Jakość w czasie

Rozmowa z prof. Michałem Kleiberem, reprezentantem Polski w European Research Council


Panie Profesorze, jest Pan przedstawicielem Polski w Europejskiej Radzie Badań (European Research Council). To nowa możliwość zdobywania pieniędzy europejskich. Czy potrafimy z niej skorzystać?

– Europejska Rada Badań Naukowych, powstała w lutym 2007 roku, w pewnym sensie jest uzupełnieniem 7. Programu Ramowego. Tworzy ją 22 wybitnych europejskich uczonych. Finansuje najlepsze indywidualne projekty badawcze. Programy ramowe funkcjonują w Unii od dziesiątków lat, ale ostatnie lata to okres sporej ich krytyki. Idea, aby finansować przede wszystkim badania mające zastosowanie praktyczne i żeby nie było możliwości finansowania badań podstawowych, z punktu widzenia tradycji europejskiej, była trudna do zaakceptowania dla wielu uczonych. Całe dziedziny były przez to wykluczone z możliwości starania się o środki.

Krytykowane były też biurokracja i trochę sztucznie tworzone konsorcja.

– To prawda. W programach ramowych panowała straszna biurokracja. Ich prowadzenie i rozliczanie to cała sztuka, a decyzje zapadają często po półtora roku od złożenia wniosku, co z punktu widzenia partnerów przemysłowych jest trudne do przyjęcia. Budżet programów ramowych w zestawieniu ze zsumowanymi budżetami 27 krajów Unii, to tylko 5 proc. całości nakładów na naukę – cały 7.PR to trochę ponad 54 mld euro na 7 lat – czyli tak naprawdę o europejskiej nauce decydują narodowe systemy finansowania, a nie programy ramowe. One są oczywiście ważne, ponieważ pokazują, jak się zabierać do podziału środków, sprzyjają współpracy, tworzą wzorce metodologiczne.

W różnych gremiach europejskich uczonych od lat rodziła się koncepcja, aby wzorem agencji badawczych, funkcjonujących w prawie wszystkich krajach europejskich i w Stanach Zjednoczonych, finansować, także na poziomie UE, badania podstawowe. Przy projektowaniu 7.PR utworzono 4 programy, z których 3 odpowiadają temu, co było dotychczas, a 1 jest kompletnie nowy. Dodatkowo ten czwarty program, nazwany IDEAS, postanowiono oddać w ręce uczonych. Powstał 5−osobowy komitet nominacyjny, złożony z osób powszechnie szanowanych, na czele którego stanął Anglik, lord Chris Patten, który wcześniej był komisarzem UE ds. zagranicznych, gubernatorem Hongkongu, a obecnie jest prezydentem Oksfordu.

Komitet zwrócił się do europejskich organizacji naukowych, w tym m.in. narodowych akademii nauk i organizacji dyscyplinowych, o wytypowanie kandydatów. Spośród zgłoszonych, zrywając z zasadą reprezentatywności narodowej, wybrano 22 osoby. Z nowych krajów członkowskich w jej skład wchodzą tylko przedstawiciele Czech, Węgier i moja skromna osoba. Zgłosiła mnie European Universities Association, co – ponieważ nie jestem utożsamiany z uczelnią – było dla mnie zaskakujące, ale i satysfakcjonujące.

Rada jest gronem indywidualności, ale i autorytetów. Zasiada w niej 7 noblistów. Po wyborze, przez półtora roku – zbierając się na 3−4 dni w miesiącu – prowadziliśmy debatę, jak powinna funkcjonować ERC. Jednocześnie dyskutowaliśmy z Komisją Europejską, która miała swoją wizję tego programu, a także z Parlamentem Europejskim. Tu jest pewien czuły punkt, bowiem niepowodzenie tego programu potwierdziłoby na wiele lat tezę, że nauką nie powinni kierować naukowcy. Budżet ERC to 15 proc. całego budżetu programów ramowych, tzn. około 7,8 mld euro, czyli średnio ok. 1 mld rocznie. Przyjęliśmy regułę, że na razie się uczymy, więc przez pierwsze 3 lata będzie on trochę niższy, by na koniec wzrosnąć.

Czym przyjęte zasady różnią się od dotychczas stosowanych?

– Uznaliśmy, że do oceny projektów nie wolno stosować innych kryteriów niż wyłącznie dotyczące jakości projektu – uwzględniając tu osiągnięcia badacza i samą treść projektu – nie ma zatem tzw. wymiaru europejskiego czy parytetów narodowych. Miałem z tym duży problem. Z naszej perspektywy to jest rozwiązanie niekorzystne, ponieważ jeśli w jakimś konkursie jest 50 projektów z Oksfordu, 50 z Cambridge, i podobnie z jeszcze kilku ośrodków, to projektom polskim może być bardzo trudno się przebić. Udało mi się przeforsować koncepcję jakości w czasie, czyli uwzględnienia czynnika rozwoju kadry i rozwoju potencjału naukowego w krajach słabszych naukowo. Starając się przeciwdziałać występującej w wielu krajach niesamodzielności młodych uczonych, przyjęliśmy też, że jedna trzecia całego budżetu będzie przeznaczona wyłącznie dla ludzi młodych. Nie ma także żadnych priorytetów dziedzinowych, a granty są finansowo naprawdę znaczące, do kilku milionów euro. Oceniane są dwustopniowo – na podstawie skróconego wniosku do drugiego etapu przechodzi 2−3 razy tyle projektów, co ostatecznych grantobiorców. Są elastyczne i to autor projektu decyduje, czy robi go w gronie kilkuosobowym, czy kilkudziesięcioosobowym. Novum jest także to, że grant idzie za grantobiorcą, czyli można go przenieść do innego ośrodka. I wreszcie niezmiernie ważna zasada, że o te granty mogą się starać także badacze z całego świata, byleby swoje badania prowadzili w ośrodkach jednego z krajów UE. Postanowiliśmy też zapomnieć o dyscyplinach akademickich i odwołać się do 7 obszarów nauk. To jest przełomowe podejście, ponieważ wymusza interdyscyplinarność. Moja satysfakcja polega też na tym, że zaakceptowano pomysły, które w dużej mierze są zbieżne z tym, co myślę i co próbowałem wprowadzać jako minister nauki.

Jak na razie, ta szansa jest słabo wykorzystywana – w konkursie, który został rozstrzygnięty, nasze wyniki były bardzo słabe. Do drugiego etapu przeszły tylko 4 polskie projekty, a żaden z nich nie uzyskał finansowania.

– W ubiegłym roku odbył się tylko jeden konkurs – właśnie dla młodych uczonych. Przewidywaliśmy, że rozdysponowanych zostanie ok. 350 grantów. Na 9167 wniosków 219 pochodziło z Polski, ale – co niepokojące – znaczna ich część jako miejsce realizacji grantu wskazywała instytuty zachodnie. Do drugiej tury, w której uczestniczyło ok. 560 wniosków, przeszły już tylko 4 polskie wnioski, a wśród laureatów, niestety, nie było żadnego z nich. To oczywiście smuci i jest sygnałem, że wiele w polskiej nauce trzeba jeszcze zmienić.

Rozmawiał Andrzej Świć