O roli nauki w tworzeniu prawa

Henryk Grabowski


Kiedy piszę ten tekst, toczy się procedura legislacyjna projektu ustawy o sporcie. Ma ona zastąpić obowiązującą dotychczas ustawę o kulturze fizycznej. Nim zostanie on opublikowany, będzie zapewne już po przysłowiowej herbacie. Wolno zatem zapytać, po co o tym piszę. Robię to, ponieważ wcześniej projekt ten był przedmiotem debaty na posiedzeniu plenarnym Komitetu Rehabilitacji, Kultury Fizycznej i Integracji Społecznej PAN, gdzie spotkał się z miażdżącą krytyką. W rezultacie powstał dokument zawierający apel o wstrzymanie procedury legislacyjnej projektu z gruntownym uzasadnieniem merytorycznym. Jako oficjalne stanowisko komitetu został on skierowany do prezydenta, premiera, marszałka Sejmu i Senatu, ministra sportu i turystyki, rektorów uczelni wychowania fizycznego, redaktorów czasopism branżowych oraz – w formie listu otwartego – do Polskiej Agencji Prasowej.

Choć treść stanowiska została przyjęta jednomyślnie, opinie na temat tego, czy przedstawiciele nauki powinni ingerować w tworzenie prawa, były podzielone. Zdaniem sceptyków, niezależnie od wagi argumentów, politycy zrobią i tak jak zechcą. Myślę, że sedno sprawy tkwi w pomieszaniu roli nauki i polityki. W państwie demokratycznym zadaniem polityki jest stanowienie prawa, a rolą nauki – oprócz tworzenia wiedzy – kształtowanie opinii. Politycy nie muszą, a nawet nie mogą, znać się na wszystkich dziedzinach rzeczywistości społecznej, dla której tworzą prawo. Mogą natomiast, a nawet powinni, korzystać z opinii ekspertów. Przedstawiciele nauki nie mogą się czuć odpowiedzialni za tworzenie złego prawa. Mogą natomiast, a nawet powinni, odpowiadać za zgodność wygłaszanych opinii ze stanem wiedzy.

W naukach empirycznych, dochodzących do uogólnień na drodze indukcji niezupełnej, żadna liczba prawdziwych przesłanek nie gwarantuje bezwzględnej prawdziwości wniosków. Dlatego imperatywem postawy naukowej jest sceptycyzm. Politycy, którzy o tym nie wiedzą, w dążeniu do zdobycia lub utrzymania władzy są raczej bezkrytyczni w ocenie swoich poglądów i pomysłów. Są to cechy wzajemnie się wykluczające. Dlatego tylko słabi naukowcy, z nielicznymi wyjątkami, uciekają do polityki, a marni politycy próbują się dowartościować stopniami i tytułami naukowymi.

Przedstawiciele nauki i polityki nie mogą się wzajemnie zastępować. Mogą natomiast mieć szacunek i zaufanie do uczciwości intencji, którymi się kierują. Komitet Rehabilitacji, Kultury Fizycznej i Integracji Społecznej spełnił swoją opiniotwórczą powinność w najlepszej wierze i w stu procentach. Co zrobią politycy – zobaczymy.