Jednym palcem ku przyszłości

Grzegorz Filip


Odświeżyłem sobie niedawno lekturę „Buszującego w zbożu” J.D. Salingera, ale nie o dojrzewaniu wrażliwej młodzieży chcę tu mówić ani też o zawartej w tej powieści krytyce kultury masowej, lecz o pisaniu na maszynie. Pamiętają Państwo, w jaki sposób bohater powieści, Holden Caulfield, usiłuje zdobyć pieniądze na nowojorską eskapadę? Chce sprzedać w internacie maszynę do pisania. Trudno mu jednak znaleźć kupca, bo taką maszynę ma każdy uczeń tej szkoły. Wszyscy oni piszą eseje z wielu przedmiotów i oddają je nauczycielom w maszynopisie. Są wczesne lata pięćdziesiąte, Ameryka. Możemy być pewni, że Holden Caulfield i jego koledzy nie pukają jednym palcem, jak pół wieku później ich polscy rówieśnicy. Amerykańską młodzież uczono już wtedy maszynopisania, czyli bezwzrokowego stukania dziesięcioma palcami.

Dziś maszyny do pisania oglądać można w muzeum techniki. Mamy komputery, na których piszemy... jednym palcem. Jednym palcem lekarz wystukuje mi recepty, jednym palcem pani w kasie wymęcza bilety, jednym palcem nasi studenci pukają, niekiedy im zadawane, prace pisemne.

Amerykanie są tacy przyziemni. Tanie amerykańskie komputerki−zabawki dla kilkulatków zawierają program pomagający w nauce pisania na klawiaturze. U nas – dużo gadania o społeczeństwie informacyjnym, ale pisania przyspieszającego wymianę informacji nikt uczyć nie ma zamiaru. W szkołach wprowadzono informatykę, przedmiot, który wpaja instrukcję obsługi Windowsa, Worda, Excela, uczy korzystania z komputera... z wyjątkiem klawiatury.

To jeszcze jedna sfera, w której brak umiejętności odziedziczony ze szkoły obniża poziom uniwersytetu. W politechnikach wprowadzono kiedyś dodatkowe kursy z matematyki, by wyrównać braki. Może uniwersyteckie szkolenia w maszynopisaniu przyczyniłyby się do podniesienia atrakcyjności niektórych kierunków?

Grzegorz Filip