Open source czy patent?

Krzysztof Chrzanowski


Na kilku ostatnich posiedzeniach Polskiej Izby Gospodarczej Zaawansowanych Technologii przedstawiciele administracji rządowej, nauki, firm high−tech oraz banków prezentowali różne wizje praktycznego wykorzystania zdobytej wiedzy naukowej. Z szerokiego przedstawionego spektrum za rozwiązania skrajne można uznać dwie wizje.

Pierwsza: zdobytą wiedzę oddajemy za darmo, zgodnie z tzw. filozofią dawania. Najlepszym przykładem tej metody wykorzystania wiedzy jest oprogramowanie open source. Obecnie możemy bezpłatnie pobrać z różnych witryn internetowych użyteczne programy komputerowe o funkcjonalności prawie identycznej jak ich drogie odpowiedniki komercyjne. Używam pakietu biurowego Open Office i jestem pełen podziwu dla społeczności twórców, którzy stworzyli bezpłatny pakiet o możliwościach zbliżonych do komercyjnego MS Office.

Druga wizja: zdobytą wiedzę należy patentować, aby w przyszłości zarabiać na patentach. Zgodnie z nią liczba patentów jest wyznacznikiem stopnia rozwoju technologicznego państwa i zapewni w przyszłości znaczne dochody finansowe państwom mającym dużo patentów. Wizja ta dobrze wpisuje się w tzw. filozofię własności intelektualnej.

Zastanówmy się teraz, jaka wizja wykorzystania wiedzy zostanie przyjęta przez świat przyszłości.

Dar entuzjastów

Metoda open source jest nieco zbieżna z koncepcją tzw. czystej nauki, czyli takiej, na której się nie zarabia. Projekt „czystej nauki” głosi szlachetne idee, ale jednocześnie milcząco zakłada, że społeczeństwo powinno utrzymywać tzw. czystych naukowców. Założenie to jest całkowicie usprawiedliwione w przypadku nauk podstawowych, ale staje się egoistyczne w przypadku nauk technicznych. Już w starożytności wybitni naukowcy, jak np. Archimedes, zarabiali na wynikach prac naukowych, bogaciła się też lokalna społeczność, a wyniki prac naukowych stanowiły niekiedy pilnie strzeżoną tajemnicę państwową. W naszych czasach, w dobie wyścigu technologicznego pomiędzy poszczególnymi państwami czy blokami gospodarczymi oraz rosnącej presji społeczeństwa na zwiększenie efektywności gospodarczej prac naukowych, koncepcja „czystej nauki” ma coraz mniej zwolenników.

W przypadku filozofii open source mamy jednak do czynienia z inną sytuacją. Tutaj zaawansowane technologicznie produkty są tworzone przez społeczności entuzjastów. Oni nie stanowią obciążenia dla społeczeństwa, oni je obdarowują wynikami swojej pracy. Jednakże praca nad oprogramowaniem typu open source jest dla większości jego twórców zajęciem dodatkowym. Taka sytuacja rodzi szereg ograniczeń i programom tego typu często brakuje pewnego dopracowania, możliwego do uzyskania tylko przy zaangażowaniu większych zespołów ludzkich, dla których tworzenie programu stanowi główną pracę. Jak pokazuje otaczająca nasz rzeczywistość, metoda open source przyniosła znaczne zmiany na rynku informatycznym, ale nie stworzyła poważnego zagrożenia dla komercyjnych firm informatycznych.

W innych dziedzinach techniki, gdzie wytworem końcowym jest produkt materialny, a nie, jak w informatyce, produkt niematerialny (program komputerowy), projekt open source ma już znikome szanse powodzenia. W przypadku produktów niematerialnych mamy bowiem podświadomą tendencję do oczekiwania, że produkty te powinny być darmowe lub tanie, ponieważ pracy, która została włożona w ich powstanie, nie widać. Z kolei w przypadku produktów materialnych, takich jak maszyny, żywność, ten końcowy produkt widzimy i jest dla nas naturalne, że nie może być bezpłatny. W tej sytuacji prawdopodobieństwo, że świat przyszłości powszechnie zaakceptuje open source nie tylko w informatyce, ale również w innych dziedzinach życia, jest znikome. Koncepcja ta prawdopodobnie pozostanie ograniczona do zamkniętych środowisk entuzjastów oprogramowania, gier, astronomii, lotnictwa, motoryzacji etc., nie wywierając jednak znaczniejszego wpływu na dominujący styl działania społeczeństwa przyszłości w zakresie wykorzystania wiedzy.

Samobójczy patent

Czy w takim razie prawie pewna porażka open source, czy też inaczej metody dawania, oznacza pewny sukces patentowania? Raczej nie. System patentowania przez kilkaset lat zapewniał ochronę praw twórców, a jednocześnie przynosił ewidentne korzyści całym społeczeństwom. Jednakże już obecnie w wielu dziedzinach techniki system patentowy zapewnia jedynie niewielką ochronę praw twórców oraz przynosi jedynie minimalne korzyści dla społeczeństwa. Za lat kilkanaście w wielu dziedzinach techniki zalety patentowania znikną najprawdopodobniej całkowicie.

Występuje kilka głównych przyczyn coraz większego ograniczenia przydatności metody patentowania. Pierwszą jest to, że świat przyśpieszył. Na początku XX wieku kilkuletnie oczekiwanie na patent nie miało większego znaczenia. Proces wdrażania produktu był znacznie dłuższy. Obecnie przez okres kilku lat, na bazie informacji ujawnionej w zgłoszeniu patentowym, obca firma może zbudować nowy produkt, zdobyć rynek, zarobić i zmodyfikować produkt tak, aby patent go już nie obejmował.

Druga przyczyna ograniczenia przydatności patentowania ma źródło w tym, że świat stał się globalną wioską. Dla zapewnienia ochrony produktu firmy operujące w skali globalnej powinny uzyskać patenty w wielu krajach świata, co znacznie podnosi koszty patentowania i ogranicza jego efektywność ekonomiczną.

Trzecią przyczynę widzę w tym, że środek ciężkości gospodarki światowej przesuwa się coraz bardziej na Daleki Wschód. System patentowy i pojęcie własności intelektualnej są generalnie wytworem cywilizacji zachodniej. System ten został w pełni zaakceptowany przez Japonię, w dużej mierze również przez Koreę Południową. Jednakże w zdecydowanej większości krajów azjatyckich, w tym w Chinach, proces patentowania jest postrzegany jako niesprawiedliwy, narzucany przez kraje zachodnie dążące do zapewnienia sobie dużych zysków bez realnej pracy. W tej sytuacji społeczeństwa tych państw w większości nie respektują patentów, czy też szerzej: pojęcia własności intelektualnej. Tak więc patent zwykle nie zapewnia praktycznie żadnej ochrony, a wręcz przeciwnie – stwarza poważne zagrożenie dla firmy, która rozpoczęła proces patentowania.

Wyścig innowacji

Autor tego artykułu prezentuje powyższe wnioski dzięki własnym doświadczeniom z pracy w firmie high−tech, produkującej drogą aparaturę pomiarową, dla której region Dalekiego Wschodu jest bardzo ważny. Mogłaby ona wystąpić z wnioskami o kilkadziesiąt patentów związanych z tym sprzętem. Jednakże byłoby to praktycznie samobójstwem, ponieważ doprowadziłoby do powstania konkurencyjnej firmy chińskiej. Zapewnienie konkurencyjności przedsiębiorstwa względem większych i znanych firm zachodnich jest bardzo trudne, lecz wciąż możliwe, natomiast potencjalna konkurencja chińska mogłaby okazać się zabójcza. Obecny system patentowy nie zapewnia żadnej ochrony niewielkiej krajowej firmie high−tech, produkującej drogie niskoseryjne produkty high−tech, przeznaczone na rynki azjatyckie.

Duże globalne przedsiębiorstwa oferujące produkty przeznaczone na masowy rynek są zdecydowanie mniej wrażliwe na wady współczesnego systemu patentowania. Takie firmy są w stanie wymusić na całym świecie respektowanie swoich patentów przez najbliższe dziesięciolecia. Niemniej jednak znaczna cześć mniejszych firm sektora high−tech będzie musiała w najbliższej przyszłości wypracować model działania nieoparty na systemie patentowania, jeśli chcą efektywnie działać w skali globalnej.

Autor tego artykułu nie uważa, że zna jedyną prawidłową odpowiedź na pytanie, jak taki sposób działania w erze postpatentowej powinien wyglądać. Prawdopodobnie jednak przyszły model działania większości firm high−tech będzie w dużej mierze oparty na wymuszonej koncepcji dawania i zwiększonym tempie innowacji. To znaczy firmy high−tech będą zmuszone dzielić się przynajmniej częścią swojej wiedzy zarówno z potencjalnymi klientami, jak i z konkurentami. Dzielenie się wiedzą z potencjalnymi klientami jest korzystne, ponieważ zwiększa zaufanie klientów i prestiż firmy, ale jednocześnie ułatwia konkurentom wykorzystywanie rozwiązań technologicznych firmy. Aby zminimalizować efekt wykorzystania publikowanych rozwiązań technologicznych przez konkurentów, firmy high−tech będą musiały zwiększyć swoją innowacyjność, tak aby publikowane informacje już wkrótce stały się przestarzałe. Jeżeli zaprezentowana hipoteza o modelu działania przyszłych firm high−tech jest prawdziwa, oznacza to, że świat przyszłości jeszcze silniej przyśpieszy i będzie jeszcze bardziej innowacyjny niż świat obecny.

Prof. dr hab. inż. Krzysztof Chrzanowski, specjalista w dziedzinie metrologii optoelektronicznej, twórca polskiej firmy high-tech Inframet, pracownik Instytutu Optoelektroniki Wojskowej Akademii Technicznej, członek Rady Polskiej Izby Gospodarczej Zaawansowanych Technologii.