Nauka dla rolnictwa
Wciąż brakuje pomysłów na zwiększenie konkurencyjności polskiego rolnictwa w dobie globalizacji i przy obecnej strukturze obszarowej gospodarstw. Wielu specjalistów uważa, że tradycyjna produkcja roślinna wymaga gospodarstw o powierzchni nie mniejszej niż 50 ha. Oznacza to, że może ona być prowadzona w Polsce na zaledwie 20 proc. gruntów ornych. W związku z tym za swoisty paradoks można uznać to, że główny wysiłek badawczy nauk rolniczych w Polsce wciąż jest ukierunkowany na tradycyjną produkcję roślinną, a jego potencjalnymi odbiorcami jest zaledwie 25−30 tys. największych gospodarstw. Tylko niewielka grupa badaczy podejmuje prace przydatne dla dominującej grupy małych gospodarstw, choć ich liczba przekracza 2 mln i obejmuje aż 80 proc. gruntów ornych.
Z żalem należy stwierdzić, że w obecnym dyskursie dotyczącym przyszłości wsi i rolnictwa dominuje poszukiwanie odpowiedzi na pytania „jak produkować”, zamiast „co produkować”. W rozważaniach nad przyszłością rolnictwa nasze „wahadło zdarzeń” osiągnęło skrajne położenie, gdyż rozważa się głównie problemy społeczne, kulturowe i ekologiczne, a zapomina się o celach ekonomicznych. Takie podejście prowadzi do „skansenizacji” polskiej wsi, zagraża podstawom egzystencji rolników i grozi upadkiem nieźle rozwiniętego przemysłu rolno−spożywczego.
Już niedługo minie rok od I Kongresu Nauk Rolniczych w Puławach. Było to niewątpliwie najważniejsze w ostatnich latach wydarzenie w naukach rolniczych. Dziw bierze, że trzeba było czekać aż 20 lat od początku przemian ustrojowych, o wcześniejszym okresie nie wspominając, aby podjąć dyskusję nad przyszłością polskiego rolnictwa i obszarów wiejskich oraz nad miejscem nauk rolniczych w modernizacji sektora rolno−spożywczego. Pomimo ogromnej skali przedsięwzięcia kongres był niezwykle sprawnie zorganizowany, za co należy pogratulować pomysłodawcom i organizatorom, czyli Ministerstwu Rolnictwa i Rozwoju Wsi oraz Instytutowi Uprawy, Nawożenia i Gleboznawstwa i Państwowemu Instytutowi Weterynaryjnemu w Puławach.
Warto się zastanowić nad wnioskami wypływającymi z puławskich obrad. W niniejszym artykule spróbuję odnieść się do wybranych problemów, w moim przekonaniu ważnych dla przyszłości nie tylko nauk rolniczych, ale również polskiego sektora rolno−spożywczego. Ze względu na ograniczoną objętość artykułu skoncentruję się na tradycyjnych funkcjach rolnictwa, polegających na produkcji żywności, pasz, surowców do przetwórstwa i surowców energetycznych.
Wszystkie ogniwa łańcucha
„Nauka – praktyce” to główne hasło kongresu, które przewijało się przez cały czas trwania obrad. Pomimo że przedstawiciele nauk rolniczych skupieni w szkołach wyższych, instytutach podległych MRiRW i PAN mieli okazję przedstawić swoje osiągnięcia, to przeważały opinie, że to zaangażowanie jest niewystarczające. Zapomina się jednak, że mamy w Polsce zapaść cywilizacyjną. Uważa się, że taki stan ma miejsce, gdy nakłady na naukę są niższe od 1 proc. PKB. Za cud można więc uznać fakt, że nauka w ogóle przetrwała. Dramatycznie niskie nakłady wywołały potrzebę daleko idących oszczędności. Ich konsekwencją było odejście od badań przydatnych gospodarce na rzecz niskobudżetowych prac o charakterze teoretycznym. Nastąpiło również przesadne rozdrobnienie tematyki badawczej, a wśród prac zaczęły przeważać bardzo wąskie przyczynki naukowe. Ponadto absurdalne kryteria oceny parametrycznej i dorobku naukowego nie sprzyjały i nadal nie sprzyjają podejmowaniu prac na rzecz gospodarki.
Wzmocnienie więzi z praktyką rolniczą i przedsiębiorcami jest niezbędne do lepszego poznania oczekiwań i kształtowania kierunków rozwojowych sektora rolno−spożywczego. Do tego celu potrzebne jest nie tylko wsparcie budżetowe, ale również zmiany obecnie obowiązujących kryteriów oceny parametrycznej jednostek i dorobku naukowego pracowników. Jeżeli więc chcemy, aby hasło „Nauka – praktyce” nie pozostało pustym porzekadłem, należy poszerzyć kryteria oceny parametrycznej o: wystąpienia podczas popularnych konferencji i seminariów, organizację pokazów i demonstracji, artykuły popularnonaukowe itp. Podkreślał to wielokrotnie prof. Janusz Haman twierdząc, że „działalność popularnonaukowa nie jest traktowana jako element kariery naukowej. Jeżeli byle jaki artykulik na kilka stron, wydrukowany w czasopiśmie naukowym – choćby bardzo kiepskim i w ogóle nie czytanym – jest przez Centralną Komisję zaliczany do awansu, a znakomita książka popularna się nie liczy” („Forum Akademickie” 1/1998). W obecnej sytuacji upowszechnianie wyników badań może świadczyć o zaniku instynktu samozachowawczego kierownika jednostki naukowej. Zatem żaden rektor i dyrektor, kierując się racjonalnymi przesłankami, nie zdecyduje się na wykorzystanie skromnych zasobów finansowych na przedsięwzięcia, które nie przyniosą określonej liczby punktów poprawiających pozycję jednostki w ocenie parametrycznej. Jeżeli więc oczekujemy poprawy sytuacji z tego zakresu, to należy skorzystać ze sprawdzonych wzorców. Dobrym przykładem jest system w USA, gdzie niemal każdy pracownik uniwersytecki zajmujący się naukami rolniczymi jest finansowany jednocześnie z trzech źródeł (research, education, extension).
Niewielu było również przedstawicieli doradztwa, a modernizacji wsi i rolnictwa nie da się dokonać przy pomocy słabo wynagradzanych pasjonatów, pozbawionych środków na podnoszenie swoich kwalifikacji i na programy wdrożeniowe. Obecna reforma wciąż nie przewiduje aktywnego udziału pracowników naukowych, co nie daje szans na osiągnięcie przez polskie doradztwo odpowiedniego poziomu merytorycznego. Choć z oczywistych powodów dobrego doradcy nie zastąpi nawet najlepszy profesor, to dla udrożnienia kanałów przepływu informacji powrót doradztwa do jednostek naukowych jest nieodzowny. Bez znajomości warunków i oczekiwań praktyki trudno o prawdziwie oryginalne pomysły, a bez tzw. doradztwa naukowego, będącego pierwszym ogniwem w łańcuchu wdrażania innowacji, transfer wiedzy do praktyki będzie mało skuteczny. Należy jednak mieć na uwadze, że służby doradztwa są kolejnym, ale nie najważniejszym ogniwem ułatwiającym docieranie naszych wyników badań do dziesiątków tysięcy rozproszonych odbiorców. Dominującą rolę w łańcuchu innowacyjnym zawsze odgrywali i będą odgrywać lokalni liderzy, a zaglądanie przez płot do sąsiada jest najstarszą i nadal najlepszą formą upowszechniania innowacji w rolnictwie. Dotarcie do pokaźnej liczby liderów w produkcji rolniczej i przetwórstwie wymaga użycia szerokiej gamy narzędzi służących upowszechnianiu wiedzy. Wśród nich są popularne konferencje i seminaria, pokazy i demonstracje, jak również artykuły i książki popularnonaukowe. Dlatego wciąż aktualne jest stare powiedzenie prof. Szczepana Pieniążka, że „rolnik nie wierzy w nic, co jest napisane, ale uwierzy w 10 proc. tego, co sam zobaczy i dotknie”. Stare zasady można adaptować do nowych warunków przy użyciu współczesnych narzędzi, jak choćby specjalistycznych portali internetowych i baz danych, komputerowych programów DSS (Decision Support System), a nawet popularnych SMS−ów.
Narodowa specjalność
Podczas kongresu podjęto najważniejsze problemy współczesnego rolnictwa, związane m.in. ze zmianami klimatycznymi i niedoborem wody, bezpieczeństwem żywnościowym, GMO, z potrzebą zachowania bioróżnorodności. Pomimo tego w kuluarach dawał się odczuć pewien niedosyt, gdyż pomimo oczekiwań nie uzyskano odpowiedzi na najważniejsze, w moim przekonaniu, pytanie o kluczowym znaczeniu dla praktyki: czym ma się zajmować polski rolnik, aby uzyskane dochody zapewniły utrzymanie jego rodzinie i wystarczyły na rozwój gospodarstwa?
Jeden z ważnych wniosków kongresu odnosi się do potrzeby zmiany mentalności opinii publicznej w zakresie postrzegania problemów wsi i rolnictwa. Dotyczy to nawet publicystów ekonomicznych. Wystarczy zajrzeć do codziennej prasy. Tomasz Wróblewski pisze: „Produkcja rolnicza stanowi zaledwie 3 proc PKB, ale… z rolnictwa wciąż żyje 14 proc. społeczeństwa, wytwarzając 2,8 proc. PKB, pozostając jednocześnie jedną z najsilniej dofinansowanych branż gospodarki” („Rzeczpospolita nr 214/8420 z 12−13.09.2009). Takie i podobne „aksjomaty” wyrażane przez publicystów i polityków spotyka się niemal codziennie. Są one bardzo szkodliwe społecznie i można ulokować je pomiędzy II i III grupą góralskich prawd według ks. prof. Józefa Tischnera. Świadczą one co najmniej o niewiedzy lub gorzej – o nieuctwie lub o braku umiejętności kojarzenia prostych faktów. Należy mieć bowiem na uwadze, że te 3 proc. to tylko wartość surowców rolniczych, a bez tych surowców nie może obejść się przemysł rolno−spożywczy, który jest największym przemysłem nie tylko w Polsce, ale również na świecie. A udział żywności w całym naszym eksporcie to ok. 10 proc. i stale rośnie.
Uproszczeniem jest założenie, że poprawa struktury obszarowej gospodarstw rozwiąże problemy polskiego rolnictwa. Wzrost powierzchni gospodarstwa nie zawsze wystarczy do osiągnięcia nowej jakości, bo o sukcesie decydują obecnie technologie i jakość zarządzania. Epoka, kiedy dawano bezwzględną przewagę gospodarstwom dużym obszarowo, już minęła, na co podczas kongresu wskazywał prof. Andrzej Kowalski (IER Warszawa). Potrzeba więcej technologii dostosowanych do małej skali. Przykładem jest produkcja ogrodnicza w Polsce, która choć prowadzona na zaledwie 3,4 proc. gruntów ornych, osiąga wartość dwukrotnie wyższą niż produkcja zbóż, mimo że są one uprawiane aż na ponad 60 proc. powierzchni zajmowanej przez produkcję roślinną. W Holandii wartość produkcji owoców, warzyw i kwiatów w 2007 roku stanowiła 3/4 całej produkcji roślinnej i stale rośnie.
Dzięki bliskiej współpracy z nauką Polska z kraju zacofanego w produkcji ogrodniczej stała się największym w Europie producentem owoców strefy klimatu umiarkowanego i światowym liderem w produkcji porzeczek i wiśni. Zajmuje również pierwsze miejsce w Europie w produkcji kapusty i marchwi. Można więc z dużym przekonaniem stwierdzić, że produkcja owoców, warzyw i kwiatów stała się naszą narodową specjalnością, a dostępny potencjał jest jeszcze daleki od pełnego wykorzystania.
Obok roślin ogrodniczych możliwy jest rozwój uprawy roślin niszowych o dużej wartości (tzw. High Value Crops) do produkcji czystych biomateriałów, fitofarmaceutyków i suplementów diety, które mogą być znaczącym źródłem przychodów nawet dla niewielkich gospodarstw (3−6 ha). Należy również rozwijać produkcję towarową nowych gatunków roślin o dużych walorach odżywczych i zdrowotnych. Choć takie kierunki zostały uznane za priorytetowe w VII Programie Ramowym UE, to zajmujemy się nimi w niewielkim zakresie.
Sieć agroinżynierów
W nowej sytuacji rośnie znaczenie nauki w kreowaniu pomysłów, gdyż rozwój zaawansowanych technologii wymaga licznych zespołów i warsztatu naukowego wspieranego przez specjalistów również z dziedzin pozarolniczych. Nie służy temu zamykanie się środowisk w ramach dyscyplin naukowych, co utrudnia dyskusję nad nowymi pomysłami, ważnymi dla rozwoju sektora rolno−spożywczego. Dlatego wciąż aktualne pozostają słowa cytowanego już prof. Janusza Hamana, że „to, co najciekawsze w nauce, powstaje na styku dyscyplin i dziedzin naukowych”. Zatem do kreowania prawdziwie oryginalnych pomysłów niezbędne jest udrożnienie kanałów przepływu informacji pomiędzy dyscyplinami i jednostkami badawczymi.
Badania podstawowe czy stosowane? To częste, ale jednocześnie źle stawiane pytanie. W związku z potrzebą realizacji strategii lizbońskiej tylko pozornie rośnie znacznie badań stosowanych. Wbrew często powtarzanym opiniom, w projektach na rzecz gospodarki niezbędne są również badania podstawowe. Uzupełnienie brakujących ogniw w opracowywanych technologiach wymaga bowiem zaawansowanego warsztatu naukowego i metod analitycznych charakterystycznych dla tej grupy badań.
Warunkiem wstępnym, poprzedzającym określenie celów i zakresu nowych przedsięwzięć, jest dobra znajomość aktualnych tendencji rozwoju nauki i potrzeb praktyki oraz szeroka dyskusja. Szczególnie odczuwa się brak miejsca na dyskusję naukową będącą nieodzownym składnikiem kreowania nowych pomysłów. Podczas większości konferencji nie wystarcza czasu nawet na pytania, o dyskusji nie wspominając.
W związku z tym pod patronatem Komitetu Techniki Rolniczej PAN została utworzona w 2008 roku Sieć Naukowa Agroinżynieria dla zrównoważonego rolnictwa, przemysłu rolno−spożywczego i obszarów wiejskich (AgEngPol). Koordynatorem Sieci jest ISK, a w jej skład wchodzi 13 jednostek naukowych (w tym 7 uniwersytetów rolniczych, 2 politechniki, 3 instytuty resortowe i instytut PAN). Sieć, obok pogłębiania współpracy i koordynacji wysiłku badawczego w celu bardziej efektywnego wykorzystania istniejącej infrastruktury i zasobów intelektualnych, podejmuje również próby stymulowania działalności innowacyjnej w sektorze rolno−spożywczym. W tym celu zorganizowano w 2009 roku 2 seminaria informacyjne i 5 szkół letnich pod hasłem Agroinżynieria gospodarce (patrz: www.AgEngPol.pl). Ich efektem, tylko w 2009 roku, jest ponad 50 pomysłów na projekty ważne dla podniesienia konkurencyjności polskiego sektora rolno−spożywczego.
Wzmocnić potencjał
Pracownicy mają związki zawodowe, inżynierowie organizacje zawodowe, przedsiębiorcy organizacje pracodawców, a kto reprezentuję naukę? Bynajmniej nie chodzi tu o związek zawodowy zabiegający o interesy socjalne pracowników naukowych, lecz o możliwości oddziaływania środowiska naukowego na rozwój gospodarczy i kulturalny kraju. Nasze polskie wahadło znowu znajduje się w skrajnym położeniu, a administracja realizuje jedynie słuszną zasadę, że „nauka jest zbyt poważną sprawą, aby oddać ją naukowcom”. Obecne możliwości oddziaływania środowisk naukowych na rozwój kraju doskonale obrazuje skład Komitetu Monitorującego PO IG, w którym na ponad 30 członków reprezentujących stronę rządową, samorządową i różnego rodzaju partnerów społecznych znajduje się tylko 3 przedstawicieli środowisk naukowych. Na efekty nie trzeba długo czekać, bo zamiast racjonalnie wykorzystywać fundusze strukturalne na wspieranie rozwoju nowych technologii do gospodarki, większość środków przeznaczamy na dotacje. Czyli zamiast dawać „wędki”, rozdajemy „ryby”. W efekcie obserwuje się coraz częstsze przypadki przeinwestowania gospodarstw rolnych, co w końcowym efekcie prowadzi do spadku zamiast wzrostu ich konkurencyjności.
Aby odsunąć środowiska naukowe od rzeczywistych problemów, organizuje się nam od czasu do czasu „igrzyska”, napuszczając na siebie różne środowiska według starej zasady divide et impera. Kiedyś obiektem nagonki były JBR−y. Nie ulega wątpliwości, że wiele z nich należało już dawno zlikwidować, ale gdy przyszło do strategii lizbońskiej, to się okazało, że są one najlepiej przygotowane do realizacji tego zadania. Teraz kolej na instytuty PAN, choć należą one do najlepszych krajowych jednostek naukowych. Zgorszenie budzi fakt, że publicyści, a nawet osoby należące do establishmentu naukowego, doszukują się „postsowieckich” korzeni PAN, gdy powszechnie wiadomo, że sięgają one Stanisława Staszica, Towarzystwa Naukowego Warszawskiego i przedwojennej Polskiej Akademii Umiejętności.
W obecnej kryzysowej sytuacji gospodarki światowej i zapaści nauki w Polsce nie stać nas na jałowe spory. Potrzeba nam wzmocnienia potencjału intelektualnego przez pozytywistyczną pracę u podstaw oraz bliższej współpracy z praktyką, środowiskami inżynierskimi i organizacjami rolniczymi. A nowe interdyscyplinarne pomysły ważne dla rozwoju polskiej gospodarki pojawią się same.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.