Eurofuturo

Artur Wolski


Początek roku jest doskonałą okazją do refleksji i postanowień na przyszłość. Rozważania o niej zawsze zajmowały szczególne miejsce w filozofii oraz w życiu duchowym człowieka. Wyobraźnia, którą się posługujemy, pozwalała od wieków budować wiarygodne modele tego, co ma się wydarzyć, a logiczne rozumowanie, przypisane istotom myślącym, było szansą na przewidywanie konsekwencji rozgrywających się zdarzeń. Indukcja, której sztukę posiadł człowiek na drodze swojego rozwoju, pozwoliła mu na połączenie dwóch ważnych elementów: przyczyny z konsekwencjami. To zresztą stało się fundamentem każdej tworzonej prognozy. Taka zdolność do posiadania chociażby szczątkowej wiedzy o tym, co prawdopodobnie może się wydarzyć, jest ważnym elementem ewolucji ludzkości.

Początek XXI w. stwarza wielką szansę dla eurofuturologii. Staje się ona wielkim problemem naukowym, gospodarczym, politycznym i kulturowym. Taką tezę lansuje prof. Antoni Kukliński, członek Prezydium Komitetu Prognoz „Polska 2000 Plus”. Europa nie ma chyba innego wyjścia, jak tylko nadrobić ogromne zaległości w materii przewidywań przyszłości. Amerykanie postawili na nią i wygrali. Nie planują niczego w „ciemno”, a decyzje strategiczne oparte są na dogłębnej analizie tego, co było, jest i może być. Na Starym Kontynencie myślimy zupełnie inaczej. Żyjemy chwilą i teraźniejszością. Naukowcy ostrzegają: brak spojrzenia w przyszłość zemści się na nas wszystkich, a koszty zaniedbań będą tak duże, że bankructwa nie da się uniknąć. Straty, jakie powstaną, nie dają się nawet oszacować. I jeszcze jedno: warto korzystać ze sprawdzonych wzorców. Futurologia chińska od wieków odnosi się do sztuki myślenia strategicznego. Efekty widać już bardzo wyraźnie, np. w gospodarce. W roku 2000 udział Chin w strukturze światowego PKB wynosił 4 proc., a w 2050 roku będzie to już 28 proc. Zatem najwyższy czas zrozumieć tu, w Europie, że przyszłość zaczyna się od jutra.

Co czeka Europę?

W latach 90. XX wieku w strukturach UE funkcjonowała Cellue Perspective, która była sponsorem wielu bardzo ciekawych studiów poświęconych przyszłości Europy. Niestety dziś, po likwidacji tego ciała, w Komisji Europejskiej nie istnieje żaden zintegrowany system myślenia eurofuturologicznego. Prof. Kukliński uważa to za ogromny błąd. W czerwcu 2006 r. Rada UE podjęła inicjatywę uruchomienia przez Komisję Europejską we współpracy z krajami członkowskimi, prac nad wizją Europy w perspektywie 2050 roku. W uchwale Rady UE czytamy: „Komisja powinna rozwinąć konkretną i realistyczną wizję Unii Europejskiej i jej drogi do osiągnięcia trwałego rozwoju w perspektywie następnych 50 lat”. Rada UE wskazała więc na konieczność nakreślenia przyszłości Europy opartej na jasno sprecyzowanych, długodystansowych celach. Realizacja tej wizji powinna się spełniać etapami według ściśle określonego planu.

I nie ma w tym żadnej złej konotacji historycznej przywołującej w pamięci socjalistyczne planowanie rozłożone na pięciolatki. Ma to być mądre inwestowanie w dziedziny, które gwarantują rozwój i społeczny dobrostan.

Nie sposób w tym miejscu nie zauważyć wkładu polskiej nauki w eurofuturologię. Komitet Prognoz „Polska 2000 Plus”, któremu przewodniczy prezes PAN prof. Michał Kleiber, podjął tę europejską inicjatywę i przystąpił do jej realizacji w 2007 roku.

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego Antoni Kukliński, prezes Polskiego Towarzystwa Współpracy z Klubem Rzymskim, zakłada realizację dwóch koncepcji dla Starego Kontynentu, koncepcji odwołujących się do naszej wiedzy, wyobraźni i woli oraz głębokich tradycji intelektualnych Europy.

Pierwsza z nich jest scenariuszem ostrzegawczym Oswalda Spenglera. Zakłada zmierzch Europy postrzegany w kontekście zmierzchu cywilizacji zachodniej. Nasz kontynent znajdzie się, według tej wizji, na peryferiach i marginesie XXI wieku. Będziemy tylko podmiotem, a nie przedmiotem zainteresowania innych. Ominą nas globalne wyzwania, a nurt ważnych dla świata spraw w sferze polityki i ekonomii skieruje się poza Europę. Zacznie się powolne i nieuniknione umieranie Starego Kontynentu i jego obywateli.

Drugi scenariusz zakłada więcej optymizmu dla Europejczyków. Opiera się na konstruktywistycznej wizji Leonarda da Vinci i przewiduje dla Europy rolę silnego centrum decyzyjnego. Niestety, prof. Kukliński daje tej idei małe szanse powodzenia. No cóż, pomarzyć zawsze warto.

Prof. Zdzisław Sadowski z UW, honorowy przewodniczący Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego, zastępca przewodniczącego Komitetu Prognoz „Polska 2000 Plus”, uważa, że to, co będzie się działo z Europą, zależy od procesów ogólnoświatowych. Prawdziwe bowiem problemy globu i jego przyszłości zależą od kształtowania się ogólnej sytuacji ekologicznej, demograficznej i społecznej.

Przykłady nasuwają się same. Otóż instytucje europejskie rozbudzają w nas niepokój związany z możliwością przejęcia kontroli nad światem przez ośrodki azjatyckie. Dla USA oznaczałoby to utratę hegemonii światowej, a dla Europy wyraźne zmniejszenie jej udziału w gospodarce światowej. Zdrowy rozsądek podpowiada proste rozwiązanie: przyjąć za priorytet ogólne współdziałanie, a destruktywną rywalizację rozrzuconych po świecie centrów decyzyjnych wpisać w niebyt. Tylko czy ten argument jasnego myślenia współczesnej cywilizacji wystarczy? Na to pytanie nie ma dziś niestety odpowiedzi.

Strategia dla Europy do 2050 r.

Dr Andrzej Karpiński, prof. w Szkole Wyższej „Olympus”, członek Prezydium Komitetu Prognoz „Polska 2000 Plus”, sugeruje kilka strategicznych wniosków. Uważa, że należy dążyć do zmian globalnych, polegających na: zwiększeniu jakości życia i lepszym zaspokojeniu potrzeb zbiorowych, szerszym rozwoju sektora publicznego i zdecydowanym zwiększeniu dostępności do edukacji i negocjacji społecznych. Dr Karpiński sugeruje również podjęcie skutecznych działań mających na celu zlikwidowanie zróżnicowania wewnętrznego Europy, spowodowanego dysproporcjami w PKB.

W tej sytuacji wielkiego znaczenia nabiera problem modernizacji strukturalnej Europy i zniesienia jej zapóźnień w stosunku do Stanów Zjednoczonych Ameryki czy Japonii. Według opinii dr. Karpińskiego, jeśli Stary Kontynent pójdzie drogą tych zmian, ma szansę na wypracowanie sobie pozycji światowego lidera w kreowaniu trendów w nauce i technice, podobnie jak zrobiła to kiedyś Kalifornia. Jeżeli popełnimy jednak grzech zaniechania i uwierzymy, że Europa obroni się sama, to czeka nas los światowego cmentarzyska, na którym dopalać się będą jedynie światła dawniejszych fortun finansowych i intelektualnych.

Trudno jest myśleć o jakichkolwiek zmianach, gdy w sposób naturalny Europa umiera na starość – chorobę rozwiniętych cywilizacji XXI wieku. Krótko mówiąc, kłania się demografia. Do 2050 roku o 80 mln zmniejszy się jej potencjał ludnościowy. W tym samym czasie ludność świata może wzrosnąć do 9,1 mld, czyli o 50 proc. w stosunku do 2000 r. Na Starym Kontynencie zacznie brakować rąk do pracy i jego rola w gospodarce światowej sprowadzona zostanie do marginalnego znaczenia. Gdy nałożymy na to brak inwestycji w naukę i nowe technologie, to katastrofę mamy gotową. Konieczna zatem jest aktywna i skuteczna polityka ludnościowa, bowiem walka idzie o szekspirowskie „być albo nie być” oraz by tego pytania nie postawić zbyt późno.

Kolejną sprawą do rozwiązania, bez której przyszłość ekonomiczna Europy nie ma szans na sukces, jest inwestycja w najbardziej rozwijające się technologie skojarzone, tzw. converging technologies. Obejmują one technologie informacyjne, nanotechnologię i biotechnologię. Obecna pozycja Europy jest w nich wyjątkowo słaba. W ogólnej liczbie patentów w dziedzinie nanoelektroniki udział Japonii wynosi 51 proc., USA 24 proc., a Europy tylko 8 proc. Europa potrzebuje do życia tlenu w postaci natychmiastowego skierowania strumienia inwestycji w teleinformatykę, telefonię komórkową, programowanie komputerowe, w rozwój produkcji sprzętu do wytwarzania energii ze źródeł odnawialnych czy opracowywanie nowych leków i aparatury medycznej.

Warto zauważyć, że w perspektywie 2050 roku Europa stanie w obliczu wielkiej konkurencyjności na rynkach światowych ze strony Chin i Indii. Prognozy zakładają, że za 50 lat udział tych państw w światowym PKB może wynosić prawie 45 proc., a w eksporcie 35 proc. W świetle takich prognoz konieczna jest już dziś modernizacja gospodarki europejskiej i bardzo szybka likwidacja opóźnień. Trzeba zrezygnować z produkcji towarów drogich i o średniej jakości technicznej. Ich cena, kształtowana przez wysoki poziom płac i wysoką pracochłonność procesu tworzenia, skazuje je w przyszłości na przegraną w konkurencyjności cenowej z wyrobami chińskimi czy indyjskimi.

Wyzwania przyszłości

Prof. Wojciech Lamentowicz z Wyższej Szkoły Międzynarodowych Stosunków Gospodarczych i Politycznych w Gdyni, członek Komitetu Prognoz „Polska 2000 Plus”, zwraca uwagę na kilka faktów związanych z procesem globalizacji. Europa i Unia mogą zacząć cierpieć na deficyt zdolności adaptacyjnych i regulacyjnych związanych właśnie z globalizacją. Powodów tych braków szukać trzeba w zjawiskach, które już teraz toczą się w Europie. Jest to m.in. kryzys instytucjonalny Unii, związany z coraz mniejszym poparciem dla rozszerzania się wspólnoty o nowych partnerów. Problematyczna staje się wizja przyjęcia Turcji, Ukrainy czy państw Zakaukazia. Brak nie tylko wizji strategiczno−cywilizacyjnych, ale również charyzmatycznych przywódców, kreślących przyszłość Starego Kontynentu.

Europa przeżywa kryzys demokratycznej legitymizacji władzy. Obywatela coraz mniej interesuje polityka, spada frekwencja wyborcza, obniża się zaufanie do partii i instytucji politycznych. Badania statystyczne mówią, że tylko 17 proc. Europejczyków ufa partiom w swoich krajach. Problemy ekologiczne, a przede wszystkim wysokie tempo ocieplania się klimatu i powolne tempo redukcji zanieczyszczeń, pogłębiający się deficyt słodkiej wody oraz narastające kłopoty z zaopatrzeniem w energię ze źródeł kopalnych – to kolejne wyzwania przyszłości, które wymagają rozwiązań. Do tego dodajmy problemy z tożsamością kulturowo−religijną Unii oraz ryzyko terroryzmu motywowane poczuciem dyskryminacji przez radykalne skrzydła tradycji islamskiej. Do tej pory Europa rozwiązywała pojedynczo nawet trudne sprawy, przełamując następujące po sobie kryzysy. Teraz mamy ogromny pakiet zadań do natychmiastowego i jednoczesnego załatwienia. Czy wystarczy nam sił, mądrości i skuteczności w działaniu?

Prof. Antoni Kamiński z UW ostrzega, że nadal, niestety, kontynuujemy dotychczasowe zasady myślenia i działania. Rządy państw UE skupiają się na wąsko pojętych interesach własnych lub kierują się urazami z przeszłości i nie są w stanie wyjść poza ten zakres. Czy to dobrze wróży Staremu Kontynentowi? Chyba nie, ale wierzyć należy w biologiczną siłę przetrwania masy i życia oraz w to, że do 2050 roku jest jeszcze trochę czasu na refleksję i działania.

Artur Wolski, dziennikarz Pr. 1 Polskiego Radia, rzecznik PAN.