Ryszard Rumianek
„Obyśmy tylko nie polecieli za daleko” – żartował śp. ksiądz profesor Ryszard Rumianek, rektor Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego (UKSW), otoczony grupą wykładowców w uczelnianej stołówce. Pewnie ma na myśli Sybir – tak to początkowo zrozumieliśmy, ale dodał: „W samolocie można się tak zagadać, że się nie zauważy lądowania”. Był dumny, że Prezydent zaprosił go na pokład, jednak obracał to w żart, żeby ukryć wzruszenie. „To dla uczelni duża sprawa”, powiedział.
Prezydent Lech Kaczyński, profesor prawa jeszcze w czasach Akademii Teologii Katolickiej, która w 1999 r. przekształciła się w UKSW, w 2009 r. brał udział w inauguracji dziesiątego roku akademickiego uniwersytetu. Na wszystkich inauguracjach sala zawsze była pełna, ale tym razem przyszły takie tłumy, że wielu się nie zmieściło. Bywalcy wiedzieli, jak się tam wcisnąć, znają specjalne przejścia i półschodki, na których można przysiąść. Liczni zebrani musieli jednak słuchać wystąpień przez głośniki na korytarzach. Najciekawsze było przemówienie Prezydenta. Jak zwykle mówił bez kartki. W ciągu ośmiu minut podał tak wiele liczb z życia naukowego w Polsce, że pewien dziennikarz o medialnej twarzy, ze znanej gazety, rozłożył na kolanach laptop, połączył się z Internetem i zaczął sprawdzać. Po jakimś czasie skonfundowany szepnął do sąsiadki: „Niestety wszystko się zgadza”. Tymczasem przystąpiono do wręczania odznaczeń. Było komu i za co. W ciągu dziesięciu lat istnienia UKSW, a siedmiu rektorowania Ryszarda Rumianka, liczba studentów wzrosła do ponad dwudziestu tysięcy, powstały nowe wydziały i kierunki, uczelnia nawiązała liczne kontakty naukowe krajowe i zagraniczne, w rankingach przesunęła się z dołu listy zdecydowanie w górę, dokończono budowę budynków w kampusie na Bielanach, wyrosły dwa gmachy i kościół na Młocinach, zagospodarowano uniwersyteckie tereny, adaptowano przejęte po wojsku pawilony, a po klasztorze eremy, stanął kryty parking.
To był znakomity organizator i ukochany profesor studentów ATK i UKSW. Zawsze życzliwy, uśmiechnięty, choć twardą rękę też potrafił mieć, i to jaką. Zdanie też zawsze miał własne i solidnie uzasadnione. Tylko że tego się nie czuło. Umiał się zatrzymać na schodach przy kimś nieznanym a zmartwionym, doradzić i pocieszyć. Jeśli już kogoś zapamiętał z twarzy, czasem zwracał się z pytaniami o sprawy prywatne, rodzinę, o postępy i problemy, choć nigdy się nie narzucał z banalnymi radami, wolał słuchać.
Zanim został duchownym, chodził do szkoły podstawowej nr 43 przy ul. Gładkiej 16 i ukończył Technikum Radiowe przy ul. Kasprzaka w Warszawie. Wiedział, jak się trzyma lutownicę w ręku, potrafił rozprawiać o technice. Kiedy odwiedzał czerwcowe Pikniki Naukowe w Warszawie, na długo zatrzymywał się przy stoiskach z elektroniką, fizyką i chemią. Dyskutował z inżynierami.
Był także licencjonowanym przewodnikiem po Ziemi Świętej, a wycieczki z nim były wielkim przeżyciem religijnym i intelektualnym. Jak mało kto potrafił łączyć codzienną normalność z niewymuszoną, głęboką duchowością. Kto go znał bliżej, wiedział, że jest to człowiek modlitwy i nieustannego rachunku sumienia. Takim go pamiętają koledzy z ławy szkolnej, ministranci w kościele św. Franciszka z Asyżu na warszawskim Okęciu, a także druhowie z tajnego harcerstwa w latach 60., kierowanego przez ks. Franciszka Nowickiego.
Po ukończeniu studiów w Wyższym Metropolitalnym Seminarium Duchownym w Warszawie przyjął święcenia kapłańskie w 1972 z rąk kardynała Stefana Wyszyńskiego, przyszłego patrona uczelni, którą miał po latach kierować. Specjalizował się w egzegezie Starego Testamentu, historii biblijnej, a także teologii biblijnej i pastoralnej. Był miłośnikiem Księgi Ezechiela. W 1995 habilitował się na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie na podstawie rozprawy Motyw miłości cudzołożnej w Ez 16 i 23. W 2002 otrzymał tytuł profesora nauk teologicznych. Spotkania biblijne z nim wspomina się jak uroczą przygodę umysłu. Wykłady okraszał dowcipem, anegdotami i humorem, słuchało się ich z zapartym tchem. Jak to godził z powagą tematu, pozostanie tajemnicą jego talentów, ale z pewnością czuło się ogromną rozpiętość erudycji, od techniki począwszy, na pedagogice i psychologii tłumu skończywszy. Myślę, że intelektualny wymiar jego dorobku naukowego był niedoceniany. Trochę był temu sam winien, bo nie zajmował się propagowaniem swojej twórczości, a i na wizerunku medialnym też niespecjalnie mu zależało.
Już nie opowie „jak było w Katyniu”.
Dziesiątego kwietnia lotnisko w Smoleńsku było zasnute mgłą. I oto nastała nowa niepogoda. Islandzki wulkan Eyjafjöll sypnął pyłem, który zasłonił niebo nad Europą. Wielu wielkich tego świata nie przyleciało 18 kwietnia do Krakowa na pogrzeb Pary Prezydenckiej. Obawiano się kolejnych katastrof lotniczych. Pył mógłby zniszczyć silniki odrzutowe. Ryszard Rumianek na pewno umiałby to zjawisko opisać krótko i klarownie. Ale nie zrobi tego. Jego pogrzeb odbędzie się cztery dni później w Warszawie na Okęciu i w Pyrach. Żałobnicy przybędą naziemnymi środkami lokomocji lub po prostu na piechotę.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.