Koźmińscy. Cz. II Wielka powtórka

Cz. 2 Wielka powtórka Magdalena Bajer


„Kto wie, jak odpowiedziałby sobie na ten podstawowy dylemat Leon Koźmiński, gdyby nie to, że miał syna, wspaniałą żonę, bliskich przyjaciół, ogromną rzeszę studentów i liczne grono współpracowników”.

„Mądrość ukryta i skarb niewidzialny

Czemu te rzeczy służą: jedna i druga?”

I cytat z biblijnej Księgi Mądrości Syracha, i dalsze zdanie ze wspomnienia o mistrzu autorstwa Stefana Kwiatkowskiego (w książce Koźmiński. Patron Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Zarządzania, Warszawa 2004) mówią o tym, jakie bogactwo duchowe oraz intelektualne odziedziczył syn Leona Koźmińskiego, ale także, jak wielkie zeń wynikało zobowiązanie. Jego ojcu przypadło zadanie przechowania dorobku polskich nauk ekonomicznych przez zły czas narzuconej ideologii, która ten dorobek kwestionowała. Syn rozwija dzieło poprzedników w warunkach zupełnie nowych wyzwań zmieniającego się szybko świata.

Podstawowa rzecz

W domu państwa Koźmińskich od syna jedynaka wymagano przede wszystkim tego, by dobrze się uczył. Profesor junior wspomina to dzisiaj jako „rzecz podstawową i oczywistą”, tak samo, jak to, że rodzice „nie popychali w żadną stronę”. Religijni bez ostentacji, zabierali syna na niedzielne msze św., przykładem wpajając wierność przykazaniom. To o miłości bliźniego w ich pokoleniu inteligenci wypełniali poprzez ofiarną służbę sprawom uznanym za ważne dla ogółu, dla społeczeństwa. Prof. Leon Koźmiński zaraz po wojnie zaangażował się w odradzanie swojej uczelni i toczące się w atmosferze względnej jeszcze swobody dyskusje o jej profilu naukowym, zadaniach dydaktycznych i związkach z potrzebami odbudowującego się kraju.

Urodzony w 1941 r. w okupowanej przez Niemców Warszawie mój rozmówca świadome własnych pragnień życie rozpoczął w warunkach zupełnie innych niż jego ojciec. Mimo to poszedł ojcowskim śladem, choć uczelnię, o której tak wiele słyszał w domu – Szkołę Główną Handlową, komunistyczne władze przemianowały w roku 1949 na Szkołę Główną Planowania i Statystyki, przemieniając w ośrodek kształcenia biurokratycznych kadr centralnie planowanej gospodarki socjalistycznej. Przedstawiciele przedwojennego środowiska polskich ekonomistów, którzy tam pozostali, kontynuowali badania pod maskującymi ich treść szyldami. Pozbawieni wpływu na życie gospodarcze, mieli zapewne nadzieję, że ich uczniowie będą mogli kiedyś wykorzystać przekazaną im wiedzę.

Leonowi Koźmińskiemu, jednemu z filarów SGH, który w SGPiS wykładał, kierował katedrą (później, jako dyrektor naukowy, resortowym Instytutem Handlu Wewnętrznego), zależało na tym, by Andrzej studiował ekonomię, a dokładniej określając – zagadnienia przedsiębiorczości i zarządzania. Syn miał ochotę na Wydział Handlu Zagranicznego, ale temu ojciec „niepopychający w żadną stronę” mocno się sprzeciwiał. Dopiero po latach prof. Koźmiński junior dowiedział się, jak bardzo ten wydział był spenetrowany przez PRL−owskie służby specjalne.

Po maturze wybrał Wydział Handlu Wewnętrznego, choć nie było to dlań najwygodniejsze, gdyż funkcję dziekana pełnił akurat... Leon Koźmiński. Równocześnie studiował socjologię w UW, mając szczęście znaleźć się w kręgu uczniów Stanisława Ossowskiego, a po jego śmierci intelektualnego spadkobiercy prof. Stefana Nowaka, którego był pierwszym magistrem.

Rozpędziłem się...

Drogę naukową rozpoczął asystenturą w Katedrze Ekonomii Politycznej SGPiS, którą kierował Aleksander Wakar, wywodzący się z kręgów białej emigracji rosyjskiej, wybitny uczony, współtwórca szkoły polskiej ekonomii matematycznej. Dzisiejszy profesor zawdzięcza mu dobre przygotowanie metodologiczne, co było zasługą w epoce zwulgaryzowanego marksizmu, opłaconą koniecznością przywdziewania kostiumu w postaci hermetycznego języka wypowiedzi niezgodnych z obowiązującą ideologią. Trwałym dorobkiem szkoły Wakarowskiej pozostaje naukowy dowód całkowitej nieefektywności gospodarki socjalistycznej, która musiała doprowadzić do upadku systemu po wyczerpaniu wolnych zasobów.

Doktorat mój rozmówca zrobił mając niespełna 24 lata i mocne przekonanie „że trzeba jak najszybciej załatwić wszystkie formalności, czyli stopnie naukowe”. – A potem się rozpędziłem. Efektem rozpędu była praca habilitacyjna, prawie gotowa półtora roku później.

W 1967 r. umarł prof. Wakar, nie doczekawszy habilitacji syna swego przyjaciela, zarazem obiecującego ucznia. Dr Andrzej Koźmiński doznał przeszkód hamujących jego rozpęd na drodze formalnej kariery. Władze uczelni zgłaszały dwie obiekcje. Jedna dotyczyła młodego wieku kandydata do stopnia docenta (co mój rozmówca dzisiaj jest w stanie zrozumieć), druga była natury ideologicznej – w Katedrze Ekonomii Politycznej nie może nim zostać ktoś, kto nie jest członkiem partii. Cztery pozytywne recenzje pracy nie przeważyły szali, Andrzejowi Koźmińskiemu odmówiono dopuszczenia do kolokwium habilitacyjnego.

W 1967 r. wyjechał do Francji (nie jedyne odwzorowanie biografii ojca), gdzie udało mu się dostać pracę w Centre National de la Recherche Scientifique, najbardziej elitarnej instytucji naukowej. W niełatwych początkach znalazł pomoc dość licznej tam grupy Polaków (w tym byłych studentów swego ojca). Jak wspomina, mało brakowało, żeby został francuskim profesorem, temu jednak przeszkodził... ojciec. Prof. Leon Koźmiński przyjechał do Paryża w jakichś swoich sprawach i spotkawszy się z synem, srodze go zbeształ za taki pomysł.

Andrzej Koźmiński wrócił do kraju, gdzie sytuacja bardzo napięta i przygnębiająca okazała się dla niego pomyślna. Odwołanie od decyzji Rady Wydziału do ministerstwa przyniosło jej zmianę i skierowanie pana doktora do Łodzi. Tam w drodze kolokwium uzyskał habilitację na Wydziale Socjologiczno−Ekonomicznym UŁ, jak dziś mówi ze śmiechem, „niestety w ‘68 roku”, kiedy to władze mianowały docentami partyjnych uczelnianych ideologów.

W rodzimej uczelni przesunięto go do Katedry Zarządzania – akurat wtedy, gdy rozpoczęła się akcja przyznawania stypendiów Fulbrighta i Forda młodym badaczom zajmującym się problematyką zarządzania. Otrzymał Senior Fulbright Fellowship w uniwersytecie Carnegie−Mellon w Pittsburghu. Pracował tam wówczas jedyny laureat Nobla w tej specjalności, Herbert Simon, autor m.in. koncepcji ograniczonej racjonalności. – Miałem jeszcze to szczęście, że Departament Stanu zajmujący się stypendystami zafundował mi objazd wszystkich najważniejszych szkół biznesu w Stanach Zjednoczonych. Byłem w Stanfordzie, Harvardzie, MIT, Chicago i w UCLA.

Poszedłem tą samą drogą

W Ameryce narodził się pomysł stworzenia polskiej szkoły zarządzania, co wydawało się wtedy nierealne, jako że idea zawodowego menedżmentu była jeszcze słabo zakorzeniona nawet w europejskich krajach gospodarki rynkowej. W PRL miano do niej stosunek ambiwalentny. Ekipa gierkowska zerkała w tę stronę z ciekawością, choć nie bez ideologicznych podejrzeń.

W r. 1972 powstał Instytut Zarządzania w UW. Pierwsza tego rodzaju interdyscyplinarna placówka w bloku wschodnim zatrudniała prawników, ekonomistów, socjologów, psychologów. Andrzej Koźmiński przeszedł tam z SGPiS po powrocie ze Stanów. Presja ideologiczna już wtedy osłabła, stając się zestawem rytualnych wymogów, mógł więc tworzyć zespół badawczy – zalążek naukowej szkoły zarządzania. W tym okresie wyjeżdżał parokrotnie do Ameryki jako visiting professor różnych uniwersytetów (m.in. George Washington University w Waszyngtonie czy Duquesne University w Pittsburghu), nawiązując cenne kontakty.

W r. 1981, na fali solidarnościowej odnowy uczelni, prof. Koźmiński junior został wybrany na dziekana Wydziału Zarządzania UW. Druga kadencja (1984−87) była jeszcze cięższa niż ta naznaczona stanem wojennym, ale udało się obie przetrwać bez strat, mimo aktywności na wydziale wielu zaangażowanych opozycyjnie młodych ludzi.

Celem podróży naukowych stała się w latach 80. Francja, gdzie mój rozmówca wykładał regularnie przez szereg lat w uniwersytecie w Orleanie, gdzie także wiele publikował. W roku 1987 znów znalazł się w Stanach, a w latach 1990−96 każdego roku przez jeden semestr pracował w UCLA.

Pomysł własnej szkoły zarządzania dojrzewał pośród tych rozlicznych zajęć w różnych miejscach świata i od początku był paralelą niegdysiejszej genezy SGH (szkoła tymczasem odzyskała dawną nazwę), którą jej twórca Bolesław Miklaszewski powołał z tzw. kursów Zielińskiego, rodzaju studiów podyplomowych. – Była to postać legendarna w naszym domu i postanowiłem pójść dokładnie tą samą drogą.

Pierwszym krokiem była Międzynarodowa Szkoła Zarządzania, oferująca program MBA (Master of Business Administration), pierwsze tego typu studia w Europie Środkowowschodniej (istnieją do dzisiaj w ramach uczelni). W maju 1993 powołano do życia Wyższą Szkołę Przedsiębiorczości i Zarządzania. W czerwcu tego samego roku zmarł prof. Leon Koźmiński.

Jego potomek, sukcesor ojcowskich idei, jak już wiemy, zwykł się rozpędzać w pracy naukowej i w działaniu (wcześnie został profesorem zwyczajnym i członkiem PAN oraz wielu krajowych i zagranicznych towarzystw naukowych). Uczelnia, którą stworzył, szybko zyskiwała kolejne uprawnienia ministerialne – magisterskie, doktorskie, habilitacyjne, pomnażała liczbę kierunków kształcenia. Dzisiaj są to: zarządzanie, finanse, administracja, socjologia, prawo, europeistyka i ekonomia. Ma ok. 200 pracowników naukowych. Zyskała bardzo dobrą markę wśród polskich szkół wyższych i cieszy się niezmiennie dużą liczbą kandydatów na studia.

W tym roku akademickim (po uzyskaniu kolejnych uprawnień do doktoryzowania) władze zmieniły nazwę uczelni na Akademię Leona Koźmińskiego. Na pytanie, czy spełnił pragnienie ojca i zrealizował jego niespisany testament, jej twórca odpowiada, że zrobił to, co ojciec mu przedstawił podczas rozmowy w Paryżu niemal pół wieku temu, jako niezbywalny patriotyczny obowiązek. Naturalnie, dzieło nie jest ostatecznie skończone i wymagać będzie zawsze ofiarnego trudu wszystkich, którym zależy na przysporzeniu Polsce dobrze wykształconych specjalistów różnych dziedzin, zdolnych do służenia gospodarce i państwu.

Andrzej Koźmiński jest od początku, czyli od 1993 roku, rektorem ALK, ale powiedział mi, że zechce po zakończeniu obecnej kadencji rektorskiej w 2011 roku przenieść się do rady powierniczej, pozostawiając codzienne kierowanie akademią swoim młodszym współpracownikom. Przed 10 laty pożegnał się (nie bez żalu) z Uniwersytetem Warszawskim, chcąc uniknąć konfliktu interesów i nie wykłada już za granicą. Całą działalność naukową i dydaktyczną koncentruje w Akademii Leona Koźmińskiego, gdzie kieruje Katedrą Zarządzania i gdzie wypromował wielu doktorów. Ciągle dużo publikuje, zarówno w kraju, jak i za granicą.

Absolwenci ALK długo jeszcze będą znajdować atrakcyjną pracę, a tym, którzy zdecydują się na drogę naukową, nie zabraknie tematów badań. Pytałam pana rektora, co stanowi dzisiaj problem centralny czy też główne pytanie w szeroko traktowanej ekonomii. Usłyszałam, że jest to związane z obecnym kryzysem pytanie, jaką rolę ma pełnić państwo narodowe w kształtowaniu procesów gospodarczych i społecznych. Nie ma teorii, która wyjaśniałaby istotę tego, co się dzieje – zostanie zapewne napisana ex post.

Gospodarka rynkowa i demokracja mają zdolność przekształcania się, której pozbawiony był system panujący w naszej części Europy po wojnie. Dla ekonomistów czas obecny, niosący kłopoty państwom i społeczeństwom, jest czasem wyzwań. Obserwują stawanie się czegoś nowego, ale są w tym ograniczeni przez przyswojone uprzednio doktryny czy to liberalizmu, czy etatyzmu. A być może nastąpi jakaś synteza obu, powiada pan prof. Koźmiński. Chciałby kształcić studentów ponad tymi ograniczeniami i wie, że to trudne zadanie jest powinnością przynależną do jego rodzinnej i naukowej schedy.