Język, którym nas karmią

Piotr Müldner-Nieckowski


Znów redaktor tak poprawił mi tekst, że ręce opadają. Mam z tym kłopoty niemal codziennie, bo stale coś piszę do prasy. Niektóre poprawki są szczególnie dotkliwe. Boli mnie, kiedy poprawne „wszem wobec” pewna osoba zmienia na niepoprawne „wszem i wobec”. Dlaczego to robi? Nikt jej nie prosił, mogła zapytać albo zajrzeć do słownika. Ale nie, ona ma swój język, nie gęsi. Pierwotna, królewska forma tego wyrażenia brzmiała „Wszem wobec i każdemu z osobna, komu to wiedzieć należy...”, ale dzisiejsze media prostacko zostawiły z niej tylko początek, a że po takim zabiegu nic nie mieściło się w rozumie, wstawiły „i” między „wszem” a „wobec”, żeby przynajmniej lepiej się wymawiało.

Podobnie miałem, w innej redakcji, z „języczkiem u wagi”, który został zmieniony na „języczek uwagi”. Do nazw miesięcy dopisano słowo „miesiąc” i w druku było już elegancko a oficjalnie: „w miesiącu maju”, „miesiąc październik”, „od miesiąca lutego”.

Dokuczliwe są rozstrzygnięcia interpunkcyjne typu „mimo, że” i „pod warunkiem, że”, tym bardziej że w dwóch kolejnych korektach z uporem zmieniałem lokalizację przecinka i wstawiałem go przed tymi wyrażeniami. Spójniki złożone są związkami frazeologicznymi ciągłymi, których składników nie można niczym rozdzielać, nawet przecinkiem. Warto również wiedzieć, że niektóre formy kształtowo identyczne z takimi frazeologizmami, nie zawsze nimi są (np. „dlatego że” i „dlatego, że”). Rozróżniania tych sekwencji powinna uczyć szkoła na poziomie gimnazjum, kiedy dzieci poznają sposoby rozumienia tekstu.

Dobry język jest wypierany przez zły, staranny przez potoczny, a potoczny przez bełkot z blokowisk. Równia pochyła. Byle wyrażać się jak najkrócej i „najbliżej ludu”. Skrótowość wypowiedzi, nie zawsze uzasadniona oszczędnością miejsca, sięga dalej. Publicyści mówią na przykład „osiemdziesięciolatek” zamiast „mężczyzna osiemdziesięcioletni”, mimo że cząstka „−latek, −latka” dotychczas odnosiła się wyłącznie do ludzi młodych i jest bardzo potoczna. Uznano jednak, że czas na zmiany.

Odżywają, zdawałoby się już wytępione, kwieciste pleonazmy typu „akwen wodny” (poprawnie „akwen”), „dążyć do osiągnięcia celu” („dążyć”), „emigrować za granicę” („emigrować”), „eliminować całkowicie” („eliminować”), „mimika twarzy” („mimika”), „obcy najeźdźca” („najeźdźca”), „ówczesne czasy” („owe czasy”, „tamte czasy”), „poprawiać się na lepsze” („poprawiać się”), „fakt autentyczny” („fakt”), „stuletnia rocznica” („setna rocznica”), „prawosławie obrządku wschodniego” („prawosławie”), „samodzielny lider” lub „samotny lider” (najczęściej w wersji „zupełnie samodzielny lider”, poprawnie „lider”), „sztuczna proteza” („proteza”) „wolny wakat” („wakat”), „zdążyć na czas” („zdążyć”), „zaspa śnieżna” („zaspa”), „zabieg operacyjny” („zabieg” lub „operacja”), „zapamiętywać na pamięć” („zapamiętywać”), „zły nałóg” („nałóg”), „podskoczyć do góry” („podskoczyć”), „szpik kostny” („szpik”). To wypisy tylko z prasy okołoświątecznej, ale jakże są charakterystyczne dla całorocznej produkcji dziennikarskiej.

Frazę „Nie znam żadnych nowości” zmienia się na „Nie znam jakichkolwiek nowości”, podczas gdy słowo „jakikolwiek” znaczy „wszystko jedno który”, a antonimem słowa „wszystkie” jest „żadne”. Błąd jest tak powszechny, że musi zastanawiać, jaką ma przyczynę. Sądzę, że jest to banalny skutek dodawania się nieznajomości antonimii do ubóstwa słownikowego. Antonimia już dawno przestała wchodzić w zakres języka mediów. Słowa „wszystko”, „wszyscy”, „wszystek” w tym języku ani przeciwieństwa, ani zaprzeczenia nie mają. „Wszystko to nie obchodzi wszystkich urzędników ministerstwa”, mówi redaktorka w TVN24, akurat kiedy piszę te słowa. A powinna była powiedzieć: „Nic urzędników ministerstwa nie interesuje”. Jednak byłoby to zbyt proste i dlatego niegodne do wypowiadania.

Media mylą słowa, choćby „autorytatywny” z „autorytarnym”, „hermeneutykę” z „heurystyką” czy „obrożę” z „bransoletą”. Szczególnie śmieszy przykład ostatni, który wiąże się z informacjami o pozornych nowościach w więziennictwie i o realnym aresztowaniu Romana Polańskiego. Można odnieść wrażenie, że obroża (tu: elektroniczna) zsunęła się redaktorom z szyi na nogę.

Czytamy: „Kwas solny może doprowadzić do uszkodzenia wzroku – przekonuje lekarz pogotowia”. Wszystko w tym zdaniu jest pod względem językowym marne, ale najbardziej owo „przekonuje”, zwłaszcza że chodzi o oczywistość. Umieszczenie tego słówka w tekście przekonuje nas, że dziennikarz nie jest do końca przekonany o szkodliwości kwasu solnego. I słusznie, w dzisiejszym świecie wszystko jest możliwe, doktor mógł nakłamać. Kwas solny to substancja, którą obecnie trudno kupić w sklepach, a więc pan redaktor nie mógł osobiście stwierdzić prawdziwości tez lekarza. Wolał wypowiedź zrelatywizować, na wszelki wypadek, żeby nie być posądzonym o stronniczość i brak obiektywizmu – wszak właśnie z tym walczy kodeks etyki dziennikarskiej.

e-mail: piotr@muldner.pl