Plama na gronostajach
Kiedy 27 lutego br. w poznańskiej „Gazecie Wyborczej” ukazał się artykuł Piotra Żytnickiego Pisząc o etyce popełniła plagiat informujący o rozpoczynającym się niebawem w tamtejszym Sądzie Okręgowym procesie o plagiat z powództwa Jakuba Banasia, prezesa Fundacji Przedsiębiorczości i Etyki Biznesu w Krakowie, przeciwko prof. Aldonie Kameli−Sowińskiej, nikt nie przypuszczał, że oto na światło dzienne wyszedł kolejny skandal akademicki.
Sprawa zaczęła się 24 kwietnia 2009 roku, kiedy internautka „Sylwia”, po przeczytaniu publikacji Banasia Etyka w biznesie. Mówią mi, ciągle mówią, zamieszczonej na łamach czasopisma „Edukacja Prawnicza” (nr 7 (52) kwiecień 2003 r.), w komentarzu pod artykułem zamieściła wpis: „Kto jest właściwie autorem tego tekstu? Zamieszczam link do identycznego tekstu pod którym podpisał się ktoś inny. I co z tą etyką?”. Ten tekst (dziś już usunięty), Ogień i woda. Etyka i biznes, autorstwa prof. Aldony Kameli−Sowińskiej, był na stronie internetowej serwisu „E−rachunkowość”.
Jak opisał to 12 lutego br. Kazimierz Brzezicki na łamach poznańskiego portalu prawniczego „PoPrawny”, kiedy Jakub Banaś dowiedział się, że jego artykuł jest także wstępem do prac w czasopiśmie naukowym, to w październiku 2009 zażądał od autorki 75 tysięcy zł rekompensaty. Żądanie zostało odrzucone, aczkolwiek Pani Profesor wyraziła ubolewanie „za bezwiedne wykorzystanie kilku fragmentów jego artykułu” znalezionego „na jakimś blogu w Internecie, bez danych identyfikujących autora”, zapewniając, że nie zrobiła tego celowo ani naumyślnie. Zapożyczenia są niewielkie, bo 3448 znaków zamieszczonych w 38 wierszach tekstu (wchodzą na 1 i 1/4 strony – MW), dlatego uważa, iż żądane odszkodowanie nie jest adekwatne do jej czynu.
Rozprawa sądowa
Na taką odpowiedź okradziony autor skierował do Sądu pozew o ochronę swoich praw majątkowych, osobistych i autorskich. Reprezentujący go warszawski prawnik Jacek Jonek zażądał tym razem rekompensaty od Pani Rektor i jej uczelni, Wyższej Szkoły Handlu i Rachunkowości w wysokości 20 tys. zł oraz przeprosin na łamach „Gazety Wyborczej” i „Rzeczpospolitej”. Strony pozwane odrzuciły wszystkie żądania, „nie widząc jakichkolwiek cech przypisywanych plagiatowi, a żądania zaprzestania domniemanych naruszeń praw oraz podnoszone z tego tytułu roszczenia finansowe uważają za niedopuszczalne w majestacie prawa”.
Odbywająca się 19 marca br. rozprawa przyciągnęła duże zainteresowanie mediów i opinii publicznej. Prof. Kamela−Sowińska była ministrem skarbu w rządzie premiera Jerzego Buzka, a obecnie rektorem prywatnej Wyższej Szkoły Handlu i Rachunkowości w Poznaniu. Jest także profesorem zwyczajnym na Wydziale Zarządzania (dziekan: dr hab. Henryk Sobolewski) Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu, zatrudnionym na podstawie umowy o pracę w Katedrze Rachunkowości (kierownik: prof. dr hab. Wiktor Gabrusewicz).
Po krótkiej rozprawie sprawa została odroczona do 21 maja br., bowiem na wniosek pozwanych sędzia Izabela Korpka postanowiła sprawdzić, czy powód, Jakub Banaś, ma prawo domagać się zapłaty za naruszone majątkowe prawa autorskie (tzw. copyrights). Zwykle prawa te przy druku artykułów są automatycznie przeniesione na wydawcę. W tym wypadku jest nim Wydawnictwo C.H. Beck, które wydaje czasopismo „Edukacja Prawnicza”. Jak mnie tam poinformowano, nie zachowały się dokumenty sprzed 7 lat. Dlatego przewiduję, że jeżeli Jakub Banaś nie dysponuje kopią umowy wskazującej, że zachował prawa majątkowe, to z mocy ustawy o odszkodowanie za naruszenie praw autorskich może się ubiegać tylko wydawca.
Przepisane z Internetu
To nie polepszy sytuacji prof. Aldony Kameli−Sowińskiej, bowiem w wyniku nagłośnienia tej sprawy w mediach do Archiwum Nieuczciwości Naukowej przyszedł jej inny artykuł ze wskazaniem, że cały jego 7,5−stronicowy tekst jest oparty na dosłownych zapożyczeniach z Internetu. Po dokładnym sprawdzeniu okazało się, że rektor Kamela−Sowińska napisała metodą „kopiuj i wklej” wstęp do materiałów naukowych sympozjum Gospodarka a społeczeństwo informacyjne, które ukazały się drukiem w czasopiśmie „Zeszyty Naukowe 2008” WSHiR w Poznaniu, str. 7−15. Całość została przejęta bez jakiegokolwiek bibliograficznego odniesienia z tekstów innych autorów zamieszczonych w Internecie.
Pierwsza strona przepisana jest z tekstu mgr Anny Annety Janowskiej ze strony internetowej SGH w Warszawie, dwie następne strony tekstu przejęto z „Wikipedii”, kolejną przepisano ze strony internetowej Ośrodka Informacji ONZ w Warszawie, następna strona pochodzi z tekstów prof. Elżbiety Mączyńskiej, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego oraz profesor SGH w Warszawie, zaś dwie ostatnie strony przepisano ze „Ściągi” – serwisu przygotowującego i sprzedającego wypracowania dla uczniów szkół średnich (sic!).
Zdecydowałem się udostępnić te dane red. Piotrowi Żytnickiemu z „Gazety Wyborczej”. Przeprowadził on rozmowę z rektor Kamelą−Sowińską i 29 marca 2010 r. opublikował obszerny artykuł na pierwszej stronie w poznańskim wydaniu „GW”. Na pytanie dziennikarza, dlaczego tak się stało, kiedy „przecież każdy student wie, że trzeba zaznaczać cytaty i podawać źródła”, rektor odpowiedziała: „Tak, ale w pracy naukowej. A ja nie uważałam wstępu za pracę naukową! Ja tylko wprowadzałam w temat, dyskusja naukowa toczyła się na dalszych stronach. Podawałam rzeczy tak proste, wiedzę tak powszechną, że nawet nie musiałam jej specjalnie weryfikować. (...) Naprawdę, nie myślałam, by cytować źródło tak proste, jak Wikipedia czy Ściąga.pl”.
Wypowiedzi Pani Rektor wzburzyły internautów i pod artykułem „GW” jest ponad 200 komentarzy, w większości niepochlebnych. Moim zdaniem, odpowiedź taka dyskwalifikuje każdego nauczyciela akademickiego, a co dopiero profesora zwyczajnego poznańskiego Uniwersytetu Ekonomicznego i rektora prywatnej szkoły wyższej. Trzeba dodać, że prof. Kamela−Sowińska posiada dyplom magistra prawa, oprócz ukończonych magisterskich studiów ekonomicznych.
Już po pierwszej informacji prasowej minister Barbara Kudrycka poleciła na początku marca swojemu rzecznikowi dyscyplinarnemu, prof. Januszowi Strużynie z Akademii Ekonomicznej w Katowicach, wszczęcie dyscyplinarnego postępowania wyjaśniającego. Ministrowi przekazano też jednoznaczne dowody drugiego plagiatu.
Rektor Aldona Kamela−Sowińska nie odpowiedziała na e−mailowy apel niżej podpisanego, że ponieważ stanowisko rektora musi pełnić osoba nieskazitelna, to fakt popełnienia plagiatu powinien skłonić ją do niezwłocznej dymisji...
Pozostaje tylko z ciekawością obserwować, jak nasza nauka „sama się oczyszcza”, co też robią poznańscy studenci.
Wieści z Gdańska
Dosyć smutna sprawa toczy się obecnie na Wydziale Nauk Historycznych Uniwersytetu Gdańskiego, gdzie w grudniu 2009 r. powołano Komisję Habilitacyjną w celu oceny dorobku naukowego dr. Dariusza Dekańskiego. Jego monografia habilitacyjna Polskie środowisko toruńsko−pelplińskich mediewistów właśnie kończyła się drukować. Na przewodniczącego komisji dziekan Zbigniew Opacki powołał prof. dr. hab. Wiesława Długokęckiego, w którego Zakładzie Historii Powszechnej Średniowiecza pracował habilitant. Tego, moim zdaniem, absolutnie powinno się unikać, bowiem przewodniczący komisji habilitacyjnej ma wtedy konflikt interesów ze względu na naturalną chęć maksymalnej pomocy swojemu pracownikowi. Tutaj sytuacja była szczególna, bowiem dr Dekański jako dziecko zachorował na porażenie mięśni, które fizycznie uczyniło z niego inwalidę. Mimo poważnego kalectwa skończył historię oraz obronił 13 lat temu doktorat. Od kilku lat borykał się także z poważnymi problemami rodzinnymi i życiowymi, co nie pozwalało mu się koncentrować na przygotowywaniu habilitacji w sytuacji, gdy jego okres zatrudnienia na stanowisku adiunkta dobiegał końca.
Podczas zapoznawania się z pracą habilitacyjną dwaj członkowie komisji znaleźli liczne fragmenty tekstu, który ich zdaniem powstał z naruszeniem zasad dobrej praktyki naukowej. Wątpliwości dotyczyły faktu, że habilitant w niejasny sposób przedstawił swoje badania archiwalne. W związku z tym na posiedzeniu komisji padło wiele ostrych słów, bowiem prof. Długokęcki uznał żądanie prof. Marka Andrzejewskiego, aby dr Dekański poinformował, w których archiwach pracował, za wykraczające poza mandat członka Komisji Habilitacyjnej. Sprawozdanie komisji rekomendujące Radzie Wydziału otwarcie przewodu habilitacyjnego przeszło w głosowaniu 3: 2, przy czym dwie osoby go nie podpisały.
Podczas posiedzenia Rady Wydziału 29 stycznia br. atmosfera podobno była gorąca. Z zarzutami wobec habilitacji wystąpił prof. Błażej Śliwiński, twierdząc, że znalazł ok. 20 stron różnych zapożyczeń. Prof. Długokęcki uznał to za wyraz konfliktu osobistego. Zabrał wtedy głos prof. Andrzejewski informując, że i jego zdaniem praca jest nierzetelna, bowiem on odkrył dalsze zapożyczenia. Powiedział: „Tutaj nie jest uniwersytet afrykański (gdzie wszystko można przepchnąć – MW), tylko Uniwersytet Gdański (gdzie wymaga się rzetelności i pewnego poziomu naukowego – MW)”. Po tym emocje nie dały się już łatwo okiełznać... i kilku profesorów poczuło się mocno obrażonych. Szczególnie dotkniętym był prof. Długokęcki, który uznał, że kwestionuje się jego wieloletnią pracę zawodową i osobiście obraża, co zmusza go do złożenia skargi do rzecznika dyscyplinarnego.
Sytuację opanowano dopiero po wystąpieniu prof. Edmunda Kizika, który stwierdził, że zapoznał się z monografią. Pierwszy rozdział dotyczy XVIII wieku z historiografii Gdańska, na której on się zna. Łatwo więc odkrył, że rozdział jest napisany na podstawie biogramów Słownika biograficznego Pomorza, z żonglerką słowami i rozpisywaniem pozycji bibliograficznych. Stwierdził, że habilitant w bibliografii powołuje się np. na badane dokumenty z archiwum mennonitów w Merseburgu k. Halle. Jednak ono tam było tylko w czasach NRD−owskich, a po zjednoczeniu Niemiec przeniesiono je z powrotem do Berlina.
Po takim dictum dziekan, prof. Zbigniew Opacki, oznajmił, że wobec tylu zarzutów zmuszony jest zawiesić postępowanie habilitacyjne i musi sprawę zarzucanych nierzetelności skierować do rektora w celu zbadania przez rzecznika dyscyplinarnego. Ta decyzja, w mojej ocenie, jest problematyczna, bowiem rzecznik nie jest predestynowany do oceny takich spraw, nie będąc specjalistą z tej dziedziny. Co więcej, ocena prac naukowych należy do kompetencji Rady Wydziału, jeśli zatem Rada nie jest w stanie „urodzić” kilkuosobowej komisji, która by rzetelnie i ze znawstwem zbadała zarzuty, to dziekan powinien powołać recenzenta spoza Rady Wydziału.
Powyższa sprawa doprowadziła do głębokiego podziału na wydziale, gdzie część osób uważa, że ze względu na dramatyzm sytuacji życiowej dr. Dekańskiego o wiele łagodniej należy patrzeć na jego monografię i jej niedociągnięcia. Z kolei inni sądzą, że minimalny standard poziomu naukowego obowiązuje wszystkich i nie można od tego odstąpić, mimo współczucia dla skomplikowanej sytuacji życiowej habilitanta, którego tzw. trudny charakter dał się we znaki wielu osobom.
Dziwna sprawa
Oprócz tego Uniwersytet Gdański ma ciekawą i niecodzienną sprawę na Wydziale Filologicznym (dziekan: dr hab. Andrzej Ceynowa). Pojawił się zarzut, wysunięty przez prof. Marka Andrzejewskiego, że praca licencjacka dr Agaty Hofman (z domu Szumilewicz) Some aspects of individual teaching children and teenagers in computer assisted language learning, obroniona w 2002 r. w Kolegium Kształcenia Nauczycieli Języków Obcych UG, to w 40 procentach plagiat. Oskarżenie oparto na dokumentach, które za zgodą rektora udostępniło prof. Andrzejewskiemu Archiwum Główne uczelni. Ciekawostką jest fakt, że na egzaminie licencjackim członkiem komisji egzaminacyjnej był... ojciec ówczesnej licencjatki, nieżyjący dzisiaj dr Benedykt Szumilewicz.
Dr Hofman energicznie zaprzecza zarzutom plagiatu podkreślając, że inkryminowana kopia pracy różni się kilkoma słowami w tytule od tego, który ma ona wpisany do indeksu. Brak w niej jednego rozdziału, a spis treści kłóci się z rzeczywistą treścią pracy. Jej zdaniem jest to „fałszywka”, bowiem prawdziwa praca licencjacka była przechowywana w Archiwum Kolegium Nauczycielskiego. Z tego powodu złożyła doniesienie do prokuratury.
Sprawa jest bulwersująca, bowiem dr Hofman, pracująca w Pracowni Języka Angielskiego Zakładu Kształcenia Nauczycieli Języków Obcych UG, wiosną ubiegłego roku ubiegała się o otwarcie przewodu habilitacyjnego w 3 lata po doktoracie, który z kolei obroniła w 2 lata po magisterium. To się nie stało, bowiem uznano, że nie ma dostatecznego dorobku naukowego.
Rektor Bernard Lammek wznowił postępowanie administracyjne w sprawie licencjatu, jak również pracy magisterskiej (promotor: prof. dr hab. Maria Mendel), w której we wstępie jest przepisany dwustronicowy tekst bez odniesienia bibliograficznego. O postępach w toczących się przypadkach będziemy Czytelników informować.