Kilka słów o kategoryzacji jednostek

Jerzy Szwed


Na wstępie chciałbym odpowiedzieć na naturalne pytanie, dlaczego w przeddzień wejścia pakietu ustaw o nauce (1 października 2010) Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego przystępuje do kategoryzacji jednostek naukowych wedle starej ustawy. Odpowiedzi należy szukać właśnie w nowym pakiecie, a dokładniej w ustawie o finansowaniu nauki. Wprowadza ona nowy system oceny jednostek, zakładający, obok oceny parametrycznej, bezpośrednie wizytacje jednostek przez nowo tworzony Komitet Ewaluacji Jednostek Naukowych (KEJN). Biorąc pod uwagę, że do odwiedzenia i oceny będzie ponad 1000 jednostek, nietrudno się domyślić, że proces ten może potrwać 2 do 3 lat. Oznaczałoby to, że od ostatniej kategoryzacji upłynie 7−8 lat i to w sytuacji, gdy wiele jednostek uległo przekształceniom, podziałom, konsolidacji itp. Dłużej odkładać kategoryzacji po prostu nie możemy.

Rozporządzenie w tej sprawie jest już gotowe, można je obejrzeć na stronie internetowej ministerstwa. Wprowadzając modyfikacje próbowaliśmy przede wszystkim uściślić dotychczasowe, niejednoznaczne zapisy, takie jak podstawowe miejsce pracy czy liczba N, czyli liczba pracowników, którzy pracę naukową mają wpisaną w swoje obowiązki. Staraliśmy się nie dodawać nowych kryteriów oceny (z wyjątkiem nielicznych, mocno postulowanych przez środowiska naukowe czy artystyczne), jako że ocena sięga 5 lat wstecz. Zmieniona została jednak punktacja poszczególnych elementów oceny w kierunku, naszym zdaniem, bardziej zrównoważonych proporcji.

Historyk sztuki i patenty

Rozporządzenie wprowadza trzy rodzaje ankiet: wspólną do nauk humanistycznych i społecznych, wspólną do nauk ścisłych, technicznych i o życiu, i wreszcie, po raz pierwszy, całkowicie odmienną ankietę do dziedzin sztuki, w tym ostatnim przypadku wychodząc naprzeciw postulatom Konferencji Rektorów Szkół Artystycznych. W każdej z nich widać wyraźnie dwa różne „źródła dochodu” – podstawowe (publikacje, monografie) i stosowane (wdrożenia, patenty). W tej sprawie często słychać głosy, że pytanie np. historyka sztuki o patenty nie ma sensu, a tylko drażni. Rzeczywiście w skrajnych przypadkach tak jest, że jednak istnieją jednostki, i to w każdej z trzech ankietowanych grup, które czerpią z obydwu źródeł punktów. Dla pocieszenia dodam, że jako fizyk−teoretyk wpisuję w części „stosowanej” wielkie zero i staram się znosić to z godnością.

W wyborze kryteriów dominowała zasada, promowana przez Radę Nauki, aby brać pod uwagę elementy „rdzenne”, takie jak wspomniane już wielokrotnie publikacje, monografie, patenty czy oryginalne dzieła artystyczne. Stąd nieuwzględnienie czynników wtórnych jak nagrody, granty czy inne konkursy. Wyjątkiem są granty europejskie, które promujemy z dodatkowego powodu – Polska wciąż nie odzyskuje w tych konkursach kwot, które wnosi do Unii Europejskiej. Uwzględnienie tych grantów, i to z wysoką liczbą punktów, ma zachęcić do wzmożonych starań w tym zakresie.

Punktowane kryteria mają dwojaki charakter. Po pierwsze wkłady indywidualnych naukowców, takie jak publikacje, monografie, patenty, utwory artystyczne, a z drugiej strony takie, które świadczą o jednostce jako całości. Mam na myśli koordynowanie grantów europejskich, wydawanie znaczącego czasopisma naukowego czy posiadanie uprawnień do nadawania stopni. Nota bene, w tym ostatnim przypadku pozostaliśmy przy tym, być może zbyt stabilnym kryterium i nie zdecydowaliśmy się brać pod uwagę często postulowanej liczby obronionych doktoratów czy habilitacji, z obawy przed „przechodzeniem jakości w ilość”, czyli zalewem kiepskimi stopniami naukowymi.

O jedno „n” więcej

Rozporządzenie powiększa liczbę zgłaszanych publikacji bądź monografii do 3N. Za tą zmianą przemawiają: dłuższy okres oceny (5 lat) oraz chęć „rozciągnięcia stawki”; w niektórych grupach wiele jednostek zgłaszało 2N publikacji z najwyższej półki i trudno było je rozróżnić. Porządkujemy również problem wielokrotnych afiliacji oraz prac wieloautorskich. Wprowadzone zostają dla wszystkich badaczy: konieczność pisemnego określenia, w której jednostce składają swój dorobek naukowy oraz zakaz podawania tej samej publikacji w więcej niż jednej jednostce (to ostatnie wydawało się oczywiste, a jednak…). Nie ukrywamy, że jest to krok w kierunku zwalczania wieloetatowości, mamy zamiar iść w tej batalii konsekwentnie do przodu.

Problem prac wieloautorskich dotyczy niewielkiej grupy publikacji, ale w czasach, gdy pojawiły się grupy badawcze, liczące kilkaset lub kilka tysięcy autorów, wydające parędziesiąt prac rocznie, nie można go nie dostrzegać. Stąd odpowiednia regulacja w stosunku do prac podpisanych przez więcej niż 10 autorów.

I wreszcie kilka drobnych zmian, drobnych, bo dotyczących nielicznych jednostek czy naukowców: dodatkowe punkty za status Państwowego Instytutu Badawczego, za laboratorium akredytowane czy obniżenie progu finansowego w umowach badawczo−rozwojowych.

Najlepszych będzie mniej

Znaczącą nowością jest sposób podziału jednostek na kategorie. Poprzednia ocena umieściła w I kategorii 42 procent jednostek, a w I i II łącznie 73 procent. Patrząc na te liczby z zewnątrz można by sądzić, że jesteśmy w czołówce naukowej świata! Obecna kategoryzacja sugeruje umieszczenie w I kategorii do 30 procent jednostek, a w I i II łącznie do 50 procent. Mamy nadzieję, że wartości te będą wysycone w dyscyplinach stojących na światowym poziomie, a nie w każdej grupie jednorodnej. Jeśli już mowa o tych grupach – ich określenie nie jest wpisane w rozporządzenie, dyskusja nad ich utworzeniem jeszcze trwa, można się jednak spodziewać, że zwycięży koncepcja niewielkich zmian w stosunku do obecnego podziału. Dodać należy, że kategoryzacji podlegać będą wyłącznie całe jednostki, wymienione w ustawie o zasadach finansowania nauki; w przypadku uczelni oznacza to podstawowe jednostki organizacyjne, określone w statucie uczelni.

Jakie skutki niesie za sobą nowa kategoryzacja? Oczywiście przede wszystkim – finansowe. Już w tym roku przywróciliśmy, w pewnym stopniu, algorytmiczny rozdział funduszy na działalność statutową. W pewnym stopniu, bo z bardzo dużą, sięgającą 90 procent w przypadku instytutów PAN, stałą przeniesienia z poprzedniego roku. A zastosowany algorytm jest bardzo prosty i składa się z czterech czynników: rodzaju jednostki (PAN, JBR, uczelnia), kosztochłonności dyscypliny (wziętej z rozporządzenia o kosztochłonności studiów doktoranckich), liczby zatrudnionych N oraz właśnie kategorii jednostki. Skutki zauważyli przede wszystkim ci, których dotacja styczniowa była o kilka procent niższa niż ta ze stycznia 2009. Ale ten sposób rozdziału oznacza również, że druga grupa jednostek otrzymała dotację wyższą niż zeszłoroczna. Dzięki dużej stałej przeniesienia różnice są zaledwie kilkuprocentowe, jednak utrzymanie przez kilka najbliższych lat opisanej powyżej strategii, z pewnymi ulepszeniami (m.in. zamawiamy ekspertyzę, dotyczącą kosztochłonności dyscyplin), pozwoli na przywrócenie właściwych proporcji w tym strumieniu finansowym. Podkreślić należy, co filozofia nowego pakietu ustaw jasno określa, że ten rodzaj funduszy służyć ma do utrzymania ciągłości i gotowości do prowadzenia badań przez jednostki, natomiast prowadzenie zaawansowanych projektów naukowych czy wdrożeniowych wymagać będzie zdobycia funduszy w drodze konkursów, czy to w jednej z agencji finansujących (NCBiR, NCN), czy też z innych źródeł.

Kończąc ten nieco techniczny wywód, chciałbym podkreślić, że powodzenie reform to nie tylko zmiany ustawowe i odpowiednie rozporządzenia. Konieczny jest również znaczący wzrost nakładów na badania naukowe. Tylko równoczesne działanie obu tych czynników da nam szanse doścignięcia czołówki europejskiej. Mimo kryzysu, dokładamy starań, aby zrealizować tę strategię.