W kolejce po tytuły

Beata Maj


Jeszcze kilka lat temu absolwent uczelni z dwoma tytułami magistra wzbudzał powszechny podziw. Drugi fakultet był synonimem wyjątkowych ambicji i zdolności. Dzisiaj studia na drugim, a niekiedy i trzecim kierunku podejmuje coraz więcej osób. Co sprawia, że studia dwukierunkowe stają się coraz powszechniejsze? Kto zyskuje na wyścigu po wiedzę i tytuły? Czy zjawisko to ma również drugą, mniej atrakcyjną twarz?

Skąd ten pęd?

O ogromnym zainteresowaniu studiami na drugim kierunku może świadczyć fakt ustalania przez uczelnie limitów osób, które mogą podejmować naukę na takich zasadach. W ostatnim czasie takie kroki podjął Senat Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. – Sama konieczność wprowadzenia ograniczeń świadczy o tym, że liczba chętnych przekraczała możliwości rzetelnego kształcenia na poszczególnych kierunkach – mówi mgr Marzena Pogorzelska, kierownik Działu Toku Studiów KUL.

Podobnie jest w innych uczelniach. O studia na drugim kierunku zabiegają humaniści, ale i studenci szkół o profilu technicznym. Zdarza się nawet łączenie polonistyki z... medycyną.

Anna Pełka studiuje na V roku informatyki i ekonometrii. W swej macierzystej uczelni – Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie – po trzech latach podjęła naukę na drugim kierunku. Wybrała administrację. – Studiowałam kierunek ścisły, chciałam również zdobyć wiedzę i umiejętności o charakterze humanistycznym – wyjaśnia. – Te kierunki uzupełniają się, myślę, że pracodawcy cenią dziś ludzi wszechstronnie wykształconych.

Podobnego zdania jest Ewelina, która obok pedagogiki studiuje animację kultury w Uniwersytecie Marii Curie−Skłodowskiej w Lublinie. Ona idzie jeszcze dalej – uczy się dodatkowo w Prywatnym Plastycznym Policealnym Studium Zawodowym. – Studiuję przede wszystkim dla własnej przyjemności i satysfakcji – zapewnia Ewelina. – Wiedza na pewno przyda mi się w pracy z dziećmi. Możliwe też, że wzmocnię swoją pozycję na rynku pracy.

To właśnie presja rynku i duża konkurencja wśród wykształconych absolwentów szukających pracy skłaniają młodych ludzi do studiów dwukierunkowych. To, co kiedyś było wyjątkowe, dziś nikogo nie dziwi: – To raczej norma, większość moich znajomych studiuje dwa kierunki – przekonuje Ewelina.

Osoby, które na co dzień zajmują się rekrutacją pracowników, przyznają, że aby dziś zdobyć dobrą posadę, trzeba starać się znacznie bardziej niż kilka czy kilkanaście lat temu. – Nie wystarczy już tytuł magistra i znajomość angielskiego – mówi Paweł Englicht z Firmy Doradczej Profesja Consulting. – Dziś potrzebujemy czegoś ekstra, czegoś, co nas wyróżni z tłumu młodych, wykształconych osób.

Drugi kierunek jest niewątpliwie takim atutem. Jednak tytuły to nie wszystko. Dla pracodawców równie istotne jest doświadczenie. Co ciekawe, wśród studentów dwóch kierunków można znaleźć i takich, którzy łączą zdobywanie wiedzy z pracą. – Pracodawcy bardzo chętnie decydują się na absolwentów dwóch kierunków, bo to oni bardzo często prócz dwóch dyplomów mają doświadczenie zawodowe, którego geneza sięga co najmniej półmetka studiów – uważa Paweł Englicht.

Eksperci od rynku pracy podkreślają, że zjawisko kształcenia na dwóch kierunkach nasiliło się w ostatnich latach również z tego powodu, że osoby ambitne, które chcą szybko awansować, mają spore kłopoty z konkurencją ze strony starszych kolegów. – Pokolenie 30− i 40−latków mocno „trzyma w garści” dobrze płatne, menażerskie stanowiska kierownicze i ani myśli oddawać je młodszym kolegom – mówi Paweł Englicht.

Taryfa ulgowa

Studia na dwóch kierunkach to ciągła walka z czasem. Studenci przyznają, że głównym problemem jest organizacja zajęć, a już istną ekwilibrystyką jest przebrnięcie przez sesję. Bartek, student hydrogeologii i geologii inżynierskiej w Akademii Górniczo−Hutniczej, studiuje również budownictwo w Politechnice Krakowskiej. – Taryfy ulgowej nie ma – kwituje. – Wykładowcy podchodzą do studentów, takich jak ja, bardzo różnie. Jeden doceni, drugi nie lubi ambitniejszych osób, trzeci zupełnie nie zwraca uwagi. Bartek przyznaje jednak, że druga uczelnia bywa przekonującym argumentem, jeśli chodzi o załatwianie spraw np. w dziekanacie.

Anna Pełka nie spotkała się z pobłażliwością w kwestii obecności na zajęciach, podkreśla natomiast elastyczność ze strony wykładowców i asystentów, jeśli chodzi o terminy zaliczeń czy egzaminów. – Często idą mi na rękę i umożliwiają uzyskiwanie zaliczeń np. w czasie konsultacji – mówi.

Różne doświadczenia ma na swoim koncie Ewelina. Docenia przychylne nastawienie wykładowców, ale wspomina też momenty rozczarowań: – Bywają osoby, które mają negatywny stosunek do tej kwestii i wszelkie prośby, np. o wyznaczenie innego terminu zaliczenia, rozpatrują na niekorzyść studenta. Jak mówią: „nie trzeba było dwóch srok za ogon łapać”. Przy naborze na drugą specjalność jeden wykładowca wypomniał mi, że zabieram miejsce w uczelni młodszym kolegom...

Dzikie studia

Studia na drugim kierunku podejmuje się za zgodą dziekana wydziału macierzystego i dziekana wydziału drugiego kierunku. – Student może podjąć drugi kierunek studiów po zaliczeniu I roku, jeśli osiągnął średnią ocen za ostatni rok co najmniej 4,0. Inne kryteria przyjęć oraz limit miejsc określają rady wydziałów i zatwierdza senat – mówi mgr Marzena Pogorzelska. – Osoba zainteresowana podejmuje studia od I lub II roku z obowiązkiem uzupełnienia różnic programowych.

Aby podjąć naukę na drugim kierunku, student musi złożyć podanie do dziekana drugiego kierunku. Ma ono być pozytywnie zaopiniowane (z poświadczeniem osiągniętej średniej) przez dziekana wydziału macierzystego. Decyzję o przyjęciu podejmuje dziekan. Student innej uczelni przechodzi analogiczną procedurę, różniącą się tylko tym, że ostateczną decyzję wydaje rektor. Kiedy kandydat otrzyma zgodę od obu dziekanów, składa podanie o indywidualny tryb studiów (ITS) lub indywidualną organizację studiów (IOS). Dzięki nim, pod okiem opiekuna naukowego, student może swobodnie układać plan, może liczyć na indywidualne ustalanie terminów egzaminów. „Dwukierunkowiec” ma nawet pierwszeństwo w wyborze grup na zajęciach, może liczyć na ułatwienia w ustalaniu terminów kolokwiów oraz zmiany w planie zajęć.

Ale obok tej formalnej ścieżki istnieje „dzika” droga zdobywania wiedzy i tytułów. Mimo że statuty uczelni nie dopuszczają możliwości studiowania równoległych kierunków już od pierwszego roku, studenci coraz częściej w taki właśnie sposób podejmują naukę – uczestniczą po prostu w rekrutacji na dwa kierunki jednocześnie. W takich sytuacjach nie ma mowy o pomocy uczelni lub specjalnym traktowaniu studenta przez wykładowców.

Zza katedry

Wśród podejmujących studia na drugim kierunku wykładowcy dostrzegają różne „typy” studentów. Dr Agata Seweryn, adiunkt w Katedrze Literatury Oświecenia i Romantyzmu w Instytucie Filologii Polskiej KUL, prowadzi zajęcia ze studentami polonistyki: – Część studentów podejmujących studia na drugim kierunku jest powodowana zainteresowaniami, pasjami naukowymi. Są jednak i tacy, którzy nastawiają się na to, by „zdobyć jak najwięcej papierków”, a niekoniecznie się czegoś nauczyć. Poważnym problemem jest oczywiście ta druga grupa osób, które – potraktowane pobłażliwie przez prowadzących – zasilą grono dyletantów.

Sami zainteresowani przyznają, że podczas sesji nie można się dobrze przygotować do wszystkich egzaminów, których bywa dziesięć czy więcej. Studenci muszą więc wybierać, do którego przedmiotu przyłożą się lepiej, a który sobie „odpuszczą”. Fakt – podobne dylematy mają i „zwykli” studenci, którzy bez większych wyrzutów sumienia część materiału traktują powierzchownie. Ale tu problem jest szerszy. Czy takie sytuacje nie wpływają na obniżanie poziomu w uczelniach?

Dr Agata Seweryn wspomina studentów teologii, filozofii i historii, którzy wybierali polonistykę jako drugi fakultet. – Wiem, że często z jednego kierunku rezygnowali, gdyż nie dawali sobie rady. Niektórzy starali się o indywidualny tok studiów – mówi.

Dr Lech Giemza, asystent w Katedrze Literatury Współczesnej w Instytucie Filologii Polskiej KUL, wskazuje również na studentów, którym na egzaminach wstępnych powinęła się noga i dostali się na mniej oblegany kierunek. Dla nich możliwość podjęcia nauki na drugim kierunku to szansa na studiowanie tego, co ich naprawdę interesuje. Zdaniem naukowca, prowadzący zajęcia raczej nie stosują taryfy ulgowej dla „dwukierunkowców”. Idą na rękę najwyżej w kwestiach formalnych – pozwalają np. zaliczać kolokwium w innym terminie albo formie niż reszta grupy. Niewątpliwie bez takich udogodnień trudno byłoby osobom uczącym się na dwóch kierunkach podołać wielu obowiązkom. Ale ze strony „zwykłych” studentów może się pojawić zarzut wyjątkowego traktowania takich osób. W pewien sposób „dwukierunkowcy” są przecież uprzywilejowani.

Kto za to płaci?

Na początku tego roku akademickiego prasa donosiła o nieprawidłowościach, jakich miała się dopuścić pewna uczelnia państwowa. Senat tej szkoły podjął decyzję o pobieraniu od studentów uczących się na drugim kierunku opłaty w wysokości 50 proc. czesnego. Władze argumentowały, że pieniądze dostają tylko raz na jednego studenta, bez względu na to, na ilu kierunkach studiuje.

– Ministerstwo nie otrzymało żadnych niepokojących sygnałów w sprawie podejmowania kształcenia na drugim kierunku studiów – mówi Barbara Wierzbicka, dyrektor Departamentu Spraw Studentów i Doktorantów MNiSW. – Jest to możliwe, zgodnie z przepisami ustawy „Prawo o szkolnictwie wyższym” oraz regulaminami studiów uczelni. Jednocześnie dyr. Wierzbicka potwierdza, że studiowanie na dwóch kierunkach czy wydziałach nie ma wpływu na poziom dotacji określany dla uczelni.

Uczelnie nie mogą więc liczyć na profity z powodu kształcenia ambitnych studentów. Kształcąc jedną osobę na dwóch wydziałach nie dostają za nią ani złotówki więcej. Czy jednak rosnące rzesze studentów dwukierunkowych nie będą wkrótce zbyt dużym wyzwaniem? Choć z drugiej strony, jeśli za studia trzeba będzie płacić, może się okazać, że sporej liczby młodych, ambitnych ludzi nie będzie stać na studia choćby na jednym kierunku.