytucie Społeczeństwa Wiedzy, w którym brali udział zarówno prof. Woźnicki, jak i autor niniejszego artykułu. Drugi, jakże prozaiczny powód, dla którego nie może być mowy o zapożyczeniu, to taki, że opracowania dotyczące wprowadzania KRK w szkolnictwie wyższym nie zostały ogłoszone do momentu opublikowania strategii, a materiały grupy roboczej MNiSW nie były dostępne zespołowi EI.
Dodam, że w mojej opinii jest możliwe formalne wdrożenie wskazań wynikających z European Qualification Framework bez głębokich zmian w strukturze kształcenia w polskich uczelniach. Wprowadzenie zasad Krajowych Ram Kwalifikacji głębszej reformy nie zastąpi. Jeśli propozycje ekspertów ds. KRK są zbieżne z propozycjami pochodzącymi z 2004 roku, a zaktualizowanymi i rozwiniętymi w strategii EI, to pozostaje wyrazić mi z tego powodu radość i satysfakcję.
Opinie o propozycjach strategii EI
Ważnym narzędziem kontaktu zespołu EI z osobami zainteresowanymi sprawami szkolnictwa wyższego był od początku trwania projektu interaktywny portal internetowy www.uczelnie2020.pl. Pierwszy wariant strategii stał się od dnia ogłoszenia przedmiotem szerokiej debaty publicznej w portalu (przeszło 200 wypowiedzi), a także w mediach. Zostały przeprowadzone konsultacje indywidualne z wybranymi osobami i instytucjami oraz dwie anonimowe ankiety internetowe, dotyczące podstawowych celów i działań strategicznych: jedna bardziej szczegółowa, adresowana do zamkniętego grona szczególnie zainteresowanych oraz druga – ogólniejsza, otwarta, dostępna dla każdego odwiedzającego portal. W ankiecie ogólnodostępnej wzięło udział 56 osób, poparcie dla wybranych propozycji rozkładało się jak na Wykresie 2.
Nie ma tu miejsca na szczegółowe omówienie wyników ankiet i konsultacji. Warto jednak zauważyć, że pewne tematy okazały się szczególnie kontrowersyjne: miały wielu zdecydowanych zwolenników i przeciwników. Do takich tematów należały: „wymuszona mobilność” oraz „upowszechnianie trójstopniowego systemu studiów”. „Wymuszoną mobilność” oraz zmiany ładu akademickiego, czyli „rady powiernicze”, zaliczano do najistotniejszych dla systemu szkolnictwa wyższego, przyczyniających się do poprawy jakości.
Mam nadzieję, że omówione wyżej zagadnienia, a także przytoczone opinie i wyniki ankiet, przekonywająco świadczą o potrzebie kontynuowania debaty. „Czasu jest coraz mniej”, jak słusznie dr Krzysztof Pawłowski zauważa w tytule swojego artykułu.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.
Sądzę, że obie strategie, EI czy FRP, nadają na różnych falach. Pierwsza dotyczy rozwoju całego polskiego SW tj. publicznego i niepublicznego. Druga zaś, z racji subiektywnie rozumianych interesów gremium autorskiego, będącego na utrzymaniu przez publicznego pracodawcę, dotyczy rozwoju części SW, tej części publicznej Nawet jak nie mówi tego wprost.
Każda propozycja naprawy SW przez FRP czy nawet jej brak, co do zasady nie może naruszać tych interesów. Nikt przecież nie siusia do własnej zupy.
Rozumiem, że Pan Profesor wypunktowuje wiele nieracjonalnych ofert rozwoju SW przez drugą stronę. Na przykład: brak działań usprawniających „studia niestacjonarne”. Domyślam się, że FRP mówi: tylko po co? Jakoś wszystko się kręci. Nawet jak te studia są stratne (pokrywane z zyskownej dotacji na stacjonarnych).
Kolejna oferta EI to Rady Powiernicze w wydaniu prawdziwie właścicielskim. FRP nie zatrzyma tego procesu. Może go co najmniej spowalniać. I tak też na dziś FRP oferuje w swoim opracowaniu.
***Należy podziękować naszemu Ministerstwu za dużą odwagę w zleceniu niezależnej instytucji "Strategii". Tak naprawdę, jeśli mówimy o jakiekolwiek reformie to mówimy zawsze o pieniądzach. I tu kolejna jaskółka: Ministerstwo zleciło w lutym, w wyniku przetargu publicznego, opracowanie pn. "Analiza porównawcza modeli zarządzania finansami w polskich uczelniach na tle modeli zagranicznych".
Na końcu coś z życia. Niedawno słyszałem wypowiedź sędziwego Profesora, a przecież nie była ona wcale odkrywcza, skonfundowanego wysoką kwotą wyłożoną za opracowanie EI wobec zdecydowanie mniejszej na opracowanie FRP. Tutaj nie mogę zrozumieć, że są przedstawiciele elit intelektualnych nie uznających w obecnych czasach zasady jaka płaca taka praca.
Mam jeszcze jedną uwagę. Sama koncepcja wprowadzenia do zarządzania utrzymywaną z forsy podatnika uczelnią czynnika zewnętrznego (reprezentującego m.in. tego podatnika) jest „oczywistą oczywistością” i jej obrona jest zbędna. Ale jak Autorzy mają zamiar tłumaczyć „autonomicznym” uczonym, że od nowego roku mają się oni liczyć ze zdaniem jakiegoś typa spoza ich grona? Takich pytań jest więcej. Myślę, że wyczuwam (bo chyba do końca nie rozumiem) intencje Autorów strategii E&Y. Sądzę jednak, że każda tak głęboko sięgająca (por. np. ewaluacje badań, akredytacje czy programy dyplomowe) ingerencja w autonomię uczelni wygeneruje tabuny specjalistów od obchodzenia tych wymogów formalnych i więcej przyniesie szkód niż pożytku. W moim odczuciu autonomii uczelni nie da się pogodzić z żadną precyzyjnie określoną strategią. Chyba, że przez strategię rozumieć będziemy zmianę paradygmatu funkcjonowania uczelni. Musiałoby się to jednak jakoś odnosić również do jakiejś definicji nauki i kształcenia oraz uwzględniać np. wiedzę na temat możliwości kształconych i kształcących. Również ich zróżnicowania. Nie dostrzegłem tego w żadnej z prezentowanych strategii. A tak na marginesie. Jak to się stało, że „o naprawie SW” dyskutują głównie przedstawiciele tzw. nauk ścisłych i technicznych? Przecież stanowią mniejszość. Pod każdym względem; i ilościowo i ilością kształconych studentów. Czy tzw. humaniści sprawę olewają, nie mają nic do powiedzenia czy też „ścisłowcy” jakoś ich nieuczciwie zdominowali? Dlaczego w tej dyskusji nie słychać głosu naukoznawców, metodologów, dydaktyków o psychologach czy socjologach nie wspominając? Jeśli to tylko ja jestem „gapą”, to proszę w wskazanie takich wypowiedzi.
Koncepcja wydłużania studiów (podobnie jak kilka innych pomysłów w obu strategiach) wynika chyba z przyjęcia założenia, iż tzw. poziom (nb. czym toto mierzyć lub choćby jak porównywać) ma być wszędzie „(jednakowo) wysoki”. Nie rozumiem dlaczego. Czy Autorzy strategii zakładają, że wszyscy studenci mają takie same możliwości? I wszyscy nauczyciele? We wszystkich dziedzinach są lepsi i gorsi i wcale nie jest pewne, czy świat pozbawiony tych „gorszych” byłby na pewno lepszy. Z drugiej strony skąd przekonanie, że wydłużenie studiów istotnie to co dziś mamy zmieni? Krzywa zapominania jest jaka jest i sensowne wydłużanie studiów musiałoby to uwzględniać. Musiałyby one być ZNACZNIE dłuższe, a na to nikogo chyba nie stać. Zresztą ludzie przyswajają wiedzę w różnym tempie, więc wszelkie „urawniłowki” są bardzo drogie. Im studia dłuższe tym bardziej. Sprawę studiów niestacjonarnych można załatwić odpowiednio skonstruowanym bonem edukacyjnym. Jest jeszcze kilka innych psychologicznych i „psychicznych” argumentów przeciw tej koncepcji, ale podstawowe pytanie uwzględnić powinno CEL studiów. Jeśli ma to być zdobycie zawodu, to studia powinny być możliwie krótkie i uwzględniać głównie wiedzę łatwo transferowalną w klasyczny (wykład, ćwiczenia, laboratorium itp.) sposób „zwalając” naukę „know how” na praktykę zawodową. To zadanie dla szkół zawodowych (również wyższych) i kursów dokształcających. A kształcenia ludzi ciekawych świata nie trzeba przedłużać, bo oni sami uczą się przez całe życie. Być może ja nie do końca rozumiem ten pomysł, ale wydaje mi się, że chodzi tu również o to, by pogodzić masowość kształcenia z ambicjami rozmaitych osób do bycia blisko jakiegoś „topu” („wysokiego poziomu”). Tego zrobić się nie da. Trzeba chyba jasno powiedzieć, że ten tzw. poziom zawsze będzie BARDZO zróżnicowany. A nikt chyba nie myśli o wyrównywaniu poziomu poprzez wywalenie poza studia tak z 80-90% studiujących. Zresztą w będących chyba wzorem USA uczelnie są też bardzo zróżnicowane. Być może amortyzatorem mają tu być np. wspomniane w projekcie kolegia. To bardzo dobry pomysł, ale nie wiem jak Autorzy wyobrażają sobie tłumaczenie pracownikom uniwersytetu, że od jutra, będą pracować w jakichś (pewnie „za przeproszeniem”) kolegiach. Bo jeśli pomysł miałby wypalić, to większość kształcenia zawodowego musiałyby przejąć właśnie te kolegia. Przy okazji nie pojmuję sugestii, iż byłyby one przydatne (i miałyby powstawać) głównie w dziedzinach tzw. nauk społecznych i pedagogicznych. Dlaczego? Nie chodzi chyba o ilościowe proporcje kształconych? Ale tak generalnie, to - z całym szacunkiem – jest to „socjologiczna utopia” (jak i wspomniany wyżej bon). Uczelnie, które są niekiedy uniwersytetami od kilku lat, odbiorą to jako degradację, a „bardziej racjonalne wykorzystanie zasobów kadrowych” potraktowane będzie jako wprowadzana cichcem weryfikacja kwalifikacji uczonych. Czy nie lepiej byłoby powiedzieć to wszystko wprost?
Prof. dr hab. Jackowski nie zna mojego nauczania z zakresu z zakresu obrzędowości oraz filozofii systemu nauki w Polsce. Gdy by je znał jego wypowiedzi były by bardziej europejskie , inteligenckie , a nie pełne xenofobi , rasizmu oraz nietolerancji . Dopiero znajomość moich encyklik które śle wzorem Biskupa Józefa z Lublina pozwala poznać głebiej moje nauczanie z zakresu liturgii i filozofii systemu nauki w Polsce. Moje nauczanie sprowadza sie do tego ze nasz wspaniały systemu nauki jest oparty na solidnych podwalinach którymi sa: habilitacja, zatrudnieniowa polityka prorodzinna, rodzinne dziedziczenie katedr, wielo-etatowość samodzielnych pracowników nauki oraz zdolność sprawowania stanowisk kierowniczych przez samodzielnych pracowników nauki do momentu dobrowolnego polożenia się na katafalk oraz transparentne przyznawanie grantów. A najważniejsza jest habilitacja bo ona spaja system. A zgodnie z moim nauczaniem szkoły wyższe, są nie po to by zaspokajac rynek potrzeb edukacyjnych studenta na wiedze, a rynek pracy samodzielnych pracowników naukowych posiadajacych stopień doktora habilitowanego nauki w Polsce. I bydło ma płacić za krynice wiedzy udzielana przez naszych Noblistów. A nie burzyc się . Co za bydło ?. A kwiat belwedersko –habilitacyjny winien 5 razy wiecej być opłacany i mieć prawa do 4 etatów na raz . A szydzenie sobie z Wyższej Szkoły Kosmetologii Społeczne i Marketingu w Łapach jest bluźnierstwem ściganym przez Policję Myśli. Ja tam wykładam psychologie biznesu rolnego i proszę tu nie wypisywać takich xenofobicznych stwierdzeń. O jakiś tam reformach , czy wyście zwariowali : polska nauka i polska służba zdrowia są niereformowalne. Za duże lody się tam robi. W dosłownym znaczeniu też , zwłaszcza w pokojach profesorskich po godzinach , jak żony pójdą do domów , a magistrantki po są już po zajęciach.
Wasz prof. Józef Beton .