Toksyczne życie

Waldemar Tłokiński


Społeczna debata nad stanem i perspektywami szkolnictwa wyższego w Polsce konsekwentnie skręca w stronę katastroficzną, by na tym kierunku szukać uzasadnień do koniecznych gruntownych zmian, wyprowadzenia naszej akademickości z zapaści, a stworzenia warunków do kształcenia geniuszy. Wpisuje się to w naturę Polaków, nasączoną krytykanctwem, biadoleniem i fatalizmem rządzącym co ważniejszymi działaniami.

Ten ocean swoistości nie mógł ominąć polskiego życia akademickiego. Nie znaczy to, że stan polskiego szkolnictwa wyższego nie nadaje się do krytyki. Krytycznie jednak należy spojrzeć na zarzuty stawiane szkołom wyższym, a od dwudziestu lat szkołom niepublicznym w szczególności. Zarzuty te dotyczą głównie organizacji procesów dydaktycznych związanych z jakością kształcenia, posiadanej kadry akademickiej, sposobu przygotowania do życia zawodowego (konsumpcja dyplomu). Na boku zostawiam sprawy kariery akademickiej, badań naukowych, aktywności twórczej. Podnoszone w dyskusjach problemy wskazane wyżej zwykle artykułowane są w taki sposób, jakby to samo zło tkwiło w murach poszczególnych uczelni, a zamieszkujący je funkcyjni i pozostali nauczyciele akademiccy byli rozsiewcami tego zła. Stąd też nawet ewentualne sukcesy opatrywane są mianem toksycznych. Mój pogląd na te sprawy jest zgoła odmienny, a swoje stanowisko odnieść chciałbym do perspektywy polskiego szkolnictwa niepublicznego.

Nie broniąc wszelakich niekompetencji i niesumienności, czasem zwykłej nieuczciwości, nie godzę się, by całe szkolnictwo niepubliczne wrzucać do jednego worka nieszczęść. Polskie szkolnictwo niepubliczne to już przeszło 20 lat służby dla kraju, służby targanej ciągłymi zmianami i reformami, nowymi, nierzadko przeczącymi sobie wymaganiami i obligacjami. W takiej sytuacji upatrywanie wszelkiego zła i wstecznictwa w sposobie funkcjonowania uczelni niepublicznych, sposobie tkwiącym w uczelniach, jest niesprawiedliwe i nieuczciwe. Uważam, że główne zło, owa toksyczność, tkwi w niedobrym prawie i warunkach, które to prawo stworzyło. Jeśli uczelnie działały (i działają) zgodnie z prawem, a w ocenie niektórych działają beznadziejnie, to trudno sobie wyobrazić, by tworzone i prowadzone były przez samych kretynów, a nauczająca tam kadra dydaktyczna to same nieuki i nieroby. Istniejące wymagania i regulacje w zakresie polityki edukacyjnej w szkolnictwie wyższym prawie wcale lub słabo odnoszą się do ważnych spraw z perspektywy nie tylko sektora niepublicznego. Chciałbym ograniczyć się do kilku ilustracyjnych kwestii, w moim odczuciu ciągle niedostrzeganych, a ważnych.

Pierwsza kwestia to sposób interpretacji kształcenia o typie zawodowym. Istniejący obecnie podział nijak się ma do procesu bolońskiego. Już nawet doktoraty wciągane są do dyskusji o swym charakterze (naukowy czy zawodowy?). Sprawa ta się wiąże z niespójnością nazw kierunków studiów i dyscyplin naukowych. Ciągle dostrzegany jest wyraźny rozdźwięk między zajmowaniem się regulacyjnym dotyczącym struktury uczelni (mechanizmu) a jej funkcją (jakość kształcenia). Nienadążające za nowymi kierunkami studiów wykazy zawodów to kolejny problem w kwestii oceny skuteczności uczelni w przygotowaniu absolwenta do dalszego życia zawodowego.

Jako niezwykle pilna jawi się sprawa innej polityki finansowej. Obecna w krótkim czasie doprowadzi do likwidacji stacjonarnych form kształcenia w sektorze niepublicznym, co będzie niepowetowaną stratą, trudną do odrobienia. Kandydat na studia stacjonarne, spełniający formalne wymogi i pragnący się dalej uczyć, powinien mieć możliwość wyboru uczelni, a studia jego powinny być w takiej uczelni dofinansowane (zarówno w sektorze publicznym, jak i niepublicznym).

Kolejne sprawy to niedostrzeganie korzyści z istnienia masowych form kształcenia, co przypisuje się głównie sektorowi niepublicznemu. Owe formy masowego kształcenia otwierają drogę do wykształcania się coraz bardziej elitarnych form (zadanie dla uniwersytetów i dużych ośrodków akademickich). W tak rozumianej hierarchiczności obowiązywać winna zasada konkurencji, ona bowiem położy kres formom rachitycznym i nieudolnym.

A zatem: właściwe finansowanie, konkurencja i elitarność rozciągnięte na całą przestrzeń edukacyjną Polski winny być podstawą rychłego budowania strategii dla szkolnictwa wyższego, strategii zawierającej zarówno cele, jak i wartości. Taką strategię przygotowują wreszcie reprezentanci całego polskiego szkolnictwa wyższego, publicznego i niepublicznego (KRASP, KRZaSP i Fundacja Rektorów Polskich). W tych działaniach zawsze jednak przyświecać winna uczciwa odpowiedzialność za kierowanie rozwojem intelektualnym młodych pokoleń, rozwojem zależnym od zwycięstwa mądrych rozwiązań, odpowiadających duchowi tradycji akademickiej i nowoczesnych, przyszłościowych celów, niekoniecznie doraźnych względów politycznych. (...)

Pełny tekst w wydaniu drukowanym.