Student uczy się, bawi i pracuje

Marek Misiak


Ćwiczenia na I lub II roku dowolnego kierunku studiów. Prowadzący informuje grupę, że na kolejne zajęcia będą musieli przeczytać dwie dość obszerne książki lub przygotować wymagające sporego wkładu pracy zadanie. Na sali rozlega się chóralny jęk. Wówczas prowadzący mówi: „No przecież mają państwo czas”. Nie twierdzę, że należałoby okroić programy studiów czy spisy lektur. Chciałbym po prostu zwrócić uwagę na to, jak i gdzie pracują studenci. Przecież ci, którzy ukończyli studia wiele lat temu, mogą mieć dość mgliste pojęcie na temat tego, z czego żyją współcześni studenci i ile czasu poświęcają na pracę zarobkową.

Czemu studenci pracują? Motywacje można podzielić na dwie grupy: finansowe i związane z CV. Finansowe są trzy i oznaczają pozyskanie środków odpowiednio na: utrzymanie się w dużym mieście i opłacenie studiów (41 proc.), wakacje (23 proc.) oraz rozrywki i sprzęt elektroniczny (46 proc.). Motywacje pozafinansowe to: zdobycie doświadczenia zawodowego (19 proc.), rozpoczęcie już na studiach kariery (23 proc.) oraz zdobycie konkretnych, praktycznych umiejętności, przydatnych w różnych zawodach lub po prostu w życiu (15 proc.). Dane liczbowe zaczerpnąłem z ankiety przeprowadzonej w listopadzie i grudniu ubiegłego roku przez serwis www.infopraca.pl.

Pokolenie „nie mam czasu”

Praca na studiach kojarzy się najczęściej z marnymi zarobkami. Przy pracach dorywczych, fizycznych istotnie tak jest. Możliwe jest jednak zarabianie podczas studiów (i to nawet dziennych) ponad 3000 zł. Na takie dochody mogą liczyć osoby pracujące np. projektowo (informatycy, graficy, osoby zajmujące się fotografią, niektórzy lektorzy językowi, osoby związane z modą). Większość studentów ma jednak realne oczekiwania dotyczące płac – chcą zarabiać do 2000 zł. Studenci dzienni, po otrzymaniu intratnej propozycji pracy, przenoszą się często na studia zaoczne, dzięki temu mogą utrzymać dobrą pracę i wysokie zarobki. Gorzej, gdy skuszony perspektywą kariery i pieniędzy człowiek porzuca studia, bo po prostu nie ma na nie czasu. W wielu firmach spotkać można ludzi, którym jakimś cudem udało się jeszcze uzyskać absolutorium, ale termin złożenia pracy magisterskiej odkładali już kilkakrotnie i nie ma widoków na to, by w ciągu najbliższych kilku lat zdołali ją napisać. Jest to już sytuacja na pograniczu patologii, a co najgorsze – odpowiada za nią sam student.

Największym problemem, wynikającym ze zmiany modelu życia studentów, jest brak czasu. Jeśli ktoś łączy pracę ze studiami, a chce zarobić godziwe pieniądze, musi na tę pracę poświęcić odpowiednio dużo czasu. A uczyć się na zajęcia i kolokwia też kiedyś trzeba, a do tego zaliczyć wychowanie fizyczne i załatwić szereg codziennych spraw (choćby zakupy). W rezultacie studenci stają się pokoleniem „Nie mam czasu”.

Znakomitym polem obserwacji jest dla mnie działalność w organizacji charytatywnej. Z różnorakich badań wynika, że studenci są najaktywniejsi w działalności wolontariackiej, jednak liczba ludzi chętnych do pomocy potrzebującym jest mniejsza niż jeszcze 10 lat temu (wiem to od starszych działaczy różnorakich organizacji, którzy mają porównanie). Jeszcze dwa lata temu narzekałem na to na łamach „FA”, teraz jednak widzę, że od tej tendencji nie ma już odwrotu. Ważne, że są ludzie chętni do zaangażowań – jako osoba odpowiedzialna za wolontariat w mojej organizacji staram się dostosować szanse pomocy do możliwości czasowych moich wolontariuszy. Brak czasu można zaobserwować jeszcze w jednej sferze życia studentów – uczuciach. Piętnaście lat temu studenckie pary miały dla siebie znacznie więcej czasu (z wyłączeniem sesji), a osoby pracujące i mające dzieci zazdrościły im tego. Dziś sam znam pary, które, choć studiują w tym samym mieście, widują się raz w tygodniu, a kontaktują ze sobą głównie przez Internet i telefon. Bliska osoba staje się tylko jednym z punktów planu tygodnia, co niestety nie sprzyja trwałości związków. Dlatego też wiele osób przychodzi do duszpasterstw akademickich właśnie w celu znalezienia „drugiej połówki”. Jeśli ktoś ma czas na przychodzenie do duszpasterstwa, to jest również szansa, że będzie miał czas na normalny związek. (...)

Pełny tekst w wydaniu drukowanym.