Opcja społeczna

Piotr Hübner


W XIX wieku stopniowo upadała koncepcja autonomii nauki. Jeśli nauka nie miała służyć sama sobie – powstało pytanie, kto ma być jej panem? Poszukiwano na nie odpowiedzi w czasie obrad I Zjazdu Nauki Polskiej (1920), biorąc pod uwagę sztukę, oświatę, państwo, gospodarkę i społeczeństwo. Pokrewieństwo duchowe ze sztuką gwarantowało wolność, ale nie środki, zależność oświatowa czy gospodarcza – niosła utratę tożsamości, opcja państwowa – groziła zniewoleniem biurokratycznym. Najdogodniejsza była opcja społeczna, tu jednak tradycyjny pluralizm zastąpiony został abstrakcyjną jednopodmiotowością. Tak ujmował problem „nauka a społeczeństwo” Franciszek Bujak. Stwierdzał, iż „zdobycze nauki wychodzą na dobre całemu społeczeństwu”, nauka ma „prawdziwie demokratyczny charakter, bo jest przeciwną wszelkim powagom i prawom nieistotnym i pozbawionym wewnętrznych wartości”. Zwłaszcza przydatne są nauki społeczne i historyczne, „jakiekolwiek dążenie polityczne i ekonomiczne na dłuższą metę nie da się dzisiaj pomyśleć bez podstaw naukowych”. Według Stanisława Kalinowskiego, od „konkretnych tworów społecznych”, jakimi są samorządy i prasa, należy oczekiwać poparcia nauki – jest to „obowiązek narodowy... nie może być mowy o datkach, lecz raczej o podatkach”. Organy samorządu winny wspierać budżetowo badania, zwłaszcza lokalne, a prasa – ma podjąć problemy nauki, a nie „schlebiać najniższym instynktom czytelników”. Leon Petrażycki i Mieczysław Szerer wskazywali w dyskusji na przeszkody w postaci „wyczerpania się moralnego” społeczeństwa, co było uwarunkowane wyniszczeniem wojennym gospodarki i oświaty.

Debata zjazdowa nie przyniosła realnych rezultatów. Po dziesięciu latach Franciszek Bujak znów podkreślał (zbiór artykułów „Nauka a społeczeństwo”), że „społeczeństwu naszemu należy nieustannie przypominać, iż rozwój nauki w ogóle, a w szczególności także uprawa nauk społecznych i historycznych, jest jego żywotną potrzebą”.

Społeczeństwo nie wypełniało też zadań bardziej konkretnych. Jego dziełem był „kryzys szkoły wyższej”, czego dowodził rektor USB, ks. Aleksander Wóycicki (wykład inauguracyjny „Uniwersytet a społeczeństwo” z 11 X 1938). Kryzys wywołany był z zewnątrz „nieustannymi sporami o orientację polityczną młodzieży”. Zapomniano o celu zasadniczym: uniwersytet miał przecież przygotowywać „nowe pokolenie elity społecznej do podniesienia bardzo niskiego u nas poziomu życia materialnego i duchowego”. Słabo już oddziaływały „idealne wartości uniwersytetu”, brakowało w społeczeństwie „odpowiedniego klimatu”. Ks. prof. Wóycicki dostrzegał, iż „społeczeństwo, konkretnie rozważane, jest to nie tylko ogół jednostek, ale przede wszystkim wielki zespół przeróżnych zrzeszeń”. Szkoła wyższa „ze swej natury jest rzeczą społeczną”, tworzy bowiem „dobro publiczne”, jest „własnością ogółu obywateli”, spełnia „służbę publiczną wychowania, jakiej rodzina już dać nie może”. Jako „instytucja dobra publicznego” uniwersytet ma na celu „duchową osobowość swej klienteli”.

W nowym kontekście geopolitycznym i ustrojowym opublikowano w 1947 roku pracę „Uniwersytet Jagielloński w służbie społecznej – okres powojenny 1945−1946”. Dokumentowano funkcje i zadania wykraczające poza naukę i nauczanie – wszystko wobec „rozszerzania się i utwierdzania tu i ówdzie, w prasie, na mównicach publicznych czy w sporadycznych potocznych wypowiedziach, opinii bałamutnych, złośliwych przygan, nierzadko zdecydowanie ujemnych osądzeń, rzucających cień na dobre imię naszego szkolnictwa wyższego”. Senat UJ odwołał się do „poważnej opinii publicznej”, gotów był do weryfikacji wcześniej wyrażanych sądów, do rozsądnych zmian.

Z tej i innych, wcześniejszych publikacji wynikało, że dla nauki istotne i twórcze są związki bezpośrednie ze społeczeństwem, pojmowanym nie jako pusty abstrakt – bez przymusowego pośrednictwa państwa i jego, biurokratycznej z natury, administracji.